W siedemdziesiątej czwartej odsłonie "Życia  w ukryciu" Galeria Autorska proponuje poezję Kazimierza Rinka i obrazy Zbigniewa Papkego.

-------------------------------------------------------------------------------------

Kazimierz Rink – poezja

Kazimierz Rink, poeta, recenzent, dziennikarz radiowy, animator kultury, instruktor teatralny (Scena Klubowa w Tucholi). Mieszka w Tucholi. Twórca i współtwórca przedsięwzięć o charakterze ogólnopolskim, m.in. "Czwartków literackich" w Tucholi i Chojnickich Nocy Poetów. Jako poeta zadebiutował w kwartalniku regionalnym "Tucholanin" (1986). Laureat i juror ogólnopolskich konkursów poetyckich. Autor kilku książek poetyckich; "Rozmowa o wschodzie słońca" została uhonorowana Nagrodą im. Ryszarda Milczewskiego-Bruno (2008). Redaktor i współtwórca almanachu "Poeci Borów Tucholskich" (2012). Jego wiersze znalazły się w almanach "Arka poezji", "Na oścież" (Chojnice), Ogólnopolskich literackich Spotkań Pokoleń (Kruszwica) i "Aspektach 2016/17" (Gdański Klub Poetów). Jako dziennikarz radiowy zrealizował 130 programów w ramach Radiowej Poczty Literackiej. Współpracuje z Oddziałem RSTK w Bydgoszczy, miesięcznikiem "Akant", "Pegazem lubuskim"  w Gorzowie Wlkp. Uhonorowany odznaką "Zasłużony działacz kultur" i Medalem im. Jerzego Sulimy-Kamińskiego za zasługi dla kultury regionu Pomorza i Kujaw. Od ponad 40 lat czynnie związany z Polską Federacją Dyskusyjnych Klubów Filmowych. Członek oddziału bydgosko-toruńskiego Związku Literatów Polskich.

 

KAWIARNIE, KAWIARNIE

 

Złociste płyny, fluidy, uśmiechy
kawiarnia wirująca niczym obrotowa scena
w dotykach spojrzeń, w łódeczkach tytoniu.
Magnolii kiść, powój dymu oddziela twarze, przepływa
przez wyznania Heloizy i Abelarda, przez zapomnienie
tak wiernych tej chwili, miejscu i przestrzeni.
 
A  obok kantyczka ulicy. Gwarna jak
strumyka rozśpiewane echo, dobosze nawołują czas,
lodziarze śmietankowe sople podniebienia.
Posmutniał gdzieś tamburyn, osy pognały do miodu,
pozdrowił dzień przechodzień słońca.
 
Kawiarnie, okruchy miłości,
motyle upału,
ramiona kobiet - nieśmiertelne klejnoty westchnienia.

 

 

ŚW. FAUSTYNA. DZIENNICZEK

 

Dotknąć Cię szeptem wierzbowej gałązki
Albo cienistość parkanów zamienić na habit
Jaki to dotyk? pewnie jak traw grząskich
Co rozmodlone pluszczą na równi z łąkami.
 
W Twoim Dzienniczku confessio świecy. Ptak szybujący
Nad pogodą ikon. Dzień we mgle odchodzą
W stronę niepojednanych w utracie zasmuceń
I jeszcze jednej z serca wysupłanej nucie.
 
Jesteś mi wodą rozwidlonej drogi, tych co gubiąc trakty
Nie zdążą już do oaz ani źródeł. Anioł ich prowadzi
Do Ciebie, w Dom Błękitnooki, może coś poradzisz?

                                                            

 

Z NIEDOKOŃCZONEGO LISTU

 

Która
kochałaś górskie stoki
           
i przeguby sennej chryzantemy
purpurę wina i subtelny odblask porcelany
jak antylopa wabiona krętymi ścieżkami
i od ksiąg wielu przebieglejsza
bolesna w powstawaniu jesieni
i nieodgadniona w psalmach lata
Któraś
poszła za Mistrzem i Fausta śladami
odświeżała pieszczotę ogień rozpinała
biegnąca chyłkiem wśród
pochodni  i mroźnych galaktyk
z obrysowanym na tarczy
cieniem mojego cienia
Której
motyli i źródeł nie zmogły
lata świetlne ani strzępy nocy
tylko zakątki nieba rozszeptane
zawirowały w brązowych parkach oczu
i nim odeszła zastygła gdzieś ponad
bezimienna pamięć klejnotu
i ciernia

 

 

EPITAFIUM DLA MIASTA

 

Nigdy nie zawierzyłem temu miastu,
Ze spalonym kinem i obsesją pomników.
 
Jego szelest zanikał już nad ranem
Jak gdyby kończył się z wysychaniem rzeki
jej ironiczna nazwa wystarczała za wszystko
a wszystko żyło tu swoim pozornym istnieniem.
Cokolwiek się zdarzyło, pod Gwiazdą Piołun
wiodło w krętą matnie niezawodnych przeczuć.
 
Ludzie przechodzili obok siebie niezauważeni
ich oczy odbijały nieufność w gejzery zieleni,
w krzykliwe doniesienia, wynalazki cywilizacji
nikt nikomu nie obiecywał szpaleru słoneczników
większość przebierała się za handlarzy złudzeń
nie przyznając do bezsenności nad wyziewami brukowca.
 
A przecież samotność, to podstępne zwierzę
Nie przebierała w konwenansach i czyniła swoje.
Dlatego rzeczy najprostsze przychodziły mi
z trudem, mimochodem mijał ból rezygnacji.
 
Czasami o zachodzie słońca miasto gaśnie.
Znikają rysy twarzy i kontury martwych ulic,
przenika tylko pojedynczy cień, ślad czasu
i znika w moich źrenicach. Tylko po odgłosach
rozpoznawałem wybuchy śmiechu i złorzeczenia.
Szybko zapadał zmrok albo dudniąca cisza,
 rozsypana gdzieś schodach i piętrach.
Nic nie przychodzi mi łatwo, a jednak
uczyłem się tego trwania w oddaleniu.
 
Tkwię w nim jak róża w mroźnym powietrzu
I nie wyrzekam się niczego. Jeśli coś mi zostaje
to uwierzyć sobie  na przekór nietrwałości, która
noc w noc na przemian straszy mnie i zwodzi.

 

 

FRAGMENT Z KILARA

 

Jesień znowu przez ciebie, bo znikasz świetliście
Jak schnące słoneczniki, ogrody po deszczach
i kartki twoich wierszy po zmierzchach szeleszczą,
ale gdzieś już porzucone, rozmazane mgliście.
Kopci się knot nostalgii. Listów nikt nie pisze. 
Ktoś przyniósł wczoraj sweter porzucony w szatni,
to niby na wieczność pierwsze, zostało ostatnim
i nawet w drzewach za oknem wiatr uwięził ciszę.
Wcześnie powleka dłonie opar porannej wilgoci.
Ciepło flaneli na skórze to już inny dotyk.
Słania się żagiew świata. Zieleń odpadła z paproci.
Angelus, miał nigdy już nie wrócić. Wraca tamten motyw...

 

                                                *

 O SOBIE SAMYM

 

Co dojrzewało we mnie latami trwa dłużej
niż jedno lato w czasu przejrzystej kopercie
w zbawiennej porze zranień opatrzonych wierszem
zdarzały się chmur oberwania i gradowe burze
 
czułość dla rzeczy kruchych zwierzenia najszczersze
schodzenie w głąb siebie jak do ciemnej studni
bliskość gordyjskich węzłów gdy z pozoru trudniej
wybrać pamięć na końcu niż którejś zaufać ucieczce
 
wrastam w aleję chronioną przed wyrębem drzewa
w samotność ścinanych gałęzi każdej kolejnej jesieni
 
jeszcze ciągle poranki ptaki i bezkres u źródeł strumieni
jeszcze gdy klangor nade mną mam ochotę śpiewać
ale schodząc ze wzgórza nie ja ono mnie wybiera

 

 

IFIGENIA

 

Nie widziałem jej nigdy, ale czasem jeszcze
potrafi się przyśnić, podążyć za zapachem
jaśminów z pierwszych muśnięć wiosny, tej
nawet spóźnionej, bo z deczkiem przeziębień,
 
wszędzie podobna ofiarnym stosom i zapałom
kobiet jasnoskrzydłych o giętkiej mowie ciała,
gotowych oddać wszystko za brak przewin
w czynie i czekać odkupienia do samego końca.
 
Całopalne piękno od wieków po jej prawej stronie,
z lewej tasiemka do wplotu w gałązki wawrzynu Beocji,
Grecji nie przystoi pętla wendety, kaprys Artemidy
i ogień krzywdy bogom wojen strzegących palenisk.
 
Tyle o niej wiemy, że przemknęła w śmiertelnym
pochodzie cieni jak łania podana z wysoka na
popielne zgliszcza. I jeszcze, że Tauryd istnieje,
schylony nad nadgarstkiem śnieżnych aniołów Itaki.

 

---------------------------------------------------------------------

*

Kazimierz Rink. Wiersze tak prawdziwe jak On sam. Gdy pisze o miłości to pisze w sposób prawdziwy. o uczuciach Kazik nie może pisać nieprawdy. Potrafi w sposób prawdziwy, subtelny pisać o największych swoich przeżyciach. Zarażą nas swoją delikatnością, mądrością.

Aleksander Jędrzejczak

*

Kazimierz Rink jest kolekcjonerem słowa, kolekcjonuje słowo i kolekcjonuje słowa, umiłował je tak bardzo, że stały się z nim zrośnięte i tworzą nierozerwalną całość, pojawiają się wszędzie z jego wernisażem sztuki, gdzie on sam jest w tle własnych słów. Nie uznaje więc utworów anorektycznych, surowych w prostocie, zwięzłych frazą i oszczędnych wersem. Jego wiersze, jego tomy poetyckie pisane są rozłożystym epitetem, co nie jest tylko i aż wynikiem powyższego, ale rodzajem schronu dla poety-człowieka żyjącego w tle słowa/słów, który mieszając liryczną barwą odwraca uwagę od swego rachitycznego wnętrza, który wypełnia przestrzeń wokół siebie na tyle

dźwięcznie i trójwymiarowo, by to co zabrzmieć najpełniej powinno jedynie tylko z lekka zadrżało, wyjrzało i skryło się ponownie za zasłonę wytwornych sukien wierszy.

Wiersz jest dla Poety dworskim teatrem, ucztą smakosza, nie ma w nim miejsca na sprawy lepkie i brudne, na tematy eschatologiczne z zaznaczoną brzydotą czasu, czy zmarszczkami niedomagań egzystencji, bo On kocha życie i Jego afirmacja nim nie topnieje z wiekiem, nie tępi się i nie trzeba przycinać jej brody. (...) W czasach zalewającego nas pesymizmu, przygnębienia i destrukcji w sztuce poezja Rink a staje się czymś na wskroś niecodziennym, z innej epoki, z innego świta. Romantyczna natura znalazła swój wyraz w barokowym przepychu a zwłaszcza wzniosłości słowa i w takim stroju wrażliwość i delikatność Twórcy czuje się najlepiej, bo jakże należy skrywać swą chłopięcą  kruchość, by nie ulec światu, by nie ulec życiu z jego kuszeniem, podstępem i pułapką czasu...

Ewa Klajman - Gomolińska

*

Na pozór może z lekka uwodzić i drażnić ładność i gładkość wypolerownej optymalnie strofy, lecz wkrótce okazuje się, że ta estetyczna przygoda ze słowem ma wymiar głębszy, a już na pewno bardzie złożony. Liryka bowiem jest rzeczywistym żywiołem poety z  Borów Tucholskich, który tropi samą istotę Piękna tam, gdzie inni mijają ją w pogoni za złudnymi mirażami życia. Sporo tu nostalgii, zadumy nad mijającym czasem, ale i zamyślenia nad cierpkim zwykle, zaprawionym goryczą  naszym "tu i teraz". Co zaś trafia do wierszy wolne jest od ślizgania się po powierzchni i  trącących banałem uproszczeń. Poddane obróbce czułego "mędrca szkiełka i oka"...

                                                                                                  Anna Borek - Sobkowiak

*

... w tych wierszach poeta uwiecznia momenty, zdarzenia i otaczającą go rzeczywistość, poddając to własnym przemyśleniom z perspektywy doświadczenia i mądrości, jakie go cechują. Wiersze Kazimierza Rinka charakteryzuje bogactwo stylu i języka. Ów specyficzny język powoduje, że wiersze stają się nietuzinkowe i przyciągają uwagę odbiorcy. Każde słowo i wers są niezwykle przemyślane, nacechowane ukrytymi znaczeniami, które autor nam odkrywa. Dotyczą także przyrody - przyrody przypisanej urodzie borów Tucholskich. Przyroda, mam wrażenie jest jednak tylko tłem otaczającym to wszystko, co poeta komunikuje odbiorcy. W tej poezji nade wszystko ważny jest Człowiek - jego codzienne problemy, rozterki i wahania. Nie ma tu wyidealizowanych bohaterów, może dlatego każdy znajdzie tu cząstkę siebie i własnych doświadczeń. To wiersze uderzające autentyczne, dobitne, pobudzające do ważkich przemyśleń. Tak rzadko doprawdy spotykany krajobraz słów powoduje, że ze wszech miar warto, a nawet trzeba po nie sięgać.

Michał Folega

-------------------------------------------------------------------------------------

Zbigniew Papke – obrazy

Zbigniew Papke, ur w 1936 r. Studiował na Wydziale Sztuk Pięknych UMK w Toruniu. Dyplom w pracowni prof. T. Niesiołowskiego i prof. S. Borysowskiegow 1962 r. Od 1963 r. członek Związku Polskich Artystów Plastyków. Rzeczoznawca z zakresu malarstwa Ministerstwa Kultury i Sztyki oraz stypendysta MKiS i WRN. Uprawia działalność twórczą w dziedzinie malarstwa i grafiki wydawniczej. Jest od wielu lat animatorem upowszechniania plastyki jako komisarz artystyczny bydgoskich plenerów malarskich. Autor 15 wysław indywidualnych, brał udział w 10 ekspozycjach Okręgu Bydgoskiego ZPAP. Uczestniczył w 37 wystawach ogólnopolskich, m.in.: Wrocław - Triennale rysunku, Szczecin –  IV, V, VI i VII Festiwal Współczesnego Malarstwa Polskiego, Opole – VI Wiosna Opolska, Szczecin – wystawa marynistyczna „Konik Morski”, Bydgoszcz – „Motywy wiejskie w polskim malarstwie współczesnym”, Sopot – wystawa „Polska - krajobraz, ludzie, idee”, Lublin – II, III i IV Ogólnopolskie Triennale Akwareli, Bydgoszcz – II Ogólnopolski konkurs plastyczny o nagrodę Leona Wyczółkowskiego, Poznań – „Interart”. Udział w 10 wystawach za granicą, m.in.: Czechy, Niemcy, Szwajcaria, Rumunia, Francja i Dania. Laureat wielu nagród artystycznych, medali i wyróżnień, m.in.: odznaczony Srebrnym Krzyżem Zasługi, Złotą odznaka związku Polskich Artystów Plastyków. [Fot. Jerzy Riegel]

*    *    *

Jego pejzaż to jakby ten sam motyw malowany, przetwarzany ciągle od nowa: widziany wyłącznie jego oczami. Przez tyle lat przyzwyczailiśmy się do tego, że jego pejzaże muszą być takie. Są kreacją malarską pejzażu wewnętrznego, wynikającego z jego psychiki, takiej, a nie innej wrażliwości i jemu właściwych emocji. Znać w nich ów wewnętrzny przymus który prowadzi rękę artysty. Dlatego wszystkie obrazy posiadają tak jednolicie i konsekwentnie kształtowane formy, wciąż te same, silne kontrasty walorowe i ekspresyjną gamę kolorystyczną. Malarstwo akwarelowe ‐ ta trudna technika zmusza go do poszerzenia swojego widzenia. Dotyczy to przede wszystkim problemu światła i koloru, jego większej czystości i intensywności. Coraz lepsze opanowanie techniki akwarelowej prowadzi do ewidentnych sukcesów artysty w tej dyscyplinie.

 Krystyna Olejnik

*    *    *

 Przede wszystkim malarz krajobrazu. Forsuje wartości silnie ekspresyjne i napięciowe. ... Motywy z Kaszub, Borów Tucholskich, z Funki, z Charzykowych, Bachorza, z Wdzydz Kiszewskich, Śliwic czy Krągu. Oto główna ulica, w pionie, przy której z obu stron wszystko się dzieje: jest kompleks skansenu z ,, koźlakiem” kościół są jeziora, piachy kaszubskie... Sprowadzono to pospołu do kompozycji malarskiej o wyrazistej symbolice miejsca, miejsca widzianego jakoby z góry, z lotu ptaka. Prace przypominają mapy. Przeważa w nich, i to zdecydowanie, widzenie topograficzne. Maluję od lat akwarelę. Są znacznie cieplejsze w kolorze od olei. Nic dziwnego bowiem prawie wszystkie powstają w plenerze ‐ w słońcu. Są zapisem spontanicznym, dowodem przeżytej i uchwyconej chwili techniką rzeczywiście alla prima. To szczera praca na przyrodzie.

Kazimierz Hoffman

*    *    *

Malarz prowadzi grę ‐ między przypomnieniem natury a czysto konstrukcyjnym znaczeniem linii i plam. Formy krajobrazowe buduje przy pomocy kolorów. Cezanne pisał ,, W malarstwie chodzi o to by w odpowiednim miejscu położyć odpowiedni kolor „. Obrazy jego są wyabstrahowane z konkretnej rzeczywistości, choć wyraźnie się do niej odwołują, może powiedzmy ją sumują ‐ łączy i zespala w jedno ‐ materię i myśl, prawdę i fikcję kreowanych motywów. Krajobraz jest dla niego pretekstem dla ukazania własnej, wewnętrznej wizji tego skrawka natury. Malowanie akwarelą ma w sobie coś z gestu aktora. Artysta podejmuje błyskawicznie decyzję ostateczną. Tu nie ma miejsca na poprawki. Oko, myśl i ręka muszą tworzyć jedność, dla tego sposobu malowania to warunek sine qua non. Był i jest wrażliwy na kolor, na efekty barwy, na ich piękność. Akwarele to potwierdzają. Tak jak zauważył poeta Władysław Zawistowski w swoim wierszu ,, Ars poetica’’ ‐ ,, Jest mnie tyle, ile siebie powiem ”. Powiedział dużo chcę wierzyć, że jeszcze do tego coś dorzuci.

 Łukasz Płotkowski

*    *    *

Artysta, dzięki fantazji, swobodzie technicznej a równocześnie analizie, łączy w całość naturę i cywilizację. Poprzez syntezę form i uporządkowanie kompozycji, co wydaje się jego naturalną umiejętnością, przekształca on zaobserwowaną rzeczywistość zgodnie z własną estetyką. Czyni to w taki sposób że widz przyjmuje artystyczną wizję malarza jako prawdopodobną. Więc ‐ odnajduje się w niej. Patrząc, odczuwa satysfakcję. Dotyczy to, przedstawień z dojrzałego okresu twórczości, naznaczonych w różnym stopniu realizmem, a przecież ,, płaszczyznowych”, w których perspektywa wynika z umiejętnego układu i interpretacji elementów pejzażu. A więc, są one z ducha awangardowe. W pracach olejnych, większych niż akwarele, artysta ujawnia charakterystyczne możliwości tej techniki. Rozpoznajemy na nich wcześniejsze miejsca i motywy. Zauważamy, jak określonym kadrom przypisane są ,, problemy plastyczne ”, ponieważ Zbigniewowi Papke, krajobraz jawi się jako potencjalne zadanie formalne, przeznaczone do autorskiego rozwiązania. W tych pracach jeszcze dobitniej widać, jak malarz kreuje pejzaż.

Hanna Strychalska