Sen to sen. Śnią się człowiekowi różne rzeczy i nic z tego nie wynika. W tym przypadku było inaczej. W naszym okręgu są podobno trzy mandaty do wzięcia, a mi się nie wyśniło, kto jeszcze dostał się do Parlamentu Europejskiego. To mi nie daje spokoju. Ciągle się zastanawiam, z kim chciałbym jeździć do Brukseli.
Proszę się nie śmiać. Wiem, że ona nie ma szans na zdobycie mandatu, ale pomarzyć przecież można. Chciałbym jeździć do Brukseli z Ewą Mes. Mógłbym być jej synem, więc na pewno otoczyłaby mnie troskliwą opieką. Zerwany guzik od koszuli – żaden problem, w przypadku kłopotów gastrycznych – ziółka, swojska kiełbasa zawsze pod ręką. Wszystko jak u mamy.
Wracając na ziemię, sprawdziłem, kto faktycznie ma szansę na wybór. Okazało się, że w grę wchodzi pięć nazwisk: Janusz Zemke, Jacek Rostowski, Tadeusz Zwiefka, Kosma Złotowski i Andrzej Zybertowicz. Trzy pierwsze nazwiska mogłem od razu skreślić. Nawet jeśli noszący je panowie zdobędą mandat, nie będą stąd wyjeżdżać do Brukseli. Mieszkają w innych regionach Polski, a jeden chyba poza Polską. Pozostały tylko dwa nazwiska.
Włosy mi się zjeżyły ze strachu na myśl, że mógłbym jeździć do Brukseli z Andrzejem Zybertowiczem. To w końcu profesor, człowiek metodyczny. Chce dokładnie znać okoliczności narodzin danej koncepcji, wiedzieć, kto lansuje to posunięcie, jakie będą jego koszty i następstwa społeczne. Czyli podróż z nim przypominałaby seminarium magisterskie. – Panie Michale, widzę, że nie wgłębił się pan w projekt tej dyrektywy unijnej. A szkoda, bo z dokładnej lektury wynika, że kryją się w niej rozwiązania, które przyniosą szkody polskiej gospodarce. Trzeba doprowadzić do zmiany paru punktów tej dyrektywy. Mam przy sobie kilka ekspertyz dotyczących tej regulacji. Do Brukseli podróż trochę jeszcze potrwa, to zdąży pan przeczytać.
Uff!! Zimny pot człowiekowi spływa po plecach, gdy mu takie wizje przychodzą do głowy. Czy po to się zostaje eurodeputowanym, żeby tyrać? Z doniesień medialnych wynika, że nie wszyscy tyrają. Niemiecka stacja telewizyjna RTL nadała kilka lat temu reportaż, ujawniający udawanie pracy. Tadeusz Zwiefka wpada do siedziby Parlamentu Europejskiego, podpisuje się na liście obecności (wtedy otrzymuje się 284 euro dziennej diety) i z bagażem zasuwa na lotnisko.
Kiedy podniosło się larum, Paweł Olszewski wypowiedział bardzo mądre słowa: ?Faktycznie dochodzi do wypłacania diet za fikcyjny udział w obradach, ale to powszechne zjawisko. Nie wiem, dlaczego konsekwencje miałby ponieść akurat tylko nasz przedstawiciel Tadeusz Zwiefka??
Zjawisko powszechne!! Jest więc nadzieja na niewyrywanie sobie rękawów. Zybertowicza na pewno nie udałoby mi się namówić do wysoko płatnych wagarów. Ale może Kosmę? Jest co prawda sporo starszy ode mnie, ale zachowuje młodzieńczy luzik. W polskim sejmie się nie przemęcza. Pod względem liczby wystąpień sejmowych zajmuje 260 miejsce, złożonych interpelacji – 318, a zapytania żadnego nie zadał.
Z Kosmą Złotowskim mogą być naprawdę fajne wyjazdy do Brukseli. Trochę zjeździł świata jako członek sejmowej komisji spraw zagranicznych, to może mi pokazać to i owo. Tylko czy ludzie go wybiorą?!!
A właściwie, czym ja się martwię? Przecież tylko mi się przyśniło, że zostałem eurodeputowanym.