Kto miał nadzieję, że w meczu z Lechem Zawisza przełamie dramatyczną passę w ekstraklasie, rozczarował się. Nonszalancji i niefrasobliwości w grze obronnej było tyle samo, co w poprzednich siedmiu przegranych spotkaniach.
Mecz od początku toczył się pod dyktando poznaniaków. Zawisza nie był w stanie uspokoić gry, przytrzymać piłki. Już w 6 min. piłkę do siatki Zawiszy wpakował Wilusz, ale przy okazji faulował Sandomierskiego i sędzia nie uznał gola. Pechowa okazała się 13 minuta. Grajacy znakomite spotkanie, Czeczen, Sadajew wbiegł w pole karne, pierwsze jego uderzenie zostało zablokowane, druga próba okazała się skuteczna i piłka wpadła do bramki przy samym słupku, a Sandomierski był bezradny.

Wtedy zaczął się koncert gospodarzy, a obrońcom gości jakby ktoś skrępował nogi. Kolejna szarża Sadajewa w pole karne i wyłożenie piłki Lovrencsicsowi i było 2:0. Obrońca Zawiszy był pół kroku za ofensywnie grającym Węgrem. Dwie minuty później Hamalainen strzelił potężnie, ale piłka przeleciała minimalnie nad poprzeczką. Po chwili Wójcicki nie sprawdził się w obronie. Wybijana przez niego piłka trafiła do Pawłowskiego, który na szczęście nie trafił do pustej bramki. Gdy trzeciej bramki w doskonałej sytuacji nie strzelił Sadajew, w meczu nastąpił zwrot.

W 29 min. po dośrodkowaniu Wagnera piłkę przed bramkę głową zgrał Drygas, dopadł do niej Andre Micael i nie miał problemów ze strzeleniem pierwszego gola. W 42 min. po odbiciu piłki przez Kotorowskiego, płaskim strzałem w róg, wyrównał Wagner.

Mecz dalej toczył się w szalonym jak na polską ligę tempie, w którym jednak było sporo chaosu. W 43. minucie Lovrencsics idealnie dośrodkował z prawego skrzydła, a Hamalainen nie niepokojony przez bydgoskich obrońców wyprowadził Lecha jeszcze przed przerwą na prowadzenie.

W wznowieniu gry w drugiej połowie, tak jak w pierwszej, do ataku ruszył “Kolejorz”. W 50 min. podcięty przez Andre Micaela Sadajew przewrócił się w polu karnym, a konsekwencją tego zagrania była czerwona kartka i rzut karny zamieniony przez Jevticia na bramkę. W 57 min. kapitalnym wyczuciem zamiaru Hamalainena popisał się Sandomierski, który wygrał pojedynek sam na sam.

Hamalainen zrehabilitował się w 67 min. Po jego podaniu Pawłowski po raz piąty umieścił piłkę w siatce. Wynik w 82 min. ustalił na 6:2 Jevtić. Ten gol był znakomitą ilustracją katastrofalnej gry bydgoskich obrońców, którzy pozwolili lechiście przedrzeć się w polu karnym i oddać strzał.

W ostatniej minucie meczu Petasz odcisnął but na leżącym Formelli i osłabił drużynę. Lech przewagi 11 na 9 nie zdążył już wykorzystać.

Mecz w Poznaniu pokazał czarno na białym, że zespół bydgoski pogrąża się w kryzysie coraz bardziej. Zespół nie ma formacji obronnej. Defensorzy nie dość, że nie tworzą zgranej formacji, to sprawiają wrażenie jakby grali z ciężarkami, które nie pozwalają im w tempie i na czas reagować na grę rywali.

Przy takiej grze nie ma co liczyć, by przełamanie katastrofalnej passy i wyrwanie się z dna tabeli miało nastąpić za tydzień.
Do Bydgoszczy przyjedzie Ruch, a ten zespół cechuje może nie ładna dla oka gra, ale jak na polską ligę, bardzo dobra dyscyplina taktyczna i skuteczna gra z kontry.

Lech Poznań – Zawisza Bydgoszcz 6:2 (3:2)
1:0 – Zaur Sadajew 13’
2:0 – Gergo Lovrencsics 18’
2:1 – Andre Micael 32’
2:2 – Wagner 42’
3:2 – Kasper Hamalainen 43’
4:2 – Darko Jevtić (k.) 50’
5:2 – Szymon Pawłowski 66’
6:2 – Darko Jevtić 82’

Lech: Krzysztof Kotorowski – Tomasz Kędziora, Marcin Kamiński, Maciej Wilusz, Barry Douglas, Łukasz Trałka, Darko Jevtić, Gergo Lovrencsics, Kasper Hamalainen (67’ Muhamed Keita), Szymon Pawłowski (75’ Szymon Drewniak), Zaur Sadajew (72’ Dariusz Formella).

Zawisza: Grzegorz Sandomierski – Anestis Argyriou (46’ Piotr Petasz), Andre Micael, Samuel Araujo, Sebastian Ziajka, Kamil Drygas, Jakub Wójcicki, Luis Carlos (75’ Jakub Łukowski), Jorge Kadu, Wagner, Bernardo Vasconcelos (52’ Paweł Strąk).

Żółte kartki: Barry Douglas (Lech) oraz Jorge Kadu, Piotr Petasz, Paweł Strąk (Zawisza).

Czerwone kartki: Andre Micael – 50’ za faul, Piotr Petasz – 90’ za nadepnięcie rywala (Zawisza).