?Kiedyś, na początku swych poczynań z pisaniem, starałem się używać jak największej ilości liter. A także znaków przestankowych. Nieco później ? gdy pisanie takie stawało się coraz mniej intrygujące ? zacząłem używać jak najmniejszej ilości liter i znaków interpunkcyjnych. Jednak po pewnym czasie pisanie z użyciem minimalizowanej ilości liter przestało mnie ekscytować. Wobec tego zacząłem zwiększać ilości używanych do pisania liter i znaków przestankowych. Ale po pewnym czasie znów zacząłem odczuwać dyskomfort takiego pisania. Zacząłem więc jednocześnie używać dużej i małej ilości liter i oczywiście, znaków interpunkcyjnych.?
Jechałem do niego autobusem ?61?. Powoli wydostawałem się z centrum. W pewnym momencie zobaczyłem przez okno świecącą kulę. Obracała się, mieniła kolorami. Planetka w centrum wszechświata. Wyżej, na dużej tablicy napis: ?się dogadasz??. Pomyślałem, że ?rzeczywistocha? podsuwa czasem podejrzanie łatwe skojarzenia.
Krzysztof Soliński urodził się 22 września 1950 roku w Bydgoszczy. Po maturze był słuchaczem studium ekonomicznego i uzyskał dyplom technika ekonomisty. Pracował jako robotnik rolny, pomocnik murarza, ładowacz, starszy pakmistrz, pracownik spedycyjny i referent ekonomiczny. Debiutował w ?Zarzewiu? w 1973 roku, wiersze publikował w ?Radarze?, ?Tygodniku Kulturalnym?, ?Nowym Medyku?, ?Nowym Wyrazie?, ?Nurcie? i innych. Studiował na WSP w Bydgoszczy, Uniwersytecie Warszawskim i UMK w Toruniu. W latach 70. zajmował się poezją konkretną i wizualną. W 1975 roku założył grupę faktu poetyckiego Parkan. Ukazały się jego następujące książki literackie: Krople (1973), Kałuże w szczękach (1973), Obszar ograniczony (1976), Symbole znaczeń. Wybór zagadnień (1977), Sen pod powieką języka (1978), Oko dnia – membrana nocy (1978), Poezja konkretna (1979), Jak owad w piasku słów (1980), Komora celna mowy (1980), Tylko (1984), Mimo wszystko (1984), Atebe (1989), Albo (1992), O kilku niewrzoścowych worobowcówkach (2000).
Z recenzji:
“Od pierwszych tomików Krzysztof Soliński jawił się jako eksperymentator w obszarze języka. Język był jego obsesją, chciał z jego pomocą przekroczyć ograniczenia ?ja?: ?ten wektor z podeszwy do głowy/ to za ciasny wymiar? (?ta linia? w: Kałuża w szczękach), ?to ja zbyt czasem ciasny worek? (?bajka dla siebie?, KwS), ?musi być coś więcej jak dzień? (?piosenka?, KwS) ? pisał, żeby jednak już dwa lata później stwierdzić, że mylił się ?wierząc w magię języka i jego nieograniczoność. Myliłem się ? owszem kałuży nie ujmę w szczęki, ale kałuża jest obszarem ograniczonym?.
Sytuacja zmienia się diametralnie. Teraz to język stwarza ograniczenia poetyckiemu wyrazowi. Soliński pisze o języku (w znaczeniu zjawiska) bez mała jak o cielesnym organie: ?rano niedziela budzę się/ w skórzanym worku języka?. Fragment ten pochodzi z wiersza o znamiennym tytule ?Potrzebny jest mi nóż antyjęzyka? ( Obszar ograniczony). Gdyby chcieć wiersze z tego okresu czytać socjologicznie, mogłyby stanowić głos sprzeciwu wobec języka propagandy, tym bardziej, że pojawia się w nich znamienny rekwizyt tamtego czasu: gazeta. Podmiot jednego z utworów nawet ją ?zjada?, co jest objawem ?przejęzyczenia się? (?kilka czynności fizjologicznych?, Oo). Rozumieć ostatni zwrot należy w znaczeniu nie tradycyjnym, pomyłki w mowie. Soliński sugeruje tutaj sens głębszy: przejęzyczenie się to przekroczenie języka, który niewoli, wyjście poza jego obszar i stanięcie oko w oko z rzeczywistością przedsłowną, z ?przedsłowiem? (zwrot z wiersza ?soczewica?, KwS). Możliwe jest wówczas powstanie ?zapisu (który ? dop. J.J.) ?niczego nie chce sugerować? (?*** ten zapis??, Oo) albo ?wiersza który nie jest już wierszem? (?noc z?, Oo).
Jeśli utworowi nadaje się dość kategoryczny w istocie tytuł ?Nic nie jest pewne?, trzeba mieć pewność, że tak właśnie jest. Soliński, będąc poetą, którego najwyższym nakazem jest ciągłe przekraczanie siebie i unicestwianie dotychczasowych, zbyt może łatwych, odkryć, nie przestaje być czułym ironistą-sceptykiem. ?Jednocześnie trwają prace nad plastykowym ptakiem? ? ostatnie zdanie wiersza ?Plastykowy ptak?, będącego suchą z pozoru relacją gazetową z prac ?mających na celu wyrównanie zakłóconej równowagi biologicznej?, jest kwintesencją poczucia humoru poety.
Rozłożyłem przygotowane wcześniej notatki. Z łóżka, obłożony książkami i płytami, uważnie słuchał tego, co mówię. Mówił spokojnie, niezbyt głośno, wyraźnie. Z czymś co można nazwać ?czułą ironią?. Czułą, bo pozbawioną złośliwości. Ironią, bo jednak był w nim silnie rozwinięty zmysł absurdu. Miałem pytania i oczekiwałem odpowiedzi.
- Dlaczego w pewnym momencie pana literacki życiorys się urywa?
- Tylu utalentowanych się pojawiło?
- I to wszystko?
- Wszystko?
W latach 70. Krzysztof Soliński tworzył życie ?młodoliterackie? w Bydgoszczy. Koło Młodych przy ZLP przewędrowało z Torunia, Korespondencyjny Klub Młodych Pisarzy przy ZMW ze Świecia. Dzisiaj twierdzi, że człowiek ulega złudzeniu: trzeba uczestniczyć, wydawać tomiczki, drukować. A to przecież nie o to chodzi. To tylko mnożenie bytów ponad konieczność.
- Co by pan powiedział młodemu człowiekowi, który ma chęć pisania książek?
- Niech pisze
- Ale jaki jest sens pisania?
- W szkole sens pisania wyznacza nauczyciel, który podaje temat wypracowania i ktoś, kto pyta o sens pisania, pyta o temat.
Na stoliku obok łóżka leżała ?Czym jest literatura? Jean-Paul Sartre?a.
- To czym jest literatura?
- Umiejętnym używaniem liter.
Czy pamięta moment, kiedy powiedział sobie: nie? Takiego momentu nigdy nie było, natomiast z pewnością było duże zmęczenie zinstytucjonalizowanym życiem literackim peerelu. Tomik ?Symbole znaczeń. Wybór zagadnień? z 1977 roku wydał Zarząd Wojewódzki Związku Socjalistycznej Młodzieży Polskiej w Bydgoszczy. Ale ani z młodzieżą, ani z socjalizmem książka nie ma nic wspólnego. W zamieszczonym tam wierszu bez tytułu 27-letni poeta pisze: ?Gdy się mylę i trwam w błędzie ? jestem ocalony od tej całej/ poprawności?. Poeta 56-letni mówi:
- Nie dorosłem chyba do roli bycia poetą, piszącym, pisarzem, co zazwyczaj na początku drogi u każdego występuje. Nie uwierzyłem, że to powinno być źródłem dochodów, sposobem życia. Zawsze byłem skłonny to traktować jako szlachetne hobby. Nie, że się robi, a później uznają to za wartościowe czy niewartościowe, bo to ja wiem w momencie, w którym to wymyślę, później jest już tylko kwestia zapisu, dokumentacji. Ale to nie jest towar do kupienia, sprzedania.
A jednak przez ponad dziesięć lat zajmował się wydawaniem książek. Najpierw było kierowanie działem wydawnictw w Kujawsko-Pomorskim Towarzystwie Kulturalnym i seria arkuszy poetyckich. Ponieważ wyglądało to obiecująco, w 1982 roku powołano wydawnictwo ?Pomorze?, w którym pracował w redakcji literackiej, a w 1989 roku został jego szefem. W 1995 roku uznał, że gra niewarta świeczki i przeniósł się definitywnie do biblioteki.
- Ale przecież pan nie będzie robił biogramu? Ja nie chcę biogramu?
- To nie chodzi o biogram?
- Na tych wszystkich skrzydełkach potrzebna jest może data urodzenia i zejścia, ale co kto kończył, nie skończył, to nie ma znaczenia. Jest to rodzaj wypełniacza, z którego nic nie wynika. Oczywiście na początku byłem zmuszony ogłosić kilka biogramów, ale nic z tego nie wynika.
- Nie ma pan specjalnych złudzeń co do roli literatury, do jej misji podchodzi pan sceptycznie?
- Nie ja, życie? Pan studiował w Toruniu?
- Nie.
- Ale wie pan, że w Toruniu jest Janusz Kryszak. No i jak chce pan ugryźć tę misję?
Z recenzji:
“Poczucie humoru u kogoś, kto literaturę traktuje w istocie śmiertelnie poważnie? Wolne żarty. A jednak. Pod palce aż ciśnie się komunał, że humor go ?ratował? albo że w humor ?uciekał?. I byłby to komunał do przyjęcia (chociaż nudny), gdyby nie to, że humor Solińskiego jest integralną częścią jego strategii. Bo spójrzmy co dzieje się w tym pisaniu u schyłku lat 70. ? pojawia się liryka niemal ?czysta?, liryka skierowana również, nie inaczej, do języka. ?Piszę język tak jak go czuję i s ł y s z ę? ? czytamy w wierszu bez tytułu w tomie ?Symbole znaczeń. Wybór zagadnień?. Czucie i słyszenie, a także, obecna w innym utworze z tego tomu opozycja ?słowa? i ?materii? sygnalizują pojawienie się wyraźnego dysonansu poznawczego. Ma to swój wyraz w wierszach ?polifonicznych?, które, podobnie jak Czycz, Soliński rozplanowywał w ?partyturach? złożonych z dwóch ciągów zapisu, stwarzających różne możliwości odczytania (por. wiersz ?sen podrealny?, Sz.Wz).
Język jest opresją, ale jest też bezbronny wobec ciśnienia społeczno-politycznego. ?Amebę języka? należy więc chronić przed światem, który jest ?drapieżny? (obydwa określenia pochodzą z tomu Sen pod powieką języka). Ale gdzie miałby uchować się język autentyczny, ów pierwszy język, który postulowali w latach 70. młodzi prozaicy ze ?stajni Berezy?? Odpowiedź, jaką zdaje się sugerować Soliński, jest paradoksalna. Mianowicie schronem dla języka może stać się – przepraszam za wyrażenie ? sumienie, a więc sfera wybitnie niesemantyczna. Język niemożliwy? Soliński nigdy nie stawiał sobie łatwych postulatów.
Nie powinniśmy jednak ulegać złudzeniu, że tylko batalia o język zajmowała poetę. Parcie systemu było już wtedy tak silne, że w pewnym momencie Soliński wygłasza dość nieoczekiwane wyznanie: ?godziny zadają zbiorowy gwałt temu/ co najbardziej przejrzyste we mnie? (?*** jedna noc spędzona?, SPPJ). Odzywa się w nim wrażliwość moralna, spychana dotąd na dalszy plan między innymi przez poszukiwania formalne. Jeszcze kilka lat temu pewnie nie napisałby: ?Poeci zeszli ze stróżówek sumienia/ wiersze są co najwyżej puszką konserwową/ pozwalającą chwilami zapomnieć/ o zbyt długich kolejkach u rzeźnika? (?Stary temat?, SPPJ). Pamiętajmy, że jest rok 1978, dekada Gierka chyli się ku końcowi, świeżo w zbiorowej pamięci jest tragedia Grudnia 1970 roku, wydarzenia Czerwca 1976, w kraju działa jawna opozycja. Poetycka wyobraźnia rezonuje społeczne nastroje napięcia, wyczekiwania na wybuch: ?zniszczą świat przez noc/ i rano na nowo go odtworzą? (*** minęła jeszcze jedna wojna, SPPJ)
Wypytywał mnie o różne osoby. Jedne znałem osobiście i miałem na ich temat coś do powiedzenia, inne znałem tylko ze słyszenia. On o każdym miał coś do powiedzenia. Na przykład był świadkiem słynnego utonięcia Ryszarda Milczewskiego-Bruna.
- Utopiliśmy go w łyżce wody.
Przypomniałem sobie swój wiersz o Brunie sprzed dziesięciu lat. Z końcówką: ?jak tu nie utonąć w łyżce poezji?.
- Poezji było tam niewiele, więcej wody.
Ważni pisarze? Przypomina sobie jak w starych numerach pisma ?Ameryka? znalazł przetłumaczone na polski wiersze edwarda estlina cummingsa. Tom prozy ?Mimo wszystko? dedykował siedemdziesięciu pięciu osobom. Jest wśród nich oczywiście cummings, są Chlebnikow, Duchamp, Przyboś, Białoszewski, Beckett, Buczkowski, Whitman, Wojaczek, Michaux, Platon, Kant, Heidegger, Gombrowicz, Czycz, Milne, ale też poeci ze środowiska bydgoskiego: Ryszard Milczewski-Bruno, Zdzisław Polsakiewicz, Krzysztof Nowicki, Kazimierz Hoffman, Jan Wach.
- Jak by się pan określił na mapie literackiej Polski?
- Nie określałbym się. Jest takie powiedzenie: żadnych kontaktów z tubylczą ludnością. Bo na przykład Magellan zadał się z tubylcami i jak skończył? Jako posiłek.
- Nie żal panu, że jest zapomniany?
- Coś jednak zostało.
Z recenzji:
?Reasumując należy stwierdzić, że są to liryki ładne i łatwe w odbiorze (co nie znaczy, że łatwo się je autorowi pisze ? przeważnie jest odwrotnie). Są przede wszystkim komunikatywne, i to jest ich zaletą. Autora niewątpliwie stać na napisanie poezji wyższego lotu. Te zaś są jak gdyby celowo zebrane w tomiku minimalistycznym ? gdzie być może specjalnie umniejsza się znaczenie doznań i ich wartości??
?Szkoda, że autorowi nie starczyło sił i wytrwałości, aby pomysł tego zbioru ? książki doprowadzić należycie do końca. W pewnym momencie się on załamuje, miast być z tą samą siłą, dowcipem i inteligencją prowadzony do ostatniej strony?.
Tomik pt. ?Komora celna mowy? Krzysztof Soliński wydał na szarym pakowym papierze. Sześćdziesięciotrzyczęściowy ?poemat kontekstualny?, jak go nazwał, poprzedził tekstem pt. ?Wyjaśniam?, w którym czytamy: ?Myślę, że zaprezentowany utwór śmiało da się zaklasyfikować do kategorii grafomanii. Bynajmniej nie jest to przejaw kokieterii czy przewrotności liczącego na coś autora, którego zdecydowanym zamierzeniem było napisanie tego typu utworu.?
- Z grafomanami miałem do czynienia jako wydawca, natomiast nagminne określanie tym mianem młodych pisarzy, było nadużyciem. Pewnie z mojej strony było to też działanie wyprzedzające, bo nazywając siebie grafomanem wytrącałem oręż tym, którzy chcieliby mnie tak określić.
Z recenzji:
?Poeta (widać, że przemyślał wielu autorów) zaczyna od sprawdzenia rzeczy podstawowej: czym jest to, co piszę, czy mam jakieś szanse wobec tekstu, czy też tekst będzie powodował piszącym wedle reguł, których autor nie jest w stanie przezwyciężyć. Poemat jest między innymi rezultatem tego pojedynku.
?(?) Uczestniczymy w tej grze. Jako czytelnicy musimy sprostać narzuconym przez autora regułom. Przede wszystkim trzeba jednak uwierzyć, że nasz udział jest sensowny. Że to nie my czytamy, ale i tekst nas sprawdza: na ile nas stać. Bądźmy na to przygotowani.?
Soliński stawia bardzo wysokie wymagania intelektualne czytelnikowi i sobie. Dąży do maksymalizacji, symultaniczności zapisu.
?Tęsknię sobie do takiego sposobu notowania, który by wszystko chwytał, nawet w przelocie: jadłospis i walory obiadu z nudną rozmową przy nim prowadzoną ? jednocześnie.?
- Nie dba pan specjalnie o czytelnika i o przychylność krytyków.
- Doszedłem do wniosku, że krytyk czy czytelnik ma mi niewiele do zaoferowania. Ja chyba wiem lepiej o co mi chodzi. Jak ktoś chce mi powiedzieć, jak powinno być lepiej, to niech sobie sam napisze.
- Unieważnia pan tym samym sens wszelkiej krytyki.
- Dawałem temu wyraz wielokrotnie.
- Literatura dla literatury?
- Tak, to mnie zawsze frapowało.
- A nie jest to ironia?
- Chwilami pewnie też? Jak się nazywa tych dwoje w TVN-ie, którzy mówią o książkach? Wydanie drugie, poprawione. Dają swój ogląd, ale i swój wymiar książki, często dezawuując bardziej lub mniej autora, eliminując go. A przecież książki są tym, czym są.
- Ale czasami są gniotami.
- W każdej książce jest jedno zdanie, które uzasadnia jej przeczytanie. Tak jak w botanice. Najciekawsze są drzewa nieprawidłowe. A poza tym nie można mieć pretensji do natury, że coś takiego wyprodukowała. Z książkami jest tak samo, najciekawsze jest to, co jest najmniej popularne, najmniej powszechne. Każda książka powinna być swego rodzaju odkryciem.
- Jakie zjawiska we współczesnej literaturze by pan wyróżnił?
- Tego specjalnie już nie śledzę?
- Kiedyś przyszła do mnie Gosia Szułczyńska, która zapytała po co piszę. Powiedziałem jej, że nawet gdyby obok mnie była tylko krowa, to bym dalej pisał. Bo oczekiwanie na wirtualnego lub rzeczywistego czytelnika jest zabójstwem, sprowadzaniem literatury do funkcji usługowej. Nie jestem usługodawcą, piszę przede wszystkim dla siebie, a czy ktoś inny to dotknie i będzie zadowolony lub nie, to dla mnie nie ma znaczenia. Bo gdyby tak było, to musiałbym chyba założyć biuro pisania podań, najbardziej dochodowa forma pisania.
- Nie ma pan poczucia, że coś stracił skupiając się na intelektualnej stronie pisania?
- Najwięcej straciłem, gdy zająłem się stroną organizacyjną życia młodoliterackiego Bydgoszczy i działalnością wydawniczą.
- Ale ?Ullissesa? pan wydał.
- No tak?
- Myślę, że gdzieś panu umknęła cała tradycja opowiadania, przekazów, pieśni trubadurów?
- A, to bardzo ciekawe. Ale żeby literatura nie była też zabawnym opowiadaniem kawałów, a do tego to często się sprowadza. Fifty-fifty. 50 procent autor, 50 procent czytelnik, natomiast jeżeli czytelnik jest zadowolony, ale wniósł 1 procent, a resztę wniósł mu autor, to wiadomo, że mówimy o pani, która przeczytała harlequina. Ale kiedy ta proporcja jest taka, że autor wniósł niewiele, a naddał mu czytelnik, to świadczy dobrze o czytelniku. Nie ma książek niepotrzebnych. Wszystkich się nie da przeczytać, ale najciekawsza jest możliwość, że można sięgnąć po coś, co się okaże w danym momencie fascynujące i nieznane, bo tylko to co nieznane jest fascynujące. Tak w pewnym okresie funkcjonował Herbert, który wyciągał nieznanych malarzy holenderskich.
- Czy w tej chwili zajmuje się pan literaturą, w sensie pisania?
- Jacek namawia mnie do wydania, mam coś w maszynopisie.
- Co to?
- Kończyłem gdzieś w 1990 roku. Nie mam definitywnego pomysłu na tytuł.
- To ostatnia rzecz, którą pan napisał?
- Nie, jest jeszcze książka o fajkach, o fajkach z drewna jabłoni, gruszy, o tym czym się różnią od tradycyjnego drewna, jakim jest wrzosiec.
- A rzeczy stricte literackie?
- To bardzo literackie.
Z recenzji:
Książkę ?Mimo wszystko? z roku 1984 można potraktować jako cezurę w twórczości Solińskiego, choć biorąc pod uwagę fakt, że pisarz ten za punkt honoru postawił sobie walkę z wszelkimi zaszufladkowaniami, mówienie o jakiejkolwiek cezurze wydaje się wątpliwe. Mamy zatem do czynienia z kolejnym krokiem pisarza w stronę dziwności. Do znanego z poprzedniej książki tekstu pt. ?Wyjaśniam? zostaje dodane, utrzymane w tej samej stylistyce instrukcji obsługi ?Uzupełniam?. Pisarz radzi czytelnikowi, że ten ?winien zaopatrzyć się w ołówek lub długopis i skreślać z tekstu to co uzna za stosowne ? choćby wszystko. (?) Można miast dopisywać ? dorysowywać, domalowywać ? choćby wszystko. (?) Jako że zastrzegłem, iż niniejszy zbiór nie ma żadnego związku z tzw. literaturą ? w konsekwencji eliminujemy w ten sposób odwieczną jej właściwość: relacje autor ? czytelnik, inaczej nadawca ? odbiorca. (?) proponuję skreślać z tekstu kolejno literka po literce, najlepiej wybrane losowo. Doprawdy możliwości powstawania nowych słów, skojarzeń, kompozycji pojawią się w ilościach niemal nieskończonych.?
Na koniec autor zaleca czytelnikowi ?działania szeregujące treść tej książki? na polu o bokach 65 pól na 65 odpowiadających 65 stronom ?Pobytu? (pierwszej części książki) i 65 stronom ?Komory? (stanowiącej część drugą).
Utworem, w którym teoria literatury Krzysztofa Solińskiego przybrała najbardziej radykalny kształt, jest ?Atebe?, książka-hybryda mogąca być ? wedle tytułu jednego z rozdziałów ?esejem powieści i prozy?, jak i ? zgodnie z tytułem innego rozdziału ? ?powieścią eseju?.
Jeśli wierzyć notce z ostatniej strony okładki, ?to utwór, w którym autor usiłuje dotrzeć do praźródeł literackiej twórczości poprzez dekompozycję utrwalonych w tradycji elementów i metod tworzenia, poprzez powrót do pierwszej litery alfabetu, apoteozę wszelkiego początku ? Literę?. A tak naprawdę ? to coś niepodobne do niczego, co czytało się dotychczas, książka pragnąca być wszystkim. Polecam dzisiejszym młodym literatom, którym wydaje się, że być awangardystą to znaczy głośno puszczać bąki w salonie.
- Prozą jest tekst pisany równo od lewego marginesu do prawego. Poezją jest tekst pisany od lewego marginesu, z prawej strony postrzępiony.
Z recenzji:
Czy “Albo” jest prozą? Czy może raczej wykładem na temat umowności/bezsensowności podziału na ?poezję? i ?prozę?? Z pewnością jest jeszcze jedną świadomą rezygnacją z ciepełka relacji pisarz-czytelnik, kolejny skok w ciemność ?zjawiska Tekstu?.
?Tak Mój Drogi Czytelniku, wreszcie wynalazłem metodę najbardziej nudnej, nieinteresującej, nieskutecznej, nonsensownej literatury w formie prozy powieściowej ? choć nie tylko ? mam pewną dualistyczną wątpliwość co do jej określenia, pozostawiam jednak Tobie wybór alternatywy między: Proza konkretna. Powieść innowacyjna a Powieść konkretna. Proza innowacyjna.?
- Ja raczej chyba nie jestem w stanie spełnić pana oczekiwań. Nie ma gotowych recept. Ktoś powiedział o mojej książce ?Atebe?, że to ślepy zaułek, bo donikąd nie prowadzi. Nie musi prowadzić, ważne że ja powyjaśniam sobie kilka spraw. Książki niczego nie załatwiają. To nie książki zrobiły ?Solidarność?, tylko ?Solidarność? zrobiła pewne książki. Lech Wałęsa, wybitny polski intelektualista, nie wyrósł z książek. Najistotniejsze jest poszukiwanie, penetrowanie.
- Do czego to poszukiwanie ma prowadzić? Do Boga, sensu?
- Nie (lekki śmiech). To chyba Goethe pisał o wierszu, który jest czymś i wierszu, który jest o czymś. Najfajniejsze są rzeczy, które są same w sobie, które nie opowiadają jakichś historii, tylko są nimi. Dlaczego literatura ma być obarczana jakimś posłannictwem, a nie są nią obarczane muzyka czy architektura, tak samo spora część malarstwa?
?Pragnę, by te słowa były ostatnimi, jakie zanotowałem kiedykolwiek. Skończyć wreszcie z tym. Tą dziwną skłonnością do pisania czegokolwiek. Niepokojem, że o czymś zapomniałem, nie wiedziałem, pominąłem, pomyliłem, i tak dalej. Tylko sytość zupełności da mi rozleniwiającą wolność od pisania czegokolwiek jakkolwiek. Uwolnić się, wyzwolić się wreszcie i na zawsze. To wówczas będzie wszystko i ogromne boskie nic zarazem.?
Do niedawna zajmował się turystyką pieszą.
- Z ostatniej eskapady wróciłem właśnie z tym bólem, który mnie nie opuszcza.
?Dalsze korporacje zdań, dalsze konglomeraty wątków. Ich dywagacje o sobie, nowe pomysły, inne realizacje.?
Post Scriptum
Kolejność powyższych sekwencji jest moim wybitnie subiektywnym wyborem i nie ma zamiaru być jakąkolwiek wykładnią ?sylwetki pisarza?. Czytelnik nieprzekonany do zaproponowanej przez mnie konfiguracji powinien przy pomocy nożyczek przekomponować tekst, względnie usunąć z niego fragmenty, które uznaje za niepotrzebne, fałszywe bądź słabe, a następnie przy pomocy kleju złożyć własną wersję ?portretu?. Powinien być w swoim działaniu bezwzględny, do usunięcia wszystkich sekwencji włącznie. Uzyska w ten sposób białą plamę oddającą najściślej pojęcie, jakie jedna osoba może mieć o osobie drugiej.
Jarosław Jakubowski
- Tekst został ukończony w połowie grudnia 2006 roku. Krzysztof Soliński zmarł 27 grudnia. Pierwodruk w dwumiesięczniku literackim ?Topos?.