W pierwszą rocznicę śmierci

---------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------

Mieczysław Franaszek (1944-2019)

NASZ BRAT WSPÓŁGALERNIK

 

Nie znam ludzkości, lecz ludzi. Wolności, lecz ludzi wolnych. Szczęścia, lecz ludzi szczęśliwych. Piękna, lecz rzeczy piękne. Boga, lecz żar świec. A ci, którzy szukają istoty rzeczy poza aktem narodzin, ukazują jedynie pychę i pustkę swych serc. I nie będą ani żyć, ani umierać, bowiem nie umiera się i nie żyje słowami.

Antoine de Saint-Exupéry

Mieczysław Franaszek urodził się w 1944 roku, w roku tragicznej śmierci Antoina de Saint-Exupéryego, a zmarł 31 lipca 2019 roku, w dniu 75 rocznicy śmierci autora „Małego Księcia”. Te fakty mogłyby nic nie znaczyć, a jednak daty zestawione ze sobą skłaniają do refleksji. Im dłużej zastanawiam się nad tym, staje się dla mnie oczywiste, jak bardzo nasz Przyjaciel bywał podobny do Małego Księcia. Pojawił się w Bydgoszczy i w środowisku Galerii Autorskiej na początku dwudziestego pierwszego stulecia. Sprawiał wrażenie, jakby wyłonił się z innej rzeczywistości: szczery, skromny, przyjazny, prostolinijny, ufny, bezinteresowny, empatyczny, taktowny, zawsze z życzliwym uśmiechem na twarzy. Potrafił, jak dziecko, zachwycać się i zadziwiać tym, co dla innych było niewidoczne. To Jego otwarcie na drugą istotę ludzką intrygowało. Sprawiał wrażenie, że każdy napotkany przez niego już po chwili rozmowy stawał się kimś bardzo mu bliskim, relacja zachodziła również w odwrotnym kierunku. Dziś postrzegam te wszystkie sytuacje jako swoisty fenomen kapitału życzliwości. A jednak mimo niespotykanego otwarcia na innych, umiał ukryć się w swojej prywatności i stąd pewnie towarzysząca mu czasem aura niedopowiedzenia czy tajemnicy. Wydaje się to wszystko dziwne, wręcz nieprawdopodobne, jak w opowieści Saint-Exupéryego, ale tak naprawdę było.

Można przyjąć, że jako aktor debiutował w 1966 roku, kiedy pod koniec studiów w PWST w Krakowie współtworzył z koleżankami i kolegami z roku TEATR STU. W szacownym gronie byli: Krzysztof Jasiński, Olgierd Łukaszewicz, Wojciech Pszoniak, Grażyna Marzec, Jerzy Szejbal, Zygmunt Sierakowski i Andrzej Bogusz. Dziś jest to już instytucja legenda, która wciąż działa. Wówczas była to scena oryginalnego debiutu grona zaprzyjaźnionych młodych aktorów, by po latach stać się ich szlachetnym rodowodem. Kariera zawodowa Mieczysława rozpoczęła się od teatru w Krakowie, potem była Nowa Huta, Sosnowiec, Opole, Koszalin, Szczecin, Poznań i na końcu Bydgoszcz. Obecność w tylu teatrach przyniosła wiele znakomitych ról i wiele nagród. Równolegle współpracował z rozgłośniami radiowymi i pojawiał się w filmie. Na uwagę zasługuje pamiętna rola w „Bohaterze roku” Feliksa Falka. Ilekroć oglądałem ten obraz, zawsze miałem wrażenie, że kreowana przez Mieczysława tytułowa postać coś odsłania z jego przymiotów osobistych. Nurt kina moralnego niepokoju był mu szczególnie bliski. Rzeczywistość w realnym socjalizmie stawała się szkołą charakteru. Dylemat –  jak pozostać prawym człowiekiem pośród koniunkturalnych układów systemu i różnych form nacisku, wydaje się zawsze aktualny. Filmowy „bohater roku” sprzeciwił się manipulacjom i wykorzystaniu go do niegodziwych celów, a w sytuacji granicznej umiał powiedzieć – „nie”. Ta postawa była bliska zawodowemu życiu Mieczysława, bo był to aktor, znający cenę uczciwości. Z pewnością bardziej cenił lojalność i przyjaźń niż karierę osiąganą za wszelką cenę.

 Mieczysław Franaszek w teatrze, filmie i prywatnie: 1. Kabaret Jana Pietrzaka, 1979 r., Teatr Dramatyczny w Koszalinie, 2. Bohater roku, reż. F. Falk, 1986 r.,(z Jerzym Sthurem), 3. Lęki poranne S. Grochowiaka, 1979 r. Teatr Dramatyczny w Koszalinie, 4. Zdjęcie wakacyjne z Wojciechem Przoniakiem, Paryż 1989 r., 5. Nos wg M. Gogola, asesor Kowalew, 1970 r. Teatr Rozmaitości, Kraków, 6. Lęki poranne S.Grochowaiaka, 1979 r. Teatr Dramatyczny w Koszalinie, 7. Cud Szwajd, 1985 r. Teatr Współczesny w Szczecinie (z Jolantą Kozak), 8. Lęki poranne S. Grochowiaka, Kola Brynion, 1979 r. Teatr Dramatyczny w Koszalinie (z Małgorzatą Peczyńską i Włodzimierzem Matuszczakiem), 9. i 10. Emigranci Sł. Mrożka, jako AA,1981 r., Teatr Polski w Szczecinie, (z Aleksandrem Girczą), 11. Ja, Żyd z Wesela R. Branstaettera, 2008 r. Galeria Autorska J.Kaji i J. Solińskiego w Bydgoszczy, 12. Jesień, zima L. Norena, 2001r., Teatr Polski w Bydgoszczy (z Hanną Kochańską i Alicją Mozgą), 13. Na wernisażu, 2009 r., Galera Autorska J. Kaji i J. Solińskiego w Bydgoszczy

                                                                              -------------------------------

Kiedy rozpoczynał stałą współpracę z Galerią Autorska, był oddany tej pracy bez reszty. Zawsze doskonale przygotowany, wręcz perfekcyjny. Czytał poezję, prozę, eseje. Dokonywał wyboru tekstów, z wyjątkowym smakiem opracowywał bloki tematyczne. Potrafił znakomicie wpisywać się w rozmaite wydarzenia, niezależnie czy była to prezentacja plastyczna, filozoficzna, poetycka czy jakakolwiek inna. Żartowaliśmy, że dzięki interpretacjom Mieczysława mamy najlepszych autorów w Polsce. Czuł się w galeryjnym wnętrzu, jak u siebie i z upływem czasu stał się naszym bratem „współgalernikiem”. Jako interpretator tekstów wystąpił kilkaset razy. Był dla bywalców Galerii Autorskiej, jak „brat łata”, zawsze gotowy do działania i współpracy, trudno go było nie polubić, serdeczność stała się jego wizytówką. Specjalnie dla nas przygotował cztery monodramy. Te realizacje zyskiwały w piwnicy Galerii Autorskiej szczególny klimat. Towarzyszące wystawy naszych prac plastycznych stanowiły swoistą scenografię dla jego występów, z czego byliśmy dumni. Działo się tak, nie tylko w naszym galeryjnym wnętrzu, ale również w wielu ośrodkach kultury w kraju i zagranicą. Wielokrotnie zdarzało się nam wspólnie wyjeżdżać na prezentacje. Byliśmy razem z Janem Kają jego nieodłączną parą asystentów. Czuliśmy się spełnieni, podziwiając kunszt naszego konfratra jako autorzy ”scenografii”. Ta symbioza różnych twórczych działań inspirowała. Same podróże w takim towarzystwie stawały się już wielką przyjemnością, a co dopiero kiedy następowały teatralne poruszenia. To były święta sztuki. Mimo organizacyjnego napięcia, byliśmy spokojni, że wszystko się uda, bo Mieczysław miał w sobie tajemniczy urok, stateczność, równowagę i na tym można było polegać. Trzykrotnie towarzyszyliśmy Mieczysławowi ze swoimi obrazami na występach w Edynburgu. Odbyły się tam znakomite sceniczne prezentacje, czuliśmy się dumni, że nasze wystawy stały się wręcz organicznym tłem jego monodramów.

Wielką pasją Mieczysława były podróże i fotografia. Uwielbiał przemieszczać się w przestrzeni, zwiedzać, wciąż planował kolejne wyprawy, to była jego druga natura. Fascynowało go nieznane. Ciekawość świata, innych kultur, innych ludzi, stanowiły dla niego przeciwwagę wobec życia w teatrze i życia teatrem. Tak odreagowywał zawodowe napięcia; podróże nazywał swoimi terapiami. Dobrze się czuł w nowych nieznanych miejscach. Potrafił szybko nawiązywać kontakty, był bezpośredni, ludzie otwierali się przed nim i widać to dobrze na przywożonych z wypraw zdjęciach. Fotograficzne dzienniki podróży dowodzą najlepiej, czym były dla niego te wojaże. Dzielił się swoją pasją, przygotowując szereg wystaw fotografii. Prezentowane ekspozycje w wielu miastach Polski zawsze dobrze odbierane, stanowiły świadectwo jego zmysłu obserwacji i estetycznego wyczucia.

Trzy przedstawienia z cyklu „Rady dobrego Boga czyli przedpstryk” przygotowane na podstawie prozy Erica Weinera stały się niemalże artystycznym testamentem aktora. Sam je opracował i wyreżyserował. Opowieść o poszukiwaniu Boga i sensu życia przez turystę i dziennikarza ze świata Zachodu, który odwiedza różne kraje, była mu szczególnie bliska. Odnalazł się w tej historii, bo przecież sam był globtroterem. W roli narratora zawarł wiele z siebie, jako dobrotliwego podróżnika przyglądającego się współczesnemu światu. Bohater monodramów śmieszy, wzbudzając wzruszenie swoją nieporadnością i szczerą chęcią poznania obcych kultur. Pełna dylematów opowieść dziennikarza budzi różne zabawne refleksje, by w końcu skupić uwagę na granicznym pytaniu o świadomość istnienia. Przekaz był prosty, wręcz oczywisty, z przedstawień emanował szacunek dla porządku społecznego opartego na tradycji i religii. Poszanowanie tego fundamentu stanowiło tu wartość nadrzędną. Taki właśnie teatr Mieczysław niósł w sobie, starając się być bratem dla innych. Dobrze wiedział, że sztuka musi uszlachetniać, czyniąc człowieka lepszym, tak rozumiał swój zawód, powołanie i misję. Dlatego w sferze wartości stałych, niezbywalnych był arystokratą, arystokratą odchodzącego już świata.

Jacek Soliński