W czterdziestej odsłonie "Życia w ukryciu" Galeria Autorska proponuje poezję Ryszarda Milczewskiego-Bruno i działania konceptualne Leszka Przyjemskiego.
Ryszard Milczewski-Bruno - poezja
Ryszard Milczewski-Bruno ur. w 1940 r., zm. w 1979 r., poeta, prozaik, felietonista, rysownik. Za życia ukazały się zbiory poezji: Brzegiem słońca (1967), Poboki (1971), Podwójna należność (1972), Dopokąd (1974), Jesteś dla mnie taka umarła (1974) i wybór Nie ma zegarów (1978). Po 1979 r. wydano: Poezje wybrane (1981), Gwizdy w obecność (1982), a także powieść Jak już, to już (1983). W 1989 r. warszawski Czytelnik opublikował trzytomowy zbiór tekstów Milczewskiego Poezja. Proza. Listy (oprac. J. Szatkowski i Cz. M. Szczepaniak). Ponadto w latach 1983-1985 w Galerii Autorskiej J. Kaji i J. Solińskiego ukazały się cztery bibliofilskie zbiorki Bruna, zawierające fragmenty listów (do J. Pluty i J. Szatkowskiego), rysunki, wiersze i głosy o poecie: Dam znać! (1983), 17 V 1979 (1984), Rysunki (1984), Bruniana (1985). W 2002 r. w Grudziądzu ukazał się najnowszy wybór wierszy i rysunków Mamo przyszedłem straszyć. RMB był laureatem wielu nagród i wyróżnień literackich (za wiersze na turniejach poetyckich i za tomiki); najważniejsze z nich to nagroda miesięcznika Poezja (1972) i Nagroda Literacka im. Stanisława Piętaka (1973).
Prowincja
Z drugiej połowy lutego
Podróże bezdomne
Gdzieś w nas
(piosenka)
* * *
Wódka
dedykowane Leonardowi Przyjemskiemu
Ryszard Milczewski-Bruno czytany po latach
Jakieś trzy lata temu, rok przed przejściem na uniwersytecką emeryturę, ze studentkami i studentami Instytutu Językoznawstwa na poznańskim UAM po raz ostatni rozpocząłem całoroczny kurs twórczego pisania, który obejmował główne gatunki i techniki pisarskie w zakresie poezji, prozy i dramatu. Na pierwsze i drugie zajęcia z poezji zabrałem wiersze Ryszarda Milczewskiego, a właściwie Mielczewskiego, bo tak faktycznie brzmiało, potwierdzone we wszystkich znanych mi dokumentach, nazwisko poety z Grudziądza. Poety, który po swojej przedwczesnej i tragicznej śmierci trafił nie tylko do kultowej antologii „Kaskaderzy literatury”, ale także do serii wydawniczej LSW Biblioteka Poetów, do antologii poezji kontrkulturowej „Droga do Ashramu” oraz na półki domowych, uniwersyteckich i publicznych bibliotek za sprawą swojej sławnej, a obecnie nieosiągalnej już trójksięgi „Poezja, Proza, Listy”. Na tychże zajęciach zaprezentowałem braci studenckiej kilkanaście wierszy z najlepszych jego zbiorów – „Poboki” (1971) i „Podwójna należność” (1972). Chodziło mi o to, aby młodzi ludzie zainteresowani współczesną polską poezją, zwłaszcza tą „kaskaderską” (Bursa, Wojaczek, Stachura i żyjący ciągle Świetlicki) spojrzeli na coś, co zdecydowanie odbiega od powszechnie akceptowanych norm i gustów estetycznych, a co chyba nie jest – jak chcą niektórzy – tylko niezwykle oryginalną niszą wykutą przez poetę w języku Mickiewicza, Miłosza, Różewicza i Gałczyńskiego (składnia, neologizmy, frazeologia, leksyka, gramatyka, metaforyka). To wtedy właśnie jedna ze studentek hungarystyki powiedziała po lekturze wierszy Bruna, że wchodzenie w świat tych tekstów, a zwłaszcza próba ich zrozumienia (rozkodowania), przypomina jej początkowe boje z fonetyką i gramatyką języka węgierskiego, które idą w poprzek wszystkiego, co znamy z najbardziej popularnych języków europejskich.
Ta anegdota w pełni oddaje istotę problemu z percepcją całej twórczości Ryszarda Milczewskiego, bo kto przegryzł się ze zrozumieniem, oprócz poezji, także przez jego prozę, a zwłaszcza listy, ten wie, że nie jest to lektura ani łatwa, ani poznawczo banalnie oczywista. Ryszard Milczewski czytany po latach nadal zadziwia, zaskakuje, porusza, każe na nowo zdefiniować wiele potocznych, zmitologizowanych już i zaszpuntowanych w bezkrytycznie powielanym kanonie pojęć na temat jego życia i twórczości. Oczywiście wnikliwi i uczciwi w swej robocie specjaliści od Ryszarda Milczewskiego, a także znawcy literackiej oraz egzystencjalnej materii grudziądzkiego poety (np. Piotr Müldner-Nieckowski, Jan Z. Brudnicki, Krzysztof Nowicki, Jerzy Szatkowski, Czesław Mirosław Szczepaniak, Krzysztof Karasek, Leszek Szaruga, Janusz Żernicki, Jerzy Pluta, Jerzy Rochowiak, Grzegorz Kalinowski, Zdzisław Pruss, Edmund Puzdrowski) – gdyby w jednym tomie zebrać ich szkice, eseje, wypowiedzi krytyczne i wspomnienia na ten temat – stanowią doskonałą zaporę przed naiwnym, płytkim, infantylnym, schematycznym i zwyczajnie głupim bajdurzeniem „w temacie Bruna”. Wątpiącym w nieprzeciętną sprawność intelektualną tego globtrotera upiornej PRL-owskiej prowincji lat 60. i 70. można polecić nie tylko uważną lekturę listów do rodziny i przyjaciół, ale także niepozorne „wypowiedzi rozproszone” („Szczerości w tonacji kurde-moll” [napisany wspólnie z J. Szatkowskim], „Do ręki żywe serce biorę…”, „W gorącym uczynku”, „Sit veniaverbo”, „Mój wiersz”, „Rodowód”), ukryte zazwyczaj w ankietach czasopism literackich i społeczno-kulturalnych tamtej epoki.
Należy też pamiętać, że Ryszard Milczewski, uzdolniony plastycznie samouk po średniej szkole rolniczej, co prawda nie dostał się na ASP w Toruniu, ale dostał się na polonistykę we Wrocławiu, skąd po dwóch tygodniach, z powodu braku pieniędzy i dachu nad głową, musiał wrócić do rodzinnego Grudziądza. Tu od razu można zaryzykować stwierdzenie, że był on – jak chyba nikt z jego pokolenia i poetyckiej konfraterni – dotknięty kłopotami zdrowotnymi, życiowymi, zawodowymi, finansowymi i uczuciowymi. Kochał żonę i dzieci, a jednak stale od nich uciekał, gdy wzywały go kolejne zjazdy, festiwale, sympozja, konkursy literackie, gdzie nie tylko brylował i brał nagrody, ale też uchodził za wybitnego skandalistę. Zdobywane tam honoraria zazwyczaj trwonił z zadziwiającą szczerością w imię nieśmiertelnych wartości, jak choćby wspólnota ducha, czy napowietrzna wspólnota alkoholowa. Wiedział, że zdrowie ma kruche, a ciało pokiereszowane, ale nie potrafił zadbać o dłuższą stabilność w tej materii. Ścigały go długi, mandaty, grzywny sądowe, ale wiele razy nieroztropnie tracił pracę, stałe źródło dochodu, by po jakimś czasie zaczynać wszystko w innym miejscu i w innym charakterze. Nawet, gdy pojechał na trzy miesiące do Czechosłowacji na stypendium literacko-artystyczne, pod koniec tego okresu wybrał się z Czeskiego Cieszyna, przez most graniczny, na polskie piwo do Cieszyna, gdzie, w jakiejś mordowni skradziono mu torbę z całą, bezcenną literacko zawartością. Gdybyśmy chcieli najkrócej scharakteryzować tę skomplikowaną osobowość, uwikłaną w ówczesne realia artystyczne, polityczne i gospodarcze (ze zwyczajną biedą i włóczęgą w tle), to można by zaproponować lekturę wiersza „Nocna w sierpniu rozmowa z Cendrarsem” i odnoszącą się do tego tekstu wypowiedź ankietową („Mój wiersz”) dla miesięcznika „Poezja", który zwrócił się do poetów z prośbą o zanalizowanie swego najważniejszego lub programowego wiersza.
O swojej powieści „Jak już, to już”, która była zbiorem/zlepkiem wcześniej napisanych reportaży i felietonów, słabo powiązanych wątkiem fabularnym, Milczewski-Bruno nie miał najlepszego zdania, bo nie miał złudzeń co do jej proweniencji, o czym wiele razy wspomina w listach do przyjaciół. Marzył o napisaniu „prawdziwej powieści”, która traktowałaby o piciu i miłości, jak sam to określał, która jednak nigdy nie powstała, a nawet chyba nie zaczęła powstawać, jako osobny byt literacki. Na pewno jednak można zaryzykować opinię (a jest to, zaznaczmy, wyłącznie mój osobisty pogląd), że cała twórczość Milczewskiego zebrana w trójksięgę „Poezja, Proza, Listy” jawi się jako jedna wielka POWIEŚĆ rozpisana, niczym partytura symfonii, na wiele różnych instrumentów i środków wypowiedzi. W tej swoistej meta-powieści poczesne, obok wierszy, miejsce zajmują listy. Kto je przeczyta oraz przemyśli z uwagą i zrozumieniem, znajdzie być może klucz do wielu zagadek z kręgu dawnej i współczesnej Brunologii. Bez listów, a więc tego, co w sobie kryją i na co otwierają czytelnika, nie ma w miarę pełnego zrozumienia fenomenu życia i twórczości Ryszarda Milczewskiego. Ostatecznie, jak twierdzą sceptycy, jeżeli nie uda się już upowszechnić i rozesłać pod strzechy twórczości Bruna, pozostaje zawsze możliwość, że przechodzi się do historii jednym wierszem, genialnie zaśpiewanym przez Marka Grechutę, odrobinę przez mistrza dopracowanym na potrzeby tekstu melicznego. Chodzi, rzecz jasna, o wiersz „Gdzieś w nas”, o czym nie zawsze wiedzą miłośnicy, zwłaszcza młodsi, twórczości Grechuty, że jego autorem jest/był Ryszard Milczewski-Bruno, który świadomie dał mu podtytuł – piosenka.
Krzysztof Szymoniak
--------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Leszek Przyjemski – działania konceptualne
Leszek Przyjemski ur. w 1942 r. w Bydgoszczy. W 1968 r. kończył wydział malarstwa w PWSSP w Gdańsku. Dyplom uzyskał w pracowni prof. Krystyny Łada-Studnickiej. Sztuką konceptualną zajmuje się od 1968 r. Od tego czasu swoje działania lokalizuje w założonym przez siebie „Museum of Hysterics”. Mistyfikator, w którego prześmiewczych dokonaniach dominują: autoironia, absurd i groteska. W 1970 r. wspólnie z A. Wiśniewskim założył w Bydgoszczy Nieistniejącą Przytakującą Galerię „Tak”. W 1971 uczestniczył w „Zjeździe Marzycieli” w Elblągu, gdzie zaprezentował Mój ulubiony krajobraz. W latach 70. szereg jego wystaw było zamykanych i konfiskowanych przez cenzurę. W 1977 r. w Połczynie-Zdroju założył Galerię Kajestany Przyjemskiej „PO”. W 1981 r. na UW w Warszawie miało miejsce ostatnie jego indywidualne wystąpienie i pokaz w Polsce Szpital im. L.P. przy Hotelu Polonia. Od tego czasu mieszka na stałe w Niemczech. Jest autorem wielu wystaw, wystąpień, eksponatów i publikacji. Działa aktywnie w Niemczech i Belgii, a od 1990 r. ponownie w Polsce. W 1999 r. zrealizował Nową Definicję Muzeum, przekazując Narodowi Polskiemu cały dorobek ideowy i emocjonalny powołanego przez siebie Museum of Hysterics (1968-1999).
(…) Leszek Przyjemski otwarcie przyznaje się także do czysto osobistych korzeni w koncepcji rozszerzonego Museum of Hysterics. W wyniku walki przeciwko niedorzeczności polskiej rzeczywistości czasów poststalinowskich artysta ląduje w zakładzie psychiatrycznym. Oficjalnie stosowana neuroleptyka miała za zadanie przytępić jego wrażliwość na głupotę i myśli o rewolcie. Numer rejestracyjny zakładu psychiatrycznego: 44 SS z numerem bocznym 154935 staje się szyfrem wielu obrazów Przyjemskiego. Jest to numer pokoju dla typowych mieszkańców Hotelu Polonia z wszystkimi jego wygodami. (…)
(…) Museum of Hysterics jest metamuzeum. Realizuje samą ideę muzeum. Tak więc zwiedzając Muzeum w Kolonii czy np. Luwr, jednocześnie zwiedzamy Museum of Hysterics Leszka Przyjemskiego. Będąc w Muzeum w Düsseldorfie i patrząc na obraz Magritte’a Dziewczyna pożerająca ptaka widzimy, że obraz ten mógłby znajdować się w Museum of Hysterics, zawiera bowiem w sobie histeryczną ekspresję osobowości dziewczyny usiłującej pożreć ptaka wszystkich egzaltacji i mistycznych uniesień. (…) Museum of Hysterics jest bowiem przestrzennym muzeum wyobraźni i każdy widz może je współtworzyć. (…)
Janusz Styczeń, 1989
(…) Kim właściwie jest ten Leszek Przyjemski, mianujący się zagranicą „obłąkanym generałem”? (…) Może najbardziej jest „poetą”? Któż z poważnych artystów wystawiłby w galerii wielkie plansze: ZWARIOWAŁEM? Któż wydał Legitymacje wariata, która w 1981 r. mocno zdenerwowała w „literaturze” Jerzego Putramenta. (…) Przyjemski to twórca, który (działając poniekąd na marginesie oficjalnego ruchu artystycznego) potrzebuje Przeciwnika
– Opornika, nieważne czy była nią Rzeczywistość PRL, czy też są Konwencje Artystyczne. (…)
Jerzy Pluta, 1993
(...) Przyjemski opowiada się za sztuką otwartą, wolną i nie dręczoną żadnymi definicjami, epatował od początku charakterystycznymi dla konceptualizmu komunikatami i manifestami, nie stroniąc od ironii, autoironii i nonsensu. Natarczywie domagającym się wyjaśnienia, dlaczego Leszek robi to, co robi, odpowiadałem na łamach prasy: Ci, którzy spodziewają się odpowiedzi na pytanie, czym jest sztuka Przyjemskiego i czym nie jest, niech porzucą nadzieję... Belferskie przygotowanie, wymyślna sztuka interpretacji, kryteria wartościowania, teoria sztuki itp. pokrywają się gęsią skórką w zetknięciu z instytucją, jaką stanowi artystyczna instytucja, z którą tym razem mamy do czynienia.! ...! Jeżeli L. Przyjemski robi to, co robi i działa tak, jak działa, to dzieje się tak dlatego, że spotyka się z gwałtownymi oznakami zniecierpliwienia / ...! Co Leszek Przyjemski robi? Odpowiedzmy na pytanie posługując się stylem telegraficznym. Prowadzi tajemniczą, "nie istniejącą", "przytakującą" galerię "TAK". Jedyną w kraju. Maluje też, a jakże. Nie traktuje jednak tego zajęcia jako w pełni wierzytelnego. Posługując się pieczątką i korzystając z usług drukarni powiela i kolportuje (przesyła znajomym) enigmatyczne hasła i slogany. Apeluje, komunikuje. Konceptualizuje. Manifestuje zaangażowanie. Obwieszcza. Akceptuje. Podkreśla grubą linią. Również przedrzeźnia (a może tylko nam się tak wydaje). Demaskuje. Protestuje. Ostrzega. Udaje. Bawi się. Epatuje. Organizuje atmosferę. Pozuje na proroka wołającego na puszczy. Na jarmarcznego wesołka. Na dźwigacza pryncypiów. Na "powiatowego mistyfikatora". Nie pozuje w ogóle. Gdyby wszystkie powyższe zdania opatrzyć znakami zapytania, nie bylibyśmy daleko od prawdy. Każda prawda w wykładzie L. Przyjemskiego jest relatywnie rozmemłana i ma przynajmniej dwa oblicza. Artysta ustawicznie balansuje na pograniczu otwartej szczerości (posuniętej do granic ekshibicjonizmu) i mistyfikacji, w każdej zaś chwili skory jest znaleźć się za jednym lub drugim parawanem. Odrzuciwszy wszystkie dotychczasowe wartości, wybrał "wszystko", zatem nic. Jest w tej sferze chaosu miejsce na autentyczną akceptację i ironię, na niekłamaną negację. Ale konia z rzędem temu, któremu uda się bez apelacji określić to miejsce /.../, jeśli uda się zważyć zawartość ironii i intencji serio w komunikatach: „osiągnięcia – kopia”, „zarządzenie od...do... obowiązuje okres ochronny dla inicjatyw twórczych na obszarze całek Polski", "aktywna nieobecność”, „proszę mnie nie budzić”, „daj się dobić”, „przytaknij sobie”, „odwracanie uwagi" („Tygiel” nr 13/14, s.63, 64). Co nie oznacza, by wiele z tych komunikatów nie dawało się odczytywać w warunkach kontekstu historycznego i ówczesnej propagandy wzrostu i sukcesu zupełnie jednoznacznie, jak np. „Usypianie trwa nadal – ostrzeżenie” albo „Blokowano korę mózgową celowo skutecznie”, „Ostatni najwyższy szczebel załamał się”. Nie mówiąc już o kompromitujących rzeczywistość materiałach fotograficznych Przyjemskiego z nanoszonymi ręcznie napisami z cyklu „Museum of Hysterics”.
Ryszard Tomczyk