Na zaproszenie wojewody Mikołaja Bogdanowicza spotkali się dzisiaj w urzędzie wojewódzkim parlamentarzyści, przedstawiciele administracji rządowej i samorządowej. Mieli radzić, co robić, by rozbroić "ekologiczną bombę", która powstała na terenach po upadłym Zachemie.
Wiadomo, że Zachem przez dziesięciolecia produkował materiały wybuchowe, barwniki, pianki poliuretanowych oraz szereg półproduktów chemii organicznej. Zostawił po sobie w ziemi mieszankę wybuchową, która może spowodować kataklizm wykraczający daleko poza granice Łęgnowa i jego okolic. Stan ekologicznej katastrofy w pełni potwierdziły badania naukowców z Akademii Górniczo-Hutniczej w Krakowie.
Gdy Zachemu już nie ma, a bomba ekologiczna jest, słuszne jest postawienie pytania, co robić, aby tę bombę rozbroić. Media informują o różnych szacunkach, ile to może kosztować. Bo jak to zrobić, odpowiedzi jak nie było, tak nie ma. Jakimś remedium na zapobieżenie rozprzestrzenienia się zanieczyszczeń tkwiących w ziemi zachemowskiej ma być remediacja terenów zanieczyszczonych przygotowywana przez Regionalną Dyrekcję Ochrony Środowiska, na którą ze środków Narodowego Funduszu Ochrony Środowiska pozyskano już 93 mln zł. Eksperci przekonują jednak, że to kropla w morzu potrzeb. Na zneutralizowanie tkwiącego w ziemi niebezpieczeństwa pieniędzy trzeba będzie dużo więcej.
Wiadomo że za rozwiązanie tak gigantycznego problemu odpowiedzialne jest państwo. A jak państwo, to politycy, którzy w "państwie" znaczą i mogą najwięcej. Jak politycy, no to wiadomo, że na uwadze możemy mieć jedynie polityków poważnych. Poważni politycy obecni rekrutują się z dwóch obozów: Prawa i Sprawiedliwości oraz Platformy Obywatelskiej, tych, którzy rządzili 8 lat przed 2015 rokiem i tych, którzy rządzą od ponad trzech lat teraz.
Zaznaczmy od razu, że zdecydowanie większą odpowiedzialnością obciążeni są politycy, którzy w swoich rękach trzymają ster rządu. Tę odpowiedzialność wojewoda Mikołaj Bogdanowicz w sposób szczególny poczuł w minionych dniach. Krytykowany przez opozycję, że do rozbrojenia bomby ekologicznej nie zabiera się w sposób właściwy, postanowił do narady zaprosić krytyków i ogłosił "wojewódzki szczyt", na który zaprosił wszystkich polityków, również tych, którzy w krytyce jego poczynań nie hamowali się w niczym. Przyjął zasadę demokratyczną: na szczeblu państwowym - parlamentarzyści, na szczeblu wojewódzkim i miejskim - radni, na szczeblu osiedla - radni osiedlowi. Wiadomo przecież, że w naszym kraju na rozbrajaniu bomby ekologicznej nikt nie zna się lepiej, jak wybrani przez naród reprezentanci. Na dodatek wpadł na pomysł, by ci cieszący się w społeczeństwie największym poparciem, eksperci - politycy, dyskutowali nad rozbrojeniem bomby ekologicznej bez udziału mediów! Kto wpadł na ten pomysł, zasłużył na miano desperata - kamikadze.
Relacjonując dzisiejsze obrady na wojewódzkim szczycie u wojewody, a wzięli w nim udział m.in. europarlamentarzyści, parlamentarzyści PiS i PO, prezydent Bydgoszczy i przewodnicząca Rady Miasta, radni wojewódzcy i liderzy klubów radnych w radzie miasta, nieoceniony portal "Wyborcza.pl Bydgoszcz", w materiale "Draka o obecność dziennikarzy na spotkaniu w sprawie Zachemu" oznajmił, że w szumnie zapowiadanej debacie w sprawie bydgoskiego Zachemu, którą zorganizował wojewoda, nie padły żadne nowe informacje. Najwięcej emocji wywołał pomysł Mikołaja Bogdanowicza, by z sali wyprosić dziennikarzy. - "Spotkanie było pozorowaną grą. Żadnych efektów i konkretów - ocenił prezydent Bydgoszczy Rafał Bruski". I o tym, że media nie zostaną wpuszczone na salę, wojewoda mówił dwa dni wcześniej. Tłumaczył, że nie chce, by politycy wypowiadali się pod publiczkę. – To skandal. Co wojewoda ma do ukrycia? – mówili, wchodząc na salę członkowie PO, SLD i PSL. Po 10 minutach kurtuazyjnych powitań Mikołaj Bogdanowicz wspólnie z rzecznikiem Adrianem Molem wyprosili media, w tym „Wyborczą”.
Poseł Michał Stasiński z Platformy, gdy dowiedział się, że na spotkaniu u wojewody media nie będą mogły być obecne, na pewno z radości zatarł ręce. Stasiński przyszedł na spotkanie ze smartfonem i od początku transmitował je na Facebooku. W tej sytuacji, po rozsądnej uwadze wicemarszałka Zbigniewa Ostrowskiego, by zrezygnować z wyproszenia dziennikarzy, zaproszono ich ponownie do środka.
Pomysł wojewody, a zapewne taki był, żeby pokazać, że to co było możliwe dla rozbrojenia bomby ekologicznej on robi, legł w gruzach. Świadczy o tym przekaz innego medium, "Expressu Bydgoskiego": Spotkanie na temat skażenia po Zachemie skończyło się niczym. Zamieszanie wybuchło, kiedy wojewoda chciał zamknąć spotkanie dla mediów.
Jaki jest sens organizowania tego rodzaju spotkań na dwa miesiące przed wyborami, gdy zbliża się apogeum plemiennej wojny, pokazują memy, jakie liderzy Platformy Obywatelskiej Paweł Olszewski i Michał Stasiński zamieścili na swoich fanpage'ach na Facebooku. Jeśli ktoś myślał, że taka debata jest możliwa, urwał się z sufitu...
Dlatego ubawiła mnie informacja o tym, że planowane jest kolejne spotkanie w tym samym składzie, a nawet ktoś tam jeszcze ma być doproszony do tego eksperckiego składu, żeby dalej drążyć temat, jak tu najlepiej rozbroić tę bombę ekologiczną. Ma się odbyć w piątek, 5 kwietnia!
Czy skażone tereny pozachemowskie wymagają nadzwyczajnych działań? Tak! Ale do wypracowania właściwej formuły działania zaproszone dzisiaj osoby na pewno nie doprowadzą, mogą jedynie wytworzyć większy chaos.