W trzydziestej pierwszej odsłonie "Życia w ukryciu" Galeria Autorska proponuje poezję Zdzisława Prussa i rzeźby Edwarda Zegarlińskiego.

Zdzisław Pruss – poezja

Zdzisław Pruss (ur. w Wiśniowie pow. Konin) – od 1954 r. mieszka w Bydgoszczy. Poeta, satyryk, publicysta, członek Stowarzyszenia Pisarzy Polskich  W latach 1960-65 studiował filologię polską na UMK w Toruniu. Od 1965 pracuje jako dziennikarz: najpierw w bydgoskiej Rozgłośni Polskiego Radia (redakcja literacka), a od 1991 przez lat kilka w „Dzienniku Wieczornym” i „Gazecie Pomorskiej”.

            Poczynając od czasów studenckich prowadzi ożywioną działalność estradową, jako twórca kabaretów literackich („Luty-nek”, „Eksces Wieczorny”, „O-wady”, "Piąte Koło”), autor tekstów, wykonawca, konferansjer. Współpracuje z Estradą Bydgoską i Polskim Stowarzyszeniem Jazzowym. W roku 1978 Teatr Polski w Bydgoszczy wystawił pełnospektaklowe widowisko kabaretowe według jego tekstów (w reż. A. Waldena i J. Błeszyńskiego) pt. „Wszystko do Desy”. Od 1996 roku jest autorem „Szopek Bydgoskich” prezentowanych na estradzie Kawiarni Artystycznej „Węgliszek” i w telewizyjnym studio TVB.

            Wiersze i drobne formy satyryczne publikuje od roku 1964 w prasie lokalnej i ogólnopolskiej a także na antenie radiowej i telewizyjnej. Jego wiersze zamieszczano w licznych antologiach i almanachach m. in. „Laureaci konkursów poetyckich” – Iskry Warszawa 1970, „Debiuty poetyckie” Warszawa 1974, „Idylla polska” – Biblioteka Narodowa Ossolineum 1995.

            Zdobył szereg nagród i wyróżnień literackich  m. in. I nagroda na Toruńskim Maju Poetyckim 1966, I nagroda w ogólnopolskim Konkursie na Słuchowisko („Chopin na Karaibach”) 1989, Nagroda Artystyczna „Metafory” im. Klemensa Janickiego (1990), Kulturalna Nagroda Roku „Talent 2000”, Nagroda Alianz – Kultura 2002.

Zadebiutował tomikiem Uroczystość rodzinna (1973). Kolejne to: Najlepiej koniowi kiedy nogę złamie (1974), Ze słuchu (1982), Sielanki i nekrologi (1983), Adresat nieznany (1993), Oddział wysypisko (1996), Pogrzeb starej marynarkiwybór wierszy (1999), Wszystko składa się z (2004), Szukanie indyków (2006),  Z ręką na sercu (2007), Szczygieł z New Jersey (2008), wybór wierszy Tylko tyle (2008), Przedostatnia sylaba (2010) i Rozkład Jazdy (2012)

Wydał także zbiory utworów satyrycznych, skeczy i humoresek – Wyspy Olaboga (1989) i Żarty na stronę (1998), tomy wspomnieniowe – Z albumu komedianta (1993), Abecadło co w Brdę wpadło (1995), Głowy i główki (2001), album Szopki (2006), Bydgoszczanie czarno na białym (2011) – z fotografiami Z. Krakowiaka, wybór piosenek kabaretowych – Zboczeniec i inni (2013), zbiór limeryków Od Kaliguli po Asnyka (2014).

Z inicjatywy Z. Prussa, pod jego redakcją i współautorstwie powstały obszerne tomy poświęcone kulturze bydgoskiej: Bydgoski Leksykon Teatralny (2000) – razem z Ewą Adamus-Szymborską i Zofią Pietrzak, Bydgoski Leksykon Operowy (2002) – z Alicją Weber, Bydgoski Leksykon Muzyczny (2004) – z Alicją weber i Rajmundem Kuczmą,  Bydgoski Leksykon Literacki (2015) – z Hanną Borawską i Stefanem Pastuszewskim oraz  Bydgoski Leksykon Plastyczny (2015) – z Elżbietą Kantorek. [Fot. Krzysztof Nowaczyk]

 

Rozmowa z psem o ślepym jastrzębiu i kulawej kurze

widzę w twoich oczach
głębokie współczucie
– – –  masz rację
im dłużej czytam to co napisałem
tym bardziej nie wiem
co autor miał na myśli i co
chciał powiedzieć
mówię ci piesku – –
pisanie
to robota głupiego
do końca nie wiesz
czy ci wyszło
i poszło jak trzeba
dlatego tak lubię obierać kartofle
pestkować wiśnie wyłuskiwać fasolę
i orzechy łupać
tu wiesz na czym siedzisz
i co ciebie czeka
niszcząc formę
dochodzisz do treści
sedno sprawy znajduje się na wierzchu
i poczujesz je w palcach
tak
jak teraz czuję
ten bezradny długopis
co zawisł nad bezbronną kartką
jak ślepy jastrząb
nad kulawą kurą

 

* * *

 

najbardziej śmiercionośnym
narzędziem
w moim domu jest
telefon

za jednym podniesieniem
słuchawki
straciłem już tylu bliskich
tylu oddalonych

nie wiem czy wiesz
ale dzisiaj nad ranem...

gdybym się kąpał
i nie mógł podejść

żyliby trochę
dłużej

 

meldunek

w naszych okopach
wszystko po staremu

rosną straty w ludziach
kurczą się zapasy
nadziei

wiara i miłość
też na wyczerpaniu

wybuchom płaczu
towarzyszą salwy
śmiechu
i tak w kółko

a na linii ognia
bez zmian

zegary biją
a czas ucieka

 

krzesło w polu

krzesło
postawione
w szczerym polu
staje się
figurą przestrzenną

pomnikiem bezdomności
metaforą opuszczenia

staje się
chcąc nie chcąc

dziełem sztuki

jak łatwo być
artystą

wystarczy znaleźć
pole
i nie przywiązywać się
zbytnio

do mebli

 

* * *

 

prawdziwe szczęście jest
niewysłowione
a ból prawdziwy
nie do
opisania

wiedzą o tym
wszyscy

tylko nie oni

naiwni
nad wyraz
i nad wyraz uparci

zataczający się
od słowa do słowa
grzebiący w sylabach

śmieszni poeci

ślepe kury
którym śni się
ziarnko wiersza

 

piosenka na pocieszenie

ktoś tworzy poezję
ktoś układa wiersze

jeden jest orłem w przestworzach
inny w trawie świerszczem

tam niebo
tutaj ziemia

a pomiędzy

- - przepaść

a w niej miejsce
na katedrę strzelistą
i na kopczyk kreta

 

*   *  *

Wydaje się, że poetów, i to różnych, mamy w regionie pod dostatkiem. Mało jest natomiast indywidualności, które z trudnością można by pomieścić w jakiejś szufladzie. Takim właśnie zjawiskiem jest Zdzisław Pruss.

Krzysztof Nowicki

 

Jak na twórcę o potężnej wyobraźni dorobek edytorski Z. Prussa jest raczej skromny, by nie powiedzieć – minimalny. Poeta ten zastąpił bowiem ilość jakością – każdy jego wiersz to kolejny krok w estetycznie konsekwentnym kierunku i w stronę boleśnie wyznawanego egzystencjalizmu.

Bożena Budzińska

 

Można powiedzieć, że wiersze Prussa to liryka człowieka zranionego, wielokrotnie upadającego na drodze, człowieka, który jednakże nie zatracił swego człowieczeństwa i umiał znaleźć sposób na obłaskawienie świata. Ustawił się do niego ukosem.

              Dariusz T. Lebioda

 

Nader rzadko zdarza się, by poeta od pierwszej swojej książki prezentował tak własny, indywidualny pod każdym niemal względem świat poetycki (...) Dla swojej odrębności znajduje własny język poetycki, łączący powagę w nazywaniu dramatów świata z humorem i żartem językowym.

                  Janusz Kryszak

 

W zalewie tomów poetyckich lat ostatnich nie odnajduję pamięcią dzieła równie konsekwentnie przemyślanego i zaplanowanego (...) Wspaniała wysokiej próby artystycznej i intelektualnej poezja.

               Wacław Lewandowski

 

Pruss najlepiej czuje się na parterze świata, wśród rzeczy, które można polizać i obwąchać (...) Więc można Prussa nazwać poetą małego realizmu (...) Z wiadra odpadków niesionych do osiedlowego śmietnika potrafi on wydobyć wiedzę o ludziach.

                   Wiesław Trzeciakowski

--------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------

Edward Zegarliński – rzeźba

Edward Zegarliński, ur. 22 III 1951 r. w Gliwicach. W 1975 r. ukończył Akademię Techniczno-Rolniczą w Bydgoszczy. W latach 70. zajął się snycerstwem i założył Pracownię Snycerską. W tym czasie brał udział w kilku plenerach rzeźbiarskich i wystawach, gdzie otrzymał kilka nagród. W roku 1986 i 1988 w Nowym Jorku pracował jako asystent rzeźbiarza Ernesta Neizvestnego. Zajmował się tam też renowacją dzieł sztuki i wykonywaniem witraży. Po powrocie do Polski otworzył Pracownię Rzemiosła Artystycznego, w której wykonywał witraże, rzeźby i renowacje. Wykonał kilkadziesiąt witraży do kościołów, instytucji publicznych i siedzib prywatnych w Polsce, Gruzji, Niemczech i USA. W latach 2003-2014 stworzył ok. 40 rzeźb (głównie w brązie). Swoje prace wystawiał w galeriach w Polsce (Gdańsk, Wrocław, Kraków, Bydgoszcz) oraz w USA (Nowy Jork, Raleigh).
W ostatnim okresie wykonywał witraże i rzeźby do kościołów.

 

 

Rzeźbiarz w beczce

W starożytnej Grecji żył i tworzył filozof nazywany Diogenesem z Synopy. Ten grecki myśliciel, przedstawiciel szkoły cyników, był, by tak rzec, ekscentrykiem, który mieszkał w beczce i z zaświeconą latarnią w dłoni, w biały dzień, szukał prawdziwego człowieka. Gdy spoglądam na rzeźby Edwarda Zegarlińskiego mam nieodparte wrażenie, że jest on współczesnym twórcą, który nie ma potrzeby dzielenia się swoją twórczością z innymi ludźmi. Wręcz przeciwnie swoje dzieła zamknął on w swojej wewnętrznej „beczce”. Czy jednak postępuje słusznie? A może opisywany przez nas autor powinien rozbić swoją „beczkę” i oznajmić nam, co ma do powiedzenia o współczesnym świecie?

                                                                                              Grzegorz J.Grzmot-Bilski

 

Menażeria z La Manchy

Czy spotkanie z rzeźbami można porównać do spotkania z ludźmi? Uwarunkowane jest to z pewnością naszymi oczekiwaniami. Istnieją bowiem przedmioty, które sprawiają radość, a obcowanie z nimi dobrze nastraja, przynosi pozytywne odczucia. Rzeźby Edwarda Zegarlińskiego mają właśnie  tę rzadką zaletę, nie emanują  egzystencjalnym  patosem, ani nie  kontestują jakichś idei.  Mają swoją poetycką autonomię, która intryguje i wciąga, może uwodzi?  Ta menażeria dziwnych ludzi zdaje się być z innego świata, świata, gdzie groteska i humor są czymś powszednim i naturalnym. Społeczność rzeźbiarskich ludków Zegarlińskiego zdaje się wiele mówić o nas, o autorze, o teraźniejszości. Każda z postaci staje się samodzielną opowiastką. Autor jako narrator postrzega rzeczywistość z dużą dozą ironii, ale jakże to życzliwa jej mutacja.

Na szczególną uwagę zasługują tytuły rzeźb, często dowcipnie pogłębiające artystyczny przekaz, jakby stanowiące zaczyn figlarnej ludowej filozofii. Osobliwe figury, ludzie – metafory, kryjące w sobie indywidualizm, mimo że są odrębne i osobne, to jednak wtapiają się w naszą wyobraźnię z pozytywnym skutkiem. Oznacza to, że dobroczynne działanie rzeźb jest procesem  komunikacji. Tajemnicze postacie wyłonione z prywatnej mitologii ich twórcy, zdają się być koryfeuszami pogodnej samotności.  Refleksja jaką wywołują, bliższa jest świata Don Kichota niż błaznów i trefnisiów zajmujących się złośliwymi psotami. Nie ma w nich pyszałkowatości czy  rozdarcia, jest raczej melancholia i ludyczność. Autor dobrze panuje nad formą i zakresem baśniowego przekazu. Nasza powszedniość płynnie przenika do sfery fantazji, upewniając, że to jak postrzegamy świat zależy od nas. Co istotne, artysta nie przesadza z epatowaniem nadmiarem treści. Subtelnie sygnalizuje, że uśmiech może rodzić się z głębokiego zamyślenia. Rzeźbiarz balansuje na granicy fantazji i realności,  a co najważniejsze zdaje sobie sprawę, że uprawianie poezji wymaga syntezy.

Jacek Soliński

 

RADOŚĆ TWORZENIA. O PRACACH EDWARDA ZEGARLIŃSKIEGO

Obcując z rzeźbami Edwarda Zegarlińskiego nie sposób oprzeć się wrażeniu, iż mamy do czynienia z twórcą pogodnym, dla którego zabawa i pozytywny stosunek do świata i człowieka są priorytetowe. Oto legion postaci z brązu i kamienia, więc tworzyw najtrwalszych, głównie ludzkich, choć także zwierzęcych, ale dziwnie uczłowieczanych, jakby wyjętych z jakiś pogodnych baśni, odwołujących się wszak do ludowych tradycji i swojskiej ludyczności.

Twórca bawi się swoimi dziełami, one zaś są tak pomyślane, że bawią się z odbiorcą, poruszając różne ciekawe konteksty, głównie za sprawą nadawanych im ciekawych tytułów, często przewrotnych i autoironicznych. Mamy w tej bogatej menażerii „Protoplastę foto-szopa” wskazującego z jednej strony człowieka wtajemniczonego w arkana sztuki fotograficznej, ale też – co zabawne – szopa-pracza. Jest wśród owych postaci także „Moherowy beret 40+”, czyli ironiczny i zdystansowany komentarz Autora do często łatwego i prostackiego szufladkowania człowieka i jego poglądów.

Edward Zegarliński to twórca już prawie 70-letni, mający na swym koncie wiele wystaw w galeriach w Polsce i USA. I aż dziwnym wydaje się to, że pozostaje artystą praktycznie nieznanym, zasługuje bowiem na znacznie, znacznie więcej.

Maciej Krzyżan

 

Baśniowe hybrydy Edwarda Zegarlińskiego

Rzeźby Edwarda Zegarlińskiego przedstawiają figury, które kojarzą się ze światem baśni, gdzie skrzaty czy strachy na wróble funkcjonują na równi z ludźmi. Zresztą same sylwetki ludzkie pod ręką rzeźbiarza zniekształcają się w formy przypominające trójwymiarowe postaci z obrazów Jerzego Dudy-Gracza. Deformacje czynią te byty wzruszająco groteskowymi, ale nigdy ośmieszonymi czy skompromitowanymi. Trochę jak w cyrku, gdzie przerysowanie służy lepszemu dotarciu do emocji widza. Czasem zamiast stopy „wyrasta” metalowe kółko, z brzucha wysuwa się obiektyw aparatu, a z ludzkiego korpusu – głowa słonia. Kiedy indziej artysta „przełamuje” swoje postaci elementami roślinnymi, niekiedy dodaje im fragmenty urządzeń technicznych. Powstają niesamowite hybrydy, poddane wyłącznie logice wyobraźni, a jednocześnie mające niekiedy funkcje użytkowe – na przykład jako lampy.

Pobrzmiewają mi u Zegarlińskiego echa filmów Felliniego, ale i Kolskiego. Obaj udanie łączą zwyczajność z niezwykłością, patos z grubym nieraz żartem, wysokie z niskim. Rzeźbiarz sięga po tradycyjne tworzywo – brąz, pokrywa je specjalnymi farbami, ale to nie wszystko, bo przecież każdej z prac nadaje żartobliwy tytuł. Rzeźba więc ma nie tylko być, ale również znaczyć, odnosić się, komentować. Rzeźbiarstwo interwencyjne? Publicystyczne? Rzeźbione felietony, anegdoty i krotochwile? A czemu nie? Skoro polityka już dawno wtargnęła w rejony sztuki, to dlaczego sztuka nie miałaby czerpać z inspiracji polityką?

I jeszcze jedno. Edward Zegarliński jest rzeźbiarzem dla ludzi. To znaczy – tworzy rzeczy, które niejeden z nas chciałby mieć u siebie w mieszkaniu, w najbliższym otoczeniu. Zwraca rzeźbie szlachetną funkcję dekoracyjną, dzięki której codzienne życie choćby w krótkich błyskach może przybierać cechy baśni, świata może nieprawdziwego, ale prawdziwie pięknego.

Jarosław Jakubowski