Krakowski spektakl oparty został na wątkach sławnego w latach osiemdziesiątych XX wieku filmu ?Misja? Rolanda Joffe’a z genialnie poprowadzoną rolą Mendozy przez Roberta de Niro. Podstawowe wątki filmu zostały wiernie odtworzone przez twórców spektaklu, co wyszło całemu przedsięwzięciu na korzyść, a widzom pamiętającym kultowy film umożliwiło śledzenie dokonań krakowskich artystów jako kontynuację i we wielu miejscach inteligentną interpretację głośnego filmu. To był rzeczywiście spektakl miłośników, wnikliwych interpretatorów filmu ?Misja?.

Po pierwsze była to opowieść o zmaganiu się człowieka z ograniczeniami hedonistycznego, agresywnego egoizmu. Awanturnika, hedonistę, lekkoducha Mendozę poznajemy zrazu jako człowieka, który spełnia się w radościach i tym wszystkim co może dać chwila, radosny brak odpowiedzialności, rozsmakowanie w życiu niezobowiązującym aż do obrzydliwej nudy. W tej roli zaprezentował się znakomicie Radosław Krzyżowski. Przekonywający, silny i współcześnie nieodpowiedzialny konsument życia i własnej pustki. Ktoś obrzydliwie powierzchowny, postać kawiarnianego egzystencjalizmu, mądrości tabloidowej. Żałośnie uwięziony w nowomowie współczesności – coś pośredniego między teologią konsumeryzmu a kartą dań z lichego baru.

Filmowy i teatralny Mendoza doznaje jednak przemiany, po ?niefortunnym? zabiciu brata i wstępuje na drogę, chyba nie należy się wahać i trzeba powiedzieć ? na drogę pokuty, odkupienia i świętości. Radosław Krzyżowski otrzymał teatralny podarunek ? możliwość zagrania postaci iście z Dostojewskiego ? lekkoducha, egoisty, trochę łotra, który na oczach publiczności przemienia się w człowieka odpowiedzialnego za los innych ludzi, człowieka, dla którego perspektywą życiowych wyborów staje się Bóg. I zagrał ciekawie, przekonywająco, wykorzystując możliwości niuansowania doznań swego bohatera, a przy okazji prezentując bogatą skalę doznań człowieka zmagającego się z własną tożsamością.

Drugim istotnym wątkiem sztuki, powtórzonym za filmem ?Misja? były zmagania kardynała Altamirano granego przez Jana Peszka. Otóż kardynał zostaje postawiony przed problemem obrony bezbronnych Indian, prostej, szczerej wiary, a powinnościami politycznymi, przed którymi staje jako hierarcha Kościoła. Niezawodny Jan Peszek pokazał tragizm takiego wyboru i potworność jego konsekwencji. Na szczęście ani Jan Peszek, ani Bartosz Szydłowski, reżyser spektaklu nie wpadli na pomysł, żeby potępiać kardynała ? pozostawili go samego z publicznością i jego trudnym wyborem między wiarą a polityką. I jeszcze kardynalskim nasłuchiwaniem przy tym wyborze głosu ostatecznego decydenta, czyli Boga. Ale czy kardynał, podejmując swoją decyzję nasłuchuje rzeczywiście, co w sprawie ma do powiedzenia Bóg? Czy jedynie realizuje polityczne cele Kościoła, wielkiego dysponenta być albo nie być tamtych czasów? Głuchy na racje wiary i krzywdy? Czy może dokonać wyboru innego niż ten korzystny dla globalnych interesów Kościoła? Czy jest gotów przyjąć odpowiedzialność za śmierć i męczeństwo ludzi, których powinien chronić?

Najtrudniejszą rolę do zagrania otrzymał Krzysztof Zarzecki, który zagrał prostego, szeregowego jezuitę Gabriela. Ale tak już jest, że najtrudniej pokazuje się na scenie dobroć i świętość, a Gabriel jest właśnie taką świętą postacią ? oddany swojej misji, ofiarny, wybierający męczeństwo miast kunktatorstwa i kapitulacji. Zarzeckiemu udało się pokazać świętość w jej wersji ?męskiej?. To był bardziej święty, który jak Chrystus przegania przekupniów sprzed świątyni, niż jak święty pochylający głowę przed ciosami losu. To święty czynu, jak założyciel jego zakonu, wcześniej żołnierz Ignacy Loyola, a nie święty delikatności i przewrażliwienia. Misjonarz całą gębą. Zmagający się w sposób twardy, wręcz brutalny z grzesznym, wojowniczym, prostackim Mendozą.

Teatr Łaźnia Nowa zaprezentował spektakl ciekawy. Zachowujący dobry rytm i pokazujący problemy, a nie, co jest ostatnio zmorą realizacji teatralnych, dający wątpliwej wartości intelektualnej rozwiązania. Tu się nikt nie wymądrza, ale jedynie i aż pokazuje się cierpliwie i dokładnie konflikty i dramaty, co oznacza, jak mniemam, pewien szacunek dla inteligencji i wrażliwości widza. Twórcy prezentują wydarzenia, stany emocji, pozostawiając zrozumienie i interpretację widzom. I dobrze. I to jest jedyna uczciwa relacja miedzy aktorami i twórcami spektaklu a widzami. Żadnych kazań. Żadnych oświadczeń.

Nawiązania do współczesności, do ?misyjnych? i grzesznych naszych wyborów nie są na szczęście w spektaklu nachalne, choć oczywiście rozpoznajemy i twórcy spektaklu to pokazują – nasz egoizm w egoizmie Mendozy, celebrytyzm i pogoń za forsą gwiazd i gwiazdeczek medialnych, wściekłość krzywdzonych i poniżanych, naszych hierarchów w dylematach Altomirano, bo Kościół ma zawsze kłopot ze swoimi świętymi i doprawdy nietrudno dostrzec asocjacji między tym, co się dzieje na scenie z Indianami, a tym z jaką pogardą traktowani są dziś ludzie tu i teraz, jako przedmioty manipulacji i wyzysku.

TEATR ŁAŹNIA NOWA KRAKÓW KLUB MIŁOŚNIKÓW FILMU MISJA

scenariusz: Jolanta Janiczak
reżyseria: Bartosz Szydłowski
scenografia i kostiumy: Małgorzata Szydłowska
muzyka: Michał Litwiniec
choreografia: Cezary Tomaszewski
prowadzenie warsztatów: Steen Haakon
współpraca dramaturgiczna: Bartłomiej Harat
media: Przemysław Fik
kamery: Sebastian Strama, Aleksander Trafas

obsada:
Krzysztof Zarzecki/Mateusz Janicki, Radosław Krzyżowski, Jan Peszek, Mariusz Cichoński, Krzysztof Głuchowski, Mateusz Janicki, Jakub Kotyński, Wiktoria Kulaszewska, Grzegorz Łukawski, Maciej Sajur, Dominik Stroka, Miłośnicy filmu ?Misja?: Maria Bareła, Włodzimierz Bareła, Barbara Dziedzic, Stanisław Dziedzic, Jadwiga Jamińska, Ewa Michałowicz, Hanna Napora, Ewa Nowakowska-Włodek, Tadeusz Siudak, Łukasz Szczepan Szczepanik, Dominika Śniegocka, Urszula Tylek, Agnieszka Wierny