Bydgoski artysta, wydawca i kolekcjoner Krzysztof Soliński zmarł 27 grudnia 2006 roku. Z okazji siódmej rocznicy śmierci wspominali go przyjaciele. To zaskakujące, ile można się nowego dowiedzieć o kimś, kto wydawał się znajomy, a po latach okazuje się, iż znało się jedynie niewielki fragment jego działalności i tak naprawdę niewiele się o nim wiedziało.

Na początku spotkania Jacek Soliński przypomniał najważniejsze fakty biograficzne. Jego starszy brat studiował na trzech uczelniach. Zgodnie z tradycją rodzinną zaczął od prawa na UMK, ale ewidentnie ten kierunek studiów mu nie odpowiadał, więc po dwóch semestrach się z nim pożegnał. Natomiast ukończył na tej uczelni bibliotekoznawstwo. Jest także absolwentem WSP, gdzie poznawał działalność kulturalno-oświatową oraz Uniwersytetu Warszawskiego, gdzie ukończył. dziennikarstwo. Krzysztof Soliński był organizatorem życia młodoliterackiego, założycielem grupy faktu poetyckiego ?Parkan?, autorem książek poetyckich i prozatorskich, a przez kilka lat dyrektorem Wydawnictwa ?Pomorze?.

Dało się odczuć, że siedem lat starszy Krzysztof był dla Jacka Solińskiego nie tylko bratem, ale także autorytetem i chyba nawet wzorcem. Wieczór wspomnieniowy został tak skonstruowany, żeby Krzysztofa, który, nie bez powodu, uchodził za człowieka bardzo zamkniętego, można było niejako odkryć na nowo, poznając go w różnych sytuacjach, a również poprzez opisane przez niego poszukiwania sensu zdarzeń, tworzenia, życia wreszcie, jakie znaleźć można w utworach jego autorstwa.

Jacek Soliński uważa, że nic bardziej mylnego niż przypisywanie jego bratu cynizmu czy posądzanie o nihilizm. – Był osobą skrytą, a ten rodzaj wizerunku, jaki stworzył dla innych, ukrywał coś znacznie istotniejszego. Krzysztof z całą pewnością był człowiekiem głęboko poszukującym. Poszukującym transcendentum.

Prawdopodobnie niewiele osób wie, że Krzysztof Soliński zdobył we Wiedniu tytuł mistrza świata w paleniu fajki. Ten ?sport? był jego reakcją na znużenie rzeczywistością, zmęczenie literaturą. – Ostatnia własna książka, jaką wydał za życia, była na temat fajek. Traktował tę pasję niezwykle poważnie, jako przedłużenie twórczej działalności – zdradził Jacek Soliński. Jego brat zbierał fajki z różnych stron świata. Swoją liczącą ponad 500 egzemplarzy kolekcję zapisał w testamencie muzeum w Przemyślu.

Postać zmarłego poety przybliżył (w spisanym wspomnieniu, gdyż nie mógł przybyć na spotkanie) z innej strony współpracownik i podwładny Krzysztofa Solińskiego w Wydawnictwie ?Pomorze?. Grzegorzowi Kalinowskiemu imponowała nie tylko erudycja szefa, oczytanie filozoficzne oraz historyczne i jego znajomość muzyki, ale także olbrzymi zbiór płyt gramofonowych i kompaktowych, który ?we wczesnych latach 90. niejednego wprawił w osłupienie?.

Serdecznym przyjacielem Krzysztofa Solińskiego od czasów studenckich był Jan Wach i on zabrał głos jako następny, stwierdzając na wstępie, że Krzysztof był kawalarzem. Zobrazował to na przykładzie. W połowie lat 70. Soliński i Wach starali się o przyjęcie do koła młodych przy Związku Literatów Polskich i mieli wyznaczone spotkanie z tutejszym prezesem ZLP, Janem Górecem-Rosińskim. Krzysztof Soliński postanowił zrobić kawał. Dowiedział się, że Górec szczyci się swoją fajką z Przemyśla. Młodzi literaci zaopatrzyli się więc przed wizytą u niego w dwie fajki tej produkcji, kupili też ten sam tytoń, którego on używał. Mieli podczas spotkania niezłą zabawę, bo kiedy Górec wyciągnął fajkę i zaczął ją nabijać, młodzieńcy wyciągnęli identyczne fajki oraz tytoń i zabrali się za nabijanie. Prezes nie mógł się do niczego przyczepić, ale chyba czuł, że młodzi literaci jaja sobie robią, bo po chwili odłożył swoją fajkę.

? A teraz opowiem o wzajemnym mobilizującym wpływie przyjaciół pracujących dorywczo nad słowem – zapowiedział Jan Wach. Dowiedzieć się można było z tej relacji, że to dzięki Krzysztofowi Solińskiemu nadal zajmuje się poezją. Nieżyjący przyjaciel uważał go za wybitnie utalentowanego poetę i kiedy Jan Wach zajął się uprawą ziemi, nie pozwolił mu zaprzestać pisania. – Najeżdżał mnie i nachodził, wyciągał na spotkania – wyjaśniał, snujący wspomnienia poeta.

- Dzięki Krzysztofowi wszedłem w młodoliterackie środowisko lat 70. – wyznał Wojciech Banach, który należał do grupy faktu poetyckiego ?Parkan?. Poeta zdradził też, że to przez Solińskiego został kolekcjonerem. Uznał, że skoro poważny człowiek zajmuje się takimi dziwnymi rzeczami, jak kolekcjonowanie płyt i fajek, a na dodatek coś sensownego pisze, to on też może zająć się kolekcjonerstwem. Dzisiaj Wojciech Banach posiada imponującą kolekcję pocztówek przedwojennej Bydgoszczy.

Opowieść Wiktora Żwikiewicza pokazała jeszcze inne oblicze artysty, którego siódmą rocznicę śmierci uczczono wspomnieniowym spotkaniem w Galerii Autorskiej przy ul. Chocimskiej 5. Zdarzenie dotyczyło wizyty u pierwszego sekretarza, który zaprosił świeżo upieczonych członków ZLP (Krzysztofa Solińskiego i Wiktora Żwikiewicza) do komitetu miejskiego PZRR. Tam gospodarz ugościł ich kawą, ciasteczkami i dobrym koniakiem, a następnie stwierdził: – Byłoby zaszczytem dla partii powitać was nie tylko jako bydgoskich twórców, ale również w szeregach towarzyszy.

Na tę propozycję Krzysztof zareagował pytaniem: Ile? Sekretarz nie zrozumiał, więc młody literat mu wyjaśnił: – Jak słyszę, przyniósłbym zaszczyt partii, ale korzyści muszą mieć obie strony. Uczciwie więc pytam: Ile? Wiktor Żwikiewicz poinformował, że już nigdy więcej nikt im nie składał propozycji wstąpienia do PZPR.

Kolejne wspomnienie o Krzysztofie Solińskim wygłosił autor obrazów wiszących na ścianach galerii. Wojciech Nadratowski projektował okładki książek wydawanych przez Wydawnictwo ?Pomorze?. – Krzysztof je testował. Oglądał każdą okładkę z odległości pięciu i dziesięciu metrów, żeby zobaczyć, czy zostanie zauważona w oknie wystawowym księgarni – relacjonował plastyk.

Żona Wojciecha Nadratowskiego wyznała, że Krzysztof Soliński imponował jej perfekcyjną organizacją pieszych wypraw. Okazało się, że nigdy nie chodził on dwa razy w to samo miejsce. Jacek Soliński zdradził wówczas, że to dlatego, iż kolekcjonował pieczątki z miejsc, do których dotarł. Powiedział także, że jego starszy brat zamierzał obejść granicę Polski.

Wystąpienia Jarosława Jakubowskiego i ks. Franciszka Kameckiego można nazwać świadectwami. Ich autorzy spotkali się z Krzysztofem Solińskim, kiedy był on umierający. Nie mógł już wstawać z łóżka. Jarosław Jakubowski przeprowadził z Krzysztofem długi wywiad, który został opublikowany w ?Toposie?. Dziennikarzowi udało się go autoryzować, ale trzeciego spotkania ze zbolałym poetą już nie było, gdyż zmarł. Pozostały natomiast słowa, które można traktować jako podsumowanie ziemskich poszukiwań. – Tylko to, co nieznane, jest fascynujące – powiedział Krzysztof Soliński dziennikarzowi-poecie.

- Przyszedłem do niego raczej jako duchowny niż ktoś inny. Mówił z trudnością. Rozmawialiśmy o rzeczach ostatecznych, o eschatologii. Potem była spowiedź. Reszta niech będzie milczeniem ? powiedział ksiądz-poeta Franciszek Kamecki.

Relacje wspomnieniowe były przeplatane utworami Krzysztofa Solińskiego. Odczytywał je tradycyjnie Mieczysław Franaszek. Jeden z utworów został nagrodzony szczególnie gorącymi oklaskami. Widownia miała wrażenie, że słucha monodramu. Aktor przedstawił taką interpretację wiersza, iż wydawało się, że to utwór sceniczny. Trudno się dziwić, że Jacek Soliński mawia żartem: – Mam wrażenie, że wiele osób przychodzi tu wyłącznie po to, żeby słuchać Mieczysława Franaszka.