Przewodniczącego Rady ds. Estetyki Miasta Bydgoszczy prof. Dariusza Markowskiego urzekła ostatnia odsłona festiwalu Drums Fusion. "Śmiało mogę powiedzieć, że Drums Fusion, to najlepsza coroczna impreza w Bydgoszczy. I to co ciekawe, nie jest to jakiś desant, czy impreza przygotowana przez zewnętrznego operatora, to nasz bydgoski pomysł zorganizowany przez bydgoskich pasjonatów i Miejskie Centrum Kultury. Czyli można!" - nie kryje uznania dla organizatorów festiwalu prof. Markowski. Opinię profesora i jego pomysły na to, co można zrobić, by za rok impreza nabrała jeszcze większego rozpędu publikujemy poniżej...

Jesteśmy po kolejnej odsłonie Drums Fusion w Bydgoszczy, imprezy, która z roku na rok nabiera rozpędu i często przerasta najśmielsze oczekiwania. Nie chodzi tu o wielkie nazwiska, które oczywiście też są, ale całą oprawę i swoiste życie miasta muzyką. Perkusja chyba najdobitniej oddaje poczucie rytmu. W tym roku mieliśmy więc i genialny koncert Garbarka, świetny koncert Terry`ego Bozzio i oszałamiający występ fińskiego zespołu Apocalyptica. Czy można oczekiwać czegoś więcej? I do tego ta wspaniała oprawa całości, dopieszczenie szczegółów, troska organizatorów o detal i niemal zaklinanie rzeczywistości przez Panią dyrektor MCK Marzenę Matowskiej, aby podczas sobotniego wieczornego koncertu Apocalyptici interpretacje m. in. dzieł Metallici nie odbyły się w deszczu. Udało się. Śmiało mogę powiedzieć, że Drums Fusion, to najlepsza coroczna impreza w Bydgoszczy. I to co ciekawe, nie jest to jakiś desant, czy impreza przygotowana przez zewnętrznego operatora, to nasz bydgoski pomysł zorganizowany przez bydgoskich pasjonatów i Miejskie Centrum Kultury. Czyli można! Stąd mój wielki szacunek dla tak niepozornej i drobnej postury, ale silnej talentem i charyzmą Pani dyr. Marzeny Matowskiej i jej zespołu z Panem Markiem Maciejewskim, dyrektorem generalnym festiwalu na czele.

Mamy więc w Bydgoszczy wielkie wydarzenie, wydarzenie na miarę dużego europejskiego miasta, chociaż jego nazwa trudna była do wymówienia przez leadera grupy Apocalyptica. Myślę, że taka impreza powinna być okrętem flagowym na kulturalnej mapie miasta, gdyż pokazuje ona, że warto stawiać na imprezy, gdzie są duże nazwiska, to one przecież przyciągają tłumy zarówno bydgoszczan jak i przybyszów nie tylko z Polski ale i całego świata. W tych dniach na ulicach dało się słyszeć nie tylko dźwięki bębnów, ale i przeróżne języki. Marzy mi się jeszcze lepsze nagłośnienie i rozreklamowanie tak ważnej imprezy zarówno w mieści jak i w kraju, poprzez np. bilbordy zapraszające do Bydgoszczy na święto bębnienia. To i komercyjne działanie, ale i świetna promocja miasta. W opracowywanej marce miasta mówi się dużo o jakości, tutaj mamy tę jakość, którą należy pielęgnować, a organizatorom zapewnić wszelaką pomoc w dalszym konsekwentnym jej podnoszeniu. Miejskie Centrum Kultury to instytucja działająca na mapie miasta obok tak szacownych instytucji jak Filharmonia Pomorska, Teatr Polski, Muzeum Okręgowe czy Opera Nova. Śmiem jednak sądzić, że o ile wspomniane instytucje mają na ogół stałych odbiorców, to działania MCK są skierowane dla każdego, a w działalności tej instytucji, każdy znajdzie coś dla siebie. Ta wszechstronność działania i to działania na wysokim poziomie budzą uznanie i chciałoby się powiedzieć, więcej. Wierzę, że mając takich ludzi i taki zespół nie grozi nam powiatyzacja.

A trzeba było widzieć, ile zapału i serca oddali organizatorzy, denerwując się z wyprzedzeniem o każdy dzień festiwalu. Tylko trzeba o tym wiedzieć i to docenić. Ludzie z pomysłami to skarb, trzeba im tylko pomóc w realizacji często niełatwych idei, ale to się naprawdę opłaci. Będąc na koncercie Apocalyptici byłem dumny z mojego miasta, widząc tłumy odbiorców i radość z grania członków zespołu. To była prawdziwa rzeka muzyki. I jeszcze jedno, wspaniale byłoby, gdyby część imprez odbywała się dosłownie na wodzie, którą konsekwentnie przywracamy miastu. Stąd warto byłoby, aby miasto kupiło, holownik barki Lemara oraz barkę holenderkę, są do kupienia. Holownik mógłby ciągnąć rozbębnioną Lemarę, a holenderka, ustawiona np. przy śluzie workowej, byłaby wspaniałą sceną MCK. Wówczas koncert Terry`ego Bozzio, przeniesiony z piątku z Wyspy Młyńskiej, ze względu na ulewę, na sobotę do sali MCK, mógłby odbyć się na barce. Myślę, że i dla artysty byłoby to przeżyciem. Wierzę, że nadejdzie taki moment, a póki co bębnijmy z całych sił na chwałę organizatorów za te wyjątkowe dni. I niech trwa ta niepowtarzalna fuzja muzyki. Za wspaniała chwile jeszcze raz dziękuję.

Prof. zw. dr hab. Dariusz Markowski

Przewodniczący Rady ds. Estetyki Miasta Bydgoszczy