– Nie zdawałaś do Liceum Sztuk Plastycznych, ale do ?Jedynki?? Czyżbyś pierwotnie nie zamierzała kontynuować rodzinnych tradycji?

- Nie zdawałam do Liceum Plastycznego, bo moi rodzice uważali, że troje artystów w rodzinie, to za dużo. Martwili się o moją przyszłość, bo los artysty w dzisiejszym świecie, jak zresztą pewnie w każdej epoce, wydawał się niepewny i niełatwy. Raczej sugerowali, żebym skończyła dobrą szkołę średnią, a potem zdobyła ?pożyteczne? i bardziej wszechstronne wykształcenie. Ukończyłam więc grzecznie i z dobrymi wynikami ?Jedynkę? właśnie. Klasę z rozszerzonym angielskim, co w przyszłości okazało się jednak przydatne.
Natomiast kiedy, po maturze, nadal obstawałam przy studiach artystycznych, już nie protestowali; przeciwnie- zaczęli mnie wspierać w tym dążeniu. Dostałam się na kierunek artystyczno?pedagogiczny na Wydziale Sztuk Pięknych UMK w Toruniu. Wybrałam specjalność malarstwo, które ukończyłam pod kierunkiem wspaniałego profesora, Zygmunta Kotlarczyka.

– Jak żyje się artyście ?napiętnowanemu? sławą rodziców? W tej samej branży, w tym samym mieście? Łatwiej czy trudniej?

- To, wbrew pozorom, trudne pytanie. Na pewno duże znaczenie dla mojego rozwoju artystycznego miał fakt, że wychowałam się w otoczeniu sztuki i artystów. Od dziecka poznawałam środowisko i tworzyłam. Głównie dzięki organizowanym przez pana Zbyszka Papke i KPTK plenerom malarskim w przepięknych miejscowościach, takich jak Funka, Charzykowy, Chomiąża Szlachecka, Żnin czy Wdzydze Kiszewskie. Jeździłam na nie z rodzicami, w późniejszych latach, już po ukończeniu studiów, jako pełnoprawny uczestnik. Galeria bwa była dla mnie miejscem obcowania ze sztuką i zabawy zarazem. Tam się wychowywałam. Pamiętam z dzieciństwa zabawy w chowanego w ?Abakanach? Magdaleny Abakanowicz i wiele innych wystaw, w przestrzeni których dorastałam. Później też, dzięki organizowanym przez rodziców wycieczkom dla plastyków, miałam okazję podziwiać kolekcje paryskich muzeów, czy też Muzeum Sztuki Nowoczesnej Louisiana koło Kopenhagi.
Nie czułam się więc ?napiętnowana sławą rodziców?, natomiast ze względu na stanowisko mojego taty spotykały mnie pewne ?utrudnienia?, np. podczas Biennale Plastyki Bydgoskiej ?nie wypadało?, żebym dostała nagrodę, albo żebym uczestniczyła w Przeglądzie Fotografii Bydgoskiej. Ale to tylko kilka takich sytuacji.

– Obserwując Twoje prace malarskie, odnosi się wrażenie, że miłością do niektórych kolorów, zwłaszcza zieleni, ale i brązów, jesteś obciążona genetycznie…

- Już wspominałam o plenerach malarskich, na które jeździłam przez lata. W czasie studiów uczestniczyłam również w plenerach uczelnianych, z koleżankami i kolegami z mojego roku. To też przepiękne miejsca, spotkania, przeżycia estetyczne, wspomnienia. Tak więc, naturalne było dla mnie pójście w ślady rodziców, a więc wybór pejzażu jako głównego tematu moich poszukiwań twórczych. Mój tata pochodził z małej i bardzo malowniczej miejscowości w Wielkopolsce, położonej nad jeziorem, w otoczeniu pól i lasów. Tam również spędzaliśmy wakacje i czas wolny, a po latach w pobliżu Wągrowca rodzice kupili działkę nad jeziorem, oczywiście z własnym pomostem i widokiem na świat natury. Tata zawsze mówił o zieleniach i brązach, że mają najwięcej odcieni, bo to główne barwy występujące w przyrodzie, to widać w jego twórczości, w pracach mamy również. Chociaż ich obrazy mają bardzo odległą stylistykę, tata ?budował? swe prace z plam koloru, jak z cegiełek, a mama zwykła przedstawiać rozległe przestrzenie, paleta barw jest zbieżna.

– Jak narodził się pomysł tego wchłonięcia i zagubienia odbiorcy w zakamarkach owego niezwykłego lasu?

- ?Na początku XX wieku Claude Monet ofiarował Francji jeden z najbardziej znanych cyklów obrazów ?Nenufary?, do dzisiaj jest on clou ekspozycji Musée de l?Orangerie. Sala, na której ścianach rozpościera się ogromny, porośnięty nenufarami staw, stała się czymś w rodzaju Mekki dla wielbicieli impresjonizmu. W maju, coś z tego niezapomnianego wrażenia istnienia wewnątrz obrazu (przy zachowaniu proporcji) można było odczuć, wchodząc do Galerii ?Debiut? MDK-3. Na co dzień szare ściany nieomal rozerwała intensywna zieleń obrazów. Otwarły się one na przesycone wilgocią pejzaże: połacie wody pokryte okrągłymi liśćmi i różowymi nenufarami i dzikie ostępy mokradeł. Zalała je fala zieleni, błękitu i żółci, skontrastowana brązami i omszałą czernią, kreślącą konary drzew. [?]? To fragment tekstu, który napisała Ewa Urbańska po obejrzeniu mojej wystawy w maju 2005 r.

Projekt ?Rainforest? (las deszczowy), który postanowiłam zrealizować w Galerii Miejskiej BWA w Bydgoszczy miał być nawiązaniem albo powrotem do tej właśnie idei ?istnienia wewnątrz obrazu?. Ale tym razem wrażeniem o wiele bardziej dosłownym. Nie, to nie jest kolejna wystawa moich obrazów, tylko instalacja malarska otaczająca oglądających. Pojawiają się olbrzymie drzewa, liany, paprocie, bujna roślinność, związane z moją ?odwieczną? fascynacją i marzeniem o egzotycznych krajach i ich dzikiej, nieokiełznanej przyrodzie. Starałam się stworzyć moją wizję Arkadii, miejsca, gdzie byłabym szczęśliwa i czułabym, że wszystko jest możliwe, ideę mojego prywatnego skrawka raju, do którego chciałabym zaprosić gości ? miłośników sztuki i piękna natury.

– Obserwując Twoją twórczość, kiedyś myślałam, że fotografia jest dla Ciebie rodzajem buntu przeciwko genetycznemu dziedzictwu, próbą szukania własnej formy wyrazu?

- Nie mam w sobie potrzeby buntu, moje fotografie są natomiast, tak jak mówisz ? próbą twórczych poszukiwań. Początkowo jednak fotografowałam głównie przyrodę, również tworzyłam za pomocą zdjęć dziennik z moich podróży po Europie; dokumentowałam oglądane dzieła słynnych artystów; nawet tam, gdzie nie wolno. Następnym krokiem było robienie szkiców, czy też notatek fotograficznych do moich pejzaży tworzonych na płótnie. I tak jest do dziś. W międzyczasie zaczęłam tworzyć fotografie kreowane, stylizowane, związane z modą, glamour oraz portretem. Natomiast nie jest to typowa fotografia o tej tematyce. Jestem malarzem i nie przestaję nim być fotografując, cały czas myślę obrazem, bardzo istotne są dla mnie kolorystyka, kompozycja, światło oraz klimat. To stwarzanie jakby nowej rzeczywistości, kreowanej w studiu, w zespole, we współpracy z modelkami, wizażystką, charakteryzatorem, z wykorzystaniem strojów stworzonych przez projektantów mody. Moje, jak dotąd, ulubione sesje, to np. ta realizowana z kolegą, malarzem i performerem, Grzegorzem Pleszyńskim ? ?Pleha ? artysta niepokorny?, sesja ?Moulin Rouge?, którą stworzyłyśmy z modelkami i stylistką, starając się oddać klimat paryskiego kabaretu. Również sesja dla Teresy Wojnickiej, roboczo przeze mnie nazwana ?Księżniczka w przestrzeni miejskiej?, a tworzona wraz z moją modelką w rejonie Wyspy Młyńskiej i ulicy Jezuickiej.

– Co stanowi dla Ciebie inspirację do pracy? Jak rodzą się pomysły? I jak potem przebiega już proces twórczy? Czy masz w jego trakcie momenty wątpliwości? Czy od początku do końca wszystko układa się płynnie?

- Inspiracji do moich obrazów nie szukam, one pojawiają się znienacka, czasem nie mając przy sobie aparatu używam do notatek nawet smartfona. Uwielbiam przyrodę. Dotychczas nie wymyślono nic piękniejszego, żadne dzieło człowieka się z nią nie równa. Próbuję przekazać moje na nią spojrzenie, własne i osobiste. Proces twórczy przebiega bardzo różnie. Nawet, gdy praca staje się abstrakcją, punktem wyjścia jest najczęściej jakiś wycinek krajobrazu. Moje malarstwo nie jest ?modne?, nie silę się na nowoczesność. Bazuję na estetyce stworzonej przez impresjonistów, postimpresjonistów oraz kolorystów, która fascynuje mnie prawie ?od urodzenia?. Moja pamięć wzrokowa była kształtowana przez setki wystaw oraz różnorodne ekspozycje muzealne, ale też albumy, zdjęcia i filmy. Tak na przykład wystawa pasteli Edgara Degasa w londyńskiej National Gallery zainspirowała serię moich obrazów pejzażowych, prawie abstrakcyjnych. Opierałam się wtedy na jego tonacjach, zestawieniach barwnych i fakturach, zastosowanych w serii ?Tancerek?.

– Twoje plany i marzenia?

- Jedno z marzeń właśnie udało mi się zrealizować za pomocą mojej instalacji malarskiej pod nazwą ?Rainforest?. Nie przypuszczałam, że moja propozycja zostanie zaakceptowana przez szefa Galerii Miejskiej bwa, Wacka Kuczmę. Tymczasem on zgodził się od razu, bo jak to określił podczas wernisażu, potraktował to ?jako eksperyment?. Na różnych etapach mobilizował mnie i podkreślał ?musisz zdążyć?. Były momenty, kiedy stwierdzałam: ?nie zdążę, nie uda mi się połączyć poszczególnych fragmentów tak, aby stworzyły całość. Sala jest za duża, część pracy pozostanie na etapie szkicu, porwałam się z motyką na słońce, itp?. Jednak udało się, również dzięki wielkiej pomocy i wsparciu mojego partnera, Karla oraz dzięki mamie, która od zawsze jest moim najsurowszym krytykiem, ale też osobą motywującą mnie do działania.
Zawsze lubiłam malować obrazy o dużych formatach, tu nawet nie przeczuwałam, że tworzenie malowidła ściennego może być tak ciekawym wyzwaniem, przeżyciem i zabawą równocześnie. Bardzo bym chciała, żeby ta praca mogła być zaprezentowana jeszcze w innych miejscach, a nie zwinięta i przechowywana w kącie pracowni. Tego proszę mi życzyć i trzymać za mnie kciuki. Jest kilka propozycji, ale zobaczymy, co z tego wyniknie. Marzenia?? Znaleźć się kiedyś w takim miejscu, jak te, które były moją inspiracją. Nadal realizować się w malarstwie i fotografii i czerpać z tego przyjemność, dzieląc się nią z osobami, które później moje prace oglądają.

– Dziękuję za niezwykle interesujące wypowiedzi i życzę kolejnych ciekawych eksperymentów.