Nie lada atrakcję dla miłośników literatury science-fiction przygotowało Wydawnictwo Fronda. Jej fani mogą sprawdzić, na ile proroctwa autora sprawdziły się w realnym istniejącym świecie.

Na ogół jest to niemożliwe, bo akcja tych powieści czy opowiadań dzieje się w odległej przyszłości, do której, niestety,  w większości czytelnicy, a także sami autorzy, nie dożywają. W przypadku „Władcy świata”  Roberta Hugha Bensona  jest inaczej. Książka została napisana w 1907 roku. W Polsce wydano ją przed drugą wojną światową w przekładzie  Stefana Barszczewskiego, ale już w 1951 roku została przez stalinowskie władze zakazana i usunięta z bibliotek, podobnie jak książki Huxleya, Zamiatina czy Orwella. Przywrócenie tej pozycji polskim czytelnikom właśnie teraz ma ogromne znaczenie dla zrozumienia skomplikowanych procesów społecznych dziejących się obecnie na naszych oczach.

Migracje ekonomiczne z Bliskiego Wschodu, Afryki i Azji, muzułmańskie wojny religijne, narastające na całym świecie prześladowania chrześcijan są skutkiem świadomego działania intelektualnych elit dążących do zastąpienia religii  świecką wiarą w człowieka jako bytu najświętszego. Służą temu  z jednej strony niszczenie odwiecznego systemu wartości, a z drugiej wprowadzenie „poprawności politycznej”  jako  jedynej i obowiązującej powszechnie zasady współżycia społecznego. Te procesy Benson nazywa humanitaryzmem, który wymierzony jest przede wszystkim w Boga i jest, w gruncie rzeczy, pozorną ofertą lewicy dla prawdziwie wolnego człowieka. Pozorną, jak się okazuje, bo w istocie chodzi wyłącznie o władzę - pełną, nieograniczoną i autorytarną.

Autor „Władcy świata”, na przykładzie mieszkańców Londynu, przedstawia społeczeństwo egzystujące w atmosferze lęku i niepokoju z powodu zagrożenia prawdziwą apokalipsą totalnej, globalnej wojny między Wschodem, Zachodem i Ameryką o władztwo nad światem, by wprowadzić w życie idee nowoczesnego społeczeństwa wyzbytego jakichkolwiek wartości i zasad, kierującego się hasłem jakiegoś ówczesnego Owsiaka: „róbta co chceta”.

Poseł Oliver Brand i jego żona Mabel należą do światłych angielskich elit,  uważających katolików za ciemny, jak dziś rodzime „elyty z  Czerskiej” by powiedziały, moherowy motłoch, który bez względu na cenę należy oświecić. Wątek rodziny posła Branda jest rdzeniem fabuły i dramatu, jaki dotyka ją i ich świat.

Przenikliwy i trafny profetyzm Bensona jest wręcz zadziwiający. Już ponad sto lat temu przewidział „upaństwowienie” eutanazji, w czym obecnie przodują Belgia i Holandia, globalny ruch ekologów, dla których przyroda jest ważniejsza od ludzi, a korniki od niszczonych przez nie świerków, wylansowanie New Age i powszechne stosowanie inżynierii społecznej,  m.in. parady równości, poprawność polityczna, kary za tzw. mowę nienawiści, np. w Szwecji za negatywne opinie  o muzułmanach, rządowa cenzura np. w Niemczech w sprawie zamachów terrorystycznych, walka z symbolami i świętami katolickimi (krzyże, pomniki, szopki we Francji, Włoszech czy w USA). To tylko kilka przykładów z naszej, obecnej codzienności, która została opisana przed wiekiem.

Powieść Roberta H. Bensona „Władca świata”, licząc sobie 110 lat, nie jest muzealnym zabytkiem, szacownym dziełem literackim odstawionym na półkę i zapomnianym. Ona  w pełni zasługuje na uwagę  współczesnego czytelnika. Ma swój niepowtarzalny urok eleganckiego stylu, dystynkcji i atencji w języku, jakim posługują się ludzie z klasą, w spokojnych i stonowanych opisach ich relacji, psychiki, uczuciowości i temperamentu. Z dużą przyjemnością pozwala się zanurzyć w klimatach literackich sprzed pierwszej wojny światowej, spokojnie przemyśleć przesłanie tej książki, które bynajmniej nie jest wesołe. Czas więc przebudzić się, by czarne proroctwa z dystopii Bensona  do końca się nie spełniły.

..............................................
Robert Hugh Benson, Władca świata, tłum. Stefan Barszczewski, s. 358, Wydawnictwo Fronda, Warszawa 2017