W  Galerii Autorskiej Jana Kaji i Jacka Solińskiego, w piątek, 31. 07. 2020 r. o godz.18.00 nastąpiło otwarcie wystawy fotografii Mieczysława Franaszka (1944-2019), pt. „Siedmiomilowe buty”. 

Mieczysław Franaszek należał do grona wybitnych polskich aktorów zarówno teatralnych jak i filmowych. Od 2006 roku do ostatnich chwil swojego życia wspierał swoją osobowością działającą w Bydgoszczy Galerię Autorską Jana Kaji i Jacka Solińskiego.

Był mistrzem słowa polskiego, jego interpretacje poezji i prozy były niezrównane, słyszało się w nich cały artystyczny kunszt aktora. Z moimi kolegami po piórze żartowaliśmy, że gdy Mieciu czyta nasze wiersze, to jesteśmy „najlepszymi poetami w Polsce”. Wiedział on, że dzieło sztuki wymagające od odbiorcy pogłębionej refleksji ma sens i może docierać do tych, którzy nie boją się trudnych tematów: Na czym polega dramat ludzkiego istnienia? Jak rozumieć pojęcie sceny? Do kogo odsyła tajemnica ludzkiej twarzy?

Mieczysław Franaszek był człowiekiem teatru. Rozumiał on, o czym pisze ks. Józef Tischner w swojej Filozofii dramatu, że pod naszymi stopami sytuuje się twarda scena świata i życia. Chodzimy po niej, postrzegamy ją zmysłami, dotykamy ją rękoma i bawimy się powierzonymi nam rekwizytami. Scena rozumiana jako metafora, nie ogranicza się tylko do budynku zwanego teatrem, to coś więcej. To czaso-przestrzeń, w której przyszło nam żyć, pracować i tworzyć. Na tak rozumianej scenie świata, każdy człowiek ma do odegrania swoją wyjątkową rolę, by tak rzec, swój dramat. Czym jest dramat? Pojęcie to wskazuje na jednoczesne dzianie się bądź przenikanie sfery sacrum i profanum, czasu i wieczności, bycie miedzy porządkiem świata a porządkiem ducha. Człowiek jest rzucony w świat. Zadaje pytania: Skąd pochodzę? Jaki jest sens mojego istnienia? Kim jestem naprawdę? Ludzkie indywiduum egzystując we wszechświecie, bierze udział w bosko-ludzkim dramacie, a tym samym staje się istotą dramatyczną. Być istotą dramatyczną, to wiedzieć, że ostateczne zatracenie lub ocalenie człowieka zależą od spotkania dwóch wolności: nieskończonej wolności Boga i skończonej wolności człowieka. Być istotą dramatyczną, tzn. z jednej strony walczyć ze złem i własnymi demonami, z drugiej zaś mieć zaplecze aksjologiczne, kierować się w życiu wyższymi wartościami: pięknem, prawdą i dobrem, których nigdy nie wolno podeptać. Być niezłomnym. O tym wszystkim wiedział Mieczysław Franaszek.

Wielką pasją Mieczysława Franaszka była też fotografia i podróże. Jego zdjęcia to specyficzne obrazy ludzi, kontynentów i państw. Należy jednak zadać pytanie: Co tak naprawdę interesowało autora tych zdjęć? Sądzę, że istotnym tematem fotograficznych przygód Mieczysława Franaszka, które dopełniają jego artystyczną drogę, była tajemnica ludzkiej twarzy.

Chodząc po scenie świata spotykamy drugiego, który objawia nam się poprzez swoją twarz. Czym jest twarz? Emmanuel Lévinas w swoim dziele Całość i nieskończoność zwraca uwagę na to, że metafizyka twarzy odsyła ku „gdzie indziej”, ku „inaczej”, ku „Innemu”. Albowiem twarz zawiera w sobie blask wiecznego piękna, dobra, prawdy, a nawet świętości. Widząc twarz drugiego nie można go skrzywdzić. Twarz jest epifanią czyli objawieniem Transcendencji. Jest ona zdolna porwać, zachwycić i wynieść człowieka ponad prozę świata - ku poezji istnienia. Ale jest ona także kruchością kwiatu wiśni, zagubieniem, krzywdą i doświadczeniem ubóstwa. Spotkać i spojrzeć w twarz Innego, to zobaczyć oczy zakochanej kobiety, które są domem mężczyzny. Nie ma objawienia twarzy bez krzyża i cierpienia. Ewangeliczna scena ukrzyżowania odsłania nam trzy wypowiedzi Jezusa: „Przebacz im, bo nie wiedzą, co czynią”; „Boże mój, czemuś mnie opuścił?”; „W ręce Twoje oddaję ducha mego”. Pierwsza wskazuje na heroizm, druga na tragizm, a trzecia daje nadzieję na przebóstwienie i nowe życie w zmartwychwstałym Chrystusie. Taka jest właśnie prawda o twarzy człowieka.

Mieczysław Franaszek należał do grona artystów, poetów i filozofów, którzy potrzebują ciszy oraz samotności do tego, aby tworzyć swoje naznaczone ulotnym pięknem dzieła. Tak rozumiani twórcy bywają często inni, a ich inność polega na tym, że są oni rozświetleni delikatnym światłem od wewnątrz. Spotkanie z milczeniem wiedzie artystę, poetę i filozofa do intymnej sfery jego istnienia – głębi ducha. Z tej głębi wypływa dzieło sztuki, które niesie w sobie obraz swojego źródła. To transcendentne źródło jest tajemnicą obecności, pokoju i nieśmiertelności.

Mieczysław Franaszek 31. 07. 2019 roku udał się w swoją ostatnią i najdalszą podróż…

W otwarciu wystawy fotografii „Siedmiomilowe buty” udział wzięli: Wojciech Banach, Małgorzata Grajewska, Krzysztof Grzechowiak, Grzegorz J. Grzmot-Bilski, Jarosław Jakubowski, Jan Kaja, Maciej Krzyżan, Alicja Mozga, Bartłomiej Siwiec, Mark Kazimierz Siwiec, Jacek Soliński, Hanna Strychalska, Wiesław Trzeciakowski, Krzysztof Szymoniak, Jan Wach i Roma Warmus. Swoje utwory nadesłali też: ks. Jan Sochoń, Wojciech Kass, Grzegorz Kalinowski. Teksty czytali – autorzy, Roma Warmus i Jan Kaja. Zaprezentowane utwory i wspomnienia poświęcone Mieczysławowi Franaszkowi, stały się poetyckim portretem Mistrza. Na tle ekspozycji szczególnie znacząco wybrzmiały słowa prozy Grzegorza Kalinowskiego:

Być może teraz stoi pośrodku Galerii Autorskiej puste krzesło przeznaczone dla Mieczysława, a im bardziej wyrazista jest ta pustka, tym bardziej jest On, jakby BRAK więcej mówił o OBECNOŚCI.

Słowa, którymi musi posługiwać się język, rozpadają się w ustach "niczym zbutwiałe grzyby" - parafrazuję Hoffmannsthala. A więc milczeć! By usłyszeć.

"Ach, jego głos, ten, który pośród nas/ Uderzał skrzydłem!" (...) - raz jeszcze Hoffmannsthal.

                                                                 Grzegorz J. Grzmot-Bilski