Organizator wczorajszej debaty, prof. dr hab. Ewa Filipiak, dyrektor Instytutu Pedagogiki UKW, nie przewidziała, że tego właśnie dnia odbywać się będzie w sejmie gorąca dyskusja nad obywatelskim wnioskiem o referendum w sprawie obowiązku szkolnego dla sześciolatków. Całkiem przypadkowo wstrzeliła się zatem w temat dnia, co przyczyniło się do zwiększonego zainteresowania odbywającą się w nowiutkiej bibliotece uniwersyteckiej debatą.
Tymczasem konferencja wcale nie stawiała sobie za cel rozstrzygnięcia, w jakim wieku powinna się zaczynać edukacja szkolna. – Chcemy dziś zastanowić się głównie nad tym, co my, dorośli, możemy zrobić, żeby wesprzeć dziecko w jego rozwoju, we wkraczaniu w świat edukacji – wyjaśniła prof. Filipiak, otwierając debatę. Wzięli w niej udział pracownicy naukowi i studenci, pedagodzy i psycholodzy, nauczyciele i rodzice.
Nim do niej doszło odbyła się konferencja prasowa. Dziennikarzom zaprezentowano raport, który miał być podstawą debaty. Przygotowali go członkowie zespołu badawczego z Instytutu Badań Edukacyjnych: dr Piotr Rycielski, dr Radosław Kaczan i dr Magdalena Czub, pracujący pod okiem prof. dr hab. Anny Brzezińskiej z Instytutu Psychologii UAM.
Raport powstał z analizy wyników badań dokonanych na losowej próbie 3 tys. dzieci z całej Polski. Odbywały się one w domach i zostały przeprowadzone dwukrotnie. Na początku roku szkolnego i kilka miesięcy później. Każdy dom odwiedzały dwie osoby: ankieter zadawał pytania rodzicom, a psycholog dawał dziecku zadania do rozwiązania na tablecie. Jak relacjonował dr Rycielski, dzieci dobrze się przy tym bawiły.
Celem badań było ustalenie, jakie postępy w nauce czynią sześcio- i siedmiolatki w szkołach, i przedszkolach. I ustalono, że wiek rozpoczęcia edukacji nie wpływa znacząco na przyrost wiedzy w pierwszej klasie. Badania zostały sfinansowane ze środków unijnych.
Dziennikarze chcieli jednak przede wszystkim otrzymać odpowiedź na pytanie, czy powinno się posyłać sześciolatka do szkoły. – Nie odpowiem ani tak, ani nie. Ja bym swoje dziecko posłała – oświadczyła prof. Brzezińska. – Moja wiedza wskazuje na to, że między czwartym a siódmym, ósmym rokiem życia dzieci nie rozwijają się równo – dodała i przedstawiła, nie owijając w bawełnę, diagnozę sytuacji. ? Ta ogromna burza, jaką jest obecna dyskusja o sześciolatkach, tak naprawdę odkryła problem, który myśmy zamiatali pod dywan. Szkoła nigdy nie była i w stu procentach nigdy nie będzie przygotowana na poradzenie sobie z tak bardzo zróżnicowaną grupą dzieci.
Za dwa tygodnie głosowanie w sejmie w sprawie referendum.