Rozumiałem i w pełni podzielałem argumenty kierujące postępowaniem matek niepełnosprawnych dorosłych dzieci, które w sejmie zaczęły walczyć o lepszą przyszłość. Rozumiałem do czasu, kiedy pojawiły się niegrzeczne, czy wręcz chamskie wypowiedzi wobec negocjatorów. Kompletnie przestałem rozumieć, kiedy wśród realnych postulatów pojawiły się postulaty polityczne.
Niepełnosprawni od lat nie mają szczęścia do polityków. Rozmawiałem kiedyś na ten temat z przedstawicielem świata polityki. Usłyszałem, że niepełnosprawni to bardzo specyficzna grupa. Po pierwsze: niezwykle skłócona. Dziesiątki różnych organizacji, które zazwyczaj patrzą na siebie niechętnie. Po drugie: jest to grupa wzbudzająca emocje, a zatem warto o niej ciepło mówić. Jest to opłacalne w sensie politycznym. Po trzecie wreszcie: realne działania na rzecz tych osób są nieopłacalne w sensie politycznym, ponieważ ci ludzie nie chodzą na wybory!
Coś w tym chyba jest. Z naturalnych przyczyn dla mnie osobiście najbliższą grupą są osoby niewidome. Patrząc realnie, nie mamy tak naprawdę prawdziwego przedstawicielstwa żadnej organizacji. W Polskim Związku Niewidomych nie ma zbyt wielu osób całkowicie pozbawionych wzroku. We władzach tego stowarzyszenia przeważają niedowidzący, a to jednak dwa inne światy!
Dla niedowidzących najistotniejsze rzeczą na świecie będą np. jaskrawe oznaczenia przeszkód drogowych, duże litery na klawiaturze komputera itp. Jednym słowem – rzeczy całkowicie obojętne tym naprawdę niewidomym. Dla nich z kolei podstawą normalnej egzystencji są kursy orientacji przestrzennej i udźwiękowiony telefon czy laptopy. Zupełnie inne potrzeby, zupełnie inna realizacja prawa do normalnego funkcjonowania.
Realizacja tych potrzeb to zazwyczaj brutalna gra o środki finansowe. W sytuacji olbrzymiej przewagi osób niedowidzących nad niewidomymi w danej organizacji więcej tych działań pójdzie w kierunku potrzeb większości, a zatem niedowidzących. Wielu moich niewidomych znajomych nie należy do Polskiego Związku Niewidomych. Ja również. Wielu otwarcie mówi o konflikcie, wynikającym z różnych potrzeb i różnej skali realizacji tychże. Mamy podziały w całym społeczeństwie, mamy również wśród niepełnosprawnych.
Z dużą nadzieję przyjmowałem sygnały płynące od obecnej władzy, dotyczące niepełnosprawnych. Przekonuje mnie bardzo szerokie spojrzenie na istotę barier, funkcjonujących w świecie osób niepełnosprawnych. Mówi się tu zarówno o barierach fizycznych (chodniki, schody, poręcze itp.), jak i barierach mentalnych, utrudniających zrozumienie tej drugiej osoby.
Kilka dni temu doszło w Warszawie do symbolicznego podpisania porozumienia pomiędzy przedstawicielami wielu organizacji osób niepełnosprawnych a rządem. Uzgodnienia dotyczyły bardzo wielu kwestii, istotnych dla każdej osoby niepełnosprawnej, a także dla ludzi starszych (mniej sprawnych). Szerokie porozumienie społeczne charakteryzujące się wzajemnym szacunkiem, zaufaniem i umiejętnością kompromisu.
W tym samym czasie w sejmie dochodzi do okupacji przez matki dorosłych niepełnosprawnych dzieci. Może zastanawiać, że na korytarze sejmowe tę grupę protestujących wprowadziła przedstawicielka opozycji, poseł Joanna Scheuring–Wielgus. Może zastanawiać zbieżność terminów obu tych inicjatyw.
Realnie patrząc, ta grupa społeczna od bardzo wielu lat była marginalizowana. Jej potrzeby nie były wypełnione, nie były realizowane przez kolejne ekipy rządzące z powodów, o których wspomniałem na wstępie. Chociażby z tego względu, zbójeckim prawem opozycji, było wesprzeć te postulaty poprzez umożliwienie protestu.
Trudno jednak spokojnie patrzeć na upolitycznienie tego sporu i cyniczne, przedmiotowe traktowanie niepełnosprawnych. Pojawiły się wypowiedzi czołowych opozycjonistów o półkach rzekomo pełnych gotowych uregulowań prawnych pozostawionych w spadku po poprzedniej koalicji. Agresywne wypowiedzi, że obecna władza nie robi sobie nic z potrzeb osób niepełnosprawnych. Pojawiły się wreszcie czysto polityczne żądania ustąpienia pani minister Elżbiety Rafalskiej. Podjudzone przez opozycję protestujące matki agresywnie odzywały się do kolejnych potencjalnych negocjatorów. Propozycje rzucały do kosza. Była u nich zarówno pani minister Rafalska, jak i premier Morawiecki, jak i wreszcie sam prezydent Andrzej Duda. Kto miałby je przekonać, aby zaczęły rozmawiać?! Papież Franciszek?
Z jednej strony widzimy rząd spokojnie rozmawiający o potrzebach osób niepełnosprawnych z organizacjami grupującymi te osoby. Pojawiają się konkretne propozycje, terminy, kwoty. Z drugiej – nieuzasadnione twierdzenia opozycji, agresja matek i podsycany szum medialny. Postronny obserwator może odnieść wrażenie, że w tym drugim przypadku roszczeniowość niepełnosprawnych osób jest przeogromna i pewnie będzie miał rację.
Źle się dzieje, kiedy osoby niepełnosprawne stają się marionetkami w teatrze politycznym. Potrzeby różnych niepełnosprawnych są różne i nie można wyżej stawiać żadnej grupy. Takiego właśnie wywyższenia domagają się, moim zdaniem, matki protestujące w sejmie.
Totalny brak rozmów to totalny brak ewentualnego kompromisu. W tej sytuacji jedynym realnym efektem pozostaje polityczny cyrk, a czy o to naprawdę chodzi?