Obiecałam Jurkowi taką relację z otwarcia wystawy jego fotografii, że aż mu w pięty pójdzie. Za karę za to, że mnie nabrał. A było to tak.

Obejrzałam fotografie, wysłuchałam mów z okazji otwarcia i chciałam iść do domu, żeby pisać, ale Jurek powstrzymał mnie słowami: – Będzie się jeszcze działo, oj będzie. Będzie jeszcze część literacka.
Czekałam spokojnie, sądząc, że artysta oprócz fotografii zaprezentuje także jakieś swoje utwory literackie. Tymczasem Jurek krążył między gośćmi galerii z gustowną konewką i zręcznie uzupełniał wino w szklaneczkach.

Dopiero nasz fotoreporter uświadomił mi, że nie mam co czekać na literacką część spotkania. Zegarliński obiecał, że po obejrzeniu fotografii nastąpi część pod nazwą ?literatka? i ona właśnie trwa. Dowodziło tego zachowanie Jurka, podchodzącego do każdego z konewką i uprzejmym zapytaniem: – Przylać? Wtedy sobie uświadomiłam, że zostałam nabrana i zapowiedziałam zemstę.

Jestem jednak w strasznym kłopocie. Niestety, nie da się napisać takiej relacji, żeby Jurkowi w pięty poszło. Wernisaż był nadzwyczaj udany. Ludzi przyszło co nie miara. Fotografie wywarły duże wrażenie.

Spotkanie otworzył tradycyjnie Jacek Soliński, który przypomniał, że dwadzieścia lat temu po raz pierwszy odbyła się w Galerii Autorskiej wystawa Jerzego Zegarlińskiego. Gospodarz scharakteryzował twórczość bohatera wieczoru, nie zapominając o jego przekornej naturze. – To sprawia, że zachowując poważny stosunek do życia bierze siebie jednocześnie w duży cudzysłów – ocenił Jacek Soliński.

Jerzy Zegarliński prosił, żeby nie oglądać jego fotografii pojedynczo, tylko w ten sposób, w jaki zostały wyeksponowane, w seriach po trzy. ? W jednej fotografii można zawrzeć wszystko, osiem fotografii to przegadanie tematu, a trzy to miniopowieść – uważa artysta.

Oglądając te zdjęcia, człowiek uświadamia sobie, że tak naprawdę nie widzi świata, który jest wokół niego. A nawet jeśli widzi, odbiera go w formie bardzo spłyconej, w sposób areflesyjny. Nie przychodzi mu ochota szukania związków, które nie są widoczne na pierwszy rzut oka. Zresztą może w ogóle nie da ich się zauważyć bez pomocy artysty.

Jerzy Zegarliński wypowiada się na różne tematy z całkowitą powagą i jedynie szelmowskie błyski w oku każą się zastanawiać, czy aby naprawdę mówi całkiem serio. Mimo że ma już trzech wnuków, nie traci skłonności do zabawy i wygłupów.

W czasie wernisażu fotograf wszedł na krzesło, poprosił o ciszę i przemówił. Goście galerii dowiedzieli się, że bohater wieczoru uważa, iż świątynia sztuki, jaką jest Galeria Autorska Jana Kaji i Jacka Solińskiego, powinna mieć swojego patrona. Potoczył wzrokiem po wnętrzu pomieszczenia, w którym się znajdował i oświadczył : – Dla tego miejsca najwłaściwszym patronem byłaby Konopnicka.

Potem jednak uznał, że przebywa w galerii kilka osób noszących nazwiska nadające się na patrona. ? Mickiewicz jest? Jest. Pruss jest? Jest. Głowacki też jest – wyliczał. W końcu zakomunikował, że aby wszystkich pogodzić przygotował tablicę z kompromisowym patronem i dokonał jej odsłonięcia.

Na tablicy znajdował się znak ostrzegawczy z napisem: Uwaga fotograf i zdjęcie Jerzego Zegarlińskiego.