W czterdziestej ósmej odsłonie "Życia w ukryciu" Galeria Autorska proponuje wspomnienia o Janie Piechockim córki Ewy Piechockiej i syna Andrzeja Piechockiego oraz ryciny miast polskich Erika Jönssona Dahlbergha z kolekcji Pawła Łukowicza.

Jan Piechocki – we wspomnieniach córki Ewy Piechockiej i syna Andrzeja Piechockiego

Jan Piechocki (1899–1978) działacz kultury, nauczyciel, publicysta, dziennikarz. W 1926 r. uzyskał na Uniwersytecie Poznańskim stopień doktora filozofii. W latach 1930-1931 przebywał jako stypendysta Ministerstwa Wyznań Religijnych i Oświecenia Publicznego w Szwajcarii i Francji, gdzie był słuchaczem Instytutu Jean-Jacques Rousseau w Genewie oraz wizytował szkoły francuskie w Paryżu i w Normandii. Pracę w szkole łączył z czynną działalnością społeczną. Współpracował z prasą bydgoską i poznańską („Dziennik Poznański”, „Wici Wielkopolskie”, „Dziennik Bydgoski”, „Gazeta Bydgoska”, „Kurier Bydgoski”, „Przegląd Bydgoski”); był też stałym recenzentem teatralnym, systematycznie omawiał w miejscowej prasie nowości wydawnicze. Okupację niemiecką przeżył w Bydgoszczy. Dwukrotnie internowany, szczęśliwie uniknął śmierci. Odmówił podpisania niemieckiej listy narodowej. W latach 1945-1948 prowadził zajęcia z historii literatury i kultury w bydgoskiej Szkole Dramatycznej. Od wiosny 1945 r. współpracował z Towarzystwem Uniwersytetów Robotniczych, w którym kierował Studium Wychowania Estetycznego. Jego pasją była publicystyka. Pisywał do „Arkony”, „Ziemi Pomorskiej” (redaktor kolumny Literatura i Sztuka) i dwutygodnika „Pomorze”. Od 1952 r. objął stanowisko redaktora i kierownika działu kulturalno-oświatowego „Ilustrowanego Kuriera Polskiego”. Od 1960 r. poświęcił się wyłącznie pracy dziennikarskiej. Liczne szkice, felietony i recenzje ogłaszał również na łamach „Gazety Pomorskiej”, „Pomorza”, „Tygodnika Demokratycznego”, „Kroniki Bydgoskiej”. Ogółem napisał kilkaset artykułów oraz pracę popularnonaukową pt. „Jan Kasprowicz”. Zostawił kilka zeszytów pamiętników. W 1959 r. otrzymał nagrodę literacką miasta Bydgoszczy za całokształt twórczości. Gdy przeszedł na emeryturę brał czynny udział w życiu kulturalnym miasta. Pochowano go na cmentarzu Nowofarnym przy ul. Artyleryjskiej w Bydgoszczy.

*     *     *

     Mój ojciec, urodzony w Inowrocławiu, w latach 1928-1978 mieszkał i pracował w Bydgoszczy. Całe półwiecze!

Na Uniwersytecie Poznańskim odbył studia w zakresie filologii polskiej; doktoryzował się w 1926 r., przedstawiając rozprawę „Estetyka Cypriana Kamila Norwida”. W 1929 r. ukazała się książka jego autorstwa „Norwidowa koncepcja sztuki pracy”. Norwid i romantycy znaleźli znaczące miejsce w dziedzinie jego literackich zainteresowań.

     Po studiach pracował jako nauczyciel – polonista – najpierw w Środzie Wielkopolskiej, potem w Bydgoszczy: w Państwowym Gimnazjum Humanistycznym (1928 – 1931), a w latach 1931 – 1939 w Państwowym Gimnazjum Klasycznym.

     Zamiłowania pedagogiczne łączył z pracą publicystyczną. Współpracował z prasą bydgoską [„Dziennikiem Bydgoskim” (recenzje teatralne), „Przeglądem Bydgoskim”] i poznańską [„Dziennik Poznański, „Wici Wielkopolskie”]. Był członkiem zarządu Rady Artystyczno-Kulturalnej, która zajmowała się rozwojem życia kulturalnego miasta.

     Bydgoszcz – jako miasto, które znajdowało się ponad 123 lata pod zaborem pruskim, wymagała repolonizacji. Ten problem żywo interesował mego ojca. Organizował spotkania z pisarzami, plastykami, aktorami. Przez całe 50 lat swej obecności w Bydgoszczy pisał recenzje teatralne. Po wojnie towarzyszyłam mu niemal we wszystkich premierach bydgoskiego teatru. Po spektaklach dyskutowaliśmy o grze aktorskiej, pracy reżysera, walorach artystycznych przedstawień itd.

     Przed wojną ojciec wycinał swoje recenzje i wklejał je do dużego albumu. Potem, z obawy przed niemiecką rewizją, zniszczył. Recenzje spektakli powojennych gromadził luzem w plastikowych teczkach. Wszystkie przekazałam bibliotece UKW w Bydgoszczy. Warto dodać, że ojciec preferował teatr tradycyjny w formach przekazu; obce mu były wszelkie, jak mówił, „dziwactwa” i „unowocześnianie” dla zdobycia poklasku i schlebiania modzie.

     Po wojnie (od lutego do września 1945 roku) był ojciec inspektorem szkolnym, potem, przez dwa lata, dyrektorem Państwowego Wyższego Kursu Nauczycielskiego w Bydgoszczy oraz przewodniczącym Komisji Weryfikacyjno-Kwalifikacyjnej dla słuchaczy szkół wyższych w Bydgoszczy.

     W latach 1945 – 1948 prowadził zajęcia z historii literatury i kultury w bydgoskiej Szkole Dramatycznej. Tę szkołę ukończyli m.in. Wanda Rucińska i Hieronim Konieczka, którzy przez wiele lat grali na tutejszej scenie (H. Konieczka jest od lat 80-tych patronem Teatru Polskiego w Bydgoszczy).

     Od maja 1945 do połowy 1949 roku wchodził w skład Zarządu Klubu Literacko-Artystycznego w Bydgoszczy i organizował spotkania autorskie (m.in. środy literackie), wygłaszał odczyty i prowadził spotkania rocznicowe pisarzy dawnych i współczesnych. Był aktywnym prelegentem TWP (spotkania z czytelnikami w miastach regionu).

     W latach 1947 – 1952 pracował jako polonista w bydgoskich szkołach ogólnokształcących. Jednocześnie kontynuował działalność publicystyczną. Pisał do „Arkony”, „Ziemi Pomorskiej” (redagował kolumnę „Literatura i Sztuka”), „Pomorza”.

     Od września 1952 roku zajmował się zawodowo już tylko pracą dziennikarską. Został redaktorem i kierownikiem działu kulturalno-oświatowego „Ilustrowanego Kuriera Polskiego”. Prowadził też dodatek „Ilustrowany Kurier Akademicki”, współpracujący z szeregiem uczelni, m.in. toruńskim UMK i poznańskim UAM.

     Napisał setki artykułów, recenzji książek i spektakli teatralnych, wydawnictw regionalnych, wywiadów, felietonów, notatek. Pewno bezwiednie, stał się kronikarzem życia kulturalnego i artystycznego miasta. Udzielał się w Towarzystwie Literackim im. Adama Mickiewicza oraz Towarzystwie Miłośników Języka Polskiego.

     Był społecznikiem. Kultura, oświata, sztuka znajdowały się w kręgu jego zainteresowań. Działalność instytucji poświęconych tym zagadnieniom, dawała mu możność wypowiedzi na sesjach Miejskiej Rady Narodowej, później Wojewódzkiej Rady Narodowej, w których z ramienia SD, zasiadał.

     Był bardzo pracowity i dobrze zorganizowany. Nie miał wielkich wymagań. Był człowiekiem skromnym. Nie zabiegał o dobra materialne. Cenił wartości duchowe, uniwersalne. Był człowiekiem wierzącym i praktykującym.

     Na moje pytanie, czy nie czuł się samotny, odpowiedział: „Książki to moi przyjaciele”. Jedyny jego serdeczny przyjaciel – Zdzisław Kaczmarek – poniósł śmierć w 1939 roku, gdy jego oddział idący na front został zbombardowany przez Luftwaffe.  Zgromadził sporą bibliotekę. W czasie okupacji, część księgozbioru udało się ukryć na podwórzu w chlewiku właściciela mieszkania, w którym zajmowaliśmy pomieszczenie po nieczynnym sklepie.

     Ojciec był człowiekiem towarzyskim, lubił jednak też samotność i potrafił ją mądrze zagospodarować. Posiadał wiele zainteresowań. Nigdy się nie nudził, nie narzekał. Z trudnych sytuacji zawsze znalazł wyjście.

                                                                                                                            Ewa Piechocka

 

Ojciec w życiu prywatnym

Urodzony w Inowrocławiu Jan P. był z krwi i kości Kujawiakiem i szczycił się swoją „kujawskością”, co podkreślał w sytuacjach związanych   z wysiłkiem fizycznym i zdrowiem. Mawiał wtedy: reprezentuję kujawski szlak, niczym stary Szpekus (od Szpeka,krewniaka - męża sędziwego i nadzwyczaj krzepkiego). „Kujawskość” akcentował przy rąbaniu drzewa, noszeniu węgla, podczas forsownych spacerów i po zimnych prysznicach odbywanych każdego ranka w lodowatej łazience. Określenie kujawski szlak można było również usłyszeć w czasie jesiennych zaziębień, gdy dzięki hartowi ciała i ducha trwał w zdrowiu na posterunku.

Posługiwał się doskonałą polszczyzną, ale w przypływach dobrego humoru, w sytuacjach domowych, lubił używać kujawskiej gwary. Mówił wtedy na mnie chłopok,  na psotnego chłpca rojber, mycka na czapkę, proszczok albo świniok na prosię, lofer na powsinogę, lafirynda na podejrzaną pannę, co ptok to ptok (dla podkreślenia, że smakuje mu drób), kłaki na włosy i szwargotać, gdy ktoś mówił po niemiecku. Z rozległego repertuaru zapamiętałem  zdania: Żeby był lepszy cug, odsuń fajerkę haczykiem i leć do sklepu po węgiel. W kintopie sąsiad chorchlał, młodzież bez przerwy się chichrała, przede mną siedział facet w wielkiej bobie i mi  zasłaniał ekran. Kobita, zapytana o drogę, stara guła, skierowała mnie w chynchy, przez kwadrans musiałem się gramolić w krzakach.

Prawdziwie cenił tylko zainteresowania intelektualne i artystyczne. Podziwiał sukcesy podróżnicze i niekiedy sportowe, a zabiegi wokół ogródków (działki), „wypasionych” mieszkań, domowych hodowli drobiu, psów, rybek i kanarków uznawał za śmieszne i drobnomieszczańskie. Podobnie oceniał  przywiązanie do wykwintnej gastronomii i strojów. Krewnego, z którym jedliśmy obiad w „Orbisie” przez lata wspominał jako „Ten od Szef Kuchni Poleca”. Alkohol pijał z wybitnym umiarem (butelka  kupiona na Wielkanoc trwała zwykle do Gwiazdki), ale papierosy palił  bez przerwy. Gdy wchodziło się do jego gabinetu, powietrze było szare od dymu, a z popielniczki wypadały niedopałki. Każdego poranka i każdego wieczoru – po śniadaniu i po kolacji – marzeniem ojca było: ZAPALIĆ! Gdy ruszał w podróż, zawsze wybierał przedział „dla palących”, myślę że z tego powodu unikał jazdy autobusem.

Oprócz literatury i teatru będących jego miłością, pilnie studiował dzieła filozoficzne, teologiczne i opracowania historyczne. Nie stronił też od lektur poświęconych zagadnieniom przyrodniczym, zwłaszcza ornitologii. Książki pochłaniał w całości, robiąc liczne podkreślenia i notatki na marginesach. Dzięki zdobytej wiedzy  był „żelaznym” dyskutantem na odczytach i zebraniach, w których chętnie uczestniczył. Doskonale orientował się w zagadnieniach sztuki (malarstwo, grafika, rzeźba), z upodobaniem odwiedzał galerie i brał udział w wernisażach. Stałym punktem programu w wędrówkach ojca po kraju i zagranicy było zwiedzanie kościołów i katedr. Pamiętam jego opowieści o wrażeniach z paryskiej Notre Dame, wiedeńskiej katedry Św. Stefana oraz katedr w Fryburgu, Naumburgu i Rouen. Ważną część jego lektur stanowiły francuskie gazety – Le Monde i Le Nouvel Observateur – dostępne, o dziwo (!), w empik-u koło  kina Pomorzanin. Imponująca była jego wiedza historyczna. Potrafił wymieniać szczegóły związane z odkryciem Biskupina, interpretować rysunki naskalne w jaskini Lascaux, przedstawić (z datami!) angielską „Wojnę Dwóch Róż”, zarysować historię podboju Ameryki z Wikingami w tle lub dzieje Rewolucji Francuskiej. Znajomość historii Polski i Europy była (cytuję) „oczywistą oczywistością”.

Ważnym wydarzeniem w życiu dr. Jana Piechockiego był  pobyt stypendialny w Szwajcarii i Francji w latach 1930 – 1931, z ramienia Ministerstwa Wyznań Religijnych i Oświecenia Publicznego. Był studentem Instytutu Jean-Jacques Rousseau w Genewie i wizytował francuskie szkoły w Paryżu i Normandii.  W czasie obrad Ligi Narodów w Genewie był również korespondentem polskiej prasy. Oprócz doświadczeń w pracy pedagogicznej, długi staż zagraniczny zaowocował  biegłą znajomością języka francuskiego.

 Oryginalnym hobby ojca było jego zamiłowanie do ptaków, które z zachwytem obserwował i poświęcał im sporą część lektur. Na domowej werandzie, szeroko otwartej na park Kazimierza Wielkiego, w wiosenno-letnich sezonach 1948/49 i 1949/50 wiła sobie gniazdo para uroczych muchołówek (Muscicapastriata) i każdego roku wyprowadzała dwa lęgi. Gniazdo umieściły na opartej o ścianę  ramie od parawanu, co zmuszało ptaki - z muchami w dziobie - do fruwania ponad stołem, również w czasie naszych śniadań, obiadów i kolacji. Początkowo robiły to ze strachem, szybko jednak uznały nas za „element bezpieczny”, latając bezceremonialnie nad naszymi głowami. Pisklęta „żebrały” o muchy, my spożywaliśmy posiłki, trwaliśmy w idealnej symbiozie. Zdarzało się jednak, a są to ptaszki nadzwyczaj higieniczne, że wynoszona z gniazda porcja odchodów, wypadła z rodzicielskiego dziobu na nasz stół. Ptaki  lądowały na obrusie (niekiedy na talerzu), podejmowały „zgubę” i przykładnie wynosiły ją do parku. Ojca zachwycały te sytuacje. Zamierał wtedy w bezruchu mówiąc: - O, o, cicho, nie płoszyć (!) i po udanej „akcji” dodawał: - miłe zwierzątko, wielu mogłoby się od nich niejednego nauczyć.

Miłość ojca do zwierząt obejmowała również ssaki i wszelką zwierzynę łowną. – Jak można do tego strzelać – mawiał, widząc w lesie sarenkę. Albo: – co komu przeszkadza dzik, skoro jest taki pożyteczny: zżera owady, spulchnia ściółkę, użyźnia leśną glebę. Mając dziczyznę na talerzu niekiedy o tym zapominał, zachwycając się  combrem w śmietanie, pieczenią z sarny lub kiełbasą z dzika, co zresztą jest powszechną niekonsekwencją. Lubił odwiedzać ogrody zoologiczne, podziwiając smukłe żyrafy, rącze gazele i małpy na wybiegach. Zwiedzanie Międzynarodowej Wystawy Kolonialnej w Paryżu (1931) udokumentował  fotografiami żywych zwierzęcych obiektów, eksponowanych obok murzyńskich chatek, kopii egzotycznych budowli i mieszkańców dalekich stron dzierżących dzidy lub łuki. Pamiętam fotografię łba żyrafy, która bez strachu zbliżyła się do obiektywu myśląc po zwierzęcemu: - temu panu można zaufać.

                                                                   Andrzej Piechocki

 

 

Erik Jönsson Dahlbergh – ryciny miast polskich (z kolekcji Pawła Łukowicza)

Widoki i plany polskich miast, wsi i fortyfikacji

według rysunków Erika Jönssona Dahlbergha,

zawarte w dziele Samuela von Pufendorfa:

„De rebus a Carolo Gustavo Sueciae rege gestis”.

 

Burzliwe lata VI wojny polsko – szwedzkiej (1655 – 1660) zwanej potocznie potopem szwedzkim są czasem, który można zaliczyć do punktów zwrotnych w historii Polski. W tym tak trudnym dla Rzeczypospolitej czasie, Erik Jönsson Dahlbergh wykonywał swą pracę dla armii szwedzkiej. Dopiero czas pomiędzy potopem szwedzkim a współczesnością przewrotnie pokazał, jak bardzo dokonania szwedzkiego inżyniera wojskowego na trwałe wpisały się w historiografię Polski.

Rzeczpospolita osłabiona kilkuletnim, krwawym zmaganiem z powstaniem Chmielnickiego, oraz od roku prowadząca wyniszczającą wojnę z Rosją, w lipcu 1655 r. kolejny raz musiała się zmierzyć z wojskami szwedzkimi, tym razem pod dowództwem króla Karola X Gustawa. W pierwszym okresie działań wojennych wojska szwedzkie oraz liczne różnonarodowe wojska zaciężne, będące pod szwedzkim dowództwem, zdołały opanować prawie całą cześć zachodnich ziem Rzeczypospolitej. Po zaledwie kilku pierwszych miesiącach liczonych od bitwy pod Ujściem (24 lipiec 1655 r.) Szwedzi oblegali Kraków, który pozbawiony odsieczy został poddany przez Stefana Czarnieckiego (17 październik 1655 r.). W tym czasie wschodnia część terytorium Rzeczypospolitej była wciąż zajęta przez najazd wojsk rosyjskich. Konsekwencją wojny prowadzonej równocześnie z wojskami szwedzkimi i rosyjskimi był fakt, że w końcu roku 1655 we władaniu króla Jana II Kazimierza pozostawał jedynie południowy skrawek Rzeczypospolitej Obojga Narodów. Dopiero od wiosennej koncentracji pod Lwowem, wcześniej rozproszonych i nowo rekrutowanych wojsk polskich, a przede wszystkim po odwrocie wojsk szwedzkich spod Przemyśla (13 marzec 1656 r.), zmagania wojenne Rzeczypospolitej stawały się coraz bardziej efektywne. Skutkowało to trwałym choć powolnym odzyskiwaniem utraconych ziem koronnych. Od czasu zawarcia rozejmu w Niemieży (3 listopad 1656 r.) pomiędzy Rzecząpospolitą a Rosją, wojska króla Jana Kazimierza mogły skutecznie koncentrować się na walce ze stroną szwedzką i jej sojusznikami. Choć już w połowie 1656 r. Szwedzi wraz z wojskami brandenburskimi zostali drugi i ostateczny raz wyparci z Warszawy, dwuletnia okupacja Krakowa zakończyła się dopiero w następnym roku (18 sierpień 1657 r.). Po podpisaniu w Welawie traktatu z elektorem brandenburskim Fryderykiem Wilhelmem (19 wrzesień 1657) oraz rozszerzeniu tych postanowień w Traktacie Bydgoskim (6 listopad 1657 r.), kolejne dwa lata zmagań wojennych pozwoliły skoncentrować się na całkowitym wyparciu wojsk szwedzkich. Silnie broniony i doskonale umocniony Toruń został odzyskany dopiero w końcu 1658 r. (30 grudzień 1658 r.). Kolejny rok 1659 to walki o Prusy Królewskie i przede wszystkim odzyskanie Grudziądza, Brodnicy i rozpoczęcie oblężenia Elbląga. W następnym roku, po podpisaniu Pokoju Oliwskiego (3 maj 1660 r.) Potop Szwedzki przeszedł do historii, jednak stał się jednym z ważniejszych powodów późniejszego upadku Rzeczypospolitej Obojga Narodów.

Erik Jönsson Dahlbergh (portret Erika Jönssona Dahlbergha (1625-1703) wykonany przez Davida Klöckera Ehrenstrahla (1629-1698) urodził się 10 października 1625 roku w Sztokholmie i po długim, niezwykle barwnym życiu zmarł 16 stycznia 1703 również w Sztokholmie. Był synem Jönsa Erikssona Dahlbergha, ziemianina oraz starosty w Västmanlandzie i Doroty Matsdotter. Choć oboje rodzice pochodzili ze starych rodów ziemiańskich, nie posiadali tytułów szlacheckich. Erik Dahlbergh już w wieku czterech lat został osierocony przez ojca, a mając lat dziewięć, po śmierci matki przeszedł pod opiekę wuja, urzędnika skarbowego Eika Svanfelta, który zadbał o kontynuację wykształcenia osieroconego chłopca. Mając 16 lat Erik Dahlbergh wyruszył w swą pierwszą podróż na Pomorze Zachodnie, gdzie pracował u generalnego podskarbiego, kształcąc się w buchalterii. Mając lat dwadzieścia otrzymał awans na funkcję pisarza skarbowego, a krótko po tym, jako młodzieniec wyróżniający się ponadprzeciętnymi zdolnościami, został skierowanych do kształcenia się w kierunku inżynierii wojskowej. Tak przyszłe, niezwykle owocne życie, Erika Dahlbergha zostało zdefiniowane, a sam Dahlbergh w swych dziennikach zanotował: „Wstąpiłem więc po raz pierwszy do służby Jego Królewskiej Mości – z pisarza zostałem wojskowym”. Okres poprzedzający służbę wojskową w czasie potopu szwedzkiego, dwudziestokilkuletni Dahlbergh spędził na wypełnianiu swych obowiązków, podróżach i dalszej nauce. W czasie trzyletniego pobytu we Frankfurcie nad Menem poznał rodzinę Merianów, należącą do najznamienitszych przedstawicieli miedziorytników i wydawców. Znajomość ta wzbogaciła artystyczne pasje i umiejętności Dahlbergha. W 1654 r., mając dwadzieścia dziewięć lat, Erik Dahlbergh na własną prośbę otrzymał zezwolenie na zaniechanie funkcji królewskiego delegata do spraw finansowych, co pozwoliło mu rozpocząć podróż do Włoch. Po krótkim pobycie w Szwecji znów kontynuował we Włoszech studia sztuki antycznej, architektury, malarstwa oraz grafiki, wykonując funkcję guwernera synów barona Kronstierna. Z tego okresu znamienny jest zapisek w dzienniku Dahlbergha: „Moi towarzysze Kronstierna zaczęli wieść życie tak złe i okropne, że może to człowieka przyprowadzić do zguby życia i duszy. Szukam sposobności, aby ujść z ich towarzystwa”. Ta krótka notatka z 1656 r. pozwala dostrzec w trzydziestojednoletnim Dahlberghu cechy charakteru, które pozwoliły mu osiągnąć niezwykłe i trwałe miejsce w historii. W tym samym roku, w trakcie pobytu w Rzymie, otrzymał listy, które w imieniu szwedzkiego króla wzywały go do natychmiastowego stawienia się w szeregach armii szwedzkiej na terenie Polski. W tym czasie już od roku trwała inwazja armii szwedzkiej na Polskę. Po krótkim pobycie w zajętym przez Szwedów Toruniu, we wrześniu 1656 r. z rąk króla Karola Gustawa, Erik Dahlbergh otrzymał nominację na generalnego kwatermistrza lejtnanta, co jest równorzędne ze stopniem majora przy sztabie głównym. Do zakresu przypisanych Dahlberghowi obowiązków należało między innymi rozpoznanie terenowe, inwentaryzacja umocnień i stanu obronności twierdz i fortec oraz wytyczanie obozów armii. W krótkim czasie, w dowód uznania talentów inżynierskich, otrzymał kompetencje generalnego kwatermistrza wojsk szwedzkich. Dalsze długie losy Erika Dahlbergha, niezwiązane już z terenami Rzeczypospolitej, zawiodły go do stopnia generalskiego, później do najwyższej wojskowej szarży marszałka polnego. Otrzymał również dyplom szlachecki, a później tytuł barona. Sprawował funkcję gubernatora Bremy, Verden, a w 1696 r. został mianowany gubernatorem Inflant. Erik Dahlbergh był również budowniczym kilkudziesięciu fortec. Prace inżynierskie, rysownicze, projektowe stawiają go w gronie najwybitniejszych twórców i inżynierów wojskowości współczesnych mu czasów.

Prace Erika Jönssona Dahlbergha z czasów potopu szwedzkiego to przede wszystkim znakomity i trwały wkład w kartografię polskich miast i wsi połowy XVII w. Jego liczne rysunki piórem są nie tylko wybitne pod względem artystycznym, ale również tak szczegółowe i realistyczne, że służą jako dokładne odtworzenie urbanistyki ówczesnych miast, architektury, pejzażu, działań wojennych, a nawet detalu oręża oraz strojów dworskich i żołnierskich. Prace Dahlbergha poprzez wymóg oddania rzeczywistości militarnej są niezwykle rzetelne, a przez to posiadają wartość dokumentu historycznego. Znamienny jest fakt, że przed przybyciem Dahlbergha do Polski, choć trzeba pamiętać, że związane jest to z działaniami wojennymi, nikt wcześniej nie pozostawił tak skrupulatnej i szerokiej dokumentacji graficznej opisującej rysunkiem rzeczywistość z natury. Znamienne jest również to, że kolejne w dziejach utrwalenie architektury i urbanistyki polskich miast i miasteczek nastąpiło u schyłku kolejnego wieku, w czasach mecenatu króla Stanisława Augusta Poniatowskiego i jemu współczesnych mecenasów sztuki. Należy pamiętać, że grafiki Dahlbergha są często pierwszym zachowanym widokiem polskich miast. Dobitnym tego przykładem jest widok Bydgoszczy utrwalony ręką Dahlbergha latem 1657 r. Pamiętając jak wielkie zniszczenie i zubożenie Rzeczypospolitej nastąpiło w czasach potopu szwedzkiego, należy zauważyć jak bardzo ograniczone byłoby wyobrażenie polskiej rzeczywistości XVII w. pozbawione talentu Erika Jönssona Dahlbergha.

Paweł Łukowicz.

 

Prezentowane prace miedziorytnicze, powstałe jako między innymi dokładne odwzorowanie rysunków Dahlbergha, zostały wydane w dziele niemieckiego historyka i prawnika Samuela von Pufendorfa (ur. 8 styczeń 1632, zm. 26 październik 1694), zatytułowanym: „De rebus a Carolo Gustavo Sueciae Rege, gestis commentariorum libri septem, elegantissimis tabulis aeneis exornati cum triplici indice” (O czynach Karola Gustawa, króla Szwecji objaśnień ksiąg siedem, ozdobionych najwytworniejszymi miedziorytami, z potrójnym indeksem). Dzieło to wyszło spod prasy w Norymberdze w 1696 r. (kolejne wydanie w 1729 r.) i zawiera 128 różnych prac graficznych, na które często składa się wiele miedziorytniczych tablic. Współczesny Dahlberghowi Samuel von Pufendorf, będąc początkowo profesorem uniwersytetu w Heidelbergu, po przeprowadzce do Szwecji został profesorem uniwersytetu w Lund oraz stał się mianowanym i oficjalnym historiografem szwedzkim. Jego praca historyczna, uzupełniona znakomitymi grafikami Erika Dahlbergha stanowi niezastąpione źródło historyczne dotyczące spraw polskich w latach potopu szwedzkiego 1655-1660.

Notatkę biograficzną opracowano na podstawie: B. Heyduk „Dahlbergh w Polsce”

 

Paweł Łukowicz - urodzony w 1970 r. w Bydgoszczy w rodzinie związanej od pokoleń z kulturą i historią Pomorza. Kolekcjoner, architekt i urbanista ukończył studia na Politechnice Gdańskiej.

Od kiedy pamiętam w pokoju Taty, wśród licznych starych grafik i pamiątek rodzinnych wisiały dwa miedzioryty przedstawiające oblężenie Torunia i przejście wojsk przez Wisłę pod Zawichostem. Tam pod Toruniem i Zawichostem, a tak naprawdę w Rodzinnym Domu rodziło się zainteresowanie historią, a w konsekwencji potrzeba poznania kim był Erik Jönsson Dahlbergh, który wśród wielu różnych profesji wykonywał zawód ówczesnego architekta i urbanisty. To zainteresowanie daje mi przyjemność gromadzenia pełnej kolekcji miedziorytów, często wiernie wzorowanych na odręcznych rysunkach Dahlbergha, wydanych w dziele Samuela von Pufendorfa.

 

Spis rycin wg rys. Erika Jönssona Dahlbergha:

1. Brześć Kujawski – widok według stanu z marca 1657 r.

Pińczów - widok według stanu z marca 1657 r. Na wzgórzu widoczny nieistniejący zamek Oleśnickich (w okresie potopu był własnością Myszkowskich)

 

2. Brześć Litewski - widok miasta w trakcie oblężenia przez Szwedów w maju 1657 r. Na ozdobnym lembrekinie ukazany plan miasta.

 

3. Gdańsk – widok i plan miasta. Grafika doskonale ilustruje reprezentacyjną architekturę oraz ówcześnie wielką skalę miasta. W ujściu Wisły widnieje plan twierdzy Wisłoujście.

 

4. Szczecin - widok miasta w trakcie oblężenia przez wojska brandenburskie i cesarstwa Habsburgów w listopadzie 1659 r.

 

5. Toruń – widok perspektywiczny miasta według stanu z listopada 1655 r. Widoczny podział miasta na stare i nowe miasto. Na planie pokazane bryły ratusza staromiejskiego i nowomiejskiego, kościoły św. Jakuba, św. Janów i Mariacki oraz nieistniejący klasztor dominikański.

 

6. Pułtusk – widok miasta i zamku według stanu z maja 1657 r. Na pierwszym planie kwatery wojsk szwedzkich przed przeprawą przez rzekę Narew.

Bydgoszcz – widok miasta i zamku według stanu z czerwca 1657 r. Na dolnym narożnym labrekinie pokazany plan miasta widziany od północy. Centralnie widoczny zamek zniszczony rok wcześniej przez wojska szwedzkie. W obrębie murów miejskich widoczne główne obiekty miasta, których rozmieszczenie w ukazanej panoramie jest często orientacyjne.

 

7. Krzyżtopór – plan zamku według stanu z 1655 r.

 

8. Malbork - plan zamku i miasta w czasie oblężenia przez wojska polskie i cesarstwa Habsburgów w lipcu 1659 r.

 

9. Świecie - plan i widok zamku według stanu z października 1655 r. Oprócz zamku pokazany został zewnętrzny dziedziniec wraz z budynkami załogi zamku.

 

10. Toruń – widok miasta w trakcie oblężenia przez wojska polskie rozpoczętego w lipcu 1658 r. Na planie pokazane główne budynki miasta. W dolnej lewej części widoczny zamek Dybów.

 

11. Warszawa - widok miasta według stanu z lipca 1656 r. W centrum panoramy widoczny Zamek Królewski.

 

12. Złotów - widok oraz plan zamku według stanu z czerwca 1657 r. Ukazane oblężenie zamku z wcześniej zniszczonej przez broniących się osady.

 

13. Piotrków - widok miasta według stanu z marca 1657 r. Od lewej strony widoczne: klasztor bernardynów, ratusz, kościół parafialny oraz klasztor franciszkanów.

Janowiec – widok zamku według stanu z lutego 1656 r.

 

14. Zakroczym - widok miasta według stanu z marca 1657 r. Widoczne przejście wojsk szwedzkich, węgierskich i kozackich przez Wisłę po moście pływającym.

 

15. Zawichost – widok miasta według stanu z kwietnia 1657 r. z pokazanym w tle zamkiem krótko po jego spaleniu. Na pierwszym planie widoczne wojska szwedzkie, węgierskie i kozackie w trakcie przejścia przez Wisłę po moście pływającym.

 

16. Grudziądz – widok miasta w czasie oblężenia przez wojska szwedzkie w styczniu 1656 r. Widoczny zamek wraz z kościołem zamkowym, poniżej zamku widoczne miasto.

Kruszwica – widok zamku, w oddali widoczne miasto według stanu z sierpnia 1655 r.

 

17. Gniew - plan miasta według stanu z grudnia 1655 r. Wyraźnie widoczne wyodrębnione miasto i zamek z podzamczem. W granicy murów miejskich zaznaczona bryła kościoła św. Mikołaja.

Brodnica - plan miasta według stanu z listopada 1655 r. Widoczne wyodrębnienie terenu miasta, przedmieścia i zamku.

 

18. Nowe Miasto Lubawskie – plan miasta według stanu z listopada 1655 r.

Golub – (obecnie północna część miejscowości Golub-Dobrzyń) plan miasta i zamku według stanu z listopada 1655 r. W zakolu Drwęcy widoczny zarys miasta wraz z przedmieściem. Plan pokazuje wyraźnie zaznaczone drogi do Torunia, Brodnicy i Rypina.

 

19. Elbląg - plan miasta według stanu z grudnia 1655 r. Widoczne umocnienia z I połowy XVII w. oraz poddział miasta na część staromiejską i nowomiejską.

 

20. Warszawa - plan miasta według stanu z sierpnia 1655 r. Wyraźnie widoczny rynek miejski z ratuszem oraz Zamek Królewski. Pomiędzy nimi pokazany obrys kościoła parafialnego św. Jana (obecnie Bazylika Archikatedralna).