Nieswojo poczuł się Radosław Chmara, podwładny prezydenta Bydgoszczy, kiedy Andrzej Dyszak wyznał podczas wieczoru autorskiego w artGallery: – Zazdroszczę poznaniakom, że mają takie władze Poznania, jakie mają. Pracownik Biura Kultury Bydgoskiej mógł jednak odetchnąć z ulgą, gdy bydgoski naukowiec wyjawił przyczynę swojej zazdrości. Otóż władze Poznania promują gwarę poznańską, dla przykładu na tabliczkach informujących o zakazie wyprowadzanie psów znajduje się napis ?Nie wyprowadzaj kejtra!?
- Bez pani Ani nie byłoby tej książki, nie byłoby tej okładki – komplementował Annę Osińską bohater wieczoru. Namalowała ona te fragmenty Bydgoszczy, które znajdują się na trasie jego spaceru przez miasto, poczynając od Łuczniczki ?tej, jak ja to mówię, wygnanej z placu Teatralnego, tam, gdzie nikt turystycznie nie chodzi?. Przy okazji wypowiedział się na temat jej współczesnej następczyni: – Nie podoba mi się ta nowa Łuczniczka. W Warszawie nikt nie stawiał jakiejś innej Syrenki.
Naukowiec przyznał, że gwara bydgoska nie znajduje się w centrum jego zainteresowań badawczych. ? Jeżeli urodziłem się w Bydgoszczy i jeżeli tu pracuję jako językoznawca, to powinienem coś językowo dla tej Bydgoszczy zrobić ? stwierdził, wyjaśniając powód napisania dwóch książek poświęconych gwarze bydgoskiej.
O pokazanie miasta z pomocą poezji prof. Dyszak poprosił Wiesława Trzeciakowskiego. Poeta nie ograniczył się do odczytania kilku swoich wierszy. Jeden z utworów skłonił go wspomnień, które dzieli zresztą z bydgoskim językoznawcą, gdyż obaj mieszkali na Jachcicach: – Jest to miejsce, nad którym obaj się wychowywaliśmy, nad Brdą, nad tzw. Lewiną. Lewiński nazywała się pani, która była posiadaczką gruntów od ulicy Żeglarskiej do Brdy. I miała to nieszczęście, że ludzie sobie upodobali to miejsce, jeszcze przed wojną, na plażę. To była nasza Floryda. Tam się nauczyłem pływać. Przepływaliśmy, co odważniejsi, rzekę na drugi brzeg?
- Na drugim brzegu była papiernia ? wszedł mu w słowo Andrzej Dyszak.
?Gwara miejska bydgoszczan? jest drugą książką autorstwa Andrzeja Dyszaka poświęconą tej materii. W 2008 roku nakładem Towarzystwa Miłośników Miasta Bydgoszczy ukazała się szczuplejszych rozmiarów i w uboższej szacie graficznej publikacja pt. ?Jak mówili bydgoszczanie. Mały słownik gwary bydgoskiej?. Jak opowiadał jej autor, zaprezentowane w niej słownictwo pochodzi z książki ?Most Królowej Jadwigi?, a inicjatywa napisania zrodziła się, gdy żył jeszcze Jerzy Sulima-Kamiński, w czasie jednego ze spotkań w Węgliszku, które prowadził Zdzisław Pruss.
Prof. Dyszak żartował, że musiał napisać drugą książkę, gdyż pierwszą pisał pod okiem Jerzego Derendy i nie mógł ?przeforsować zbyt dużo swoich pomysłów?. Wydana obecnie ?Gwara miejska bydgoszczan? również zawiera słownik, ale jest on zbudowany antropocentrycznie. Najpierw są nazwy dotyczące ludzi, ale w większości nie dotyczą one bydgoszczaków, lecz obcych, typu antek, Kongresiak czy Galicjok. Potem znajdują się nazwy związanie z ubiorem, charakterem, zajęciami i otoczeniem, bliższym, czyli mieszkaniem i dalszym, np. miejscem pracy, miastem.
Autor, tworząc słownik, wykorzystał wyłącznie teksty literackie, napisane nie tylko przez mieszkańców miasta, ale o nim mówiące. ?Gwara miejska bydgoszczan? jest książką naukową, ale, jak wyjaśnia prof. Dyszak ?ponieważ napisana została z sentymentem, stała się popularno-naukowa?.
- Pragnę wskazać na obecnego tutaj dr. Andrzeja Boguckiego, który zaopiekował się spuścizną Zbigniewa Wicherka – powiedział nie bez przyczyny Andrzej Dyszak. W latach szkolnych czytał publikowane na łamach IKP artykuły poświęcone językowi polskiemu, w tym gwarze bydgoskiej, autorstwa właśnie Zbigniewa Wicherka. Były one bardzo ciekawe, więc kto wie, czy nie łyknął wtedy językoznawczego bakcyla.
Goście spotkania zostali poczęstowani gotowanym sernikiem, ale prof. Dyszak przyznał się do niedoróbki. Zapomniał mianowicie o dodaniu jajek. Mimo że smaczny, był to więc sernik bez jaj.