Wiele publikacji poświęcamy kulturze, gdyż w naszym przekonaniu to jedna z ważniejszych części składowych życia miasta. Z przerażeniem obserwujemy, że od kilku lat decydujący wpływ na życie kulturalne Bydgoszczy usiłują zdobyć osoby, które naszym zdaniem powinny być z dala trzymane od wszystkiego, co ze sztuką, kulturą, artystami jest związane.
Ogół miejskich decydentów podtrzymuje mit o wyróżniającej Bydgoszcz pozycji w skali ogólnopolskiej w zakresie stosunku do kultury i do twórców kultury. Tydzień temu rozpływała się zachwytach ówczesna wiceprezydent odpowiedzialna za kulturę. Wmawia się przyjeżdżającym do Bydgoszczy gościom, że tak właśnie jest. Ostatnio taką bajkę usłyszała minister kultury i dziedzictwa narodowego.
Trzeba przekłuć ten balon. W żadnym razie na Bydgoszczy inne miasta nie powinny się wzorować. Środowisko twórców kultury jest tutaj całkowicie zdezintegrowane. Zlikwidowano miejsca, gdzie bydgoscy artyści spontanicznie się spotykali. Rozdział grantów na działalność kulturalną opisywaliśmy. Ewidentne forowanie wybranych organizacji. Po wręczeniu Strzał Łuczniczki wybuchła awantura i do dzisiaj trwa zażenowanie werdyktem jury. Robi się wszystko, żeby utrudnić życie organizującej cotygodniowe koncerty kawiarni artystycznej. Przykłady działań szkodliwych dla kultury bydgoskiej można mnożyć.
Wdzięczność rządzącej miastem ekipie należy się jedynie za to, że kontynuuje niektóre dobre praktyki zainicjowane przed wieloma laty. Odbywają się posiadające tradycję imprezy kulturalne. Nadal prezydent przyznaje stypendia na twórczość artystyczną oraz na działania na rzecz upowszechniania kultury. Chociaż to przetrwało!
Podczas wczorajszego spotkania ze stypendystami Lech Zagłoba-Zygler stwierdził: Powiedzenie niektórych, nielicznych na szczęście, malkontentów, że w Bydgoszczy w kulturze się nic nie dzieje, jest nieprawdą. Fakty zadają temu kłam. Życząc państwu dalszej aktywnej działalności, zachęcam do jak najbliższego kontaktu zarówno z Biurem Kultury Bydgoskiej, jak i z Obywatelską Radą Kultury, bo tam wszyscy działacze kultury mogą swoje zdanie wypowiedzieć.
Zdaję się, że to naszą redakcję miał na myśli wiceprzewodniczący Rady Miasta. Istotnie jest niezbyt liczna. A innych malkontentów przecież w Bydgoszczy nie ma. Tylko jedna uwaga, my wcale nie uważamy, że nic w kulturze w naszym mieście się nie dzieje. Wręcz przeciwnie. W wielu pracowniach powstają bardzo interesujące obrazy, rzeźby, grafiki. Bydgoscy literaci zostają autorami wybitnych książek. Odbywają się liczne koncerty.
Twórcami kultury w Bydgoszczy są ludzie nie mający nic wspólnego z Obywatelską Radą Kultury. Ich nie interesują jałowe dyskusje. Są artystami i tworzą. Nawet jeśli otoczenie jest nieprzyjazne.
Obywatelska Rada Kultury żyje własnym życiem. Spotykają się co jakiś czas jej koordynatorzy. Zostali oni wybrani podczas zebrania, które mogłoby odbyć się w domu kultury w Wilkowyjach czy być odcinkiem filmu ?Alternatywy 4? albo częścią ?Rejsu?. Nawet znalazł się wśród koordynatorów jeden artysta. Nie wiadomo w jakiej roli, rodzynka czy kwiatka do kożucha.
Zebrania koordynatorów mają podobno charakter otwarty, więc wybrał się na nie w grudniu prezes Klubu Środowisk Twórczych. Kiedy próbował zabrać głos, prowadzący spotkanie socjolog poprosił go o przedstawienie się. Po prostu, przewodniczący Obywatelskiej Rady Kultury w Bydgoszczy nie zna Piotra Trelli. Nie potrafi rozpoznać czołowego tenora bydgoskiej opery, który występując na jej scenie przez dwadzieścia lat wielokrotnie zdobywał ?Złote Maski?.
Piotr Trella uczestniczył w spotkaniach Bydgoskiej Rady Kultury, gdy ona się rodziła. No ale wtedy jeszcze nie kierował nią socjolog.
Przygnębiające to wszystko, zwłaszcza że po nastawieniu miejskich decydentów widać, że na żaden proces naprawczy szans nie ma. Ale będziemy dalej próbować przekłuć ten balon. Chyba że w końcu sam pęknie.