W czterdziestej czwartej odsłonie "Życia w ukryciu" Galeria Autorska proponuje poezję i malarstwo Kazimierza Jułgi.

------------------------------------------------------------------------------------------------

Kazimierz Jułga – poezja

Kazimierz Jułga, ur. w 1935 r. we wsi Rybowo w Wielkopolsce, zm. w 2002 r. w Bydgoszczy. Studiował na Wydziale Sztuk Pięknych UMK w Toruniu. W 1960 r. podjął  pracę w bydgoskim Biurze Wystaw Artystycznych, w 1973 został dyrektorem tej placówki. Stanowisko to pełnił do czerwca 2002 r. Jego działalność artystyczna rozwijała się w kilku kierunkach: zajmował się malarstwem, twórczością poetycką, fotografią artystyczną i fotografią dokumentalną. Uprawiał również krytykę plastyczną.

Od 1960 r. należał do Okręgu Bydgoskiego Związku Polskich Artystów Plastyków aż do chwili jego rozwiązania w 1983 w czasie stanu wojennego. Przez kilka lat był także członkiem Oddziału Bydgoskiego Związku Literatów Polskich. Od 1989 r. należał do Oddziału Bydgosko-Toruńskiego Stowarzyszenia Pisarzy Polskich.

W malarstwie stworzył swój łatwo rozpoznawalny styl, nawiązujący do techniki dywizjonizmu. Tworzone pejzaże są formą syntezy opartej na wnikliwej obserwacji natury. Miał dwadzieścia indywidualnych ekspozycji swojej twórczości w miastach regionu i kraju. Brał również udział w wielu wystawach ogólnopolskich.

 Fotografią artystyczna zajął się w późniejszym okresie, bo dopiero w latach 80. Tematem prac uczynił pejzażowe impresje, w których światło odgrywało podstawowe znaczenie. Powstałe w tym czasie dwa czarno-białe cykle „W światłach rzek i jezior” i „Obłoki niczyje” prezentowane były na kilku wystawach w kraju.

Jako poeta debiutował w 1956 r. na łamach „Nowego Toru” – dodatku literackiego „Gazety Pomorskiej”. Publikował m.in. w „Wiatrakach” – dodatku literackim „Faktów i Myśli”, „Po prostu”, „Współczesności”, „Kierunkach”, „Kontynentach – Nowym Merkuriuszu” (Londyn), „Życiu i Myśli” i „Faktach”. W okresie studiów (1959 r.) założył m.in. z Krzysztofem Nowickim i Jerzym Z. Maciejewskim grupę poetycką „Wymiary”. Wydał tomiki „Krawędź” (1961 „Szum słońca” (1972), „W smudze Wisły” (1988) oraz „Godziny” (1991).

Za swoją twórczość malarską oraz pracę zawodową i działalność społeczną Kazimierz Jułga otrzymał szereg wyróżnień, nagród i odznaczeń, m.in.: II nagrodę w plastycznym konkursie środowiskowym „Polacy w walce o wolność” (1972), stypendium Ministerstwa Kultury i Sztuki – miesięczny pobyt w Odessie na Krymie (1978), odznakę honorową „Za zasługi dla miasta Bydgoszczy” (1978), I nagrodę w konkursie środowiskowym „Moje miasto” (1980), odznakę honorową „Za szczególne zasługi dla rozwoju województwa bydgoskiego” (1980), Złoty Krzyż Zasługi (1986), Medal Prezydenta Bydgoszczy (1989), statuetkę „Feliks” przyznawaną przez „Gazetę Wyborczą – Regionalną” (1993), Medal Prezydenta Bydgoszczy (1994), Nagrodę Wojewody Bydgoskiego (1997), Medal Kazimierza Wielkiego przyznany przez Radę Miasta Bydgoszczy (2002), Nagrodę Prezydenta Bydgoszczy (2002), Medal Archikonfraterni Literackiej „Za twórczy wkład w kulturę chrześcijańską” (2002). Nakładem Galerii Autorskiej Jana Kaji i Jacka Solińskiego zostały wydane dwa jego albumy: „Tędy chodzą chmury. Wiersze, fo­to­gra­fie, obrazy, rysunki” 2002) oraz monograficzny „Odczytanie natury. Poezja, malarstwo i rysunek, fotografia” (2008).

                                                                                                                                  JS

 

Ogród

 

         Tylko nieliczni mają niejasne wyobrażenie o rozmiarach pomieszczenia, do którego są wprowadzani przez przewodnika ukrytego w wyobraźniach.
         Tu każdy toruje sobie ścieżki i plącze je w pajęczynie innych dróżek
         A jedno z den pomieszczenia zamienia się co pewien czas w ogród, do którego zostały wpuszczone zwierzęta i ptaki drapieżne różnych gatunków.

 

 

 Statystyka

 

         To są przezroczyste owady. W pewnych momentach, w błysku
         stygną im skrzydła
         zderzają się z ziemią
         przeobrażają się w liczby.
Następuje to w chwilach,
         gdy drzewo przydrożne wykazuje swoją przewagę i szumi ocalałe nad stertą żelastwa,
         gdy pociąg zrywa się z uwięzi szyn i wiadomo natychmiast, że nadmierny jest ciężar takiej wolności,
         gdy w fabryce maszyna łagodna, jak oswojony tygrys, nagle, w ułamku sekundy staje się krwiożercza,
         gdy samolot wypadnie z tunelu w powietrzu i pełne przerażenia staje się oczekiwanie na jego spotkanie z ziemią...
         Z tych przezroczystych owadów, którym czasem, w błysku stygną skrzydła, powstają liczby wydarzeń mocno wplątane w sieci naszych codziennych spraw. Okrucieństwo statystyki polega na tym, że potrafi ona, niby jasnowidząca wróżka, przewidzieć, ile razy nastąpi to w nadchodzącym miesiącu, w nadchodzącym roku...
         i na tym, że służy jej wiernie ślepy los...

 

 

 Budzik

 

Najgłośniej tyka budzik
w środku nocy
gdy trzystutysięczne miasto
zdumiewa bezruchem
 
w podskórnych korytarzach
rozlegają się echa uderzeń
trzystu tysięcy serc
tak nikłe
że góruje nad nimi
dźwięk budzika
 
rozpościera on
swoją metaliczną władzę
nad świstem
oddechów
 
jest jedynym punktem
orientacyjnym w ciemnościach
przeciwstawia się
kryjącym się w mrokach
koszmarom
 
dominuje swoją obojętną
systematycznością
nad wszystkim co istnieje
w nawiasach czasu
 
dzieli miarowo na sekundy
rzecz nieuchwytną
i niewidzialną
 
tak jakby ktoś ciął
sznur przezroczysty
na równe części
i rzucał je za siebie
 
1977

 

 

W smudze Wisły

 

Tędy chodzą chmury
światła
cienie
i błękit
 
czas rysuje
swoje kształty
w ścianach brzegów
 
lśni jej obecność
jak prześwit
w pomieszczeniach pamięci
 
w łąkach i wiklinach
uwikłane niebo
 
ta smuga
to rysa
w rzeźbie tego kraju
jak nacięcie na sośnie
sączące żywice
 
jej obecność jak krwiobieg
jednoczy i spaja
mocniej niż karabiny
jaśniej
niż błyskawice
 
1977

 

 

Obłoki niczyje

 

Płyną warstwami
na wysokościach
ruchome dachy z mgieł
nad dachami
 
one się pławią
w przezroczystych
przestrzeniach
w światłach cienistych
w wolności pełnej
 
widać to także
w smudze lotu ptaka
lub gdy ze słomki dziecka
baloniki
lecąc znikają
w dziennych poświatach
 
dla tras ich
granic nie można ustalić
płyną bezkarnie
nad ustrojami
żaden polityk
nie może nimi władać
one się tworzą
i formują same
 
niechby generał
zagroził im armią
i milion wystrzałów
w jednej sekundzie
nie wstrzyma ich ruchu
pod dalami
w gwiazdach
 
to w nich śpią cicho
życiodajne krople
a gdy je zbudzą
ponadziemskie prądy
słychać jak truchtem
biegną po Europie
i sycą pola
sady lasy łąki
 
nieraz też nocą
w zamiejskim terenie
gdy się przybliża
turkot wozów burzy
ujrzeć można spektakl
bogactwo ich kształtów
w mgnieniach płomieni
tak czułkami
błyskawic
bratają się z ziemią
 
prezenty niczyje
słane nam za nic
w ciszach błękitów
w szumach
niepojętych wichrów
 
nad naszych dni tysiące
nadchodzą znikąd
 
podążają donikąd
 
1987
 

(>>>) Juga zaprezentował się (…) jako poeta wyznaczający kilka podstawowych punktów orientacyjnych, stanowiących zawsze o elementarnych sytuacjach lirycznych. Przynajmniej tematycznie. Są to sytuacje elementarne, za który uznaje się podstawowy krąg doświadczeń jednostkowych sprowadzonych do czysto intymnego ich odczucia, stanowiących zawsze ekwiwalent potwierdzającego się w utworze autora. (…)

Czesław Niedzielski

(…) Czytelnik tych wierszy może się przyjrzeć jak to, co w poezji Kazimierza ogólne, konkretyzuje się w poszczególnych utworach. Są one zwykle wyrazem wystudiowanych sytuacji, w sposób precyzyjny analizują to, co poezja musi zapisać, jeśli wciąż jeszcze się łudzi, że powinna istnieć w świecie dramatycznych przeciwstawień.

Krzysztof Nowicki

(…) Narzędzia objaśniające sens poetycki (…) wierszy K. Jułgi mogły by być takie same jak w odniesieniu do późnego Kochanowskiego. Jest tu taki sam kompromis dojrzałości – wyciszenia i pogody. Koncepcja języka tak jasna jakby piękno, którego niejasność myśli poszukuje, zostało nareszcie odnalezione. Rzecz dzieje się już zatem bez pośpiechu, swobodnie pop prostu… Wolność wersyfikacyjna, którą cieszą się słowa w poezji K. Jułgi nie wyklucza  nieprzymusowych ograniczeń tej wolności, ale poeta zadbał o to, by ich ostateczna forma nie przeszkadzała nastrojowi fluktuacji.

                                                                                                       Anna Sucharska

-----------------------------------------------------------------------------------------------------------------

Kazimierz Jułga malarstwo                                                                                                           

 

Odczytywanie natury 

 

Sztuka to uruchamianie prawdy.
                                                                                                                 Martin Heidegger

 

Kto posiadając kulturę, patrzy na rzeczy piękne,
nie poprzestanie na tym, by samym wzrokiem
przeżywać przyjemności, nie będzie milczącym
widzem piękna, lecz w miarę możliwości będzie się
starać, by trwając w kontemplacji wzrok zastąpić
                                                                                                                                     myślą.
                                                         Lukian z Samosat

 

Istnienie kultury wiąże się z formą przekazu, stąd wyjątkowa rola i odpowiedzialność artysty. Cyprian K. Norwid nazwał to panowaniem „nad wszystkim w świecie i nad samym sobą”. Często zdarza się, że po latach, kiedy kogoś zabraknie, lepiej widać, jakim był człowiekiem. Okazuje się, że nie można go nikim zastąpić, a czas z nim spędzony nabiera szczególnego znaczenia. Kazimierz Jułga zasługuje na wiele dobrych słów i jako artysta, i jako postać rzetelnie oddana środowisku, które współtworzył. Był człowiekiem niepowszednim, a jego charakterystyczna osobowość mocno wpisała się w bydgoską kulturę. Uczciwość i skromność, szacunek i zrozumienie okazywane innym, ukształtowały przestrzeń, w której był obecny. Przestrzeń o jaką tu chodzi, to aglomeracja wielu międzyludzkich więzi, to rozmowy, wspólne wyjazdy i plenery, to niezliczone wystawy, pokazy i  spotkania, to wreszcie bezinteresowność i oddanie ludziom i ideom, z którymi związał swoje życie.  Ten człowiek miał czas dla wszystkich i umiał każdego wysłuchać. Akceptował świat takim jakim jest. Dobro wspólne nie było dla niego tylko dumnie brzmiącym frazesem; on naprawdę w nie wierzył i dla niego pracował. Kultura i sztuka były jego żywiołem – w nich odnajdował swoje powołanie.

W czasie współczesnym, nabrzmiałym od awangardowych działań, za cenę zaistnienia w obiegu społecznym wielu artystów skłonnych jest zrobić wszystko. Uprawia się twórczość nie w imię konkretnych idei czy wartości, ale traktuje się ją instrumentalnie. Po co bronić jakichś poglądów, jeżeli nie ma się ich na stałe? Dziś wierność własnym ideałom postrzega się jako stanie w miejscu – inaczej nazywając: nienadążanie za duchem czasu. W takim znaczeniu Kazimierz Jułga trwał w jednym miejscu:  na swoim przyczółku, jak latarnik przekonany o głębokim sensie swojej misji. Obecnie rzeczywistość, którą zwykliśmy nazywać sztuką, to częstokroć niekończące się juwenalia, gdzie nie ma żadnych ograniczeń. Wszelkie działania są dozwolone, żadne normy nie obowiązują. Kłopotliwe stało się poszanowanie wartości – taka postawa  w twórczości wręcz przeszkadza, bo „ogranicza” wolność. Trzeba zerwać z niewygodnymi konwenansami, aby wyzwolić autentyczność, a wszystko w imię osiągnięcia spektakularnego sukces. Co zwraca uwagę? Skandal, destrukcja i nihilizm. Takie formy przekazu treści dominują, kształtując język, który dobitnie przemawia w kulturze, a może już w anty-kulturze. A gdzie miejsce na wzajemny szacunek, proste zwyczajne wzruszenie? Trzeba by się zastanowić, co współcześnie oznacza równowaga i normalność, po co komu w sztuce etyka? Czy w kulturze jest jeszcze przestrzeń dla człowieka pragnącego zrozumieć sens ludzkiego dramatu, stawiającego sobie proste podstawowe pytania? Co ma kształtować widza poszukującego bogactwa przeżyć, tajemnicy, dobra,  prawdy i piękna? Jak określić rolę artysty, tego wrażliwego obserwatora świata, który powinien dzielić się swoim talentem, by służyć innym? „Jeżeli w układzie pojęć wstrząs zajmuje miejsce piękna, twórczość miejsce sztuki, jeśli formułuje się estetyka bez piękna i sztuki – to nie są to już dalsze (...) fazy rozwoju, jest to raczej zerwanie jego ciągłości” – sygnalizował kilkadziesiąt lat temu Władysław Tatarkiewicz.

Wytworzenie przyjaznego środowiska dla twórczego rozwoju kultury wymaga wielu zabiegów i wiąże się ze szczególnymi umiejętnościami.. Chętnie zapytałbym Kazimierza Jułgę: dlaczego sztuka powinna ocalać i przynosić ukojenie? Pytania, których się nie zadało przed laty lubią wracać, towarzysząc wspomnieniom i wyimaginowanemu dialogowi. W takim wypadku spuścizna artystyczna  może stanowić szczególną odpowiedź – pełniejszą,  poddaną próbie czasu. Dorobek twórcy żyje pośród tych, którzy go analizują i podziwiają, bo stanowi dla nich istotną wartość. Podobnie dzieje się gdy ważna myśl  znajduje swoich kontynuatorów. Wrażliwość twórcy skierowana ku ważkim wartościom jest źródłem natchnienia, ale potrzebuje dyscypliny i rozwagi. Sukcesja w świecie sztuki wymaga poszanowania tradycji, by została zachowana ciągłość. Być kontynuatorem wielkich idei oznacza umiłowanie sztuki. To dar, który pozwala stawać się twórcą. Wszystkie powołania artystyczne, które określają wizerunek Kazimierza Jułgi zdały się skupiać w jednej osobliwej misji –  kustosza wartości. Właśnie w tym wymiarze działania odnalazł się najpełniej. Było ono jak barometr regulujący artystyczne pasje. Znaczenie tego fenomenu szczególnie wyraźnie odczuwa się dziś, kiedy w świecie sztuki tak trudno odróżnić ziarna od plew. Kultura, by być autentyczną, by wewnętrznie wzbogacać i  czynić nas lepszymi, wymaga stałej pielęgnacji. Potrzebuje mądrego opiekuna, wie, jakich granic przekraczać nie można. 

Kazimierz Jułga był przez trzydzieści lat dyrektorem Salonu Sztuki Współczesnej Biura Wystaw Artystycznych w Bydgoszczy. Jako artysta malarz, fotografik, poeta i krytyk dobrze rozumiał na czym polega wielokondygnacyjność kultury. Wiedział, jak ważne jest przenikanie się rozmaitych trendów i dyscyplin w sztuce. Umiał w swojej pracy znaleźć formułę kultury dostępnej dla wszystkich zainteresowanych. Pozwolił, by środowisko stymulowało rytm tego myślenia  Działał tak, aby zaspokajać zróżnicowane potrzeby związane z percepcją sztuki. Czuł głęboki szacunek dla tradycji, ale pozostawał równocześnie otwarty na to, co nowe i autentyczne w sztuce współczesnej. Taka postawa pozwoliła ocalić świadomość, że każda współczesność wyrasta z tradycji, żywi się nią, nawet wtedy,  kiedy staje się jej kontestacją. W działalności wystawienniczej znalazł złoty środek, który był reprezentatywny dla sztuki zarówno tej obserwowanej z bliska, jak i sprowadzanej z daleka.

 Własna twórczość stanowiła dla niego szkołę wrażliwości; dzięki tym doświadczeniom język sztuki był jego językiem, którym umiejętnie operował w działalności programowej salonu wystaw. Umiał skupić wokół  BWA zróżnicowane postawy artystyczne, dla których często był stabilizatorem rozładowującym środowiskowe napięcia.

  Idea piękna jako odpowiedzialność wobec tych, których kształtujemy stanowi wyzwanie. Kazimierz Jułga miał tego świadomość. Znalezienie odpowiedniej formuły oznacza dopasowanie jej do pulsu danego czasu  Sens tej dydaktycznej strategii musi polegać na aktywnym współuczestnictwie artystów i widzów. Jeżeli tego zabraknie to daremnie by szukać perspektyw rozwoju. Sztuka powinna promieniować uszlachetniając tych, którzy się na nią otwierają, bo – jak pisał Stanisław Ossowski – „dzieło sztuki wprowadza do świata naszych spostrzeżeń jakąś nową treść, jakieś nowe formy, nowe motywy. Przez obcowanie ze sztuką nasz świat staje się nieporównywalnie bogatszy, co z kolei prowadzi do rozszerzenia naszej pojemności umysłowej i uczuciowej. Sztuka tedy rozszerza naszą wrażliwość i wysubtelnia”.  Te słowa w pełni oddają charakter i  cel spełnionej misji  kilkudziesięciu lat bydgoskiego BWA, któremu przewodził ten skromny artysta.

Praca moderatora kultury nie przeszkodziła Kazimierzowi Jułdze we własnej działalności artystycznej, choć z pewnością mocno je czasowo ograniczała. Z czterech  twórczych powołań malarstwo i poezja zdają się być najważniejszymi nurtami. Krytyka artystyczna i fotografia w istotny sposób uzupełniły wizerunek artysty, ale to nie one stanowiły fundament.

        Wczesne lata dzieciństwa spędzane na wsi niewątpliwie ukształtowały osobowość przyszłego malarza. Kontakt z naturą daje coś więcej, niż specyficzną wiedzę; daje ten rodzaj przeżycia, którego nie można zastąpić żadną edukacją ani porównywać z innym doświadczeniem. Obcowanie z przyrodą musiało być dla niego tym olśnieniem, które uformowało estetyczną wrażliwość młodego adepta sztuki i obudziło stałą potrzebę obcowania z pięknem. Można więc zrozumieć podziw artysty dla XIX- wiecznego impresjonizmu i techniki dywizjonistycznej. Ale w tym wypadku fascynacja ograniczyła się tylko do kategorii myślenia, a nie do założeń programowych. Impresjoniści, starając się osiągnąć maksymalny kontakt z naturą, pragnęli malować w jednym mgnieniu przemijającej chwili, by uzyskać pełnię prawdy. Jułga, wyrastając z tej tradycji, poszedł dalej: studiując pejzaż, przyglądając mu się wielokrotnie, sumował wielość wrażeń i skupiał je, budował kompozycję jako syntezę różnych sygnałów odbieranych z obserwacji natury. Malował w pracowni dokonując analizy wielu spostrzeżeń. Ten intuicyjny, wydawać by się mogło, zapis natury kryje w sobie ślady precyzyjnie przemyślanej konstrukcji, jakby  aranżacji na temat tworzenia przestrzeni. Światło w jego obrazach określa uniwersalną porę dnia, a może raczej stałą porę wewnętrznego życia wyobraźni. Kompozycje zawsze wyważone, przemyślane w każdym szczególe, działają jak ocalone w pamięci wizje świata przyrody. Obrazy zostały starannie skonstruowane z prostokątnych plamek, które pulsując tworzą zwarty obraz. Autor w jednym ze swoich wierszy oddał  ów specyficzny charakter obrazowania: „to są ruchome plamy (...) które pasie wiatr”. Przyglądając się tym „drgającym” kompozycjom można doświadczyć dziwnego wrażenia; oddalając się od obrazu – faktycznie się  do niego zbliżamy, bo dopiero wówczas (jak u impresjonistów) możemy odczuć, ogarnąć i „zrozumieć” całą przestrzeń. Nie ma tu miejsca na przypadek, rzeczywistość jakby została poddana destylacji. Często malowane drzewa przywodzą na myśl coś pierwotnego. Prostota i głębia budzą pozytywne, najprostsze uczucia – podstawowe skojarzenia. Często powtarzający się rytm pionów wyraźnie wskazuje kierunek wertykalny – tchnienie Stwórcy. Lasy, sitowie, chmury, woda  to oczywiste symbole życia. Z jednej strony zdaje się jakoby dominował sensualny wymiar świata, a jednak do całej tej „poruszonej” obserwacji przyrody wkrada się nastrój nadrealny. Ten obraz pierwotnej egzystencji jest surowy i jednocześnie łagodny;  przez kolorystyczną sterylność drgających plamek barwnych zyskuje walor kontemplacyjny. Emanujące z tych płócien oddalenie i cisza dopełniają wrażenia nadzwyczajności. Idąc dalej tym tropem należałoby pomyśleć o akcie stworzenia, o Duchu Sprawczym, by wreszcie poczuć dotknięcie transcendencji. Czy te sugestie są oczywiste? Malarz w rozmowie o swoich obrazach pozostawał bardzo wstrzemięźliwy. Z pewnością przeżycie tajemnicy przyrody było dla niego źródłem metafizycznych refleksji, ale również widział swoje malarstwo w zupełnie innym aspekcie – wyłącznie plastycznym. Niektóre z obrazów można by postrzegać jako wolne od skojarzeń formy, które działają tylko emocjonalnie. Część z tych płócien może wydać się kompozycjami czysto abstrakcyjnymi, rządzącymi się własną logiką. Sądzę, że artysta doskonale czuł dwuwymiarowość tego działania i świadomie rozwijał oba kierunki. Najważniejsza jednak pozostaje tu esencjonalność doznania, niezależnie w jakim pójdziemy kierunku i jakiej poddamy to interpretacji. Pierwsze wrażenie – zetknięcie z płótnem – ma w sobie tę siłę podstawową, sprawczą, resztę można zawierzyć intuicji.

Intrygującym pozostaje, dlaczego wytrawny malarz w późnym okresie swojej twórczości zajął się fotografią? Czyżby  malarskie studia natury okazał się już niewystarczające? Czy w swoich obserwacjach poszukiwał jeszcze czegoś? Sądzić należy, iż obcowanie  z przyrodą wymagało jeszcze innego zapisu, innej syntezy. Powstały wówczas ważne cykle fotograficzne „W światłach rzek i jezior” i „Obłoki niczyje”. Oba opowiadają o wędrówkach wody w różnych fizycznych postaciach Stan trwania przeciwstawiony został poczuciu przemijania. Dwa czarno-białe cykle fotogramów okazały się bliższe grafice niż malarstwu. Mimo że zdjęcia pozbawiono koloru, działanie owego świetlnego tchnienia jakby się wzmogło Warstwa znaczeniowa nie była tu ważna, istotne pozostawało spontaniczne odczucie. Cały efekt skupiony został na jednym doznaniu – ułamku lśnienia – przeżyciu chwili, jak u impresjonistów. Ta ulotność ma w sobie coś z poezji haiku, stanowi tylko rozpoczęcie jakiegoś procesu zamyślenia.. Chmury przybierające  różne formy czy odbicia świetlne w wodzie otwierają nas na grę wolnych skojarzeń. Pozwalają odczuć inną „prędkość” istnienia. Artysta we  wprowadzeniu do swojej wystawy, poświęconej obłokom, pisał: „ ...są one przecież nieraz jakby tylko scenografią dla naszego świata, są jego ozdobą, uskrzydlają go. Ich zmienność, bogactwo przeobrażeń, nasycenie światłem, nastrojowość bywa z pewnością źródłem wielu przeżyć i wzruszeń, a z uwagi na ich ulotny byt warto je nieraz utrwalić na papierze fotograficznymi i spojrzeć na nie, już może spokojniej; jeszcze raz”. Zatrzymane w obiektywie stanowią medytacyjny impuls. Wprowadzają w stan zadumy. Czy poeta szukał w impresjach fotograficznych wizerunku nieskończoności? Pragnąc go uchwycić, z pewnością musiał dobrze wiedzieć, że jest to niemożliwe, ale afirmacja związana z tym przeżyciem już sama w sobie stanowiła wartość.

Kazimierz Jułga jako poeta był twórcą powściągliwym. Pozostawił po sobie tylko trzy tomiki: „Krawędź” (1961), „Szum słońca” (1972) i „W smudze Wisły” (1988) oraz wybór wierszy „Godziny” (1991). A jednak ten skromny dorobek wystarczył, by  zarysowała się  dojrzała osobowość. Wiersze były dla niego na tyle ważne, że pisał je tylko w sytuacjach szczególnych – w momentach wyższej lirycznej konieczności. Jako człowiek prostolinijny miał ukrytą w sobie głębię, tak też jawi się jego poezja. Artysta wcześnie określił granice  opisywanej rzeczywistości, zatem i słowa od razu odnalazły własny rytm. Z czasem emocjonalna obserwacja rzeczywistości zastąpiona została analizą człowieka życiowo doświadczonego. Odnajdywał to, co  niezwykłe  w tym, co zwyczajne i pospolite. Poetycki zapis stanowił  sumę życiowych przemyśleń; podobnie jak w malarstwie, potrzebna była artyście większa ilość obserwacji, by przeprowadzić syntezę i utrwalić Istotne, oddać stan uczuć, znaleźć motyw stałości w tym, co ruchome i przemijające. Dla artysty malarza poetyckie słowo stanowiło taki środek komunikacji, który otwierał inny wymiar percepcji.  Dzięki niemu mógł zdać raport z obserwacji świata – wiersz stał się żywą cząstką, ogniwem  wrażliwości łączącym z prawdą.

Immanuel Kant pisał, że: „Piękne jest to, co podoba się całkiem bezinteresownie”. Można przyjąć, iż właśnie to stanowi artystyczny kapitał malarza. Wiersze żyjące między obrazami poety nabierają dziś nowego wyrazu, stapiają się w całość, stanowią symbiozę, odkrywają  przestrzeń przemyśleń skupiających się w odczucie równowagi.

Kazimierz Jułga był człowiekiem niepowszednim, aktywnym w różnych dziedzinach sztuki. Czy można rozdzielać artystyczne profesje będące w istocie jednym powołaniem? Podział w takich wypadkach jest umowny. Jak opisać wszechstronnego twórcę, który po prostu był obecny sercem? Przyjmijmy zatem, iż poszukiwał jako malarz, znajdował jako fotografik, afirmował jako poeta,  oceniał jako krytyk, a łączył i rozwijał  to wszystko jako dyrektor BWA. A robił to w duchu prawdziwego szacunku dla świata i ludzi.

 

                                                                                                    Jacek Soliński