Gizela Chmielewska ? dziennikarka zafascynowana związkami Kresów z Bydgoszczą, autorka m.in. cyklu artykułów pt. ?Adresy?, publikowanych na łamach Gazety Pomorskiej ? ?Album Bydgoski?. Współautorka ? razem z Bogdanem Chmielewskim ? wystawy ?Cierń kresowy? w Galerii Autorskiej w czerwcu 2008, autorka książki pt. “Cień Kresowy? (wyd. w 2010 r.), poświęconej Edwardowi Woyniłłowiczowi oraz jego rodzinie – Kresom i Bydgoszczy.
Dług wdzięczności
Spaceruję ulicami mojego miasta szlakiem, który wyznacza mi magia Kresów. Odkrywam kamienice, w których od dziesięcioleci zaklęta jest kresowa śpiewna mowa, wertuję książki, w których toczy się życie ? to lepsze, szczęśliwsze, jeszcze przed Bydgoszczą. Poznaję ludzi, którzy urodzili się pod kresowym niebem i tam się chcieli zestarzeć, aby kiedyś znaleźć miejsce wiecznego spoczynku na rodzinnym cmentarzu. Tymczasem niebo, a nawet cmentarze im odebrano. Na otarcie łez los podarował im Bydgoszcz.
Ja wiem, że oni ciągle tu są, mimo że od ich przyjazdu do Bydgoszczy za chwilę minie 100 lat. Nadal przemierzają bydgoskie ulice szukając drogi, która zaprowadziłaby ich do rodzinnego domu, gdzie przed gankiem z białymi kolumienkami rosną róże Marechal Niel… Nadal tęsknią za aleją lipową posadzoną ręką pradziadka… Nadal mają spakowane walizki, bo a nuż będzie można… Dobrze wiem, że ich wielkie marzenia nigdy się nie spełnią.
Na tej drodze bydgoskich wędrówek szlakiem Kresów spotykam niezwykłych ludzi: wiceadmirała Konstantego Biergiela z ul. Jackowskiego 14, generała Zachariasza Bakhradze z ul. Chodkiewicza 16, sybiraka Augusta Iwańskiego z ul. Gajowej 35, generała Aleksandra Karnickiego z kamienicy przy ul. Cieszkowskiego 11, Michała Łempickiego z willi przy ul. Chopina 6, Krystynę Pusłowską i jej matkę Emily Pignatelli d’Aragon z pałacyku przy Piotra Skargi 3, Serafina Lipkowskiego i jego bliskich z ul. Paderewskiego 1, doktora Tadeusza Nowkuńskiego z Al. Mickiewicza 9, Helenę i Włodzimierza Stulgińskich z domu przy ul. Kościuszki 5, Wincentego i Zofię Wołodkowiczów, mieszkających przy ul. Libelta 10, wreszcie Edwarda Woyniłłowicza z małżonką Olimpią z okazałej kamienicy przy ul. Zamoyskiego 4.
Te nazwiska ? dla większości współczesnych bydgoszczan zupełnie obce ? były doskonale znane w Mińsku, Nieświeżu, Petersburgu, Kijowie, Witebsku, Homlu, a nawet na Dalekim Wschodzie, np. w Harbinie. Nie mogło być przecież inaczej skoro ci ludzie stawiali tam kościoły, fundowali szkoły i szpitale, byli mecenasami sztuki i hojnymi opiekunami niezamożnej polskiej młodzieży. U nas, nad Brdą, też dzielili się chlebem i sercem. Niestety, moja Bydgoszcz dawno o nich zapomniała, chociaż na pewno na to nie zasłużyli. Ja, bydgoszczanka bez najmniejszych kresowych korzeni już wiem, że mam wobec tych ludzi dług wdzięczności. Dlatego staram się mojemu miastu odświeżyć pamięć.
Powolutku odkrywam Bydgoszcz nasyconą kresowymi nadziejami, powolutku odkrywam ulicę za ulicą, nazwisko za nazwiskiem. Wyciągam kresowe okruchy z mocno wyblakłej karty dziejów naszego miasta, ze starych dokumentów, których już nikt od dawna nie miał w rękach. Z pożółkłych stronic akt parafialnych, ze starych gazet, fotografii i listów.
Zaglądam w okna domów, które mają niemiecki rodowód, ale wypełnione są kresowymi marzeniami, wertuję karty wspomnień nasyconych tęsknotą za rajem utraconym nad Dnieprem, Ipucią, Prypecią, Świsłoczą, Słuczą, Sożą. Właśnie dzięki temu jedno zrozumiałam: przyjmując ludzi stamtąd pod swój dach moje miasto miało wielkie szczęście. I teraz się nim się ze mną dzieli.