Los Polaków zniewolonych z rozkazu Stalina, więzionych w łagrach, zsyłanych na Syberię, Kamczatkę czy do Kazachstanu i Uzbekistanu był wyjątkowo ciężki i okrutny. Wywożone na Wschód całe rodziny często z małymi dziećmi, skazane były, w gruncie rzeczy, na śmierć. Umierali w nieludzkich warunkach. Szansą i nadzieją na przeżycie było utworzenie przez gen. Władysława Andersa wojska polskiego.

O tym, jak przebiegał nabór do polskiej armii na terenach Związku Sowieckiego wspominają żołnierki z Pomocniczej Służby Kobiet w książce Agnieszki Lewandowskiej-Kąkol – “Dziewczyny od Andersa”.

Ich los był podobny. Mieszkając na kresach wschodnich Rzeczypospolitej, trafiły pod okupację sowiecką. Tylko przez kilka dni mogły się łudzić, że będą mogły tu spokojnie żyć lub wrócić do Polski. Ale złudzenia szybko prysły, Zaczęły się deportacje w głąb Rosji, aresztowania za działalność konspiracyjną, więzienia i łagry. Wyniszczające fizycznie i psychicznie transporty w bydlęcych wagonach, trwające tygodniami były początkiem okrutnej gehenny. Ciężka, ponad siły praca fizyczna, głodowe racje żywnościowe, choroby, szykany fizyczne i psychiczne, śmierć najbliższych – rodziców, dzieci, sióstr i braci towarzyszyła im codziennie przez długie miesiące. Wszystkie, dziewiętnaście relacji, różnych w szczegółach, łączy jedno: prawda o bestialskim stalinizmie. Fundamentem tego reżimu była doprowadzona do perfekcji obłuda i pozoranctwo.

Oto, wspomina jedna z bohaterek książki, zarekwirowano jej zegarek męża i wydano zaświadczenie, na podstawie którego, po uzyskaniu przez nią wolności, zostanie jej zwrócony, bo władza radziecka jest na wskroś uczciwa. Sowiecki oficer nie przewidział, że młoda Polka przeżyje i wyjedzie z Armią Andersa. Kobieta zgłosiła się na granicy z bumagą po zegarek męża. Pogranicznik z kamienną twarzą oświadczył, że zegarek może oddać tylko jego właścicielowi, któremu udało się wcześniej opuścić ten komunistyczny raj. Czyż ta historyjka nie brzmi niezwykle aktualnie?

Na wieść o powstaniu Armii Andersa Polacy i Polki gremialnie ruszyli do wojska, czemu w pierwszym okresie sowieci nie przeszkadzali. Ale oczywiście nie pomagali. Z zebranych wspomnień wynika, że wynędzniali, wyniszczeni, głodni i często chorzy całymi tygodniami zapchanymi ponad miarę pociągami podążali za ewakuującą się na Bliski Wschód polską armią. To nadal było niewyobrażalne cierpienie, poniewierka, głód i śmierć, ale też wiara i nadzieja, że nagrodą będzie wolność.

Wstrząsające, a jednocześnie budujące są dowody niezwykłego hartu ducha i determinacji tych kobiet, które natychmiast podjęły w wojskowych obozach ciężką służbę w szpitalach, domach opieki i sierocińcach, a po przybyciu na Bliski Wschód rozpoczęły już regularną służbę woskową w Pomocniczej Służbie Woskowej, którą niektóre z nich zakończyły w Anglii dopiero w 1948 r. Rozstanie z 2. Korpusem gen. Władysława Andersa było bolesne dla wszystkich żołnierzy. “Anglicy nie byli przychylnie nastawieni do Polaków, którzy wybierali ich kraj za drugą ojczyznę. Na ulicach Londynu dość często pojawiały się plakaty z przykrym hasłem – “Polacy do domu”, wspominała zmarła w 2004 r. pani Danuta Lechnia. Czy to świadectwo nie brzmi również bardzo aktualnie? A to najlepiej świadczy o wartości książek historycznych.

Jan Witkowski

—————————————————

Agnieszka Lewandowska-Kąkol “Dziewczyny od Andersa”, s. 422, Wydawca: Zona Zero Sp. z o.o., Warszawa 2016 r.