Trener Zawiszy zapowiadał walkę o zwycięstwo. Miało ono odbudować pewność siebie piłkarzy, którzy po błyskotliwym początku sezonu stracili ostatnio entuzjazm i nie wygrali od kilku spotkań. Warta wydawała się idealnym przeciwnikiem. Zbudowany z bardzo znanych i nieco już zakurzonych gwiazd polskiego futbolu zespół gra bardzo nierówno. Jednak takie nazwiska jak Piotr Reiss, Michał Goliński, Krzysztof Gajtkowski, Mariusz Ujek czy Grzegorz Szamotulski muszą wciąż budzić respekt. Zawisza jednak jest liderem i dzisiaj pokazał, że znane nazwiska to nie wszystko.

Ten mecz można było wygrać. Może nie wysoko, ale wygrać. Zasady są proste: żeby wygrać, trzeba trafić piłką do siatki. Dzisiaj sytuacji strzeleckich, a tym bardziej celnym strzałów było jak na lekarstwo. Trudno jednak powiedzieć, żeby piłkarze trenera Kubota przeszli “obok” meczu. Dlaczego wobec tego kolejny raz Zawisza stracił dwa punkty?

Analizując grę poszczególnych formacji i konkretnych zawodników, można dojść do wniosku, że mamy w Bydgoszczy bardzo dobrą drużynę, która po prostu przestała strzelać gole. Andrzej Witan to pewny fundament zespołu – dzisiaj nie miał natłoku pracy, ale dwukrotnie pokazał najwyższą klasę. Michał Ilków-Gołąb i Łukasz Skrzyński nie pozwalali gościom na zbyt wiele pod polem karnym Zawiszy, jednak dość sporadycznie brali udział w akcjach ofensywnych. Krzysztof Hrymowicz ma fatalną passę – ostatnio strzelił samobójczą bramkę, a dzisiaj osłabił zespół w końcowych minutach meczu, kiedy zobaczył drugą żółtą i w konsekwencji czerwoną kartkę. Miło było patrzeć na grę młodzieżowca – Pawła Oleksego, który ciężko pracuje praktycznie na całym boisku. Mam olbrzymi problem z oceną Vahana Gevorgyana. To jeden z najbardziej pracowitych piłkarzy Zawiszy, jest bardzo aktywny, ma niespożyte siły, wolę walki. Kłopot polega na tym, że potrafi on wywalczyć teoretycznie straconą piłkę, przedrzeć się przez najbardziej szczelną obronę i… stracić piłkę. Tak po prostu. Gdyby to ostatnie podanie było skuteczne – byłby to piłkarz kompletny. Paweł Zawistowski jest jednym z najważniejszych punktów, od którego zaczyna się budowanie akcji Zawiszy. Jego obecność na boisku nie przechyli szali zwycięstwa, ale bez niego – akcje ofensywne zaczynają przypominać strategię “do przodu i potem się zobaczy”. Ostatnio coraz bardziej niewidoczny jest bohater pierwszych kolejek tego sezonu Adrian Błąd. To młody piłkarz i ponoć takie wahania formy są normalne, ale kilka bezowocnych rajdów to zdecydowanie za mało w porównaniu do możliwości, jakie przecież posiada Błąd. Nominalny napastnik – Jakub Wójcicki – był dzisiaj prawie niewidoczny. Tomasz Chałas robił mnóstwo zamieszania na boisku, ale niewiele dla Zawiszy z tego wynikało. Za to co zrobił pod koniec pierwszej połowy, kiedy w sytuacji sam na sam po prostu zgubił piłkę, powinien dostać od trenera lekcję medytacji. Podczas relacji na żywo pozwoliliśmy sobie na parę bardzo nieprzyjemnych uwag pod adresem Martinsa Ekwueme. Takich błędów jak on, nie popełnia w pierwszym składzie Zawiszy nikt. Co prawda Ekwueme potrafi świetnie odnaleźć się pod bramką Witana i jest czasem bardzo skuteczny w defensywie, ale w akcjach ofensywnych posiadanie przez niego piłki prawie na pewno oznacza stratę.

- Żałujemy, że nie wygraliśmy tego meczu, wszystkie drużyny na innych boiskach grały pod nas. Byśmy wygrali i by się bardzo fajna sytuacja stworzyła w tabeli. Wiedzieliśmy jednak, że to będzie bardzo ciężki mecz. Warta ma personalnie bardzo mocną drużyną. Wiedzieliśmy, że prawdopodobnie zagrają z kontry i będzie ciężko się przebić. Jeżeli zobaczymy, kto w Warcie siedzi na ławie i jakie są zmiany, to na pewno to budzi respekt. Jeżeli chodzi o samą grę, znowu graliśmy do końca. Widowisko dla kibiców było ciekawe. Wynik nam gdzieś cały czas oscylował albo w jedną, albo w drugą stronę. Szkoda, że nie trafiliśmy w końcówce, było potwornie dużo sytuacji. Mamy kaca, że nie wygraliśmy tego meczu – powiedział po spotkaniu trener Zawiszy Janusz Kubot.

Zobacz jak relacjonowaliśmy ten mecz Na żywo,