Nic dwa razy (podobno) się nie zdarza i właśnie słowo podobno, okazało się kluczowym w klubie ElJazz w Bydgoszczy, w dość ciepły, sierpniowy wieczór. 24 sierpnia 2016 roku, czyli tak prawie dokładnie 2 lata temu, cała bigbeatowa Bydgoszcz gościła w sielskim Orzechówku koło Wąbrzeźna, w stylowej wiejskiej świetlicy pod smakowitą kulinarną opieką wspaniałych Pań z miejscowego Koła Gospodyń Wiejskich. 30 sierpnia 2018 roku w klubie Józka Eliasza na kolejnym muzycznym spotkaniu muzyków i fanów polskiego i bydgoskiego mocnego uderzenia chcieliśmy chociaż dotknąć tych cudownych wspomnień sprzed dwóch lat. Przede wszystkim jednak ponownie zanurzyć się w młodościach swoich, rodziców, dziadków, a nawet pradziadków!
Adam ten sam, wzruszenia te same!
Adam Wieczorek, w Orzechówku pan na włościach, wraz z towarzyszką życia Ingrid, szanowani w lokalnej społeczności. Po 2 latach, on i Andrzej "Toneta" Morawski zainicjowali i zorganizowali kolejne spotkanie, tym razem w ElJazzie, gdzie wodzirejem był ponownie właśnie Adam. Robi to jak zwykle ze swadą i jest, można powiedzieć, niedoścignionym mistrzem w tym fachu! Dawny wokalista Trioli i Troudomu (jeszcze wcześniej Wodniaków i Puzonów), dzisiaj najlepiej czuje się w repertuarze, rzec można, ogólnorozrywkowym. Po kolei przedstawił wszystkich tych, którzy po chwili z estrady przypomnieli nam tamtą muzykę z lat 60., kiedy to Beatlesi, Stonesi i nasze Czerwone Gitary mieli ledwie te swoje dwadzieścia kilka lat.
Duża sala ElJazzu rozgaworzona na całego. Znowu, ponownie jak w Orzechówku, wiele spotkań po latach (czasami po 40, a nawet więcej!). Byłem świadkiem takiego olśnienia, kiedy właśnie Adam Wieczorek spotkał po prawie pół wieku (!) Jana "Iana" Rucińskiego (kiedyś przez chwilę na perkusji w Lampionach, a potem znacznie dłużej w Płonącym Krzewie Dzikiej Róży).
Nagle Adam, wiedziony czyjąś podpowiedzią wykrzykuje: "o Boże, ludzie, przecież tam po prawej siedzi "Magister" Grzesiek Białczyk, absolwent średniej szkoły muzycznej w Bydgoszczy!!!". Grzegorz przyjechał na spotkanie specjalnie z Wrocławia. W latach 60. był cenionym muzykiem bydgoskiej sceny bigbeatowej. "Grał na klawiszach w jednym ze składów eltrowskiej grupy Szkwały" - podpowiada mi Andrzej Morawski.
"Oooo" - znowu wykrzykuje z estrady Adam. "Przecież ten Pan w kapeluszu to Benek, Bernard Janicki. Ludzie żebyście wiedzieli jaki on ma wspaniały zróżnicowany repertuar, słyszałem go w Szwajcarii. Chciałbym, aby kiedyś dał u nas swój recital. Janicki wywodzi się chyba z Olsztyna, grywał w Toruniu, bardzo sprawny śpiewający multiinstrumentalista, między innymi: fortepian, skrzypce, gitara, buzuki, gitara hawajska.
A tuż w pobliżu wraz z małżonką Ryszard Ziółkowski. Przyjechali z Panią Alą aż z Niemiec. Ryszard w latach 60. grywał na kontrabasie, gitarze basowej i na klawiszach. Znany z legendarnej, rzec można, świetlicy MPK (na miejscu obecnego Dworca PKS), gdzie grali Biało-Czarni. Ktoś podpowiada z sali, że grali tam we wtorki! Grały również uczestniczące w Gitariadzie 1966 roku Koty ze Zbigniewem Kotem, Rychem "Kardziolem" Kobielą i wokalistką "Igą", czyli Jadwigą Kujawą (wówczas Kmieciak).
Apacze i inne klimaty
Impreza wystartowała od utworu "Apache", bo przecież Shadowsi i Hank Marvin to byli idole nas wszystkich w tej jeszcze przedbeatlesowskiej erze. Łukasz Wołoszczak (35-latek) na solo, Andrzej Morawski tym razem skromnie z boku nabijał "funty", patrząc na Łukasza profesorskim, ale życzliwym okiem. Kuba Pacanowski (Płonący Krzew.., Magic...) na basie, Mirek Cichy na "garach" i Andrzej "Szczypa" Szczypiński (Błękitni, Szkwały) subtelnie, wręcz dyskretnie, na klawiszach.
Potem pierwszy polski akcent, czyli "Raz ją spotkałem" z repertuaru Wojtka Kordy, ze słynnego filmu "Kulig" z 1968 roku. Adam poradził sobie z zadaniem stylowo, a równie doskonale brzmiała cała sekcja, z akcentem na saksofon w objęciach Morawskiego, we wcieleniu dętym, a nie szarpanym! Już za chwilę wybrzmiały "Dwudziestolatki" z jakże pamiętnego muzycznie roku 1964, w interpretacji Tolka Dudzińskiego (czyli Elvisa seniora!), kiedyś w Domu Rzemiosła na ulicy Piotrowskiego, w zespole Edwarda Iwaszkiewicza na perkusji (początkowo), wraz z ...bigbeatowym wtedy jeszcze Józkiem Eliaszem w roli gitarzysty (też początkowo)!
Napisz proszę, bądźcie zdrowi też
Adam stwierdził, że to niby nikt już dzisiaj listów nie pisze, że jedynie SMS-y, MMS-y i e-maile. Jeśli to nawet częściowa prawda, to jakże pięknie zachęcała nas do pisania listów tradycyjnych, Hanka Andrzejewska, pięknie śpiewając "Napisz proszę" znaną z wykonania Haliny Frąckowiak i grupy ABC. Hanka pamiętana również pod panieńskim nazwiskiem Szczygielska, kiedyś śpiewała wraz grupą Troudom, przez chwilę z Altarzystami pod kierownictwem Zbyszka Kaute, potem ponad 20 lat na estradach nie tylko polskich, a zapadła nam w pamięci w programie TVP "Jaka to melodia" z całym bydgoskim superteamem kierowanym przez Zbyszka Kaute. Zbyszek był z nami na muzycznym spotkaniu, uśmiechnięty, pogodny, życzliwy. Pilnie śledził występy Hanki i innych przyjaciół, robił pamiątkowe rejestracje smartfonem. W którymś momencie wymieniliśmy zachwyty nad życiową formą gitarową jego sąsiada z Miedzynia, czyli Andrzeja Morawskiego.
Wracając do Hani, wówczas Szczygielskiej. Pierwsze kroki na estradzie zrobiła za namową siostry Wandy, w zespole Błękitni. Prawie rok temu był piękny comeback Błękitnych, właśnie w ElJazzie. W mistrzowski sposób przygotował tamten benefis jeden z liderów Błękitnych, Ryszard Małecki. Wszyscy byliśmy zatroskani jego komplikacjami ze zdrowiem w ostatnich miesiącach. Swoim przyjściem do ElJazzu ucieszył swoich kolegów i przyjaciół. Ryszard gratulujemy hartu ducha i trzymamy kciuki. Jesteś nam bardzo potrzebny. Pozdrawiamy również serdecznie Pana Bogusława Chabowskiego i jego małżonkę, Panią Krystynę. Pan Bogusław, opiekun grupy Błękitni, to prawie nasz bydgoski Franek Walicki - życzymy zdrowia i pogody ducha!
Elvis Junior i Adam udający seniora!
Skoro Tolek Dudziński, to nasz Elvis senior, to jego synowi, Patrykowi Dudzińskiemu (choć żonaty i dzieciaty), przypada mimo wszystko miano Elvisa juniora. Ojciec i syn, muzycznie rozkochani w królu rock`n`rolla, darzą nas, a to wolnymi, a to szybszymi kawałkami Presley`a. Patryk bo junior, to bierze te szybsze! Odziany w ten czarny, skórzany comebackowy strój à la 1968, wyśpiewał o 12 lat młodszy "All Shook Up", robiąc wrażenia muzyczne i chyba nie tylko! "Co młoda krew, to młoda krew" - skomentował Adam, który swój wiek określił na... 15 lat!!!
Już nieco starszego Adam musiał udawać, kiedy przybliżył nam "I Can`t Stop Loving You" Dona Gibsona, rozsławiony przez innego z muzycznych mocarzy Raya Charlesa.
Beata, dumna Mary, słodkie Chicago i takiż krokodyl
Zanim nastąpił kolejny akord (a może nawet wcześniej) Pan wodzirej powitał kolejną gwiazdę naszej bydgoskiej muzycznej historii i teraźniejszości zarazem. Wygląd Beaty Lewińskiej Adam określił w kategoriach zjawiskowych i stwierdził, że od czasu kiedy ją poznał jej metryka ani nie drgnęła. Beata wystartowała z olbrzymim sukcesem w lokalnym konkursie piosenki, a nie tylko ja zapamiętałem ją z Energetyka, śpiewającą między innymi repertuar Janis Joplin z grupą Rekonesans (Zbyszek Kaute, Wiesiek Konikowski, Marek Wróblewski, Wiesiek Hellman). Potem przygoda z Alibabkami, lata pracy na estradzie, na lądzie i na morzu. Dzisiaj Beata realizuje ambitnie swoje marzenia, oddając artystyczny hołd Ewie Demarczyk, Edith Piaf, Marlenie Dietrich...
A na estradzie Tolek Dudziński wraz z całym zespołem i "Sweet Home Chicago", kojarzony z popularnym filmem "Blues Brothers", choć Robert Johnson popełnił tę kompozycję już bodajże w 1936 roku, sławiąc wietrzne miasto na północy, raj dla jego czarnych braci z południa i mekkę bluesa.
Następnie pod nieobecność Tiny Turner, pięknie ją zastąpiła Hanka Andrzejewska, przy współudziale Joanny Berg, małżonki Andrzeja Szczypińskiego. Ruszyliśmy w wycieczkowy rejs po Mississippi statkiem o nazwie "Dumna Mary" skomponowanej przez jednego z ulubionych kompozytorów i muzyków dla piszącego te słowa, który ma na myśli Johna Fogerty (założyciela i lidera Creedence Clearwater Revival). "Rollin`, rollin`,rollin` on the river..." śpiewała oczywiście cała sala, klaszcząc przy tym rytmicznie.
Kiedy wodzirej, showman Adam zapytał filuternie "Czy znacie - See You Later Alligator?" odpowiedź musiała być również odlotowa "Nie znamy !!!"."Aha, nie znacie, to posłuchajcie" i za chwilę prawie sto procent sali śpiewało na całe gardło Haleyowski hit - jeden z rock`n`rollowych nieśmiertelników...
Shadowsi wracają, wraca TPD...
Tym razem "Dance On" z 1962 roku, jak słusznie zapamiętał Kuba Pacanowski i wymiana pokoleniowa. Andrzej Morawski, gitarowy profesor, pociągnął solówkę, a młody adept, starszej muzyki, Łukasz Wołoszczak, będzie nabijał akordy. Na sali mocna ekipa rodzinna Łukasza - mama, małżonka i brat z narzeczoną. Jest również tata Łukasza, Jurek Wołoszczak, którego fani dobrej muzyki pamiętają zapewne z "Nory Music" tuż obok Radia PiK na Gdańskiej.
Jurek to wielki koneser i znawca muzyki. Jest laureatem muzycznej "Wielkiej Gry", fan Beatlesów i muzyki lat 60, również członek tej bigbeatowej bydgoskiej sceny. Grał na gitarze, basie i śpiewał we własnych grupach Waganci, Ikony i Przeznaczenie. Wszystko to na terenie "Siedemnastki", Szkoły Podstawowej przy ulicy Grunwaldzkiej, na Czyżkówku. Potem przycupnęli w TPD na osiedlu Leśnym. Pod koniec 1970 roku wraz z przyjaciółmi z naszej paczki, wysłuchaliśmy utworu "Let It Be". Jurek śpiewał i grał na basie, Wojtek Sieradzki na perkusji, a solowy Stachu Mikołajczak poszedł w akordy, bo... na solo i to w czasie trwania utworu wskoczył 17-letni wówczas Zbyszek Kaute!!!
Zbyszek wpadał do TPD jak po ogień, aby dać czadu, najlepiej jak Aładowicz senior był nieobecny. Ech, mieć ten zapis na DVD!!! Niedawno rozmawiałem (i tym razem rejestrowałem naszą rozmowę w trójkę-czyli dwóch Zbyszków i Jurek) - wspomnieniom nie było końca!
Jeśli ktoś myśli, że Andrzej Morawski i Adam Wieczorek powinni być chwaleni za muzyczny sukces imprezy w dniu 30 sierpnia 2018 roku w ElJazzie lub rozliczani za drobne niedoskonałości, są niewątpliwie w błędzie. To spotkanie zasługuje z innego powodu na takiego bydgoskiego Nobla za to, że się odbyło po prostu!!! Za te wzruszające uściski po latach i za te preteksty dla autora, który może to opisać i przypomnieć, lub wręcz odkryć, takie szczegóły i podzielić się nimi publicznie.
Wspomnienie o Wojtku Paczkowskim i nie tylko...
Wiosną tego roku opuścił nas Wojtek Paczkowski, muzyk całkowity, wielce zdolny i zasłużony klawiszowiec. Pasjonat tenisa był zawodnikiem Polonii Bydgoszcz w okresie jej świetności. Obok Zbyszka Szczypiorskiego był muzycznym filarem bydgoskiej grupy Exodus, a ich bazą, miejscem prób i większości występów, był "Poligrafik" na ulicy Parkowej. Wykonywali muzykę taneczną w najlepszym wydaniu i byli kochani przez bywalców potańcówek i koncertów w klubie Zakładów Graficznych.
Po bigbeatowym boomie Wojtek Paczkowski poświęcił się działalności estradowej, rozpoczynając ją od gry w klubie Lotnika na ulicy Szubińskiej wraz między innymi ze Zbyszkiem Szczypiorskim, bratem Zbyszka "Ianem" Rucińskim, Zbyszkiem Kaute... Zawsze perfekcyjny, słowny i rzetelny wobec kolegów muzyków. Z Wojtkiem spotkałem się dokładnie rok temu i opowiedział mi fascynujące historie z muzycznej Bydgoszczy lat 60., obdarzył archiwalnymi zdjęciami, opisał dokładnie kto od lewej do prawej, jednym słowem, napisał potężny rozdział bydgoskiej muzyki rozrywkowej lat 60. i nie tylko.
Nie dane mi było pożegnać Wojtka w jego ostatniej drodze. Wojtku dziękuję Tobie za wszystko i żegnam Ciebie dzisiaj wraz ze wszystkim Twoimi przyjaciółmi i fanami Twojego talentu i dokonań. Chciałbym również serdecznie podziękować Markowi Lewickiemu, dzięki którego bezcennej pomocy mogliśmy się poznać i spotkać.
Wojtkowi i innym, którzy już tam w Niebie, w największej orkiestrze wszechświata, poświęcony był utwór specjalny. Myślę o słynnym "Watermelon Man", wspaniałej kompozycji Herbie Hancocka z roku 1962, tym razem z nostalgicznym polskim tekstem Adama Wieczorka. W tekście również o Gitariadzie, kultowej imprezie bydgoskiej z lat 1966 - 1969. Pierwsza impreza w lutym 1966 roku w "Adrii" na ulicy Toruńskiej - wygrały grudziądzkie Demony, za rok uczyniły to Nietoperze, w 1968 roku Szkwały, w 1969 roku Triole.
Warto przypomnieć, że określenie Gitariada, jej pomysłodawca Zbigniew Gapiński, redaktor IKP, zaczerpnął z imprezy warszawskiej z 9 grudnia 1965 roku, kiedy to narodziła się legenda naszych polskich Beatlesów, czyli zespołu Czerwone Gitary, zwycięzców tamtej imprezy.
Tolek, Hanka i Paul Anka!
Tymczasem w ElJazzie Tolek Dudziński wielce stylowo zaśpiewał "My Way", ten Sinatrowski klasyk, choć dzięki angielskiemu tekstowi kojarzymy go częściej z Paulem Anką. Najbardziej jednak pokrzywdzony jest francuski piosenkarz i kompozytor tego szlagieru Claude François, prawie ze swoim dziełem już nie kojarzony. W chwilę po tym, Hanka Andrzejewska poprosiła, aby nie pukać do jej drzwi, a zrobiła to za pomocą świetnego kawałka Ady Rusowicz. Wspomagana przez Joannę Berg, zrobiła to tak wdzięcznie, że publiczność wymusiła bis (jeden, jedyny tego wieczoru!).
Rocznica, jesienne liście i dyslokacje...
Łukasz Wołoszczak poprosił kolegów z kapeli, aby towarzyszyli mu na estradzie w momencie, kiedy on zagra małżonce "Autumn Leaves" w wigilię ich 5. rocznicy ślubu. Muzyczną dedykację poprzedziło poszukiwanie basisty Andrzeja Tasarka (ex-Nietoperze). Poszukiwania nie dały rezultatu, więc zastąpił jego gościnnie, równie przystojny Genek Posadzy. Adam stwierdził, że "do filharmonii zatrudniają tylko przystojnych!" Andrzej Szczypiński odstąpił na chwilę klawisze Pawłowi Wiśniewskiemu. Jednak nastąpił tonacyjny falstart, co trochę zdeprymowało i Tolka na wokalu, jak i Łukasza na gitarze. Wszystko jednak skończyło się happy endem, była tonacja jak trzeba, solo jubilata też się uratowało. Pani Kamila, bardzo wzruszona, taktownie nie dochodziła szczegółów, komisji specjalnej przy ElJazzie, również nie powołano. A liście cóż, skoro martwe i jesienne, to już wina Josepha Kosmy, francusko-węgierskiego kompozytora...
"Satisfaction" z zapowiedzią...
Zanim muzycy odegrali i zaśpiewali Stonesowskie "Satisfaction" (z tym najsłynniejszym chyba gitarowym riffem wszechczasów) zachęciłem z pomocą mikrofonu do kupienia biletów w ElJazzie za barem (codziennie od 16.00) na imprezę, jakich mało! 5 października 2018 roku o godzinie 20.00 na zaproszenie naszego Big Beat Jazz Clubu w ElJazzie zagra i zaśpiewa wrocławska grupa rockowa Tumblin` Flash (The Rolling Stones Tribute Band). Największe przeboje grupy The Rolling Stones, jedynej takiej legendy, która cała i zdrowa cieszy miliony fanów na całym świecie.
W marcu gościliśmy grupę Big Bit grająca Beatlesów, teraz czas na kultową muzykę ich największych konkurentów.
Kto ma ochotę doznać niezapomnianych wrażeń, niech nie zwleka z decyzją o zakupie biletu.Tylko 200 numerowanych wejściówek. Bilet w cenie 30 złotych. Można również zarezerwować bilety dzwoniąc do ElJazzu (telefon - 52 322 15 74, też codziennie od 16.00).
Joanna, Whitney i Aretha
Wszyscy chyba pamiętamy urokliwy film "Bodyguard" z Kevinem Costnerem w roli ochraniającego i Whitney Houston w roli ochranianej. Film bijący rekordy popularności ugruntowała rewelacyjna ścieżka dźwiękowa z "I Will Always Love You" w wykonaniu Whitney, który to motyw przenika człowieka na wylot. Joanna Berg dała niesamowity, przejmujący popis wokalny, a publiczność była oczarowana i zachwycona! Adam ostrzegał przed utworem że"laczki spadają"!!! Nie odnotowałem przedstawicieli publiczności w laczkach, ale w końcu panował półmrok...
Jakoś nie mogłem się uwolnić od myśli o kimś z rodziny Whitney Houston. Aretha Franklin, ciotka Whitney, odeszła nie tak dawno, a tytuł Królowej Soul ciężko będzie przekazać komukolwiek...
Refleksja
Gdzieś pod koniec taka podsumowująca refleksja, radosna i smutna na przemian, jak nasze własne żywoty. Publiczność z tą miłością w oczach do przyjaciół na estradzie i wokół na sali. Adam wywołuje "Maję" Marię Nadolną. W latach 60. i później nieco również lubiła i potrafiła zaśpiewać, szczególnie ten polski repertuar, od Kasi Sobczyk na przykład. Maria dzisiaj pochłonięta swoim biurem podróży, kojarzy się nam ze swoją szlachetną aktywnością w gromadzeniu takich gremiów jak te w Eljazzie. Miejscem ich była głównie restauracja "Co". Iluż to muzyków, fanów przewinęło się przez te niemal 15 lat na corocznych spotkaniach... Wielu już odeszło, zbyt wielu. Maria, żona Edka Nadolnego, dzisiaj niestety już bez niego.
Mario dzięki, że przeniosłaś ten pokoleniowy znicz pamięci. Wraz z nami była również Jola Cholewa. Marek Cholewa jej mąż i niezapomniany muzyk (jakże zdolny perkusista - Triole, Troudom, Magic) opuścił nas ponad 2 lata temu. Jest Elwira Szeliga, żona wspaniałego gitarzysty Andrzeja Szeligi (Jokama, Kosmonauci i przede wszystkim Temperamenty), naszego bydgoskiego Erica Claptona lat. 60., który zmarł przedwcześnie, już prawie 25 lat temu. Tuż obok przed estradą Bożena Rzepka (Mroczek), córka cenionego muzyka Jerzego Mroczka. Dzisiaj już bez męża Grzegorza, który podobnie jak ona, tak zawsze mocno żył tamtą muzyką sprzed lat. Jest Stefan Gołata (Wodniacy, Triole, Troudom), brat Marii Nadolnej, świetny klawiszowiec i basista ze słuchem absolutnym, dzisiaj niestety już bez żony Ewy.
Wielu, pomimo zaproszenia, nie dotarło na spotkanie, z różnych życiowych powodów. Jakże wspaniale byłoby, gdyby obok Stefana Gołaty zasiedli inni muzycy Troudom, Andrzej Kujawa i Benek Nawrocki! A gdyby tak jeden z najzdolniejszych muzyków bydgoskich tamtej ery, Ryszard Preuss (Triole), mógł na chwilę opuścić Kalifornię i porozmawiać ze starym druhem "Tonetą" o wspólnych muzykowaniach i nie tylko. Z Andrzejem Morawskim grywał również (kto nie grywał!!!) Witek Orczykowski, między innymi w końcowym etapie kariery Temperamentów. Witku, hej tam w Krakowie - dużo, dużo zdrowia! Jurek Pulcyn - na następnej imprezie bądź z nami również! Jendrek Prusak - bez Ciebie zawsze czegoś, a dokładnie kogoś brakuje, czyli Ciebie. Za rok musisz być z nami, aby zrobić tę różnicę mistrzu!!! A tak w ogóle wyślij karty mobilizacyjne do Andrzeja Tasarka, Krzycha Drobniewskiego, Edzia Zgorzałka i rób benefis Nietoperzy, cała Bydgoszcz na to czeka!!! Siedzą tuż obok mnie rozpromienieni Mirek Kaczmarek (Temperamenty) i nieokiełznany Temperament, czyli Leszek Agaciński, którego zaśpiewy słyszy zawsze cała sala, wulkan prawdziwy z potężnym ryknięciem! Tuż przy mnie Andrzej Sieradzki (pierwszy menager Nietoperzy) i Andrzej Misiak (wielki fan Nietoperzy i Jędrka Prusaka). Jest "Biniek" Szczypiorski, ostro gaworzący ze Zbyszkiem Kaute.
Jest nasza najlepsza para taneczna, czyli małżeństwo Grażyna i Adam Szatkiewicz, którzy w Orzechówku, zrobili ogromną furorę! Jest Waldek Warmiński (Tygiel, Widok na Bluesa), są Andrzej Markuszewski (Tygiel, Widok na Bluesa) i Grzegorz Marciniak (Widok na Bluesa). Jest zawsze nieco tajemniczy i intrygujący Eryk Klein (czyli Stachu Bitels) (Płonący Krzew..., Magic...) i wielu, wielu innych. Wszyscy jacyś podekscytowani, ale czyż można się dziwić, przy tej nawale wspomnień i emocji. Wszyscy na chwilę, jakby na powrót nasto- lub 20-letni - ech ten czas, co mu się tak śpieszy?!
Niedziela, Burning Love, do zobaczenia i do usłyszenia...
Nawet ludzie, których się reklamuje, że to niby wszystko wiedzą, o muzyce powiedzmy - powinni pamiętać, że człowiek uczy się cale życie, a wiadomo jaki umiera! Tym niemniej, bronię ostro poglądu, że "Niedziela będzie dla nas" to największy szlagier polskiego big beatu (obojętnie jakby definiować ten big beat, co próbowaliśmy uczynić na imprezie)
Ten superszlagier Walickiego (słowa) i Podgajnego (muzyka) to jakby taki zabawowy wzorzec i idealny materiał na finał imprezy. Myśli uciekają do Wojtka Kordy, który go rozsławił. Wojtek po tylu wylewach, a ciągle marzy o powrocie na estradę - jakaż siła w tej muzyce!
W ElJazzie na estradzie wszyscy zaprzęgnięci do tego miłego obowiązku, sali nie pomijając, śpiewają, bawią się i chyba już myślami są przy następnym takim spotkaniu - Hanka Andrzejewska, Joanna Berg, Andrzej Szczypiński, Andrzej Tasarek, Andrzej "Toneta "Morawski (ale wysyp na tych Andrzejów!), Kuba Pacanowski, Mirek Cichy, Tolek Dudziński, Łukasz Wołoszczak, Patryk Dudziński i gościnnie Eugeniusz Posadzy i Paweł Wiśniewski.
Wszystko (jako że przewodził Adam) zakończyło się estradowym telemarkiem!
Wielkie podziękowanie dla Józka Eliasza, gospodarza klubu, jazzmana i przyjaciela kochających muzykę! Józek wywołany pokazał się skromnie, zbierając burzę braw! Dziękujemy akustykowi, Panu Rafałowi za barem i paniom kelnerkom.
Publiczność jak zwykle nie wierzyła, że impreza ma również swój koniec, wymusiła niezbędny bis, a przetarg na bisującego wygrał jednogłośnie Patryk Dudziński i ognistym "Burning Love" z repertuaru króla Elvisa przypieczętował i zakończenie, i niewątpliwy sukces pomysłu Andrzeja Morawskiego "Tonety" i przyjaciół. A więc chyba do zobaczenia i to najpóźniej za rok!!!