W czterdziestej dziewiątej odsłonie "Życia w ukryciu" Galeria Autorska proponuje prozę Wojciecha Zalewskiego i obrazy Włodzimierza Bykowskiego.

 

Wojciech Zalewski – proza

Wojciech Zalewski, ur. 1937 w Gdyni, poeta i pisarz. Maturę zdawał w Bydgoszczy w 1954. Studiował w Seminarium Duchownym w Gnieźnie, Katolickim Uniwersytecie Lubelskim, Papieskim Instytucie Biblijnym i Uniwersytecie Gregorianum w Rzymie (gdzie się doktoryzował) oraz w Szkole Bibliotekarstwa w San Jose, Kalifornia. Pracuje jako bibliograf religioznawstwa przy tymże uniwersytecie. Autor szeregu książek i artykułów z dziedziny bibliografii i bibliotekoznawstwa, wydanych w Polsce, Niemczech, Rosji i Ameryce, a także opracowanej wspólnie z Rimmą Volynska-Bogart pierwszej książkowej biografii Czesława Miłosza (1980). W Polsce wydał sześć tomików poezji oraz książkę Religia w służbie życia. Eseje humanistyczne (2005). [Fot. Jacek Soliński]

 

 

*     *     *

(...) Jeżeli religia w świecie jest zjawiskiem powszechnym i ma wspólny fundament, jakim jest Życie, dlaczego ma ona słaby wkład w życie polityczne? Wydaje się, iż wynika to z szerokiego wachlarza opcji, jakie proponują formalne religie jako zasady kierujące Życiem. Życie polityczne, oparte na konstytucji danego kraju, jest lojalne wobec tego kraju, co zawęża uniwersalistyczne religijne spojrzenie. Poza tym, struktury polityczne kierują się względami ekonomicznymi, w najlepszym wypadku sprawiedliwością, lecz nie wychodzą poza nią wykluczając miłość i przebaczenie postulowane przez religię jako podstawowy element afirmacji Życia. Cywilizacyjne procesy miały i mają raczej eksploatacyjny niż integracyjny charakter. Takie czynniki wzmacniały nacjonalizm i dzieliły świat na strefy ekonomiczne, kulturowe i religijne. Życie ludzkie, jak każde życie, rodzi się w warunkach sprzyjających życiu i umożliwiających przeżycie. Jeżeli nie są one odpowiednie, człowiek ma zdolność adaptacji lub migracji. Dopiero drugi człowiek odbiera mu możliwości i skazuje na głód i śmierć. Historia ludzkości, niestety, pełna jest przykładów nieposzanowania Życia, a w wielu wypadkach organizacje religijne brały bezpośredni w nich udział lub ofiarowały usprawiedliwiającą je motywację. Niezależnie od argumentów, agresja jest anty-życiem, anty-religią. Wtedy człowiek, odarty z godności przez poniżającą go biedę na skutek nienawiści i zachłanności drugiego człowieka, skłonny jest odpowiedzieć nienawiścią. Cywilizacja eksploatuje nie tylko potencjał ludzki, lecz i środowisko. Współczesny świat przyspieszył ją zakłócając ekologiczną równowagę poprzez zabijanie Życia w ogóle. Uniemożliwiając migrację ludności z terenów ekologicznie wyeksploatowanych, Życie dusi się w hermetycznych granicach. Istnieje obawa, iż moralnie obojętne nauki ścisłe, którym powierzamy dziś rozwiązanie naszych życiowych potrzeb, nie niosą w sobie uznania świętości Życia, są kołem toczącym się w dół, napędzanym ciekawością bez drogowskazu. Ludzkość jednak zaczyna uświadamiać sobie coraz bardziej tragiczne konsekwencje zniszczenia ekologicznego. Być może uświadomienie tego, paradoksalnie mówiąc, jest powrotem do religii ekologicznej pierwotnego człowieka, który potrafił całościowo spojrzeć na Życie, choć nie rozumiał jego części, a którego Wartość była dla niego oczywista. Uznawał on bowiem świętość Życia. Ponieważ szacunek dla Życia jest fundamentem religii, gra ona poważną rolę we współczesnych procesach społecznych, nawet bez siły wykonawczej, proponując ideał moralny. Historia dostarcza wiele dowodów, iż mimo poniżenia, człowiek biedny i zmaltretowany potrafił nieść wysoko swoją ludzką godność, bez odwzajemniania złem za zło, świadom świętości Życia, a więc swojej religii. Na tyle, na ile indywidualny religijny heroizm wpłynie na świadomość społeczną, na tyle nie tylko jednostka, lecz i ludzkość doceni świętość Życia i jego trwanie. W tym leży sedno mocy religii harmonizującej indywidualne i społeczne potrzeby ludzkości.

W religii przepełnionej Życiem, optymizmem i dobrem jako istotną misją każdej religii, czyniącą każdego człowieka o pozytywnym nastawieniu do Życia człowiekiem religijnym, widzimy ludzkość jedną w wielości, ludzkość pragnącą żyć. Wykorzystywanie idei religijnych dla aktów przeciwnych Życiu jest antyreligijne. Spojrzenie na taką fundamentalną rolę religii pozwoli nam usunąć choćby to jedno z wielu zarzewi niezgody, nienawiści, anty-życiowych aktów zgubnych dla człowieka. Nie tolerancja, nie ekumenizm, nie teoria i dogmatyzm, lecz szacunek i miłość dla życia drugiego człowieka są wyznacznikami religii. Taką postawę niekoniecznie musimy nazywać mianem religii, tym niemniej jest ona tym, co zawarte jest w istotnej treści słowa "religia".  

                                                                         Religia w służbie człowieka. Eseje humanistyczne (fragmenty)

 

*     *     *

 (...) Poeta i pisarz dzieli się z nami rozważaniami z pogranicza filozofii, kulturoznawstwa i religii dotyczącymi Życia. (...) Wychodząc z założenia, że konstytucją wszystkich religii jest starotestamentowa reguła „Co byście chcieli, żeby ludzie Wam czynili, i Wy im czyńcie”, podkreślona jeszcze dobitniej w przykazaniu „Miłuj bliźniego swego jak siebie samego”, Zalewski snuje rozważania nad kwestiami stosunku wiary do życia. Według niego religia to apoteoza Życia. (...)

Andrzej Kapiszewski
z obwoluty W.M. Zalewski Religia w służbie życia

 

Autor nie zamierzał przedstawić historii systemów religijnych, choć jego spostrzeżenia pomagają odnaleźć, jeśli nie ich źródła, to przecież z pewnością drogi, jakimi wartości nazwane tu teoretyczną stroną religii docierały do człowieka. (...) Wracająca w jego rozumowaniu stale idea człowieczeństwa, której nie można teoretyzować, bo jej korzeniem, tak jak i człowieka samego, jest życie (...) to Życie ze swym bezpośrednim odniesieniem do swego źródła, czyli Boga, stanowią zarazem jedyną wartość absolutną człowieka.

Zalewski, stawiając życie w centralnym punkcie wszelkich wartości pragnie ogarnąć generalnie systemy religijne, także te, które nie znają pojęcia Boga osobowego, za to w przeciwieństwie do ateizmu, wyprowadzają Byt z Istoty od świata różnej i w stosunku do niego niejako nadrzędnej. Życie, jako element genetycznie nierozszyfrowany, jest zatem tajemnicą, podobnie jak tradycyjne pojęcie religii od tajemnicy jest nieodłączne. A Bóg jest tajemnicą ze swej istoty, bowiem istnieje w całkowicie różnej od ludzkiej, konwencji poznawczej. Tak więc Bóg - Życie - Człowiek, kolejność nie jest tu przypadkowa, muszą w każdej religii tworzyć kombinację wartości fundamentalnych. Świętość życia uznana przez pozytywny stosunek do drugiego człowieka i świata, może być widziana jako akt religijny, gdyż w ostatecznym odniesieniu celem tego aktu jest Bóg, kwintesencja życia.

Zygmunt Zieliński
ze wstępu  W.M. Zalewski Religia w służbie życia

 

 

Włodzimierz Bykowski - obrazy

Włodzimierz Józef Bykowski, ur. w 1967 r. w Bydgoszczy. Malarz, rysownik projektant, publicysta. Na przełomie lat 80. i 90. rysownik komiksów; później zajmował się reklamą, wystrojami wnętrz i projektowaniem graficznym, w tym designu paralotni dla Dudek Paragliders. Zaprojektował kilkadziesiąt znanych znaków towarowych oraz innych logotypów. W 1999 r. opublikował pierwszy przewodnik rowerowy Weekend w drodze po okolicach Bydgoszczy. Autor lub współautor ponad 20 przewodników z zakresu turystyki pieszej, rowerowej i kajakowej w rejonie województwa kujawsko-pomorskiego i okolic – wszystkie ilustrował własnymi zdjęciami. Pisał artykuły prasowe propagujące aktywny wypoczynek. Miłośnik muzyki dawnej i opery barokowej. Od 2006 r. tworzy cykle malarskie poświęcone wybranemu tematowi.

 

Cykl „PĘTA”

Przez wiele lat tworzyłem serie obrazów na wybrany temat. Tym samym moją działalność plastyczną można uznać za programową. Takie podejście wynika z przemyśleń na temat sztuki, rozważań nad jej rolą we współczesnym świecie. Po okresie XX-wiecznych eksperymentów oraz dominacji kierunków opartych na formalizmie, z całą stanowczością można stwierdzić, że wszystko już było. Dodatkowo postęp technologiczny sprawił, że obraz, jako przedstawienie czegokolwiek, jest dziś powszechny. Spotykamy go wszędzie, na bilbordach, ekranach, w czasopismach, po prostu na każdym kroku. Współczesny człowiek jest po prostu bombardowany niezliczoną ilością obrazów, w tym tworzonych już automatycznie przez programy komputerowe. Dla odbiorcy obraz (rozumiany w tradycyjnie) spowszechniał. Widz nie potrafi go analizować lub kontemplować, bo w wyniku nieustannego pospiechu został pozbawiony zdolności koncentracji. Obraz, rysunek lub grafika przestał być obiektem kontemplacji duchowej i intelektualnej. Dlatego wielu twórców zaczęło poszukiwać nowej definicji sztuki, szczególnie po znudzeniu się publiczności kierunkami awangardowymi, które rodziły się w drugiej połowie XIX w. i pierwszej połowie XX w. w Europie, a następnie w Stanach Zjednoczonych po II wojnie światowej. Impresjonizm, kubizm, futuryzm, surrealizm, sztuka abstrakcyjna, action painting, pop-art i wiele innych nurtów okazało się odkryciami krótkotrwałymi, prowadzącymi w ślepe zaułki. Jedynym rozwiązaniem stało się dla wielu artystów skierowanie swojej działalności w stronę idei stworzonych przez dadaizm, który narodził się bezpośrednio przed I wojną światową. Odświeżony w drugiej połowie XX w. awangardowy nurt kwestionujący tradycję można określić mianem neodadaizmu, rozumianego jako szerokie odwołanie się do idei antyestetyki i ogólnie antysztuki. W ten sposób zburzono wszystko co było zachowując pozory kontynuacji. Jednocześnie zachowując przywileje dla producentów czegoś co sztuką już nie jest. Artysta stał się pasożytem, któremu rzekomo coś się należy. Dziś sztuka głównego nurtu to antysztuka. Piękno to z kolei brzydota, a może nawet obrzydliwość. Dlatego, w mojej ocenie, jedynym autentycznym działaniem plastycznym jest prowadzenie dialogu z innymi dziełami poprzez krytykę współczesności i nowoczesności. Ale czy ma to sens w czasach ogromnej nadprodukcji jednorazowych przedmiotów? Dadaiści i futuryści twierdzili, że trzeba zniszczyć starą sztukę by powstała nowa. Minęło już ponad sto lat i owa nowa sztuka stała się starą. Jasno z tego wynika, że wszystkie „nowości”, którymi karmią nas artyści od dziesięcioleci, to stare śmieci. Zepsute owoce opakowane w folię z nadrukiem „nowość”. Powiem wprost. Antyestetyka i antysztuka goszcząca w wielkich galeriach finansowanych z publicznych pieniędzy, to zużyte bezwartościowe starocie. Czy nie warto w takim razie posłuchać dadaistów i ową sztukę (antysztukę) zniszczyć wyrzucając na śmietnik? Czy jej miejscem nie jest spalarnia śmieci? Moim zdaniem sztuki już nie ma, a antykultura udająca kulturę jest niepotrzebna, bo potrzeby estetyczne mas i pojedynczych ludzi są zaspokajane zwykłymi przedmiotami o cechach estetycznych: samochodach, meblach, plakatach, grafikach gier komputerowych, narzędziach, naczyniach, itd. Tak jak chcieli tego awangardowi artyści człowiek stał się znowu dziki, a dzikusowi nie są potrzebne galerie i muzea. Dlatego należy zlikwidować wszelkie ministerstwa sztuki, skończyć z dofinansowywaniem pasożytów nazywanych artystami, przestać ich obdarzać medialnym immunitetem tolerującym każde obrzydliwe i niemoralne zachowanie. Zlikwidować należy też szkolnictwo artystyczne, bo dziś młodzi ludzie robiący performance lub instalacje jako prace dyplomowe z malarstwa dostają dyplomy akademii sztuk pięknych. To jest absurd! Jeżeli na egzaminie zawodowym ktoś pokaże wykonanego przez siebie buta, to może zostać szewcem, a nie piekarzem. Tym czasem malarzem, rzeźbiarzem zostaje ktokolwiek kto wykaże się inwencją w czymkolwiek. W szkolnictwie artystycznym wszystko stoi na głowie. Jest to prosta konsekwencja tego, że sztuką nazywa się to co nią z założenia nie jest, co jest jej przeciwieństwem. W takim przypadku, jeżeli sztuką jest sztuka oraz antysztuka, to sztuką jest wszystko, czyli nic, bo samo pojęcie traci jakiekolwiek znaczenie rozróżniające.

W konsekwencji moich rozważań na temat sztuki nie wiem już kim jestem. Z zawodu jestem plastykiem, jestem twórcą, ale jeżeli artystą jest ktoś kto produkuje śmieci, to ja nie chcę nim być. Śmieci produkuje każdy! Dlatego nazywam siebie rzemieślnikiem sztuki, a nie artystą. Zawsze chciałem wytwarzać przedmioty cechujące się jakąś estetyką, humanizujące przestrzeń otaczającą człowieka. Chcę by wytwór moich zdolności coś przekazywał. Dlatego w malarstwie poruszam najczęściej tematy egzystencjalne i eschatologiczne, bo właśnie takie zagadnienia mnie nurtują. Zawsze staram się jednak tworzyć prace posiadające walory dekoracyjne, ponieważ od zarania dziejów taką rolę pełniło malarstwo. Tym samym poszukuję symboli mogących pomóc w porozumiewaniu się między ludźmi. Czy jest to jednak możliwe? Czy dziś człowiek może porozumieć się z innym człowiekiem? Niestety moje wnioski są pesymistyczne, ale mimo przekonania, że nie ma już jakichkolwiek wspólnych kodów kulturowych między ludźmi, to często łapię się na tym, że próbuję. I właśnie taką próbą jest cykl Pęta, który powstał w 2013 r. i jest symbolicznym rozważaniem nad ograniczeniami wynikającymi z autonomicznych decyzji lub społecznych uwarunkowań. Jesteśmy skrępowani, bo nieomal każdy człowiek pęta się w życiu, ograniczając wolność, wikła się w egzystencjalnej marności, czasami zamyka. Próbowałem oddać ten stan w obrazach. Jako modele służyły mi różnego rodzaju liny. Czy jest to komukolwiek potrzebne? Nie wiem. Zwyczajnie. Nie wiem.

Włodzimierz Bykowski