Krzysztof Grzechowiak, ur. 1955 we Wrześni. Poeta, krytyk literacki. Debiutował w 1980 w ?Radarze?. Publikował w ?Nurcie?, ?Okolicach?, ?Tytule? i prasie codziennej. Brał udział w almanachu młodej poezji wielkopolskiej Przedpole (1986). Wydał tomy poezji: Wersja Ostateczna (1986), Opis walki (1989) Regalia (2005) i Senilia (2009). Od 1981 związany z NGP Drzewo, a później z Familią Drzewo. Grupa wydała własnym sumptem almanachy Dopóki jesteśmy razem (informacje dotyczące tego okresu ? zob.: E. Głębocka, Grupy Literackie w Polsce 1945-1989, wyd. II, 2000). Laureat wielu nagród m.in. nagrody głównej w konkursie poetyckim im. A. i St. Babińskich, Poznań (1999); ?Strzała Łuczniczki? za najlepszą książkę, Bydgoszcz (2005) oraz ?Srebrna Śliwka? ? Twórca Roku, Wiadomości Wrzesińskie (2007).

  • * *

Grzechowiak uprawia lirykę, którą można określić jako tradycyjną – dostrzega się polemiczne odniesienia do poezji Miłosza, szacunek dla obrazowania Eliota czy też Wata. Nie eksperymentuje, posługuje się precyzyjnym, bardzo obrazowym językiem; w sposób sugestywny odwołuje się do wyobraźni czytelnika. Rytm jego wierszy jest zbliżony do snutej wolno opowieści, w której dominuje szare, zamglone tło ponurej rzeczywistości. Poezja Grzechowiaka opowiada o życiu bez szans, o powolnym schodzeniu w dół ścieżką życia nieudanego, przegranego./…/ Tło poetyckich zwierzeń stanowią: zniszczone podwórka, ogrody porosłe chwastami, cmentarze, opuszczone miejsca, spękane tynki starych domów. Tam śmierć ma swoje siedlisko /…/. Nieuchronność rozpadu. Jasność, olśnienia są tylko chwilowe./…/ Głos Grzechowiaka /…/ opowiada o świecie przemawiającym prawdą osamotnienia i bólu. Jednolita, konsekwentnie utrzymana tonacja wierszy mówi nie tylko o smutku, ale odkrywa również drzemiące w człowieku dążenie do prawdy i dobra.
Ewa Piechocka

* * *

Strategia poetycka Krzysztofa Grzechowiaka ujawnia się już w pierwszym utworze jego nowego tomu /…/, małe miasteczka i w ogóle prowincję uczynił naturalną scenerią swoich roz/g/rywek. Bliżej stamtąd do przyrody, do nieba /…/. “W sennych wodach” prowincji nie wypada silić się na bunt, wypada natomiast poczynić rzetelny bilans zysków i strat /…/Grzechowiak wymyślił sobie bohatera swoich wierszy troszkę jako króla na opak, do którego pasują bardziej “regalia żebraka” niż berło i złoto. Z wysokości swego peryferyjnego tronu patrzy na rzekę zdarzeń dużych i małych. Skazany na klęskę, bo władający jedynie armią cieni /…/ ze spokojem wypatruje “gromad barbarzyńców”, tych ze słynnego wiersza Kawafisa. /…/ Grzechowiak – potrafi umieszczać w wierszu liczne furtki otwierające kolejne znaczenia. Paradoksalnie, poezja tego, który nie opisze świata, jest wybitnie opisowa i czepia się szczegółów jak bluszcz, wijąc się niekiedy w wyszukanych metaforach. To poezja stojąca po stronie rozumu, napis złożony z kamyków, które przez długie obracanie w ustach straciły ostre krawędzie, ale nie straciły wagi. /…/
Jarosław Jakubowski

*****

Jakby mało było utrapień

Jakby mało było utrapień
Dodawane są nowe
Żeby życie było jak zgrzyt
Klucza po świetlistej szybie
Za którą wymarzony raj i spokój
Wiekuisty i muzyka
Ale żeby tam wejść trzeba
Stłuc to błyszczące lustro
I nagą piersią przestąpić czarną zasłonę
Jakby mało było zranień zdrad
Kamieni które ciągną nas na dno
Cuchnących sadzawek
Kiedy w parkowych alejach wiatr
Odwraca na wznak leżące
Odcięte dłonie liści
I niesie się śmiech jak szydercze echo
I łopoczą chorągwie kurzu
Nad obalonym posągiem

Krzysztof Grzechowiak

Kamień

Ten kamień, który znalazłem na brzegu ciepłego morza
miły w dotyku, wygładzony przez wiatr i lata
kiedy języki wody obracały go w ustach
teraz dostojnie milczy i swoich tajemnic
nie powierza nikomu i daremnie pukać
do jego kamiennego serca, które jeśli jest
bije kamienne sekundy kamiennym wahadłem.
Jeżeli go rozłupię jak skorupę orzecha
zniszczę jego niepowtarzalne piękno
i niczego się nie dowiem z kamiennych słoi.
Dotykam jego skóry jak ręki Matki
– bądź ze mną na zawsze, nie odchodź
pocieszycielko strapionych, wspomagaj nasze wysiłki
gdziekolwiek teraz jesteś, błogosław kamienną ręką
te nieudolne prace ciągle jeszcze żywych.
Kamienie to moje jedyne bogactwo
niewzruszone i pewne, kiedy zabrakło innych.
I niczym drogocenny klejnot jest ten przyjaciel
wyniesiony z dna. Zamknięty w sobie
z twarzą nieprzeniknioną maską słonych łez.
Mówię do niego najmądrzej jak umiem
i odpowiada mi
– milczenie.

Krzysztof Grzechowiak
  • * *

Bardzo mało miejsca jest
dla Jezusa
w naszych sercach i zagraconych
mieszkaniach
choć czekamy na Jego powrót
już tak długo
i znużone pokolenia
powoli tracą wiarę w światło
opatrzności
nasze życie wypełnia
hałas i muzyka
młyny mielą szarą mąkę kurzu
biblioteki jak wieże Babel
ale nie przybywa mądrości i wiedzy
stoły zastawione uginają się od nadmiaru
w naszych obrotnych językach
zamieszkała nicość
żywność pleśnieje i pomniki z mgły
znikają kiedy zaszeleści wiatr
pamiątki rodzinne wyniesione
do śmietnika
na targach ze starzyzną
w rękach przekupni
tablice pamiątkowe przetopione
w składnicach złomu
zatrzaskujemy drzwi
przed nieproszonym
Gościem

Krzysztof Grzechowiak