W minionych latach przygotowywałem Mikołajki tylko dla bydgoskich VIP-ów. Tegoroczne prezenty są przeznaczone dla wszystkich bydgoszczan. Czego moi ziomkowie pragną, domyśliłem się po analizie kilku zdjęć.

Oczywiście, mogę obdarować mieszkańców naszego miasta tylko intencjonalnie. To  przecież od bydgoszczan w dużej mierze zależy, czy  ich najskrytsze marzenia się ziszczą.

Weźmy na ten przykład pragnienie, żeby zaliczać się do arystokracji. W tej chwili arystokratów jest w naszym mieście garstka. Jak znaleźć się w tym ekskluzywnym gronie? Oczywiście, bywając jak najczęściej w Szpulce! Starczy tylko przechodząc lekko się otrzeć o dr. Grzegorza Kaczmarka albo usiąść na miejscu z widokiem na dyrektor Marzenę Matowską  i człowiek dosłownie arystrokacieje w oczach.

Niestety, częstotliwość bywania w  Szpulce  nie zależy wyłącznie od dobrych chęci. Gdy mieszka się daleko od centrum miasta, można tam zaglądać tylko sporadycznie. Jest jednak lekarstwo na tę bolączkę. W każdej dzielnicy powinna  powstać filia Szpulki, a przy szkołach, wzorem szkolnych kół Towarzystwa Miłośników Miasta Bydgoszczy, szkolne koła szpulkowe.  

Sądząc po wyrazie twarzy, Marzena Matowska chyba nie do końca wierzy, że nawet po takim rozmnożeniu Szpulek nastąpi dobra zmiana (tzn. przerobienie niedouczonych i niekompetentnych bydgoszczan w arystokratów). Spoko, pani dyrektor! Damy radę!

                                                                                                   ----

W Polsce priorytetem jest koncepcja odpowiedzialnego rozwoju autorstwa Mateusza Morawieckiego. W Bydgoszczy jest wcielana w życie łącznie z zasadą zrównoważonego rozwoju. Pokazują to na własnym przykładzie europoseł Kosma Złotowski i jego asystent Szymon Róg. Nie ma przegięcia w żadną stronę. Rozwój jest na maksa zrównoważony.

                                                                                                   ----

Bydgoszczanie są bystrzy, ale szczycenie się własną inteligencją uznają nie bez racji za obciach. Dlatego powinni pójść w ślady ważnych osób z bydgoskiego magistratu, na przykład wiceprezydenta Mirosława Kozłowicza. W zeszłej kadencji, kiedy zaczynał pracę w ratuszu, jeszcze nie skrywał walorów swojego umysłu. Mało tego, nawet próbował innych podciągnąć do swojego poziomu (słynny okólnik na temat zasad redagowania pism urzędowych).

W tej kadencji wiceprezydent Kozłowicz nie postępuje już obciachowo. Uznał, że kiedy włoży okulary i zapuści brodę, skutecznie ukryje twarz intelektualisty. A stosując tę metodę  maskowania się, nie jest wcale odosobniony w ratuszu.

Jak wszystko pójdzie zgodnie z planem, staniemy się do 2030 roku miastem arystokratów, nieepatujących przesadnie inteligencją i  rozwijających się w sposób zrównoważony.