Maciej Marzec jest tutejszy, więc nie musimy sprawdzać jego wiedzy na temat Bydgoszczy.

– Porozmawiajmy o polityce.

- Jestem tak zajęty poważnymi sprawami, które prowadzi nasza kancelaria prawna, że nie mam czasu na politykę.

– Ale przecież kandydował pan w 2011 roku do sejmu.

- To zupełny przypadek. Działam w organizacjach katolickich i jedna z pań, które tam poznałem, poprosiła, żebym kandydował.

– Zgodził się pan kandydować na prośbę jakiejś pani?

- Sprawa jest bardziej złożona. Pani Maria pracuje jako katechetka. Jej znajoma, która była kiedyś katechetką, jest obecnie posłem. Ma duże możliwości i załatwiła pracę czwórce dzieci pani Marii. Pracują teraz w różnych miejskich instytucjach i całkiem dobrze zarabiają. Przyszła kolej na odwdzięczenie się. Pani Maria miała znaleźć wartościową osobę, która zgodzi się kandydować z 19 miejsca.

– Teraz też pan robi komuś uprzejmość, kandydując do Parlamentu Europejskiego?

- Byłem zachwycony, kiedy Jarosław Gowin jako minister sprawiedliwości zlikwidował małe sądy powiatowe. Niedawno dowiedziałem się, że utworzył własną partię. Wstąpiłem do bydgoskiej siedziby, tylko po to, żeby powiedzieć, że życzę mu sukcesu. A tam jakby Pana Boga za nogi chwycili, zwłaszcza gdy dowiedzieli się, że jestem prawnikiem i znam biegle angielski.