We wtorek, 25 marca, o godz. 21.30, spod domu pod numerem 28 przy ul. Paderewskiego, gdzie mieści się biuro posła Tomasza Latosa, wyruszył załadowany aż po ?sufit? samochód dostawczy marki Volkswagen. Jechało nim sześć osób: Jan Perejczuk, Maciej Różycki, Adrianna Piekarska, Barbara Wojciechowska, Jarosław Janczewski i Tomasz Jasiński. Jadących było aż tylu, gdyż jedna osoba może przewieźć tylko 50 kg przez naszą wschodnią granicę. Tymczasem darów zebrano bardzo, bardzo dużo. Potrzebny będzie jeszcze jeden wyjazd, żeby wszystko przetransportować, ale możliwy się stanie dopiero wtedy, gdy znajdzie się sponsor, który pokryje koszty.
Uczestników wyprawy za wschodnią granicę najbardziej zaskoczyła i wzruszyła serdeczność, z jaką byli przyjmowani. Są przekonani, że nawet gdyby przyjechali z pustymi rękami, byliby witani jak najmilsi goście. Stanowili dla rodaków mieszkających na Białorusi namiastkę Polski. – Tam można się uczyć, co to jest patriotyzm – stwierdził Jan Perejczuk.
Najpierw ekipa z Bydgoszczy pojechała do Fastowa, miasta leżącego w odległości 80 km od stolicy Ukrainy. Tam też zostali ciepło przyjęci. Po wyładowaniu paczek z żywnością w prowadzonej przez dominikanów (trzech Rosjan i Polak) parafii Podwyższenia Krzyża Świętego chcieli poszukać hotelu, ale gospodarze się sprzeciwili. – Tego nam nie zrobicie – usłyszeli Polacy. Luksusów wielkich nie było. Panie dostały pokój z łóżkiem piętrowym. Jan Perejczuk i Maciej Różycki spali w zakrystii.
Bliskość Kijowa sprawiła, że trudno było oprzeć się pokusie i bydgoszczanie (oraz mieszkaniec podbydgoskiego Serocka) pojechali obejrzeć Majdan. To miejsce nadal wywiera wstrząsające wrażenie. Barykady z opon. Namioty. Kwiaty i znicze. Na jednym z namiotów cztery flagi: ukraińska, polska, ?banderowska? i europejska. – To znak, że można się porozumieć – uważa Maciej Różycki.
W trakcie długiej podróży nie może zabraknąć przygód. Przy jednej z bocznych dróg po stronie ukraińskiej stał pusty postument z napisem Lenin. Nigdzie nie było widać rzeźby, która wcześniej na nim stała. Maciej Różycki postanowił wypełnić puste miejsce i przy pomocy towarzyszy wyprawy wdrapał się na postument. Nagle zbliżyła się do nich jakaś pani i zapytała, skąd pochodzą. To wywołało lekki popłoch. W obcym kraju nie zna się miejscowych przepisów, więc nie było wiadomo, czy za udawanie Lenina nie należy się grzywna. Okazało się jednak, że pytanie zadane przez nieznajomą miało inny cel. Jej matka była Polką i chciała się upewnić, że ma do czynienia z Polakami, a potem pokazała im dom kultury, którego jest kierowniczką.
Upiekło się z grzywną, ale na mandat Maciej Różycki zasłużył. Nie zauważył znaku ograniczenia prędkości i jechał osiemdziesiątką. Ukraiński milicjant wypisał mandat na najniższą z możliwych kwot (równowartość 70 zł), ale nawet mu go nie wręczył. Powiedział, że ma tę kwotę wpłacić na konto bankowe w ciągu dwóch tygodni ?o ile będzie jeszcze przebywał na terenie Ukrainy?. Brakowało tylko, żeby puścił oko, wygłaszając tę informację.
Kiedy ekipa z Bydgoszczy znalazła się na Białorusi, mogła dokonać porównania. Stwierdziła naocznie, że to kraj dużo biedniejszy od Ukrainy, ale niesłychanie czysty. – To właściwie taki duży, zadbany kołchoz – opisał Białoruś Jan Perejczuk, którego dziwiło to, że na słynącej z czarnoziem Ukrainie całymi kilometrami ciągną się odłogi.
Przyjemnie było usłyszeć, że mieszkańcy Narowli bardzo dobrze mówią o Bydgoszczy. Dzięki akcji prowadzonej przez Krystiana Frelichowskiego, kilkadziesiąt dzieci z tamtego terenu spędziło wakacje w Polsce. Były zachwycone.
Jan Perejczuk, Maciej Różycki, Adrianna Piekarska, Barbara Wojciechowska, Jarosław Janczewski i Tomasz Jasiński po przejechaniu 2400 km wrócili do Bydgoszczy w sobotę, 29 marca, o godz. 4.00.
Więcej zdjęć z wyprawy z pomocą na Ukrainę i Białoruś: TUTAJ