Gdyby zebrać wszystkie wspomnienia świadków i… kandydatów do tego miana, to historia wizyty grupy The Artwoods w Polsce obrosłaby w relacje od prawie rzetelnych, po totalnie “odjechane” (używając dzisiejszego języka młodzieży). Artwoodsi wcale nie byli pierwszymi koncertującymi w Polsce w latach 60. Przed nimi byli Atomsi, Helen Shapiro, Cliff z Shadowsami, Animalsi plus The London Beats, Phantoms, Worrying Kynde (te trzy ostatnie z brytyjskiej ligi okręgowej). Natomiast w jednym grupa Arta Wooda, była niepowtarzalna i to był chyba fundament tego “kultu” w Polsce i nie tylko…
Otóż w kwietniu 1966 roku na serię koncertów w naszym kraju przyjeżdżał przecież gwiazdor merseybeatu, liverpoolski gigant, przyjaciel Beatlesów, Billy J. Kramer, którego “Bad To Me” i “Little Children” to utwory z pierwszych miejsc brytyjskiej listy, wyroczni młodzieży na całym świecie wówczas. Człowiek raczony kompozycjami spółki Lennon – McCartney, artysta kierowany podobnie jak Beatlesi przez Briana Epsteina, wokalista, który nie przyjął kompozycji “Yesterday”, którą “musiał” zaśpiewać Paul Mc Cartney!!!
Rok wcześniej koncerty Billy J. i jego Dakotas rozgrzewały do białości publiczność amerykańską i kanadyjską, podobnie jak te “wielkiej czwórki”. No i co – my nie poznaliśmy się na nim?! Czy dzisiaj byłoby możliwe, że przyjeżdża na przykład grupa U2, a bohaterem tournée staje się jakaś nieznana supportująca ich grupa?
Oczywiście, że nie jest to do pomyślenia! Może dlatego lata 60. (szczególnie w Polsce) były rzeczywiście szalone.
Polska publiczność z jednej strony pozbawiona wolności, z drugiej żyła jej pełnią, nie zważając na “dyktat” impresariów.
Czas w latach 60. biegł w innym tempie. Dzisiaj mody muzyczne, jeśli ulegają zmianie, to potrzeba na to około 10 lat.
W latach 1962-1969 każdy rok to była inna niemal epoka! Billy J. Kramer z lat 1963-1964 i ten sam artysta z 1966 roku to jakby inne postacie. Skończyła się epoka liverpoolskiego boomu, atakował brytyjski biały blues, a grupa The Artwoods, niby drugoligowa, ale jednak była z tego najmodniejszego nurtu.
Było też coś, co zawsze różniło publiczność na Wyspach i USA od naszej polskiej czy europejskiej, kontynentalnej.
U nas, w Niemczech, Skandynawii na widowniach dominowała męska publiczność, a nie egzaltowane nastolatki. Ci młodzi buntownicy w roku 1966 swoich idoli mieli w Stonesach, Animalsach, Mayallu, a i w doskonałych na koncertach Artwoodsach. Billy J. Kramer z jego Dakotasami (nawet zakładając lekki poślizg w Polsce w stosunku do Zachodu) był prawie z innej epoki!
Bigbit-jazzowe wspomnienia
21 kwietnia 2015 roku, podczas trzeciego wieczoru w ElJazzie, reaktywowany niedawno Big Beat Jazz Klub w Bydgoszczy
miał więc dosyć trudne zadanie, zmierzyć się z legendą tamtego kwietnia 1966 roku. Nasze klubowe spotkanie (w tle oryginalnego plakatu) przypadło dokładnie 49 lat po! Właśnie wtedy Billy J. Kramer z Dakotasami, Artwoodsi plus Elkie Brooks i Rod Hanson wystąpili w hali bydgoskiej Astorii tuż obok mostu Królowej Jadwigi.
“Dziennik Wieczorny” z 19 kwietnia 1966 roku zapowiadając ten występ wymienił Billy J. Kramera i pełen skład zespołu The Dakotas (ani słowa o Artwoodsach). Redaktor przejęty swoją rolą napisał “oby tylko z koncertu nie korzystali wyjce i pogwizdy”. Słowotwórstwo godne tamtej epoki politycznej!!!
“Dziennik Wieczorny” skupił się więc na głównym (teoretycznym jak się okazało po latach) bohaterze koncertu i to trudno obśmiewać. Jeżeli jednak już kilkakrotnie jeden z moich znajomych uparcie powtarza mi, że Billy J. Kramer w ogóle nie wystąpił wówczas w Astorii, to wiem, że wygrał w ten sposób w wyścigu na najbardziej dziwaczno-amnezyjną relację i komukolwiek trudno byłoby go prześcignąć. Jeśli jeszcze dodam, że kolega ten zaliczył koncert i o 17.00, i 20.00, to “no comments” jest jedynym z możliwych reakcji na głoszenie tej “prawdy”. Wspominany człowiek jest oczywiście gorącym fanem The Artwoods , co może lekko tłumaczyć ten rodzaj ortodoksyjnej ślepoty.
Na naszym spotkaniu wtorkowym nie wyczuwałem znamion skrajnej stronniczości i dlatego przyjmowano z radością zarówno kawałki The Artwoods takie jak “Can You Hear Me”, “Down In The Valley”, “Things Get Better”, “Walk On The Wild Side” na przemian z utworami Billy J. Kramera – “Bad To Me”, “I Call Your Name”, “Little Children”, “From A Window”.
Pokrywki od garnków na balkonie
Bydgoski koncert z czwartku 21 kwietnia 1966 roku pamięta również Andrzej Sieradzki, który bardzo precyzyjnie opisał nawet wygląd poszczególnych wykonawców, nie pomijając Elkie Brooks i czarnoskórego folkowca z gitarą akustyczną Roda Hansona.
Przy okazji warto sprostować kolejny mit. Elkie Brooks nie była siostrą Billy J. Kramera, ale ówczesną narzeczoną Jona (nie Johna) Lorda, późniejszego klawiszowca Deep Purple. Zresztą nie z tego zasłynęła w historii rocka, ale solidnym dorobkiem artystycznym i płytowym, szczególnie z lat 70. i trochę 80.
Bardzo przeżywał koncert w Astorii niespełna 18-letni wówczas Zdzisław Pająk, późniejszy szef redakcji muzycznej w Pomorskiej Rozgłośni Polskiego Radia w Bydgoszczy. Zdzisław wspomina: “Jon Lord, pamiętam, że grał po lewej stronie sceny i był bardzo chudy… Na środku przy mikrofonie skręcał się Art Wood, starszy brat Rona tego od Stonesów… Najbardziej zapamiętałem do dzisiaj ich numer “I`m Looking For A Saxophonist Doubling French Horn Wearing Size 37 Boots”, w finale którego okręcał szyję kablem od mikrofonu i udawał, że się dusi… Także pamiętam zagrany “I Feel Good” (lansowany wówczas u nas) oraz “Stop And Think It`s Over “, pamiętam Elkie Brooks i balladzistę Roda Hansona… Ja czekałem zwłaszcza na Kramera, wtedy bardzo lubiłem jego “Trains and Boats and Planes” kompozycję Burta Bacharacha… Astoria zawsze była kiepska akustycznie, a ja wtedy miałem ze sobą pokrywki od garnków i do rytmu w nie stukałem… Siedziałem gdzieś po lewej stronie, bliżej wejścia, a w drugiej części poszedłem na balkon, aby posłuchać Kramera…
Sprzedać znaczki i na koncert…
Andrzej Kołodziejczyk z Bytomia, przyjaciel naszego Big Beat Jazz Clubu uczestnik wielu wspaniałych koncertów lat 60. (gitarzysta bytomskiej grupy Rochy) od Helen Shapiro po Animalsów, również uczestniczył w krakowskiej hali “Wisły” w spektaklu z udziałem Kramera i Artwoodsów dzięki temu, że sprzedał cząstkę kolekcji znaczków pocztowych!
Inny nasz muzyczny kolega, Andrzej Karpała z Gdyni był nie tylko na koncercie Artwoodsów i Kramera w słynnej Hali Stoczni, ale brał udział w czymś niepowtarzalnym, jak sesja pokoncertowa, gdzie Artwoodsi grali unikatowe utwory niesłyszane podczas koncertu! Tylko pozazdrościć tego typu przeżyć!!!
Na naszym spotkaniu byli i inni uczestnicy koncertów z kwietnia 1966 roku – Leszek Agaciński, były frontman bydgoskich Temperamentów oraz inny z twórców bydgoskiej sceny muzycznej lat 60. nadal aktywny gitarzysta Andrzej Morawski.
Dwie legendy…
We wtorkowy wieczór nie tylko zmierzyliśmy się z zawiłą legendą The Artwoods i każdego z jej muzyków (Arta Wooda, Jona Lorda, Keefa Hartleya, Dereka Griffithsa i Malcolma Poola), ale również doceniliśmy talent Billy J. Kramera, który nadal aktywnie koncertuje i jest we wspaniałej formie. Od lat 80. mieszka w Nowym Jorku, ale odwiedza Wielką Brytanię w ostatnich latach dość często. Wystąpił z powodzeniem w liverpoolskim Cavern, obecnie na kolejnej trasie po Zjednoczonym (jeszcze !!!) Królestwie…
Rok temu był jedną z centralnych postaci w czasie obchodów 50-lecia Beatlesowskiej inwazji na Stany Zjednoczone… Nagrał swoją pierwszą autorską płytę “I Won The Fight”, ponownie doceniany, może nawet bardziej niż wtedy w 1966 roku w Polsce, kiedy przegrał na rzecz Artwoodsów, którzy zauroczyli polskich fanów…
Kolejny mit obalić warto na koniec. Art Wood i jego koledzy (może głównie z powodu wielkości Jona Lorda jako klawiszowca Deep Purple) są uwielbiani nie tylko w Polsce. Ich czar i umiejętności doceniają fani na całym świecie, a poza Polską w tych tradycyjnych koneserskich obszarach takich Japonia, Niemcy, Skandynawia… Oryginalne ich winylowe wydawnictwa osiągają rekordowe ceny, a jeśli są w doskonałym stanie technicznym to lepiej jak pozostaną w wyobraźni, bo kieszeń za nią nie nadąża!
Do zobaczenia i usłyszenia wkrótce…
Przy jednym ze stolików w ElJazzie trwała ożywiona dyskusja muzyków umawiających się na wspólne pogrywanie. Andrzej Morawski i inni mogą już za czas jakiś zagrać w klubie ElJazz w repertuarze, który powinien przypaść do gustu rozsmakowanej publiczności, mocno zanurzonej w klimacie lat 60.
Fajnie rozmawiało się również z Waldkiem Warmińskim z zespołu Widok na Bluesa (koncert grupy już w piątek w El Jazzie 24 kwietnia o godz. 20.30), a wierzę, że w przyszłości i na naszych wieczorach klubowych.
28 kwietnia 2015 roku o godz. 19.00 nasz wieczór Big Beat Jazzowy numer 4, a podczas niego recital Krzysztofa Czabańskiego ze stowarzyszeniem GRUPY MUZYCZNYCH PRZYJACIÓŁ (Maria Treder voc.).
Krzysztof zaśpiewa repertuar swojego idola, Otisa Reddinga, Animalsów, Sama Cooke`a, Elvisa Presleya…
Tego nie można przeoczyć – bawcie się razem z nami !
Zbigniew Michalski