Podczas konferencji prasowej, która odbyła się 6 czerwca przy ulicy Marcinkowskiego, Edward Hartwich mówił: – Przyszłość nie będzie przyszłością, w której będziemy szukać przyczyn tego, dlaczego nie można, ale będziemy współpracować, komunikować się i realizować takie projekty jak ten. Żeby mieszkańcy Bydgoszczy nie podejmowali ani przez moment refleksji, czy mieszkać tutaj czy nie mieszkać, tylko żeby odpowiadali sobie na pytanie: co w Bydgoszczy czynić, a nie by zastanawiali się: wylatywać czy nie wylatywać.
Najpierw diagnoza, potem metodaDiagnoza jest więc jasna: mieszkańcy emigrują do większych miast i bogatszych państw, ponieważ w ich mieście jest brzydko i nie ma co robić. Można by wyciągnąć wniosek, że Polacy szczególnie upodobali sobie krajobrazy Wielkiej Brytanii i tamtejszą architekturę. I tylko niewyjaśnionym zrządzeniem losu estetykę brytyjskich miast i miasteczek najbardziej lubią ludzie pochodzący z obszarów o najwyższym poziomie bezrobocia.
Błąd czubka własnego nosaEdward Hartwich twierdzi, że niedostatki materialne i frustracja wyostrzają wrażliwość estetyczną. Gdyby potrafił to udowodnić, zrewolucjonizowałby wiedzę psychologów. Ci twierdzą bowiem, że jest odwrotnie. Im bardziej podstawowe potrzeby ma człowiek niezaspokojone, tym mniej go interesuje subtelne piękno. W takim stanie ma człowiek skłonność nie do spacerów, lecz do destrukcyjnych zachowań, w tym wandalizmu i popadania w nałogi. Prawdopodobnie wicemarszałek mówił nie o potrzebach mieszkańców, ale o własnych albo w ogóle nie myślał, co mówi.
Szczęście w nieszczęściuTo, że wicemarszałkowi mylą się priorytety, jest przy obecnym stanie bulwarów dobrą wiadomością. Ich wygląd poprawił się, ale liczba wciąż istniejących mankamentów musiałaby wygonić z miasta wielu mieszkańców, gdyby rzeczywiście to stanowiło przyczynę emigracji. Bez obaw, że czynnik ten zadecyduje o czyimś wyjeździe z miasta, podajemy listę elementów, które zostały zniszczone albo niewłaściwie wykonane podczas prac remontowych.
Od Astorii do ŁuczniczkiOzdobne świetliki przy Astorii obecnie szpecą. Skradziono żarówki. Najwyraźniej marża na skradzionych kablach nie jest obecnie zbyt wysoka, dzięki czemu te elementy mogły zostać na swoim miejscu. Obok jest przystanek tramwaju wodnego, póki co w dobrym stanie, gdyby nie odstająca listwa ukazana na zdjęciu. Takie same buble sterczą z nowego przystanku obok dworca PKS. Wciąż nie działają fontanny obok nowego placu zabaw. Dzieci cieszyły się tryskającą z nich wodą tylko przez jeden dzień. Po drodze mija się pierwsze wykwity graffiti. A dalej jest amfiteatr przy operze, który nie stanowił elementu planu rewitalizacyjnego. Brakujące płyty krzyczą do mieszkańców: “Wylatuj stąd! Czym prędzej!” Kolejny przystanek tramwaju wodnego jest cały, ale szyba w barierce “ozdobiona” jest pęknięciami. Kolejny przystanek jest tak zdewastowany, że doczekał się osobnego artykułu . Z kolei sklepienie wiaty przy moście Esperanto jest wypaczone od słońca albo celowo wgniecione. Ten ostatni, to najbardziej łagodny przypadek. Trzeba uważnie przyjrzeć się zdjęciom, żeby dostrzec cień ukazujący wklęsłą powierzchnię. Jednakże istnieje ryzyko, że stan tego pacjenta będzie się pogarszał.
—
Na szczęście nikt Bydgoszczy nie będzie opuszczał dlatego, że wyremontowany spacerniak nafaszerowany jest destrukcyjną twórczością mieszkańców i technicznymi wadami. Na nieszczęście władze, nie tylko bydgoskie, stawiają na estetykę zamiast na pragmatykę. Priorytety władzy są odwrotne w stosunku do priorytetów innych ludzi albo też władza upiększa miasto dla tej mniejszości, która nie narzeka na brak pracy, niskie płace i wysokie ceny. Choćby pozłocono tramwaje, a chodniki wyłożono marmurem, to i tak wyjadą stąd ci, którzy zamiast urządzać sobie leniwe spacerki chodzą nerwowo szukając pracy.