Jakieś fatum ciąży nad bydgoskim oddziałem Generalnej Dyrekcji Dróg Krajowych i Autostrad, od kiedy przestał nim kierować Marek Kowalczyk. Za czasów Łukasza Lendnera nie dawało się normalnie pracować. Narada goniła naradę. Ludzie musieli siedzieć w firmie do nocy. Nadgodziny zaczęto im płacić dopiero, gdy ujawniliśmy to skandaliczne traktowanie pracowników w tekście pt. ?Strach i wyzysk w Generalnej Dyrekcji?.

W grudniu 2012 roku kontrolę w oddziale rozpoczęła Państwowa Inspekcja Pracy. Z anonimowej ankiety wynikało, że pracownicy skarżą się na agresję słowną, sprzeczne polecenia, poniżanie. Ewidentny mobbing. Zabawne były następstwa kontroli. Łukasz Lendner awansował do centrali, a w wyniku konkursu dyrektorem bydgoskiego oddziału GDDKiA został Mirosław Jagodziński.

Sądziliśmy, że po tej zmianie w firmie zapanuje normalność. Jednak znowu pojawiły się oskarżenia o mobbing. Nękania nie dopuszcza się dyrektor. Podobno tak postępuje Artur Spryszyński, naczelnik wydziału administracji i zaplecza technicznego, który wcześniej był pełnomocnikiem wojewody do spraw informacji niejawnych. Pracownicy urzędu wojewódzkiego też się skarżyli na jego metody działania.

Arturowi Spryszyńskiemu jedna z pracownic bydgoskiego oddziału GDDKiA zarzuciła zastraszanie, napuszczanie pracowników na siebie, bezpodstawne kontrole, nękanie i przemoc słowną.

- Do czasu zakończenia prac komisji Oddział nie udziela informacji z uwagi na dobro prowadzonego postępowania – poinformował Tomasz Okoński, rzecznik oddziału GDDKiA w Bydgoszczy.