Na tropie legendy

Jak się okazuje po 50 latach, zapamiętałem dość dużo koncertowych kawałków. Wymienię tylko te, co do których mam stuprocentową pewność. Na pewno usłyszałem “To właśnie my”, “Pięciu nas jest”,“Historia jednej znajomości”,“Jak mi się podobasz”, “Nie mów nic”, “Jak wędrowne ptaki”, “Wolny wieczór”, “Śledztwo zakochanego”, “Kto lepszy”, “Byczek Fernando”, “Barwy jesieni”, “No bo Ty się boisz myszy”, “Nie zadzieraj nosa”, “Nad morzem”, “Taka jak Ty”, “Licz do stu” i wiele innych, a wśród nich kompozycję Gershwina “Summertime”, która kompletnie mnie zaskoczyła i zadziwiła. Kiedy następnego dnia, a potem przez wiele, wiele lat, opowiadałem o tym kolegom, znajomym, to właśnie “Summertime” wzbudzał powątpiewanie i brak wiary w moją pamięć.

Jak to Czerwone Gitary i Gershwin ? Nie, to do siebie nie pasuje w sposób zdecydowany! Mnie i nie tylko mnie, brakowało wtedy wiedzy, że standard ten wykonywało dziesiątki wykonawców jazzowych i rozrywkowych na całym świecie. Krzysztof Klenczon, który tak ekspresyjnie to odśpiewywał, wcale nie musiał brać przecież przykładu ze wzorów tych pierwotnych, amerykańskich, filmowych, z opery “Porgy and Bess”.

Moim zdaniem Krzysztof i zespół sięgnęli po przykład brytyjskiej, liverpoolskiej grupy Gerry and The Pacemakers. Jej album “How Do You Like It”, Franciszek Walicki ponoć w grudniu 1963 roku, przywiózł ze słynnej wyprawy Niebiesko-Czarnych do paryskiej Olimpii. Na tej płycie zawarte jest właśnie “Summertime”. Krzysztof Klenczon, uczestnik tego wyjazdu, musiał płyty wysłuchać i ten utwór pozostał w jego głowie!

W repertuarze koncertowym Czerwonych Gitar kompozycja ta była od pierwszych występów w styczniu 1965 roku, przez kolejne 3 lub nawet 4 lata. Kiedy przed laty wytrwale śledziłem losy tego czerwono-gitarowego nagrania, nikt aż do lat 90. nie potrafił podpowiedzieć, czy zachowała się jego rejestracja, czy ktoś to widział, słyszał…

Niespodziewane zwycięstwo po latach

.
Był już 21. wiek, kiedy – bodajże w roku 2002 – z pomocą dobrego muzycznego kumpla Marka Balcerkiewicza z Gdańska, wszedłem w posiadanie kilku ultraunikatowych pocztówek dźwiękowych, w tym między innymi “Summertime”. W przypadku tej ostatniej, Marek nawet nie wiedział, że to… to jest to! Kiedy sprzedawał mi kilka innych płyt, zauważyłem niepozorną małą pocztówkę, mocno przybrudzoną z napisem “Sommer…” i żadnego wyraźnego znaku, że to Czerwone Gitary. Ale widać 35 lat tropienia tego rarytasu, wyzwoliło we mnie czujność i przekonanie, że tym razem udało się!

Za jakiś czas położyłem to na talerzu gramofonu i po uzyskaniu właściwych obrotów, momentalnie zarejestrowałem to na nagrywarce. Byłem wzruszony i poruszony – legendę udało się dotknąć i wrócić jej życie.

Przegrałem również inne bezcenne nagrania z podobnie wyglądających, małych pocztówek, o tytułach “To Ty tylko Ty”, “Baw się razem z nami”, “Kto się czubi ten się lubi”. Już wkrótce po tych odkryciach utwór “Baw się razem z nami” wszedł do koncertowego repertuaru Czerwonych Gitar na wiele lat. To była taka miła dodatkowa satysfakcja.

Podzielić się z innymi

Minęło kolejnych prawie 15 lat, kiedy w końcu, po wysłuchiwaniu tych nagrań jedynie w gronie przyjaciół, nadszedł właściwy moment, od którego wszyscy chętni, mogą ten kultowy utwór wraz z innymi wspomnianymi wysłuchać. Wytwórnia “Kameleon Records” zdecydowała się umieścić te rarytasy na wspaniałej, unikatowej płycie CD, zatytułowanej “Nie daj się nabrać na byle co”. Obok pocztówkowych wynalazków, krążek zawiera nagrania radiowe i zapis legendarnej Gitariady z Sali Kongresowej. Wszystko to ze wspaniałego roku 1965. Jeśli ktoś nadal lubi i ceni te superbigbitowe dzieje, to musi koniecznie wejść na stronę Kameleon Records. Płytę wydano w niewielkim nakładzie, więc zwlekanie z decyzją może spowodować smutne skutki!

Studio na Słupeckiej, wytwórnia na “Monciaku”…

Kiedy teraz, po 50 latach, nikt nie musi wątpić, że Czerwone Gitary i “Summertime” to związek logiczny, warto przypomnieć, jak doszło do powstania tego nagrania i gdzie to nastąpiło, skąd wzięła się ta (być może jedyna zachowana!) pocztówka dźwiękowa.

Z Jurasem Kosselą rozmawiałem o tym pierwszy raz w 1999 roku, podczas wizyty zespołu w Bydgoszczy. Zaprosiłem muzycznych znajomych na spacer po mieście, a potem była audycja w Radiu PiK, połączona z minikoncertem akustycznym (proszę szukać w Archiwum Radia PiK pod hasłem Czerwone Gitary).

O samym “Summertime” Juras powiedział, że nagrali to w jego prywatnym studio w Gdyni na ulicy Słupeckiej i miało to formę bardzo surową. Nie udało mi się wówczas, w tamtej rozmowie, ustalić, czy nagranie jest osiągalne. 3 lata później, kiedy odnalazłem tę pocztówkę, ponownie zapytałem Jurka Kosselę, który przypomniał sobie, że taśma z tym nagraniem i innymi trafiła do wytwórni pocztówek dźwiękowych w Sopocie i dzięki temu dzisiaj możemy tego posłuchać!

Dla mnie jest to jedna z najbardziej fascynujących historii w dziejach polskiego big beatu. Śmieszne, niedoceniane, trzeszczące pocztówki, stały się niczym wałki Edisona, czy acetaty Presleya i Beatlesów – tymi, które zachowały dźwięki, tamte niezapomniane nutki sprzed już ponad pół wieku!

Kiedy biegłem zdyszany na koncert, urywając się z imienin taty Józefa w marcu 1967 roku, nie wiedziałem, że będzie to inspiracją do tej dzisiejszej narracji…

Zbigniew Michalski