Formuła spotkania była prosta. Kandydaci na prezydenta odpowiadali po kolei na te same, związane z problematyką spółdzielczą pytania i musieli się zmieścić w minucie. Temat najwyraźniej uznany został przez media za niezbyt medialny, bo dziennikarzy uczestniczyło w spotkaniu dwóch, wliczając w to przedstawiciela naszej redakcji.
Jak wiadomo, każdy temat może zostać zaprezentowany w sposób ciekawy bądź nudny. A zaproponowana przez organizatorów formuła spotkania była nudna jak flaki z olejem. Ciekawie jest wtedy, gdy dochodzi do starć, gdy iskrzy między dyskutantami. Kiedy mówią po kolei i niczyje argumenty nie są kwestionowane, można zasnąć z nudów. W Modraczku było sennie. Nie słychać było wybuchów śmiechu ani oklasków za udaną wypowiedź. Żaden mówca nie zabiegał o to, żeby skupić na sobie uwagę widowni jakimś ciekawie wyrażonym spostrzeżeniem.
Usłyszeliśmy w Modraczku mnóstwo ogólników. Wiemy już, że spółdzielcom, tak jak i pozostałym mieszkańcom, powinno się żyć dobrze, a ważne decyzje należy z nimi konsultować. Nie wiemy tylko, czemu miało służyć wysłuchiwanie opinii w sprawach spółdzielczych. Czy rezultatem spotkania będzie wskazanie kandydata, na którego bydgoscy spółdzielcy powinni zagłosować? Czy była to tylko sztuka dla sztuki?