W dwudziestej trzeciej odsłonie "Życia w ukryciu" Galeria Autorska proponuje poezję Hanny Kacewicz-Sygidus oraz serigrafia i plakaty Anny Mądrali-Kaji.

Hanna Kacewicz-Sygidus – poezja

Hanna Kacewicz-Sygidus ur. w 1955 roku w Łodzi. Ukończyła polonistykę na Uniwersytecie Łódzkim. Od 1980 roku związana z Poznaniem. W latach 90. dziennikarka lokalnej prasy. Od 1998 roku bibliotekarka  w jednej z filii Biblioteki Raczyńskich (obecnie na emeryturze). Debiutowała w 1975 roku w łódzkich „Odgłosach”. Wielokrotnie nagradzana w ogólnopolskich konkursach poetyckich. W 1987 roku ukazał się jej debiutancki tomik poezji „Ostry dyżur ciszy”. Publikowała wiersze w takich czasopismach, jak m.in.: „Radar”, „Nurt”, „Czas Kultury”, „Fakty”, „Poezja”, „Okolice”, „Integracje”, „Miesięcznik Literacki” i w almanachach: „Którzy pamiętali słońce” (Poznań, 1981),  „Przedpole” (Poznań, 1986)  oraz w „Almanachu jednego wiersza (tekstu) grupy CENTAURO" (Łódź, 1990).

Róża od Herberta

Przyniósł ją w lipcowe popołudnie,
W dzień moich imienin,
O których wszyscy w domu jakby zapomnieli.
Przy kuchennym stole opowiadał mi
Jak Pan Cogito traci kolejnych przyjaciół.
 Najbardziej jednak wzruszyło mnie Rovigo,
uciekający pejzaż włoskiego miasteczka.
Przypominało mi moje Rovereto,
przez które ostatni  raz przemknęłam
minionej wiosny wracając od Julki z Werony.
Rovereto kusiło legendą średniowiecza
I duchem Mozarta, a jednak wciąż uciekało
gdzieś między Weroną a Trento.
Z alpejskich dolin wracałam do rzeczy prostych
i  bliskich, czasem bolesnych aż do suchej łzy.
Dziś najpiękniejsza jest róża. Ta od Herberta.

 

A czarna rzeka wciąż płynie

                                   Pewnemu mężczyźnie wracającemu z Neapolu
 
Kiedy twoje stopy dotykały Wezuwiusza i w refleksie słońca
igrały beztrosko u wybrzeży śródziemnomorskich wód,
wydeptywały nędzne uliczki neapolitańskich dzielnic,
a wieczorem zasypiały w całkiem zwyczajnym hotelowym łóżku,
kończyłam właśnie sweter, w kolorze, którego nigdy nie kochałam.
Kojarzył mi się z suchym latem i jurajskimi piaskami,
po których szło się ciężko z urywanym oddechem.
Nie miałam jednak wyboru. Wiklinowy kosz świecił pustkami,
a moje palce musiały znaleźć jakieś spokojne zajęcie.
Chciałam być bliżej ciebie. Na mapie znalazłam uliczkę,
przy której mieszkałeś i małą tanią restaurację,
gdzie można było zamówić  frutti di mare,
myślałam o starym pisarzu i pięknym języku jego książek.
Nie mogłam przewidzieć, że tak wcześnie zbudzą mnie światła
znajomych dworców  i wszystko zniknie jak w starej baśni.
A przecież zawsze kiedyś kończy się czas mostów,
czas drewnianych schodów i otwartych drzwi.
Tylko czarna rzeka wciąż płynie, doskonale obojętna
na zimny grudniowy wiatr.

 

W listopadową noc

W listopadową noc
budzą mnie zmarli poeci
czarnym palcem pukając w sen.
Co się dzieje z poezją – pytają,
żyje – mówię – oddycha,
krzyczy tak cicho,
że nikt nie słyszy,
umiera, aby żyć w pamięci
pod najgłębszym śniegiem.
Więc nic nowego – odchodzą zdumieni
zawsze ten sam pozorny spokój
i nabierają gliny w usta,
by głośniej wymówić ziemię.

 

Klucz

Jak wierny stróż pilnował domu,
nie wkładaliśmy go pod słomiankę.
Zwyczajnie wisiał na gwoździu między podwójnymi drzwiami,
czekał cierpliwie na nasze powroty.
Wieczorem  układając się do snu
leniwie przewracał się z boku na bok.
Nie był zazdrosny o tego drugiego,
o kogo, tego chudzielca,  prostego jak drut,
przecież to on był zawsze na pierwszej linii obrony
od ponad stu lat,
w dodatku zrobił go porządny kowal,
prawdziwy artysta.
Teraz leży w wyściełanej szkatułce,
nie liże go rdza, nie zgrzyta zębami.
Czeka, aż otworzą się drzwi pamięci.

 

Pracownia

Słyszysz? Tak rozmawia ze mną drzewo,
stary skrzypiący dąb.
Pochyl  lampę,
 a zobaczysz zatarty rysunek słoi
Jak  pergaminowa grafika żył
 nie do powtórzenia.
Na płótnie cisza, martwe tło,
stygną kolory farb,
tylko stół  znosi cierpliwie
mój drewniany łokieć i mocną pięść.
Nie narysuję ci bajki,
nie opowiem cię światłem,
to daleki pejzaż, a noc się śpieszy.
Siła jest w tobie, we mnie,
mroczna, niepojęta,
 jak w każdym z nas.

 

(…) W wierszach H. Kacewicz-Sygidus można śledzić bezustannie rozliczanie się z sobą. Pragnienie poznania siebie i innych to warunek rozumienia życia, w którym mogłoby się „przejść samą siebie”. To długie „uczenie się mówienia i milczenia” prowadzi poetkę do wniosku, że najprawdziwsze:

„są zdania proste
jak rytualne pytania
z ksiąg dzieciństwa”.

Bohaterka wierszy próbuje pokonać własną niepewność, próbuje „oprzeć się o poręcz solidnej argumentacji”, mądrze godzić się z przemijaniem i śmiercią, ocalić chwile codzienności poprzez refleksję, wynikającą nie tylko z własnych doświadczeń. Ogromną zaletą tych wierszy jest odpowiedzialność wobec słowa, która wyraża się w poszukiwaniu tych najtrafniejszych. O wartości poezji H. Kacewicz-Sigidus decyduje również metafora i wyobraźnia obrazowa.  Sądzę, że w wierszach tych jest zawartych kilka ważnych pytań i kilka równie ważnych odpowiedzi.

Mieczysław Fręś

 

Wiersze (…) budują obrazy nie zawsze chwytające za gardło, ale jest to już bez wątpienia całość skonstruowana świadomie, z dużym smakiem i wyczuciem chirurga, który nie pozwala sobie na przypadkowe cięcia w delikatnej materii słowa, w kruchej istotności poetyckiej frazy.

(…) każdą tezę wspierając cytatem z układających w logiczną całość elementów-wierszy.

(…) autorka stawia przed nami swą człowieczą dojrzałość w taki sposób, iż nie rani ucha fałszywą nutą, nie hamuje oka zadrą ogranego rekwizytu, nie piętrzy się przed nami erotyczno-matczynym obłędem „baby” zamkniętej na głucho w klatce poetyckich urojeń. Oznacza to, że autorka panuje nad swoim talentem, a przede wszystkim zaś panuje nad tak zwanymi środkami wyrazu, proponując czytelnikowi świat, który nie zaczyna i nie kończy się na metaforze.

     To, co ma do powiedzenia – mówi po prostu, bez względu na źródło egzystencjalnej trwogi, wyrywającej się spomiędzy słów i pokładów ciszy przeplatanej lękiem i boleścią trwania. (…)

            Krzysztof Szymoniak

 

            Świat poetycki Hanny Kacewicz-Sygidus to świat między egzystencjalnym niepokojem a zdziwieniem własnym trwaniem. –  Dopóki jestem / płoną księżyce nocy / i krwawią ptaki / mieszkające w ciemnościach / gdzie na granicy czujności / drzemie sarna udając / pewność snu / Dopóki jestem/ płynę akordem krwi / w tętno świata. (Dopóki jestem)

            W tym kontekście wiersze poetki nabierają szerszego znaczenia. Refleksje, które snuje poetka nie mają charakteru tylko osobistego. Przemijanie, śmierć, miłość, nadzieja; dotyczą ogółu. (…) Odnajduję tu różne odmiany literackie: list poetycki, erotyk, pastisz, życiorys.  Ponadto poetka wykazuje się wysoką kulturą literacką. Posługuje się swoistą metaforyką i umiejętnie łączy krajobrazy wewnętrzne z zewnętrznymi. Podobnie jest z gradacją chłodu i ciepła. Może takiej poezji właśnie teraz potrzeba. (…)

               Tadeusz Matusiak

 

------------------------------------------------------------------------------------

Anna Mądrala-Kaja – serigrafia i plakaty

Anna Mądrala-Kaja ur. 25.03.1985 w Chrzanowie. Zajmuje się grafiką, fotografią i projektowaniem publikacji. Absolwentka Akademii Krakowskiej im. A. Frycza Modrzewskiego na Wydziale Architektury i Sztuk Pięknych na kierunku malarstwo o specjalności grafika użytkowa; oraz Akademii Sztuk Pięknych w Gdańsku na Wydziale Grafiki. Zdobywczyni nagród wydziałowych Akademii Krakowskiej, między innymi za cykl grafik Ecce Homo oraz za plakat na 750-lecie lokacji miasta Krakowa. Autorka kilku wystaw indywidualnych.

[Fot. Jakub Kaja]

*     *     *

Jest coś pociągającego w lustrze. Jakiś tajemniczy magnetyzm, który przyciąga nasze spojrzenie. Być może wynika to z faktu, że lubimy patrzeć na innych, ale także na siebie. Lustro od dawna stanowiło źródło inspiracji dla artystów. Było nim także dla mnie. Pod wpływem fascynacji samym lustrem, jak i zwiedziona urokiem tego, co zobaczyłam, pochyliwszy się nad stłuczonymi jego odłamkami przygotowałam cykl grafik „W rozbitym lustrze”.

Lustro, będące znakiem naturalnym, poprzez swoje rozbicie i konstrukcje nowego obrazu świata widzialnego, może być rozumiana, jako znak wtórny, wytworzony, który nabiera nowych znaczeń. Można powiedzieć, że rozbicie daje nową jakość czy też nowe życie obrazu. Patrząc na twarze w rozbitym lustrze przychodzą mi przed oczy obrazy Picassa. W  Pannach z Avinion pokazał on zdeformowane, złamane ciała. Za inny przykład może posłużyć Portret Juana Grisa. Jak pisał na ten temat Białostocki: „Jest to sztuka zaskakująca, ostra, rezygnująca z piękna, świadomie niszcząca naturę i zastępująca ją ładem dzieła sztuki, ale przy zachowaniu jakby śladów zniszczenia, jakiemu rzeczywistość podlegała”.

Dekonstrukcja, jaka ma miejsce w obrazach, może być interpretowana, jako nasza wewnętrzna przebudowa. „Każda część całości, jaką jesteśmy, skulona w sobie, zamknięta w koncentracji, przyczajona czeka. Nie ustaje proces wewnętrznej rozbudowy. Przemieszczenia. Deformacje.” Proces wewnętrznej przebudowy prowadzi do otwarcia. Czym jest otwarcie? Warunkiem istnienia, egzystencji czyli „wydobycia się”, „ wyjścia z”. Prawdopodobnie od konieczności wyłaniania się nie uwolnimy się nigdy. Wyjście z ukrycia pomaga objawić się w swej tożsamości. Może być jedną z wartości dopuszczających istnienie wielości różnych indywidualnych wcieleń.

Cykl grafik „W rozbitym lustrze” to obrazy, w których zatrzymała się chwila. Są trochę sentymentalne, skupione tak, jak my jesteśmy skupieni na swojej twarzy, gdy przeglądamy się w lustrze analizując każdy jej detal. Z drugiej strony jest też ruch, poruszenie w postaci przemieszczeń poszczególnych elementów. Jest to być może wyraz chęci utrwalenia tego w obrazie, czego nie możemy zatrzymać za pomocą naszego ciała. Rozbite lustro stało się obiektem, który oddziaływał i koncentrował moją uwagę, popychając w proces twórczy. Zdaję sobie jednak sprawę z tego, że dla każdego z nas, dla każdego indywidualnego umysłu, obiekty mają inny walor. Myślę, że ilu odbiorców, tyle myśli. Każdy zwraca bowiem uwagę na coś innego, przesiewając oglądany obraz przez sito własnych doświadczeń, odczuć, przeżyć i percepcyjnych zamiłowań. „Wymiana z obiektem jest możliwa dzięki temu, że to my zbieramy promieniujące zeń sensy, a także wyszukujemy i modelujemy. (...) Spotkanie z obiektem pozwala na zobiektywizowanie, czyli uchwycenie i wyrażenie pewnego stanu rzeczy.”

Obraz jest dla nas „(...) czymś więcej aniżeli tylko tym, co widziane lub widzialne”, pisze Belting. „To coś więcej aniżeli wytwór percepcji. (...) chciałbym zaproponować rozumienie obrazu jako wyniku symbolizacji tego, co pojawia się w spojrzeniu lub przed okiem wewnętrznym. (...) W perspektywie antropologicznej człowiek jawi się nie jako swoich obrazów, ale (...) jako , które okupują jego ciało.”Zakończę słowami Marcela Duchampa: Ce sont les REGARDEURS qui font les tableaux (To WIDZOWIE tworzą obrazy).

Anna Mądrala-Kaja