Zawisza wydawał się w meczu bardziej aktywny, solidny niż rywal z Grudziądza. Jednak po piłkarzach widać było brak świeżości, co można tłumaczyć intensywnym okresem przygotowawczym przed wiosenną rundą. Zaskoczeniem dla wielu obserwatorów było wejście na boisko Bojana Peykova (tak jego nazwisko widniało w protokole meczowym), zamiast Andrzeja Witana. Wpuszczenie aż trzech bramek nie wróży mu długiej kariery jako pierwszego bramkarza Zawiszy. Na konferencji prasowej właściciel klubu Radosław Osuch mówił, że największym problemem Zawiszy w ubiegłej rundzie było łatwe tracenie bramek i mozolne ich zdobywanie. W niedzielę widzieliśmy, że co prawda druga część tej diagnozy jest już nieaktualna, ale pierwsza wciąż tak. Utrata gola po rzucie wolnym z 30-40 metrów nie przystoi bramkarzowi reprezentacji Bułgarii.
Pierwsza połowa zakończyła się remisem. Niestety, na drugą połowę meczu bardziej zmotywowani wyszli gracze Olimpii. Od pierwszego gwizdka rozpoczęły się intensywne ataki na bramkę Peykova. Dość szybko przyniosły one skutek w postaci utraty gola.Trener Janusz Kubot zdecydował się na podwójną zmianę. Masłowski wszedł za Strąka, a Leśniewski za Błąda. Zwłaszcza ta druga zmiana wniosła wiele świeżości do gry Zawiszy, choć gola strzelił Michał Masłowski. Adrian Błąd nie miał najlepszego dnia: ani razu nie pokazał swojej szybkości, kreatywności i nie stworzył żadnego zagrożenia dla bramki Olimpii. Co innego Rafał Leśniewski, który od momentu wejścia na boisko był solidną podporą bydgoskiej drużyny.
Na pewno na komplementy zasłużył w niedzielę obok Leśniewskiego Vahan Gevorgyan. Nie tylko strzelił dwa gole, ale był najbardziej aktywnym piłkarzem na boisku. Zawisza niestety nie ma lidera, który jest mózgiem drużyny, konstruuje akcje ofensywne, porządkuje formacje obronne. Przy braku Łukasza Skrzyńskiego obrona Zawiszy wydaje się nieco chaotyczna. Zresztą: utrata trzech goli na własnym boisku to najlepszy dowód na to, że defensywa Zawiszy nie jest jego najmocniejszą stroną.
Zwycięzców się nie sądzi, a w derbowych spotkaniach tego sezonu sześć punktów trafiło do Bydgoszczy – grudziądzanie muszą szukać punktów gdzie indziej.
Na osobne parę zdań zasłużyli kibice Zawiszy. Ten doping jest już ekstraklasowy. Kiedy cały sektor pokryła wielka flaga, a pod nią rozbłysły światła rac (?), nawet kibice gości zamilkli z wrażenia. Przed meczem Radosław Osuch wręczył kibicom koszulkę z numerem 12. Żaden piłkarz Zawiszy nie będzie już nosił tego numeru na plecach. Faktycznie, w meczu z Olimpią kibice byli dwunastym zawodnikiem.
Niestety, organizacja meczu pozostawiała wiele do życzenia. Znów gigantyczne kolejki przy wejściu i pod kasami. Niektórzy kupowali bilety po ok. 40 minutach stania w kolejce i wchodzili na stadion tuż przed przerwą. Z niewiadomych przyczyn zamknięte były trybuny na łuku, co spowodowało niesamowity tłok na otwartych trybunach. Nawet dziennikarze mieli problemy z wejściem na stadion, bo choć organizator ma imienne listy akredytowanych dziennikarzy, ochrona wymagała od nich legitymacji.
O tym, że Zawisza walczył w niedzielę do końca można zobaczyć: TUTAJ