W trzydziestej dziewiątej odsłonie "Życia w ukryciu" Galeria Autorska proponuje poezję Przemysława Dakowicza i grafiki Bronisława Zygfryda Nowickiego.

 

Przemysław Dakowicz – poezja

Przemysław Dakowicz, ur. w 1977 r. w Nowym Sączu. Poeta, krytyk literacki, historyk literatury; doktor habilitowany; adiunkt w Zakładzie Literatury Polskiej XX i XXI wieku (do roku 2017 w Katedrze Literatury i Tradycji Romantyzmu) Uniwersytetu Łódzkiego; w latach 2010-2013 także wykładowca literatury współczesnej na Uniwersytecie Kardynała Stefana Wyszyńskiego w Warszawie; stały współpracownik dwumiesięcznika literackiego „Topos”. Wydał zbiory wierszy Süßmayr, śmierć i miłość (2002), Albo-Albo (2006), Place zabaw ostatecznych  (2011), Teoria wiersza polskiego (2013) Łączka (2013), Boże klauny (2014) i Ćwiczenia duchowne. Poematy (2016) oraz kilka książek eseistycznych i historycznoliterackich, m.in. Helikon i okolice. Notatki o poezji współczesnej (2008), "Lecz ty spomnisz, wnuku". Recepcja Norwida w latach 1939-1956. Rzecz o ludziach, książkach i historii (2011), Obcowanie. Manifesty i eseje (2014), Afazja polska (2015), Poeta (bez)religijny. O twórczości Tadeusza Różewicza (2015), Kwatera zmartwychwstałej pamięci (2017), Lustra tradycji. Studia i szkice interpretacyjne (2018), Nauka znikania. Wiersze i rozmowy z lat 2006-2018 (2018). Tłumaczony na angielski, francuski, czeski, serbski i słoweński. Przekłada z języka czeskiego.

 

Wersyfikacja polska

 

Taka ładna metafora: pociąg czasu.
Zaaresztowali czas (wrota, żeliwne zasuwy)
i pędzą na złamanie karku.
Pociąg tyka, zegarowy niewybuch:
A jak to? A tak to.
 
Zegarki Lwowa, zegarki Nowogródka,
zegarki Wilna, zegarki Tarnopola
tykają, tykają, tykają.
 
Pociąg mknie przez suchy step,
dokąd pędzisz, Kozacze?
Na stypę, na bankiet, na kondukt, na raut.
 
Zegary z kukułką, zegary z pozytywką,
zegary wygrywające mazurki dąbrowskich,
sygnaturki, dzwonnice, wieże, bramy, stiuki.
Na stypę, na kondukt. Anielski orszak
przyjmuje ich duszę. Święci zstępują
z ikon, przypinają sobie zegarki, po trzy
na lewym przedramieniu, po cztery
na prawym.
 
Zegarki Lwowa jadą do lwowskich dzieci
śpiących w ziemi. Zegarki Krzemieńca
witane są przez krzemienieckie wdowy
w katakumbach Azerbejdżanu. Pani Salomea
macha zgniłą ręką. List pisze do syna.
 
Pierwszy Bruno, z przestrzeloną głową,
przygarnia bezdomne kukułki Drohobycza.
Drugi Bruno, w Tadżykistanie, robi miejsce
dla kukułek wygłaszających samokrytykę.
A jak to? A tak to.
 
Zegarki zdarte z rąk.
Zegary uwolnione od ścian.
 
Tykają

 

Niżyński. Ostatni taniec

 

są pozbawione ciężaru
drobiny pyłu w powietrzu
 
ludzkie ciało
w czarnej pustce
to przedłużenie smugi
światła
 
człowiek na krzyżu
milczy
 
lewa stopa odrywa się
od podłoża
i kąpie
w tym co świetliste
 
są pozbawione głosu
drobiny pyłu w powietrzu
 
bóg zamieszkuje
w śmierci ale żyje
ciało
 
włókna mięśni
żyły nabrzmiałe
ścięgna skóra
napięta cielista
tańczą
 
jakby były wirem meteorów
krwawym ogonem komety
 
wojna jest w nas
wojna wychodzi z brzucha
w trzewiach ma pomieszkanie
 
ciało
zrywa się
do skoku
i na jedno uderzenie serca
zawisa
w powietrzu
 
biją w nie pociski pyłu
 
Suvretta-Haus, Sankt Moritz, 19 stycznia 1919 r.

 

 

Niżyński. Totentanz

 

Zaślubiony Bogu.
Boży klaun.
Katatonik w ruchu.
 
Tańczy, a to,
czego dotyka, jest
niewidoczne dla innych,
nie da się zmierzyć, zważyć;
możesz opisać drgnienia
mięsa, dreszcz ociężałej
materii, blokadę mięśni
i stawów.
 
Stoi jak słup telegraficzny,
tyczka do fasoli
i z najwyższym wysiłkiem
uderza w klawisze
sztywnymi palcami:
ta damm, ta damm,
ta damm
 
W ciasnej izdebce
wali głową w sufit, ale sufit
nie ustąpi.
 
Biedny Pietruszka, pada,
rzekłbyś: daje za wygraną.
Jest blady, pot kapie mu z nosa,
papieros za papierosem.
Ręce i nogi wciąż drżą,
 
kiedy na kocich łapkach
podchodzi Maur
i przebija go szpadą.
 
Ma twarz Ludwiga Binswangera.
Płacze.
 
Binswangers psychiatrische Klinik Bellevue, Kreuzlingen, 1 kwietnia 1919 r.

 

Elegia na odejście Vivien Eliot

 

Na fotografiach wykonanych przez lady Morrell
wiedzie żywot płynny, jakby brakowało jej
ontologicznej stanowczości; cała jej postać mówi:
wynoszę się, wychodzę, już mnie nie ma.
 
Poza kadrem pościel,
połacie bieli znaczone krwią miesięczną,
zielonkawy puder na policzkach Toma.
 
I jeszcze: Doris Grubonoga,
Sweeney Erectus z brzytwą w dłoni.
 
Z poezji co zostaje? Właśnie to:
przedwieczorna chwila w domu
dla psychicznie chorych, gdy,
niewidziana przez nikogo,
stara kobieta poprawia koc
na swoich zbędnych światu
kolanach.
 
Northumberland House, Finsbury Park, Londyn, styczeń 1947

 

 

Przed oczyma czytelnika przewijają się znaczący filozofowie i poeci XIX i XX wieku: Kierkegaarda, Edyty Stein, Paula Celana… Wzniosłość przeplata się z niepokojącą grą konwencji literackich: od dziecięcych bajeczek do grozy spraw ostatecznych. Dramatyczny los pierwszej żony Thomasa Stearnsa Eliota, pełnej temperamentu kobiety wtrąconej do zakładu dla obłąkanych, ewokuje problematykę transgresji i feministycznych rewizji kulturowych. Femme fatale? Muza? Osoba zbyt zmysłowa, niezdolna docenić wysublimowane poszukiwania duchowe? Próby charakterystyki samotnie dogorywającej właścicielki „niepotrzebnych nikomu kolan” zależy od naszych założeń antropologicznych: kim jest człowiek, jaka jest hierarchia jego zainteresowań, w jakim stopniu zachodzi konieczność podporządkowania się obyczajowości i przekonaniom danej epoki. W rezultacie nasuwa się multum zagadnień, które podlegają rozbieżnym próbom rozwiązań lub interpretacji.

                                                                                                             prof. Dorota Heck

 

(…) Poezja Przemysława Dakowicza jest trudna w percepcji dla nieprzygotowanego czytelnika. To tzw. „twórczość profesorska”, w której autor konfrontuje nabytą wiedzę filozoficzną, literacką, historyczną z doświadczeniami życiowymi. W ten sposób stawia ważkie pytania współczesnemu światu, analizuje historię, zderzając ją z wielowiekowymi doświadczeniami kultury. Stąd często w jego tekstach ukryty cytat, użyty nieraz w bardzo przewrotny sposób, jak choćby: „poeta nie pamięta”. To liryka erudycyjna, kontekstowa. Dakowicz jawi się tutaj jako poeta doctus. Czytelnik nie znajdzie w jego wierszach prostych rozwiązań, prostych odpowiedzi na pytania o egzystencję i historię. (…)

Bolesław Faron

 

(…) wiersze i poematy z tomu Place zabaw ostatecznych stanowią, jak u mistrza gatunku, Eliota, wypadkową szoku poznawczego i kulturowych zapośredniczeń, wypadkową destrukcji i rekonstrukcji, empatii i dystansu. Ironiczna świadomość wzajemnego niedopasowania stałych komponentów kondycji ludzkiej: nieważkości, lekkomyślności istnienia i rzeczywistości eschatologicznej z jej najdalszymi perspektywami, ona to właśnie, przybierając również postać autoironii, czyni Zabawy ostateczne lekturą nieoczywistą. (…) Chciałbym w konkluzji powiedzieć, że poeta naszych szerokości geopolitycznych bywa najsprawniejszym deszyfrantem tajemnic podświadomości zbiorowej. (…).

Tomasz Burek

 

(…) Skąd więc biorą się wiersze Dakowicza? Z czasu próby. Z przestrzeni bólu. Z miejsca niezgody i wyboru. Z poczucia, że „oto teraz właśnie pojawiło się wielu antychrystów; stąd poznajemy, że już jest ostatnia godzina”. Antychryst to ten, który nas oskarża. Antychryst to ten, który łudzi obietnicą zbawienia, której nie jest w stanie zrealizować. To ten, który kłamie. Ktoś, kto kłamie, zamienia świat w pustkę. Poemat Wyrzygnąć. Traktat o całości (ścinki) jest zapisem takiego właśnie świata: który nie daje żadnego oparcia, żadnego poczucia sensu. Jest labiryntem. Jego figurą stają się w kolejnych wersach splątane strzępy mowy, obrazy, dźwięki. Jest śmietnikiem. Dante, Norwid, Eliot, Różewicz. To oni są Wergiliuszami współczesnego wędrowca. Idąc za nimi, z uporem powtarza on ich gest niezgody. Ale mówi też coś własnego. Być może to, że właśnie taki świat został nam dany, że jesteśmy jego częścią; dźwigamy jego bez-sens, trawimy jego trucizny, mieszkamy w jego grobach. To z takiego a nie innego świata myślimy. Na tym, a nie innym podejmujemy decyzje. Z tego, a nie innego tęsknimy, za ten, a nie inny bierzemy odpowiedzialność. To on jest placem zabawy ostatecznej,  gry, w którą gra z nami sam Bóg.  Gdybym miał zapisać przesłanie książki w dwóch zdaniach, napisałbym: „żyjemy w świecie ostatecznym. Nigdy nie było innego”.

                                                                                                                                 Wojciech Kudyba

 

-------------------------------------------------------------------------------------

Bronisław Zygfryd Nowicki – grafika

 

Bronisław Zygfryd Nowicki, ur. 1907  w Baden-Baden, zm. w Bydgoszczy. W 1920  osiedlił się w Bydgoszczy, gdzie ukończył Państwowe Gimnazjum Humanistyczne. Następnie podjął studia medyczne (1926-1928) i prawnicze (1929-1934) na Uniwersytecie Poznańskim. Uczestnik kampanii wrześniowej. W latach 1940-1945 jeniec oflagu w Woldenbergu Od 1945  członek ZPAP oraz wielu innych organizacji, m.in. Towarzystwa Miłośników Bydgoszczy, Towarzystwa Przyjaciół Sztuki w Bydgoszczy.  Uhonorowany wieloma nagrodami i wyróżnieniami; w 1975 otrzymał Krzyż Kawalerski Orderu Odrodzenia Polski. Uprawiał rysunek, grafikę artystyczną i użytkową, medalierstwo, a od 1972  również malarstwo. Zajmował się drzeworytem sztorcowym i wzdłużnym oraz linorytem: po 1948 powstało ich przeszło 100. Najbogatszą spuściznę artystyczną stanowią rysunki – dzieła studyjne, szkice, notatki stanowiące zapis licznych podróży w kraju i za granicą. Autor 47 wystaw indywidualnych i uczestnik 55 wystaw ogólnopolskich i międzynarodowych oraz 16 prezentacji sztuki polskiej za granicą. Jego prace znajdują się w wielu zbiorach krajowych i zagranicznych. [Fot. Zbigniew Lubaczewski]

 

 

ZNALEŹĆ PIĘKNO W PROSTOCIE

 

          Czy twórczość może stanowić formę ocalenia? Przeżyte w dziele sztuki piękno zbliża do autora, pozwala „zobaczyć” jego idee i myśli. Barwny życiorys i bogaty dorobek twórczy intryguje, by przywołać osobę zmarłego artysty z całym jego uczuciowym i intelektualnym wnętrzem.

           Bronisław Zygfryd Nowicki był człowiekiem, dla którego kryterium etyczne współtworzyło artystyczną postawę. Marcelowski prymat być nad mieć stanowił fundament jego życiowych i twórczych rozstrzygnięć. Kierowanie się  niezłomnymi zasadami, stawianie sobie wysokich wymagań, a jednocześnie powściągliwość i skromność określały charakter tego prawego człowieka. Trudne doświadczenia lat okupacji, wyniesione z pięcioletniego pobytu w oflagu, okazały się ważną szkołą życia. Organizowanie w warunkach obozowych działalności kulturalnej trudno porównywać z czymkolwiek. Zdecydowane przeciwstawienie się wyniszczającej obozowej apatii stanowi wiarygodny dowód, jak ważne dla ludzkiego istnienia są prawdziwe wartości. Dane w tym czasie świadectwo zaangażowania określiło charakter tego twórcy. Świadomość, że ocalenie kultury jest  równie ważne jak ocalanie życia, znacząco wniknęła w jego osobowość.   

        Wymagający wobec siebie i wyrozumiały dla innych, pozostawał w kontaktach towarzyskich wyważonym konfratrem. Znajdował radość i spełnienie w aktywnym  życiu środowiska artystycznego. Promieniował optymizmem i przyjaznymi intencjami. Znakomicie  zdawał sobie sprawę, iż stwarzanie przyjaznej atmosfery wyzwala pozytywne  emocje, rozwija ważkie inicjatywy kształtujące artystyczny wizerunek miasta. Wyznawał zasadę dobra wspólnego, gdzie zgodne współdziałanie może być konstruktywne dla każdego. Reprezentowany przez niego system wartości stanowił stałe zaplecze, gdzie można było zawsze znaleźć pomoc i oparcie.  Pogoda ducha z jaką przeżywał rzeczywistość, przenosiła się również na jego twórczość. Sztukę pojmował jako wartość nadrzędną, dzięki której istnieje ciągłość rozumienia i przeżywania tego, co piękne i wzniosłe. Powołanie artystyczne widział jako sukcesję przekazywania wartości niezbywalnych, w których każde pokolenie ma swój udział; teraźniejszość rozumiał jako kolejne ogniwo w ciągłości rozwoju kultury. Szacunek, jaki żywił wobec tradycji, nie ograniczał jego wnikliwego obserwowania sztuki współczesnej. W jakimś sensie wciąż rozwijał się twórczo zawieszony między tymi dwoma obszarami.

            Humanistyczne wykształcenie, jakie otrzymał w okresie międzywojennym, wpłynęło na ukształtowanie się jego osobowości przygotowując go pośrednio do podjęcia przełomowej decyzji. Grafiką artystyczną zajął się będąc już człowiekiem dojrzałym. Determinacja, z jaką wcielał się w nową życiową rolę,  trwała wiele lat doprowadzając do  stopniowego odkrywania  w sobie rozległych pokładów możliwości. Duża wrażliwość estetyczna i wieloletnie doświadczenia plastyczne wyniesione z pracy w zakresie sztuki użytkowej pozwoliły mu samodzielnie osiągnąć imponującą twórczą dojrzałość.

          Drzeworyt i linoryt są technikami wymagającymi dużego skupienia i wytrwałości w mozolnym żłobieniu powierzchni. Myślenie podporządkowane kanonowi rozwiązań graficzno-rytowniczych  jest formą ascezy –  wymusza ustawiczne zmierzanie ku syntezie, nie tylko z uwagi na potrzebę zaakceptowania ograniczeń wynikających z używania koloru i dyscyplinę rytowniczą, ale również z uwagi na skrupulatnie opracowywanie struktur oddających iluzję materii i przestrzeni. Ten rodzaj dyscypliny należy w sobie wypracować – dojście do biegłości wymaga czasu, by ręka i dłutko stały się pewne w działaniu. Tu nie można się pomylić – efekty pracy rytownika są nieodwracalne – trzeba ciąć niezawodnie i bezbłędnie.  Wolność grafika zawarta jest w ograniczeniach formalnych, które pozwalają mu zdefiniować własny język. Wypracowane środki wyrazu są jego alfabetem w obszarze twórczych poszukiwań. Bronisław Nowicki, od początku świadom tej zasady, konsekwentnie kształtował swój artystyczny przekaz

          Osobne i ważne miejsce w twórczości tego artysty zajmują rysunki. Wydaje się czymś naturalnym, że grafik – rytownik  musiał odreagowywać często kilkumiesięczny czas spędzony nad jedną pracą. W plenerze odnalazł pełną odmianę: „swobodny oddech” i spontaniczność działania. Tu powstawały pejzaże o szczególnym charakterze, jakże różne od drzeworytów i linorytów. W tym zestawieniu działające nad wyraz lekko, przejrzyście i zwiewnie.  Rysowane szybko i pewnie, podczas jednego seansu, jakby bez wysiłku, niosą w sobie wiele łagodnego światła. Charakterystyczna konturowa stylizacja pozwala od razu rozpoznać autora. Tchnący z nich delikatny blask działa kojąco. Oszczędna kreska przykuwa uwagę. Skróty myślowe  stosowane w plenerowych realizacjach doprowadziły do stworzenia specyficznej narracji. Lakoniczność stała się w tym procesie zasadą działania. Linearna delikatność niesie jakąś siłę skupienia. Wypracowywane środki wyrazu z biegiem lat zredukowane zostały do minimum. Wysublimowana kreska stała się opisem istoty rzeczy – streszczeniem formy.

        Związek kształtujący się między osobą twórcy i jego pracami można różnie interpretować. Nowicki był człowiekiem towarzysko zaangażowanym, nie stronił od ludzi i spotkań, a jednak z biegiem lat wyludnił swoje pejzaże, jakby szukał w nich ukojenia, wyciszenia – samotności. Również w portretach natury, gdzie drapieżność form – fragmentów konarów drzew – sugeruje rozgrywający się dramat, brak wizerunku człowieka. Podobnie w martwych naturach  układanych z muszli czy w portretach przedmiotów i wnętrz, ludzkie ślady są tylko sygnałem po kimś, kogo już nie ma. Czy tematy prac miały stanowić przeciwwagę  żywotnej obecności w towarzyskim i środowiskowym zgiełku?  Można odnieść wrażenie ukrytej alienacji, dzięki której autor żyje krańcowo inaczej w swojej twórczości –  kontemplując wewnętrzne oddalenie. A jednak należy domniemywać, że było zupełnie inaczej. Dwukolorowy linoryt Labirynt z 1971 roku kryje w sobie ważną sugestię – wskazanie, które warto rozwinąć. Obłą formę, przedstawioną na czarnym gładkim tle, wypełnia  jakby nić Ariadny budująca strukturę zawiłych korytarzy. Przyglądając się tej pracy – w pierwszej chwili zasugerowany tytułem – widz obserwuje misternie snującą się linię tworzącą labirynt. Na tle czarno-białego pola falujących ścieżek pojawia się kolejny kolor. Wzrok  skupia centralna części grafiki – wyselekcjonowany czerwienią  kwadrat wijących się przejść. Śledząc uważnie bieg linii, pulsującej w obrębie całej formy, uwagę przykuwa wreszcie  koniec –  czy może początek –  tej nici. Wypada swobodnie poza wyznaczony prostokąt linorytu jak wskazanie drogi wiodącej do celu. Rodzi się pytanie; co ma być tutaj celem? Po chwili wpatrywania się w  całą pracę widać już dokładnie: forma labiryntu tworzy serce. Symbol – centrum ludzkich uczuć ma tu wymowę szczególną, promieniującą na całą twórczość autora. Metaforyczne przesłanie tej grafiki pozwala zobaczyć osobowość artysty i jego spuściznę w  innym kontekście. Nie zamknięcie się na otoczenie czy alienacja , ale wręcz przeciwnie –  pełne pozytywnych intencji otwarcie się na zewnątrz zdaje się być motywem przewodnim. Nade wszystko ten twórca odkrywa się jako ciekawy świata podróżnik, ustawicznie szukający harmonii w relacji człowieka z naturą. Architektura i przyroda w jego pracach są raczej zaproszeniem do poszukiwania śladów ludzkiej obecności. Człowiek, choć niewidoczny, zdaje się być ukryty w myślach i przesłaniu. Przedstawione miejsca są obrazem życia – świadectwem twórczej aktywności człowieka stającej się synonimem kultury.

           Szacunek grafika dla tradycji przejawiał się w wielu podróżach artystycznych, podczas których skrupulatnie rysował  to, co ważne i piękne. Delikatnie i jakże oszczędnie przedstawiony nastrój pejzaży i zabytkowych wnętrz streszcza ważne przemyślenia. Powściągliwość rysownika działa intrygująco. Nienarzucająca się, swobodnie  biegnąca linia kształtuje bryłę i przestrzeń. Zaznaczając tylko wybrane fragmenty  czy obrysy detali artysta uczy widza koncentracji, skłania do uważnego patrzenia. Dzięki dokonanej syntezie obrazu jesteśmy świadkami analizy przekazywanej myśli. Rysunkowe kroniki podróży stanowią ekstrakt sentymentalnej wędrówki w czasie i przestrzeni. Odwiedzanie miejsc będących źródłami naszej kultury ma w tej biografii znaczenie szczególne, bo oddaje charakter konsekwentnie wyznawanych poglądów. Rysunkowe dzienniki podróży świadczą o spójności procesu obserwacji i myślenia, dzięki czemu „spisywanie” tego, co najistotniejsze w widzeniu świata, było twórczym spełnieniem.

           Często powracające w tej twórczości motywy bydgoskie są wyrazem przywiązania artysty do swojego miasta. Drzeworyty i linoryty: Wenecja Bydgoska I-V, Bydgoszcz – Jatki, Bydgoszcz – Terasy, Żegluga na Brdzie, Bydgoszcz – Zaułek, Bydgoszcz – Ul. Jezuicka, Bydgoszcz – Ku Młynom i Stara Bydgoszcz  dowodzą jakie znaczenie dla grafika miały przechadzki wśród tych okolic. Co tam znajdował?  Siła sentymentu ożywia to, co drogie i bliskie. Sportretowane ulice, kościoły i domy są szczególnym wizerunkiem czasu, stają się motywem przemijania. Zaklęte w grafikach tchnienie ocaliło nastrój przeszłości. Specyficzny klimat kojarzy się ze wspomnieniami z dzieciństwa. Wiernie przedstawione, pełne uroku zakątki miasta uświadamiają, czym jest magia miejsc.

            Zgoła odmienny, bardziej osobisty, obszar artystycznej wypowiedzi stanowią grafiki o liryczno-poetyckim rodowodzie. Symboliczne tematy otwierają tu wieloznaczną perspektywę treściową. Prace: Zraniony ptak, Pęknięci, Amonity, Muszelki czarnomorski, Codzienność, Portret piecyka, Powiązania czy wspomniany wcześniej Labirynt dowodzą o kreatywności wyobraźni i są wyrazem jeszcze innego rodzaju wrażliwości. Grafiki z tego nurtu zdają się być cennym dopełnieniem  duchowego wizerunku autora.

                Przywiązanie do natury, jej systematyczna i wnikliwa obserwacja była równie ważna dla artysty, jak i cała spuścizna kultury europejskiej. Każda z tych przestrzeni w rysunkach i grafikach wypełniona jest żywym uczuciem, twórcy czującego  emocjonalną więź z otoczeniem.

            Łagodna i subtelna aura charakteryzująca prawie cały dorobek artysty w jednym z rozważań tematycznych ustąpiła miejsca żywiołowej ekspresji.  Poszukiwania formalne, rozwijane w ekspresyjnych wizerunkach konarów drzew –  zebranych w wielkim cyklu Dramaty –  zbliżyły autora do rozwiązań o charakterze niemal abstrakcyjnym. Z całej tej galerii różnorodnych  splotów wyłania się egzystencjalny niepokój ujęty w postaci prostych, czytelnych  znaków. Wyselekcjonowane z otoczenia fragmenty rozdartych pni i gałęzi przywodzą na myśl wewnętrzny konflikt. Stan rozdzielenia –  zawieszenia między duchem, a materią. Surowość formy podkreśla gładkie tło. Siła działania tych kompozycji polega na prostocie i bezpretensjonalności. Mocne w wyrazie prace pozostają wolne od bezpośrednich obciążeń literackich; preferują fizyczność: złamania, pęknięcia, splątania... Każdy oglądający może wypełnić je własną treścią. Niszczejące, skotłowane, pełne dramatyzmu formy mogą być znakiem przemijania, metaforą ludzkiego losu.

          Twórczy dorobek  Bronisława Zygfryda Nowickiego jawi się, w swoich wielonurtowych poszukiwaniach jako jedna droga, na której człowiek-artysta znalazł cel i sens. Umiał odnajdywać te  wartości etyczne  i estetyczne, dzięki którym pamięć o nim zachowa szlachetny odcień. Jednorodność w całym tym bogactwie działań dowodzi, jak dobrze rozumiał i wykorzystał czas, który dane mu było przeżyć.

                                                                                                                                                Jacek Soliński