W pięćdziesiątej czwartej odsłonie "Życia w ukryciu" Galeria Autorska proponuje poezję Barbary Gruszki-Zych i obrazy Wojciecha Nadratowskiego.
Barbara Gruszka-Zych – poezja
Barbara Gruszka-Zych – poetka, od ponad 30 lat dziennikarka „Gościa Niedzielnego”, pisarka. Wydała ponad dwadzieścia tomików wierszy. Ostatnio „Mój cukiereczek”” (2020). Jej zbiorek „Szara jak wróbel” (2012), wybitny krytyk Tomasz Burek umieścił wśród dziesięciu najważniejszych książek, które ukazały się w Polsce po 1989. Opublikowała też zbiory reportaży „Mało obstawiony święty. Cztery reportaże z Bratem Albertem w tle”,„Zapisz jako…”, oraz książki wspomnieniowe: „Mój poeta” o Czesławie Miłoszu, „Takie piękne życie. Portret Wojciecha Kilara” a także wywiad-rzekę „Życie rodzinne Zanussich. Rozmowy z Elżbietą i Krzysztofem”. Laureatka wielu prestiżowych nagród za wywiady i reportaże, m.innymi nagrody Stowarzyszenia Dziennikarzy Polskich w dziedzinie kultury im. M. Łukasiewicza (2012) za rozmowę z Wojciechem Kilarem. Wybory jej wierszy zostały wydane po litewsku i rosyjsku w Kownie, Wilnie, Petersburgu.
* * *
z tomiku Teren prywatny (1994)
* * *
z tomiku Teren prywatny (1994)
* * *
z tomiku Nic się nie stało (1995)
* * *
z tomiku Pali się mój próg (1997)
* * *
z tomiku Pali się mój próg (1997)
* * *
z tomiku Pali się mój próg (1997)
Praga
Z tomiku “Zapinając kolczyki
Małą dziewczynkę zgubiła sukienka
z tomiku „Ostatnie śniadanie” (2008)
* * *
z tomiku Szara jak wróbel (2012)
* * *
- pani Ryszardzie Kozowej
14 stycznia 2012
z tomiku Koszula przed kolana (2014)
* * *
mieć dłuższy dzień
na wypadek gdyby był ostatni
z tomiku Tacy kruchutcy (2017)
* * *
z tomiku Mój cukiereczek (2020)
chodzenie po literach
po spotkaniu z Monicą Tranströmer - żona nieżyjącego już poety Tomasa Tranströmera
teraz wiem że w Sztokholmie byłam w jeszcze jednym kościele na piętrze trzecim do trzech razy sztuka
żeby poznać prawdę co czym jest
za którymi drzwiami otwierają się następne prowadzące do pokoju poety
w którym siedział nie mogąc się poruszać
razem ze swoją żoną Monicą wtedy była ich jednym chodzącym podającym kochającym ciałem
dzisiaj podaje mi prawdą o tamtych dniach drżącymi ustami nadal ma piękną twarz którą musiał podziwiać nawet w nocy
bo noce odkrywają każdy ukryty blask którego w słońcu nie widać nadal go kocha po przejściu z nim milion razy tego pokoju i teraz kiedy go brakło chodzi w jego stronę po literach jego wierszy słodkim morzu łaskoczącym brzeg ich domu
jak modlitwy progi kościołów
* * *
jak pięknie wiatr rozwiewa włosy
na starych mostach łączących
wyspę z lądem cierpliwie
zezwalających deptać po sobie
swoim i przybyszom tysiącami
podeszew bardziej lub mniej wytartych przez cierpliwych wiernych
w przemierzaniu ziemi
mosty dobre miejsce spotkań
dla wydobytych spod lawiny wieków
i dzisiaj urodzonych próbujących zrozumieć jak się przechodzi z roku w rok
z sekundy w sekundę
przez wąską kładkę czasu
który jak woda pod mostem
uzdrowicielka pamięci pokazuje nam wiecznie nową twarz nad którą
płyną moje rozwiane włosy
----------------------------------------------------------------------------------------
***
Błogosławiona Barbaro, bo jednak myślę, że błogosławiona za swoją poezję, która mnie wzrusza i cieszy swoim polskim językiem, tak bardzo polska, jak u niewielu poetów i nie bojąca się dobrych uczuć, miłości, modlitwy.(…)
Czesław Miłosz
***
Niektórzy piszą wiersze, aby uporządkować sobie rzeczywistość. Jak dom, jak stos papierów na biurku, zatrzęsienie ikon na monitorze komputera, wiadomości w skrzynce odbiorczej. A więc niektórzy piszą wiersze, by sobie po prostu posprzątać. Oddzielić ziarna od plew, spam od pożądanej poczty, linię cieni pod opuchniętymi oczami od reszty zmarszczek. W kwestii Barbary Gruszki - Zych oświadczam, że nie po to ona wiersze pisze. A właściwie jest zaprzeczeniem tej postawy. Ona nie sprząta, nie dezynfekuje, nie psika odkażaczem. Ona opisuje życie, które nie jest sterylne. I choć ewidentnie da się wyczuć w jej wierszach jakiś pociąg, tęsknotę, pożądanie tego, co doskonałe (no cóż... w co i w Kogo wierzy, da się wyczuć na sto mil), to jednak ani krzty w niej anioła. Krew z krwi. Bez maseczki nie podchodź, bo się zarazisz. A co tu dużo gadać, bólu w tej poezji nie brakuje. (…)
Adam Pawlaszczyk
***
Dlaczego te „zapisy” właściwie „banalności” tak do nas przemawiają? Sądzę, że tajemnica tej poezji kryje się w umiejętności poruszającego odkrywczością, artystycznym dopracowaniem i – nie znajduję lepszego określenia – „kobiecą” intuicją, nazywania „za nas” wszystkiego, co jakoś tam tkwi w naszej pamięci i świadomości. Z braku talentu, z lenistwa, czy może dlatego, że nie mamy czasu, zostawiliśmy sobie te nasze „okruchy życia” bez słów. Z tą poezją one do nas przychodzą.
Na przykładzie twórczości Gruszki-Zych – wbrew heraklitowej logice – można się przekonać, że z biegiem lat wcale nie musi ubywać przestrzeni do odkrywania, że ciągle przychodzą nowe zdziwienia, zachwyty, smutki, doświadczenia przynależne kolejnym fazom życia warte zapisu. Tylko trzeba je zapisywać tak jak robi to autorka. Każdy kolejny tomik to jakby część pisanej wierszami jej autobiografii. Osobistej, osadzonej w konkretnych realiach, w której występują rzeczywiste osoby, prawdziwi ludzie, których poetka spotkała czasem tylko raz w życiu.
Miłosz zachwycał się wcześniejszą twórczością autorki z Czeladzi, pisał do niej o jej poezji, „która go wzrusza i cieszy swoim polskim językiem, tak bardzo polska jak u niewielu poetów i nie bojąca się dobrych uczuć, miłości, modlitwy”. Myślę, że to wszystko z tej twórczości do końca nie znikło. Ale gdzie jest wielka mądrość… Na szczęście przed wielkim smutkiem broni nas poczucie humoru Gruszki-Zych, brak egzaltacji i patosu w jej wierszach, budowanie poetyckiej rzeczywistości ze szczegółów i konkretów
Bogdan Widera
***
Barbara Gruszka-Zych, wybitna poetka, dziennikarka, autorka wielu znakomitych książek poetyckich, reportaży, wywiadów, tekstów krytycznoliterackich, obdarowała, za pośrednictwem katowickiego Wydawnictwa Naukowego „Śląsk”, licznych miłośników Jej twórczości kolejnym tomem, opatrzonym intrygującym tytułem - Basiu wróciłem[1]. Wiersze (a także prozy poetyckie) składające się na najnowszy zbiór Barbary Gruszki-Zych nasycone są „od dawna niewidzianym” słońcem. Motyw rozjaśniającego wszystko słońca pojawia się zarówno w wierszu inicjalnym (*** słońce na półce biblioteki), jak i w zamykających cały tom wzruszających wersach utworu ostatniego (*** nie chciałam ci tego mówić):
[1] Barbara Gruszka-Zych, Basiu wróciłem, Katowice 2018, ss. 64.
Zmartwychwstanie (w tytułowym Basiu wróciłem można wszak doszukiwać się radosnego zawołania Chrystusa – „Zwycięzcy śmierci, piekła i szatana”). Ten eschatologiczny motyw delikatnie przenika wszystkie teksty z najnowszego tomu autorki Takich kruchutkich, sprawiając, że jawi się on jako rozpisany na kilkadziesiąt epigramatów (to ulubiony gatunek Barbary Gruszki-Zych) wielkanocny hymn Exultet oraz jako pełna mistycznej żarliwości kontemplacja Boga, który z miłości do nas nie tylko stał się prawdziwym i pełnym Człowiekiem, lecz pragnie poprzez swoje ludzkie przymioty (a więc przede wszystkim przez cielesność) najsilniej jak się tylko da zbliżyć nas do siebie, zjednoczyć ze sobą.(…)
Janusz Nowak
***
(…) Podejmując w zbiorze „Mój cukiereczek” niejednokrotnie motyw memento mori poetka nie pomija żadnego z trudnych momentów istnienia: zarówno poczucie zagrożenia własnego życia, jak i towarzyszenie w chorobie i odchodzeniu bliskich jej osób są kolejnymi lekcjami artis bene moriendi. Należący do tej grupy utworów wiersz „Ciocia” jest przykładem zastosowania swoistej poetyckiej hermeneutyki ludzkiego losu, kiedy to „zaangażowane zrozumienie” innego człowieka pozwala lepiej zrozumieć samego siebie. Wiersz ten należy do wybitnych osiągnięć Barbary Gruszki-Zych i choć chciałoby się uzasadnić ten sąd, zatrzymując się choćby przez chwilę nad jego wybranymi frazami, lepiej będzie zaproponować czytelnikowi jego uważną, może nawet kilkukrotną lekturę.
Poetka nie byłaby sobą, gdyby nie skorzystała także i w tym zbiorze z ważnego dla niej kodu poezji miłosnej, łącząc swoje pragnienie harmonii i pełni (np. świetny wiersz „z drewna”) z doświadczeniem o wymiarze erotycznym, cielesnym. Jak przystało na nowoczesną poetkę, także w wierszach z tej grupy autorka eksploruje sensotwórcze pokłady języka, wykorzystując lubiane przez siebie gry słów, tym razem używając ich w sposób bardzo oszczędny i – może dzięki temu – wyjątkowo skuteczny (zob. np. wiersz „kogo”).
Tyle chciałoby się jeszcze napisać o tym ważnym zbiorze. Nie pozwalają na to zrozumiałe względy redakcyjne. Kończąc więc, spróbujmy odpowiedzieć na jedno tylko pytanie: skąd intrygujący, tytułowy „cukiereczek”? Może warto w tym celu przytoczyć in extenso wiersz, w którym pojawia się rzeczona fraza:
Kim jest ów tajemniczy „słodki”? „Krótkim przebłyskiem słonka”, „lekiem na całe zło”, a może po prostu „niezłym ciachem”? Kim jest ten, który uczy nas, jak „być gruboskórnym/wobec deszczu i wiatru”? A może „jest taki Jeden […] kto […] moje prochy wyniesie na wysokości”? (wiersz „przy okazji zdjęcia rentgenowskiego”, s. 40.)
Mój cukiereczek Barbary Gruszki-Zych to znakomity zbiór wzajemnie uzupełniających się i komentujących utworów: dobrze zakomponowany, pełen wyobrażeniowych, intelektualnych i duchowych niespodzianek. Ta dyskretna, a jednocześnie chirurgicznie precyzyjna poezja pozwala zachować nadzieję na możliwość sensu. W tym, a może i w każdym czasie marnym.
Stanisław Jasionowicz
***
Aby tak pisać, trzeba prawdziwie kochać życie (biometafizycznie), a w przemijaniu - tym "skandalu metafizycznym" - dostrzegać wiarę, nadzieję i miłość.
Jan Stolarczyk
---------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Wojciech Nadratowski – obrazy
Wojciech Nadratowski ur. 1957 w Wąbrzeźnie. Malarz i rysownik, zajmuje się także grafiką wydawniczą, ma na swoim koncie pokaźną liczbę opracowań graficznych przygotowanych do literatury pięknej i poezji (Wydawnictwa Pomorze). W latach 80. XX w. współpracował z Ilustrowanym Kurierem Polskim. Od 1979 r. związany jest z Galerią Autorską Jana Kaji i Jacka Solińskiego w Bydgoszczy. W latach 1980-1984 zajmował się działaniami konceptualnymi pod auspicjami (założonego przez siebie) Biura Strat Bezpowrotnych. Jest autorem kilkunastu indywidualnych wystaw malarstwa. Uprawia głównie pejzaż oscylujący między poetyckim realizmem, abstrakcją a surrealizmem. O swojej twórczości mówi: „Jest to próba subiektywnej rekonstrukcji i przemiany zewnętrznych wartości w kompozycję ułożoną według własnej logiki i wrażliwości”.
Koszula-świat
Do cyklu malarskiego „Koszule” Wojciecha Nadratowskiego mam stosunek osobisty, ponieważ towarzyszą mi już od siedmiu lat, jako motywy okładek moich tomów dramatów. W 2014 roku była „Koszula zielona”, która trafiła na okładkę „Generała i innych dramatów politycznych”, trzy lata później „Koszula na drogę” ozdobiła „Prawdę i inne dramaty”, a „Koszula teatralna” jest znakiem graficznym książki „Witaj Barabaszu. Nowe dramaty”, która ukazała się w 2020 roku.
Czuję się więc poniekąd zobowiązany, żeby wyjaśnić po pierwsze dlaczego zwróciłem się do Wojciecha Nadratowskiego o użyczenie jego dzieł w celach wydawniczych, a po drugie dlaczego jego dzieła mnie fascynują. Drugie pytanie po części odpowiada na pytanie pierwsze, ale warto to doprecyzować. „Koszule” są cyklem tematycznym, skupionym wokół tytułowego motywu odzieżowego, ale tak jak w noweli osoba czy przedmiot, wokół których rozgrywa się akcja, pozwalają na wypowiedzenie jakichś prawd ogólnych, tak w obrazach Nadratowskiego koszula staje się pretekstem do snucia wielokierunkowych wariacji. Kompozycyjnie podporządkowane głównemu wątkowi, obrazy tworzą serię, w której myśl i wyobraźnia znajdują wciąż nowe pola wypowiedzi. Artysta zmienia formę, kontekst, kolor, fakturę. Koszula „odrywa się” od swego pierwotnego przeznaczenia i odsyła nas w rejony pejzażu (jak w „Koszuli zimowej I”), sytuacji (minicykl „Koszule kolejowe”), gry z formą i kolorem („Koszula karciana”), czasem też występuje w towarzystwie symboli. Tak jest we wspomnianej na wstępie „Koszuli teatralnej”, która zyskuje wymiar scenicznej dekoracji z czerwoną czapeczką, wysuniętą szufladką i deskami sceny. Inną strategię artysta obrał choćby w obrazie „Niebieska koszula”, który zwraca uwagę niemalże jednolitą kolorystyką, z kilkoma plamami światła. Koszule przeobrażają się w struktury z papieru, trawy, rybich łusek albo wręcz z powietrza i światła, jak „Koszula dróżnik”. Zwróćmy uwagę – koszula tak bardzo przylega do ciała, że staje się dróżnikiem, przejmuje jego punkt widzenia, wybija na koszulową niepodległość.
Owszem, „Koszule” są popisem technicznej sprawności Wojciecha Nadratowskiego, ale zarazem pokazują, że malarstwo może być i zabawą znakami, i myśleniem. Proces myślowy odbywa się tu rzecz jasna bez słów, wyłącznie za pomocą gestu malarskiego. W pewnym sensie prace z tego cyklu przypominają plakaty, co może tłumaczyć ich atrakcyjność wydawniczą. Oglądając kolejne obrazy, kolejne warianty tej samej koszuli, zadajemy sobie pytanie czy istnieją granice artystycznej ekspresji i od razu sobie odpowiadamy – nie, oczywiście że nie. Wojciech Nadratowski na długim sznurze rozwiesza przed nami swoje koszulopodobne byty, jakby mówił: proszę, cieszcie się nimi, przymierzajcie do własnych gustów, upodobań, doświadczenia, wrażliwości, erudycji. I przecież jesteśmy pewni, że artysta nie powiedział jeszcze ostatniego słowa, że cykl będzie rósł, obrastał w kolejne warstwy znaczeń, a my za każdym razem będziemy zdumieni nieposkromioną siłą ludzkiej wyobraźni. Bo jest ten cykl sam w sobie pochwałą twórczości, która z przedmiotu codziennego użytku potrafi zbudować wehikuł unoszący nas w sferę, gdzie słowa już nie wystarczają i pozostaje nam upajać się pięknem form i barw. A to niemało.
Jarosław Jakubowski