Tadeusz Jaszowski zmarł w lutym 2014 roku. Dożył sędziwych 98 lat. Był pułkownikiem Ludowego Wojska Polskiego. Starszy pan mieszkający tuż obok nas, na osiedlu Leśnym. W Polsce Ludowej zrobił doktorat, potem habilitację. Pisywał artykuły o zbrodniach Selbstschutzu; o zbrodniach hitlerowskich dokonywanych na Żydach, na Pomorzu i Kujawach. Przez wiele lat pracował w Komisji Badania Zbrodni przeciwko Narodowi Polskiemu. Nie pisał natomiast nic o swoich własnych zbrodniach. A miał ich na sumieniu nie mniej niż kilkanaście.

Po zakończeniu II wojny światowej został prokuratorem i namiętnie żądał kary śmierci dla Żołnierzy Niezłomnych, głównie z partyzantki poakowskiej i Narodowych Sił Zbrojnych. Był postrachem podziemia niepodległościowego w Katowicach i Będzinie. W jego nekrologu zamieszczonym w Gazecie Pomorskiej w lutym 2014 roku czytamy, że był żołnierzem AK. I tak się zdarzało, że żołnierze AK sądzili i żądali kar śmierci dla swych niedawnych kolegów z podziemia. Taki Mieczysław Widaj, pułkownik, były akowiec skazał na śmierć 106 kolegów z podziemia.

Rodzina Tadeusza Jaszowskiego zgłosiła się do dowództwa garnizonu w Bydgoszczy o asystę wojskową podczas pogrzebu stalinowskiego prokuratora. I w pogrzebie asystował trębacz-werblista oraz trzech żołnierzy. Nie był to więc jakiś wyjątkowo wyniosły ceremoniał, ale jednak Niepodległa Rzeczpospolita Polska uhonorowała zbrodniarza stalinowskiego. Komendant garnizonu w Bydgoszczy, major Jarosław Raszka wyjaśnia, że w czasie pochówku Tadeusza Jaszowskiego nie istniała procedura sprawdzania życiorysu zmarłego z pomocą IPN. – Dziś to sprawdzamy – mówi major Raszka, zdaje się zawstydzony zaszłym wydarzeniem.

Przypomnę, że niedawno doszło do podobnego skandalu w Koszalinie, gdzie z honorami wojskowymi pochowany został pułkownik Wacław Krzyżanowski, który żądał kary śmierci dla legendarnej sanitariuszki Danuty Siedzikówny “Inki”. Wówczas minister obrony narodowej Tomasz Siemoniak nie krył oburzenia i w rezultacie odwołał dowódcę garnizonu Koszalin.