Platforma Obywatelska na centralnej partyjnej stronie internetowej chwali się swoimi kadrami. Informuje, że w partii działa 42.714 osób. Choć przyznajmy nie dość aktywnie, skoro w ostatnich wyborach na szefa Platformy wzięły udział zaledwie 20.142 osoby. Nawet połowa z ogólnej liczby członków nie pofatygowała się do oddania głosu na swojego lidera.

Bydgoska Platforma Obywatelska nie dorobiła się własnej strony internetowej. Co się dzieje w partii rządzącej w naszym mieście w sposób oficjalny trudno się dowiedzieć, bo partyjne struktury na dobrą sprawę nie prowadzą jakiejkolwiek publicznej działalności. Gdyby nie odbywały się wybory do władz tej partii na wszystkich szczeblach jej struktury organizacyjnej pewnie nie dowiedzielibyśmy się nic o tym, że taka partia istnieje i działa. Za wyjątkiem oczywiście jednej formy zaistnienia tej partii w przestrzeni publicznej: działania osób, będących członkami PO, a sprawujących lub obejmujących jakąś publiczną funkcję z rekomendacji tej partii.

Dlatego z dużym zdziwieniem należy przyjąć wiadomość, że informacja o tym, że bydgoska struktura Platformy w ogóle przejawiła jako partia działalność statutową i postanowiła zgodnie z zarządzonym centralnie harmonogramem przeprowadzić wybory swojego szefa należy uznać za wyrwanie się z marazmu i sukces sam w sobie. Z bezcennych informacji zawartych na centralnej stronie internetowej możemy się dowiedzieć, że w Bydgoszczy zweryfikowanych członków PO jest 225. Tymczasem w wyborach na szefa PO w Bydgoszczy udział wzięło aż 120 osób, czyli kampania wyborcza wewnątrz struktur PO w naszym mieście wywołała większą aktywność członków partii niż ta, która miała miejsce w rywalizacji Tusk – Gowin i do wzięcia odpowiedzialności skłoniła ponad 50% członków!

Jacy to wielcy rywale stanęli naprzeciw siebie w walce o przewodzenie PO w bydgoskiej metropolii? Rafał Bruski? Dotychczasowy lider, a jednocześnie prezydent Bydgoszczy? Gdzież tam! Ponoć nie miał szans, a jego kadencję członkowie obywatelskiej partii uznali w prawyborczych konsultacjach za katastrofę. On sam zresztą zapowiedział, że teraz już będzie się dla niego liczyć tylko Bydgoszcz. Naprzeciw siebie za to stanęli europoseł Tadeusz Zwiefka, Jerzy Boniecki i typowany jako czarny koń, reprezentant ciągle niedowartościowanego w naszej społeczności Fordonu, Robert Szatkowski.

Tadeusza Zwiefki bydgoszczanom nie trzeba przedstawiać. Natomiast aspirujący do władzy Jerzy Boniecki był ostatnimi czasy krytykiem polityki Rafała Bruskiego i Pawła Olszewskiego i można powiedzieć, że niczym Jarosław Gowin okazywał tylko niewdzięczność, co jak wiadomo w demokracji, jest pierwszym krokiem do porażki. Jerzy Boniecki był już nawet wiceprzewodniczącym Platformy Obywatelskiej w Bydgoszczy, jednak jego pięcie się w górę po szczeblach partyjnej kariery zostało zastopowane w 2011 roku przez samego Pawła Olszewskiego pod zarzutem antysemityzmu. Jerzy Boniecki przed sądem obywatelskiej partii wykazał jednak swoją niewinność i teraz ponoć domagał się nawet “nowego otwarcia” w partii w Bydgoszczy. Robert Szatkowski jest z kolei prawdziwym entuzjastą średniowiecza i prezesem Stowarzyszenia Bydgoski Wyszogród, popularyzującym dawne rycerskie tradycje.

Wyniki starcia okazały się dość zaskakujące. Robert Szatkowski reprezentujący partyjne doły odpadł w przedbiegach, bo uzyskał zaledwie 3 głosy. Triumfował faworyt Tadeusz Zwiefka. Zwycięstwo zapewniła mu grupa, a właściwie większość, złożona z 62 członków PO. Na pobitym polu został Jerzy Boniecki, bydgoszczanin, którego poparło 55 aktywnych członków PO.

Co zrobi teraz Boniecki? Jeszcze tego nie wiemy, bowiem te wybory zostały przeprowadzone w sposób niezwykle ukryty i wstydliwy. O wyborach można było się dowiadywać jedynie z tzw. własnych kanałów informacyjnych, bo partia na ten temat nie wydawała żadnych komunikatów. Z tego powodu nie wiemy, jakie przegrany kandydat ma plany i czy czasem niczym Gowin nie zechce gdzie indziej zainwestować kapitału 55 głosów. Aż nie dopuszczamy do siebie myśli, by mógł on pójść w ślady niewdzięcznego Gowina. Jednego można wszakże być pewnym. Żadnego nowego, postulowanego przez Bonieckiego, otwarcia nie będzie. Powiedzmy zresztą szczerze: po co ono miałoby być i czemu służyć? Wiadomo, że dzięki Tadeuszowi Zwiefce o Bydgoszczy może być głośno i w Brukseli, gdzie nasz europoseł na co dzień pracuje i w Poznaniu, gdzie nasz europoseł, mieszka, a nawet w Tucholi, skąd się wywodzi, gdzie jak wiadomo interesy Bydgoszczy reprezentuje nie do końca pewny w swej bydgoskości Andrzej Kobiak, któremu zresztą z tego powodu czyni się zarzuty, naszym zdaniem kompletnie nieuzasadnione.

Wiadomo, że we współczesnych czasach dobra promocja to rzecz bezcenna, a tę Tadeusz Zwiefka gwarantuje. Współgrać ona będzie z linią prezydenta Rafała Bruskiego, który będzie mógł liczyć na wsparcie naszego europosła w Brukseli. A że to wszystko kompletnie nie ma nic wspólnego z nazwą partii “obywatelska”? To przecież jest teraz na topie! Nazwać rzeczy inaczej niż mają się one w rzeczywistości. O! To jest nie lada wyzwanie dla pijarowców!