Spektakl składał się z 3 części i trwał aż 160 minut. Poszczególne części były ze sobą związane poetyką wypowiedzi teatralnej oraz wiodącymi tematami: zmartwychwstaniem, zbawieniem, nieśmiertelnością, ofiarą i cierpieniem. Podstawową formą przekazu były pieśni oraz ruch sceniczny. Pieśni były fragmentami mszy świętych i tradycji religijnej różnych krajów ? znalazły się wśród nich pieśni liturgii gruzińskiej, z Atos, z Sardynii. Nadały one spektaklowi atmosferę misterium i nasyciły widowisko wartościami eschatologicznymi. Starannie opracowane i czasem wręcz brawurowo wykonane pieśni stanowiły niewątpliwie pokaźną wartość spektaklu. Budowały jego klimat i zręcznie regulowały emocjami widzów.

Oprócz pieśni wiodącą formą przekazu był ruch sceniczny. Wiele rozwiązań scenicznych zapewne przykuło uwagę widzów swą oryginalnością oraz precyzyjnym wykonaniem. Niewątpliwie tak było w scenach z krzesłami. To wprost nie do wiary, co można zagrać mając za jedyny rekwizyt zwykłe krzesło; jakie emocje można pokazać dysponując jedynie ciałem i gestem?

O celach swoich działań artystycznych autorzy przedsięwzięcia informują na stronie internetowej Instytutu im. Jerzego Grotowskiego przy którym Teatr ZAR działa:
Jednym z najważniejszych impulsów do rozpoczęcia projektu ?Ewangelie Dzieciństwa? było zainteresowanie pierwiastkami gnostyckimi tkwiącymi w początkach chrześcijaństwa. Spektakl oscyluje wokół dwóch wątków: opowieści o wskrzeszeniu Łazarza, przywołanej ustami jego sióstr, Marty i Marii, oraz ?świadectwa Marii Magdaleny?, która, podług niektórych przekazów gnostyckich, miała szczególną pozycję wśród apostołów i utożsamiana była z jedną z sióstr Łazarza. Wśród tekstów spektaklu pojawiają się mało znane ewangelie apokryficzne: Marii Magdaleny, Filipa, Tomasza oraz fragmenty z pism Fiodora Dostojewskiego i Simone Weil.

I wkraczamy tu, jak sądzę, w problem percepcji i zrozumienia tego spektaklu. Otóż, jestem głęboko przekonany, że młodzi widzowie, a przeważnie tacy znaleźli się w sobotę na widowni bydgoskiego teatru, nie mają zielonego pojęcia o zawiłościach nauki Maniego, religii światłości, Ojcach Kościoła wojujących z gnostycyzmem i późniejszym manicheizmem, nie wiedzą nic o nieortodoksyjnych ewangeliach Filipa i Tomasza z niebywałą koncepcja bezgrzeszności, a mają zaledwie mgliste pojęcie o starwiercach Dostojewskiego czy o mistyce Żydówki i chrześcijanki Simone Weil. Powoduje to, że przy z natury swej symbolicznym przekazie treści i przesłań poprzez ruch sceniczny to, o czym się w spektaklu mówi, może być chyba zrozumiane jedynie przez samych aktorów i stwórców tego spektaklu, bo o reżyserze czy reżyserach nie możemy mówić, bowiem nie wypatrzymy ich w rozpowszechnianych programach. Najkrócej mówiąc ? twórcy spektaklu odwołują się do wiedzy nader ekskluzywnej i dobrze znanej może kilkuset ludziom w Polsce, no, może jeszcze z tysiącowi amatorów.

Operuje się tu nie dającym się zweryfikować intelektualnie komunikatem, lecz wrażeniami o znacznym uogólnieniu. Oglądając pewne sceny wiemy jedynie ? o, idzie o zbawienie tego gościa na scenie; o, idzie o zmartwychwstanie tego faceta; o, ta kobieta łaknie jasności i boskiej łaski. Nie sposób jednak uczciwie interpretować, a nawet śledzić narrację owego spektaklu. Tajemniczości i wieloznaczności jest tu tak wiele, że przekaz staje się niejasny i wymyka się racjonalnemu oglądowi. Widz pozostaje z globalnymi wrażeniami z poszczególnych scen i ich sekwencji. Jest to teatr atmosfery.

Przedstawienie jest niewątpliwie wspaniałą przygodą aktorską. Taką w duchu Grotowskiego ? aktor podczas pracy nad spektaklem, podczas samego spektaklu poznaje siebie, pośród mistycznych i psychologicznych intuicji. Kilkoro aktorów na scenie zdaje się wyjątkowo intensywnie identyfikować z tym, co robią na scenie. Obserwowanie tych zmagań, myślę, że sporej grupie widzów, może przynieść znaczne wrażenia i odwołać się do wiedzy o ich własnych ograniczeniach i intuicjach metafizycznych.