10 lutego 2015 roku parę minut po godzinie 19 stoliki już były zajęte, a kilkadziesiąt osób, naprawdę w każdym wieku, było na chwilę przed szlachetną ucztą dla serca i ucha. Jako że nie było to jednak żadne sympozjum kardiologiczno laryngologiczne to zaczęła przemawiać muzyka…

Na estradzie taki bydgoski dream team w składzie: Maria Treder – vocal, Leszek Mulorz- trąbka, Henryk Kujawa – gitara, Andrzej Tasarek (kiedyś w latach 60. w składzie bydgoskich NIETOPERZY big-beatowej legendy znad Brdy) oraz gospodarz Józef Eliasz za bębnami…

Koncert zainspirowali wierne koleżanki i koledzy EMILII NOWAK, chorej na nowotwór kości, uczennicy VI Liceum Ogólnokształcącego w naszym mieście. Ten szlachetny, charytatywny cel zgromadził więc sporą ekipę szkolnych przyjaciół… Koleżankom i kolegom zebrani w El-Jazzie nie szczędzili pieniędzy i puszka (przejrzysta jak trzeba) bardzo szybko zapełniła się darami serca… Jest oczywiście możliwość dalszego wspomagania,wystarczy wystukać w klawiaturę Nowak Emilia Bydgoszcz i komputer już nas poprowadzi w tym zbożnym kierunku…

Szlachetny kruszcem okazała się również muzyka, która płynęła z estrady z krótkimi przerwami przez ponad dwie godziny.
Każdemu, kto zakochany jest w dźwiękach, klimacie i nieco już dzisiaj zapomnianym głosie Norah Jones czy równie wspaniałej Dianie Krall nie mógł trafić lepiej… Cała piwnica już po pierwszym utworze wypełniona była czymś tak wysmakowanym, że trudno było nie zanurzyć się w tym bez reszty…

Maria Treder, bardzo młoda wokalistka i towarzyszący jej muzycy w utworze “Stormy weather” już pokazali pazur, a napięcie muzyczne miało systematycznie wzrastać… Ta burzowo-sztormowa piosenka z repertuaru nieodżałowanej ETTY JAMES to było to trzęsienie ziemi na początek, a dalej… “My Baby Just Cares For Me” czy kolejne przenikające do cna nagranie “Cry Me a River” z repertuaru między innymi pięknej CRYSTAL GAYLE

Aby ta wypłakana rzeka łez nie obniżyła naszej aktywności do końca, można było wziąć udział w zabawie polegającej na cyklicznym skandowaniu w następnej piosence dźwięków dość prostych typu “Hi di, hi ho”! Kiedy jednak rozbrzmiały pierwsze akordy superstandardu “Misty”, który kocham zarówno w wykonaniu Elli Fitzgerald, ale i w superenergetycznej wersji w stylu country w wykonaniu RAYA STEVENSA – to słuchacze zapewne dziękowali sobie, że tego wieczoru znaleźli się tam gdzie powinni…

Było również i po polsku, a jakże, dzięki takim utworom jak sugestywnie odśpiewane przez Marysię Treder – “Kokaina”, “Rebeca” plus “Baba” (czyli “…zesłał Pan”!)…

Pierwszą część zakończyło nieśmiertelne “Summertime” znane z setek wykonań zagranicznych i krajowych. Oczywiście lubimy wersję BESSIE SMITH, tę korzenną, kochamy epokową wersję JANIS JOPLIN – wspaniale zabrzmiała również ta z 10 lutego w El-Jazzie… Nie tylko dzięki bardzo dobrej wokalistce, ale w tym samym stopniu dzięki kunsztowi muzyków akompaniujących…

Gdyby tak dać się ponieść geniuszowi chwili i miejsca, to można powiedzieć, że HENRYK KUJAWA, świetny bydgoski gitarzysta wystąpił w roli CHARLIE CHRISTIANA, supergospodarz za bębnami w roli GENE`A KRUPY

Aby nie zmonopolizować tej relacji w 100%, pozostałym słuchaczom zostawię możliwość skojarzenia z konkretnymi herosami jazzu, umiejętności zaprezentowanych przez gitarzystę basowego ANDRZEJA TASARKA i trębacza LESZKA MULORZA… Leszek Mulorz, zawsze potrafił “wejść”, co nie przeszkadzało mu kokieteryjnie zakrzyknąć “teraaa ja!”…

Magiczny wieczór, który wypełniły jeszcze m.in. takie perły nieco ułatwionego jazzu jak “Nobody Needs You When You Down and Out”, czy czarowne “At Last” również z repertuaru królowej Etty James… oraz utwór z nieco tylko młodszej klasyki, czyli “Do It Again” z play listy, cenionej również w Polsce grupy STEELY DAN

Po tej takiej niemalże funkowej prezentacji muzyczni bohaterowie wieczoru podziękowali publiczności, ale ta ani myślała zwalniać już tych, którzy przypomnieli, że kłótnia o to czy lepsza muzyka to ta z CD czy z czarnej płyty to spór akademicki.

Polecam wizytę na takim spektaklu jak ten wtorkowy, gdzie objawia się “jedynie słuszna” teza o wyższości ponad wszystko muzyki słuchanej i przeżywanej, na żywo, podczas magicznego kontaktu z muzykami na estradzie…

Nagrodą dla zebranych na koniec były jeszcze 2 bisy, których tytuły mówią same za siebie “I Put A Spell On You”, kompozytorskie arcydzieło niemal wszech czasów, które wyszło spod pióra Jaya Hawkinsa i nieco (bardzo nieco) mniej znane “Wade In The Water”, które wybrzmiało do końca tego uroczego wieczoru w klubie Józefa Eliasza.

Nie należy więc emigrować, nie trzeba koniecznie udawać się, aby przeżyć taki szlachetny, pod każdym względem spektakl do Warszawy, Gdańska, Krakowa, czy choćby Torunia… Dobre, piękne i bydgoskie zabrzmiało w naszym El-Jazzie i kameralnie, i spektakularnie zarazem.

? propos Torunia – co najmniej dwa stoliki tego wieczoru zajmowali urzeczeni muzyką i miejscem mieszkańcy grodu z Krzywą Wieżą. U nas wieże są proste, życie innych zabytków niestety dla nich bardzo niebezpieczne, ale to już inna piosenka…