Spotkanie z mieszkańcami osiedla Łęgnowo Wieś, do którego doszło we wtorek po południu w siedzibie Rady Osiedla, odbyło się z inicjatywy wiceprezydent Grażyny Ciemniak. Na jej prośbę prowadził je przewodniczący rady, Stanisław Garstka. W tej części miasta dosłownie kipi od emocji. Trudno się dziwić. Mieszkańcy dowiedzieli się, że jeżeli nie wyłożą sporej sumy, stracą dostęp do wody pitnej. Muszą sfinansować koszt przyłączy, żeby mieć wodę w kranach.
Łęgnowianie się na to nie godzą. Mają wodę w kranach, więc nie widzą potrzeby dodatkowego wydawania pieniędzy. Ale pani prezydent poinformowała ich po raz kolejny, że obecnie pobierają wodę z niewłaściwej rury, więc muszą zapłacić za przyłączenie do właściwej. Miała też dobrą wiadomość. – Zapewniam, że zrobię wszystko, już rozmawiałam z prezydentem, żeby dofinansować wybudowanie przyłączy – zapewniła Grażyna Ciemniak. Ma zostać przygotowany projekt uchwały, dzięki której ta inwestycja będzie mogła zostać dofinansowana z kasy miejskiej.
- Czy uchwała zostanie przygotowana na sesję październikową? – zapytał reprezentujący mieszkańców Łęgnowa mecenas Daniel Sobociński. Wiceprezydent Ciemniak odpowiedziała, że to niemożliwe.
W ten sposób wiadomość, która miała być oliwą wylaną na wzburzone morze, stała się benzyną wlaną do tlącego się ogniska. Padły głosy o pustych obietnicach, o działaniu pod publiczkę, o kampanii wyborczej.
Im dłużej pani wiceprezydent tłumaczyła, że mieszkańcy muszą się przyłączyć do nowej rury, tym większy rósł gniew w ludziach. Zamiast mówić zwykłym głosem, zaczynali krzyczeć.
Najbardziej rozsierdziły uczestników spotkania wyniki badań wód podziemnych pod kątem skażenia chemicznego, które przedstawił zastępca dyrektora Wydziału Gospodarki Komunalnej i Ochrony Środowiska. Nigdzie nie stwierdzono przekroczeń. – To znaczy wszędzie tę wodę można pić – oświadczył Grzegorz Boroń. Reakcja słuchaczy: – Niech sam spróbuje tej gnojówki! Zapraszamy na konsumpcję! Jacek Baranowski, przewodniczący Komitetu Obywatelskiego ds. Wody: – Sprawdziłem, że w Polsce się nie mierzy siły smrodu. To ja bym pana zaprosił na siłę smaku wody łęgnowskiej.
Początek spotkania nie zapowiadał burzy. Grażyna Ciemniak odtworzyła swoją rozmowę z syndykiem masy upadłościowej Zachemu. – Syndyk powiedział, że odcina wodę. Zagroziłam wprost złożeniem wniosku do prokuratora, który miałam przygotowany, o zagrożeniu zdrowia i życia mieszkańców Łęgnowa Wsi. Myślę, że to poskutkowało. Pan syndyk zdecydował się (już nie chcę mówić, jakie miał wcześniej propozycje, moim zdaniem nie do przyjęcia), żeby zawrzeć z państwem umowy – relacjonowała pani wiceprezydent.
Ponieważ umowy wygasają z dniem sprzedaży przez syndyka sieci wodociągowo-kanalizacyjnej, Grażyna Ciemniak zachęcała łęgnowian, żeby czym prędzej podpisywali umowy z MWIK-iem. Włodzimierz Smoczyński, dyrektor MWIK-u ds. rozwoju, poinformował, że pracownicy firmy dokonują obecnie wyceny przyłączy do nieruchomości na terenie Łęgnowa. Do tej pory wykonano ich 214.
Sebastian Grysiak, aktywny działacz Komitetu Obywatelskiego ds. Wody, zapytał wtedy, ile pojedyncze przyłącze będzie kosztowało? Okazało się, że z wycen wynika, iż koszt wyniesie od 1500 zł do prawie 19 tys. zł. Była to dla uczestników spotkania szokująca informacja, gdyż sądzili na podstawie wcześniejszych deklaracji, iż będzie to kwota w granicach 4 tys. zł.
Znowu nastroje próbowała uspokoić wiceprezydent Ciemniak, zapewniając o finansowej pomocy miasta. Przypomniała też o możliwości zlecenia wykonania przyłącza innej firmie, ale uznała to za niecelowe, gdyż tańszego wykonawcy niż MWiK się nie znajdzie. Zaczęła zachęcać do deklarowania na piśmie chęci przyłączenia się do sieci miejskiej. Zdaniem pani wiceprezydent, wszyscy właściciele nieruchomości powinni się podpisać, a krnąbrnych należy przekonać do zmiany decyzji.
- Pani prezydent nalega na nas, żebyśmy podejmowali jak najszybciej decyzje. Owszem decyzje trzeba podejmować, ale musimy bazować na konkretach. A słowa z czasem zmieniają zwoje znaczenie. Publikowane słowa prezydenta Bruskiego były takie, że miasto szuka podstaw prawnych na sfinansowanie przyłączy, a już dzisiaj się słyszy o pomocy – niepokoił się jeden z mieszkańców. Inny dociekał, czy miasto da im jedynie symboliczną złotówkę, czy całe dwa złote. Wiceprezydent Ciemniak wyjaśniła, że ustawa, na której zapis Urząd Miasta zamierza się powołać, dopuszcza jedynie dofinansowanie, ale w tym przypadku chodzi o sfinansowanie.
Nie spodziewała się z pewnością, że w świetlicy w Łęgnowie usłyszy całkiem inną propozycję rozwiązania sprawy. Przedstawił ją Jacek Baranowski. Dotychczas domy w Łęgnowie nie były podłączone do sieci miejskiej, lecz zachemowskiej. – Można połączyć oba rurociągi ze sobą. Załatwiamy wtedy dwie rzeczy naraz. Pierwsza rzecz, MWiK ma 220 nowych odbiorców wody. Dwa, miasto nie ponosi żadnych kosztów. No i trzecia rzecz: nie ma problemów z mieszkańcami i przyłączami – wywodził Jacek Baranowski. – I droga cała jest – dorzucił ktoś z sali. – Chyba że ktoś woli sobie studnię wybić, bo podobno mamy dobrą wodę – zażartował przewodniczący Komitetu Obywatelskiego.
Z oburzeniem odniósł się do wypowiedzi prezesa MWiK-u, który stwierdził, że muszą być zrobione nowe przyłącza, bo stare rury są kompletnie skorodowane. Na dowód, że to nieprawda, pokazano wiceprezydent Ciemniak fragment rury, którą trzeba było wymienić w wyniku mechanicznego uszkodzenia. Nie było na niej śladu korozji. – A sieć w Zachemie jest nowa, że Wodociągi chcą ją odkupić? – zapytał uczestnik spotkania i przypomniał, iż jest starsza od rury prowadzącej do Łęgnowa.
Zdaniem Jacka Baranowskiwgo, prezes Drzewiecki kieruje się partykularnym interesem. Wydał unijne pieniądze na rurę w Łęgnowie i teraz na gwałt potrzebuje do niej przyłączy. Podobnego zdania był inny łęgnowianin: – Dlaczego MWiK tak się broni, żeby przyznać się do tego wodociągu? Powodem jest to, że budowanie równoległego wodociągu za unijne pieniądze nie było potrzebne. Teraz nie można inwestycji rozliczyć, bo się przyłączyło tylko osiem osób.
Największa część spotkania była poświęcona właśnie owej niewłaściwej rurze, która obecnie doprowadza wodę do domów w Łęgnowie. Wiceprezydent Grażyna Ciemniak zaprzęgła swoich pracowników do znalezienia dokumentów zaświadczających, czyją jest własnością i mimo mrówczych poszukiwań niczego nie znaleziono. Zasępiła się, gdy odczytano jej pismo z 1977 roku, z którego wynikało, że po zmianie granic miasta na mocy rozporządzenia ministra Wojewódzkie Przedsiębiorstwo Wodociągów i Kanalizacji w Bydgoszczy przejęło od poprzednich właścicieli urządzenia wodociągowe, m.in. ową rurę od Solca Kujawskiego. Z późniejszego podziału tego przedsiębiorstwa powstały firmy wodociągowe w różnych ośrodkach naszego regionu, m.in. w Bydgoszczy.
- Oświadczam wam, że w ratuszu w żadnym wydziale tego dokumentu nie ma – zaklinała się pani wiceprezydent.
Dyrektor Smoczyński oświadczył kategorycznie, że rura ta nie jest własnością MWiK-u. Wtedy spadł na niego grad ironicznych pytań. To dlaczego remontujecie nie swoją rurę? Dla wszystkich jesteście tacy dobrzy? Dlaczego MWiK wypłaca odszkodowania, kiedy są tutaj awarie? Od kiedy MWiK prowadzi działalność charytatywną?
Na zakończenie spotkania przewodniczący Komitetu Obywatelskiego ds. Wody poinformował zebranych : – Będziemy dalej działać z naszym prawnikiem.