- W ostatnich wyborach czterej działacze Kongresu Nowej Prawicy dostali się do europarlamentu. Czy do partii przyciągnął pana sukces wyborczy Janusza Korwin-Mikke?
- Zapisałem się do partii po jednej z największych klęsk w historii naszego ruchu, kiedy nie udało się zarejestrować list wyborczych w całym kraju. Wcześniej przez 10 lat działałem w Unii Polityki Realnej, poprzedniej partii Korwina. Nie można więc powiedzieć, że przyciągnął mnie sukces wyborczy. Jednak dodał on sił i wiary wielu osobom, które od ponad dwudziestu lat pracowały na rzecz wolności, własności i sprawiedliwości.
- Kongres Nowej Prawicy ma największą popularność wśród młodych ludzi. Czy głosowanie na KNP to nie jest po prostu rodzaj buntu, tak jak to powtarza wielu komentatorów?
- Z pewnością nie. Przede wszystkim to nieprawda, że na KNP głosują tylko młodzi. To raczej fakt medialny niż rzeczywisty. Ale prawdą jest, że wśród młodych poparcie mamy najwyższe. Do głosu dochodzi pokolenie, na które nie działają już zaklęcia serwowane przez establishment polityczny i reżimowe media. Młodzi ludzie widzą tandetę usług publicznych, zacofanie urzędów, mizerne szanse na dobrze płatną pracę czy własne mieszkanie. Nie widzą swojej przyszłości na emigracji, lecz w Polsce, nawet jeśli teraz zostali zmuszeni do wyjazdu. Dotychczasowe elity polityczne nie są w stanie zapewnić zmiany systemu, gdyż są jego beneficjentami. Kłótnie polityczne dotyczą spraw trzeciorzędnych, natomiast nie rozwiązuje się spraw podstawowych – ZUS-u, wysokich podatków, fatalnych dróg.
- Tak, młodzi ludzie widzą to wszystko. I widzą Janusza Korwin-Mikke, który krytykuje wszystkich. Czy nie to właśnie przyciąga wasz elektorat?
- Warto zauważyć, iż posiadamy jedyny spójny program pozwalający na budowę normalnego państwa. My nie chcemy naprawiać obecnego systemu. Nie chcemy obniżyć podatków o jeden punkt procentowy, tworzyć koszyka świadczeń zdrowotnych czy postawić więcej fotoradarów. My chcemy ten system zburzyć i przywrócić zasady rządzące gospodarką od wieków.
- A czy nie obawia się pan, że Korwin, który pojawia się w mediach i na salonach, przestanie już być tak atrakcyjny jak dotychczas? Czy za rok albo dwa wasz elektorat nie zagłosuje na kogoś nowego, jeśli się pojawi?
- Tak naprawdę nie ma dla nas alternatywy, gdyż inne partie różnią się jedynie odcieniem czerwieni i manifestowaniem pobożności. Tusk, Kaczyński czy Miller nie zreformują Polski. Mieli taką szansę przez 25 lat. Ludzie zaczynają to dostrzegać oraz pamiętają, iż Korwin przez wszystkie te lata głosił niezmienne poglądy.
- Co zatem chce pan osiągnąć w Bydgoszczy?
- Sądząc po wynikach eurowyborów Bydgoszcz jest czerwoną plamą na mapie Polski. Chcę to zmienić. Pierwszy cel to wybory samorządowe. W Radzie Miasta Bydgoszczy potrzebni są nowi ludzie, którzy będą zwracali uwagę na wzrastające zadłużenie miasta, na racjonalizację wydatków publicznych oraz konieczność obniżenia ciężarów lokalnych i poprawienie klimatu do prowadzenia biznesu w Bydgoszczy. Musimy także usunąć z ratusza Rafała Bruskiego, który jest Tuskiem w skali mikro, a jego dalsze rządy oznaczają stagnację i degradację Bydgoszczy.
- Powiedział pan, że wybory samorządowe to pierwszy cel. A więc są także kolejne?
- Teraz trzeba zmienić prezydenta miasta, a za rok skompromitowanego premiera. Sukces Kongresu Nowej Prawicy w wyborach do Sejmu oznacza realną szansę na zmiany w Polsce. Moim głównym celem jest właśnie sukces w przyszłorocznych wyborach. Zgłasza się do nas mnóstwo ludzi, którzy dość mają rządów PO, jednak także nie widzą alternatywy w socjalizującym PiS-ie. Społeczne poparcie i świetny wynik w ostatnich wyborach to olbrzymi kapitał, który musimy wykorzystać i zmienić Polskę.