Na początku maja dyrektorem Filharmonii Pomorskiej został wybrany Maciej Puto. Dwa tygodnie później minister Małgorzata Omilanowska zakwestionowała tę decyzję, argumentując, że w obradach komisji konkursowej nie brali udziału ani przedstawiciele jej resortu, ani Stowarzyszenia Polskich Artystów Muzyków. Od tamtego czasu zarząd województwa zastanawiał się, co począć z tym fantem. I właśnie podjął decyzję. Uznał, że nie będzie się już dłużej cackać z minister kultury.

Odwaga staniała, bo słupki pokazują, że PO niechybnie przestanie być partią rządzącą. Najpewniej nie zostanie też po wyborach partią współrządzącą. To oznacza, że minister Omilanowska poleci. No cóż, baba z wozu koniom lżej. Lżej im na samą myśl o tym, że baba już wkrótce nie będzie utrudniać pokonania wytyczonej przez woźnicę drogi.

W tej sytuacji trochę dziwnie brzmi nadany przez Radio PiK komunikat o możliwych następstwach powołania na stanowisko dyrektora filharmonii osoby niezaaprobowanej przez minister kultury: ?Brak uzgodnienia wspólnego kandydata może skutkować cofnięciem umowy o współfinansowaniu co mogłoby oznaczać, że w przyszłości budżet zostanie uszczuplony o około półtora miliona złotych?.

Zdaniem dziennikarki radia publicznego, dotacje z ministerstwa na działalność kulturalną naszej filharmonii zależą wyłącznie od tego, czy pani minister podoba się jej dyrektor. Wartość artystyczna dofinansowywanych przedsięwzięć nie ma najmniejszego znaczenia. To stwierdzenie jest z pewnością oparte na wiedzy zdobytej w wyniku wieloletniej obserwacji poczynań rządzących.

S5 mogliśmy już dawno mieć, ale budowa tej drogi stale spadała z rządowej listy najważniejszych inwestycji drogowych w kraju. Ministerstwo nie oceniało jej pod kątem zasadności. Nie była uważana za decydującą konieczność dobrego skomunikowania ósmego co do wielkości miasta w Polsce z resztą kraju. Decyzję podejmowano wskutek udanego lobbingu polityków toruńskich i bezczynności parlamentarzystów z Bydgoszczy.

Ostatnio się coś zmieniło, ale to dlatego, że tacy politycy jak Paweł Olszewski (ksywka Jędnoręki) czują nóż na gardle. Jestem gotów się założyć, że jego obecne umizgi do wyborców nie poskutkują. Masa krytyczna została przekroczona. Nie pomogą już Olszewskiemu ani przyjazdy do Bydgoszczy, ani obietnica znalezienia funduszy na S10, ani przereklamowane inicjatywy i pilotaże, ani tytuł sekretarza stanu czy pełnomocnika rządu. Zbyt długo nie reprezentował w sejmie bydgoszczan, by o tym zdążyli do października zapomnieć.

A jeśli zdarzyłby się cud i minister Omilanowska miałaby coś do gadania? To wtedy puści się na nią minister spraw wewnętrznych. Piotrowska każe jej odebrać pieniądze innej instytucji kultury, a dać naszej filharmonii. Znów nie będzie miało znaczenia, czyje pomysły są bardziej wartościowe artystycznie. W naszym kraju obowiązuje prawo buszu i chapanie pod siebie, swoją wioskę, swoje miasto.