W siedemdziesiątej szóstej odsłonie "Życia  w ukryciu" Galeria Autorska proponuje publicystykę kulturalną Hanny Strychalskiej i obrazy Kazimierza Drejasa.

-------------------------------------------------------------------------------------

Hanna Strychalska – publicystyka kulturalna

Hanna Strychalska urodziła się w Bydgoszczy. Jest historykiem sztuki i eseistką. Zajmuje się głownie plastyką, ale także poezją, teatrem, muzyką, filmem i scenografią. Związana jest przede wszystkim z bydgoskim środowiskiem plastycznym i literackim, ale pisze również o twórcach działających w innych środowiskach artystycznych w Polsce. Szkice krytyczno-artystyczne publikowała w czasopismach literackich, plastycznych i filozoficznych, m. in. w „Toposie”, „Poboczach”, „Wyspie”, „Akancie”, „Kontekstach”, Kwartalniku Rzeźby „Orońsko” i „Filo-sofiji”.  Od 2010 roku współpracuje z Galerią Autorską Jana Kaji i Jacka Solińskiego w Bydgoszczy oraz „Bydgoskim Informatorem Kulturalnym”. Nagrodzona medalem „Za twórczy wkład w kulturę chrześcijańską” za 2020 rok. [Fot. Jacek Kargól]

 

*     *     *

 

            Pamięci anioła, którego twarz jest odbiciem oblicza Tego, który go posłał.

Najpierw ten, który stąpał bezszelestnie po zimnej posadzce, wchodząc w łagodny półmrok małej komnaty Marii. Przez niewielki otwór okna, wlewało się południowe światło, załamując się na krawędziach szklanego wazonu. Lilie, zerwane z rana w przydomowym ogrodzie, nieśmiało rozchylały białe kielichy i wyglądały tak, jakby się rozglądały dokoła. Maria pewnie wcale by go nie zauważyła, tak była skupiona na rozważaniu słów psalmisty: Pan jest moim pasterzem, nie brak mi niczego..., gdyby nie poszum jego skrzydeł. A potem wszystko, co powiedział. I jego spojrzenie. Nigdy jeszcze nie wdziała tak jasnego, szaro-zielonego wejrzenia.

Następnie ten, który towarzyszył ucieczce do Egiptu, a może był obecny tylko w czasie jednego z postojów, gdy Maria, z dzieckiem na ręku, usiadła pod rozłożystym, ale rzadkim drzewem, tak więc, i tu dosięgał ją żar przedwieczornego słońca, a Józef zdejmował bukłaki z umęczonego drogą i bagażem, osiołka. I ten anioł. Młodziutki, w zgrzebnej sukni, który zerkając w trzymaną w obu rękach partyturę, śpiewał dyszkantem, piano. Jego pieśń była jak haust źródlanej wody, w cieniu migdałowca. Śpiewał coraz bardziej zapamiętale, zapominając o czerwonej, rozgrzanej ziemi, która parzyła jego delikatne stopy. Stopy, które pierwszy raz dotknęły ziemi.

I jeszcze ten, posłany, aby uspokoić trzy Marie, gdy zobaczą, że skalny grób, uprzednio zamknięty monumentalnym głazem, jest pusty. Podobno, zbudzony długo przed świtem, był bardzo niewyspany i niespokojny. Gnany myślą, żeby tylko zdążyć. Przysiadł na szczycie groty chwilę przed tym, nim się pojawiły. Zdyszane i zmartwione, zaopatrzone w oleje, płócienne chusty, i pełne najtkliwszych intencji. On starał się mówić zwyczajnie, spokojnie, i wyglądać, jak najmniej anielsko.

[Pamięci anioła, tekst inspirowany tematyką anielską, malarstwem i poezją, 1999, fragmenty]

 

*     *     *

            Zastanawia konsekwencja tematyczna i formalna wierszy. Ich bezpośredniość, wręcz surowość. No cóż, to bardzo mało liryczna poezja – w potocznym rozumieniu tego słowa. Można powiedzieć więcej – mało kobieca. Ani jednego wersu o miłości, szczęśliwej lub nieszczęśliwej; w poezji, w przeciwieństwie do życia, to akurat bez znaczenia. Zupełnie nic o snach, marzeniach, czy pięknie natury. Tylko dość odważny i przenikliwy, również pod względem psychologicznym, ogląd sytuacji i kondycji człowieka w „epoce postmodernizmu”.

            Ciekawe jest spojrzenie na rzeczywistość i bohaterkę z dwóch stron.

Kropka jest tak zaangażowana w budowę „nowego świata”, że traci poczucie własnej tożsamości, a może właśnie niepewność w tej kwestii, staje się powodem jej działań? Cokolwiek myślałaby ona o sobie, Borcz daje nam przecież znać, że to „kropka” a nie „przecinek”. Żyjąca w chaosie bohaterka, jest jego wytworem, a jednocześnie, biorąc udział w jego podsycaniu, staje się ofiarą. Istnieje w ciągłym rozedrganiu, pływa po powierzchni, syci się iluzją, ale przecież chce żyć i odnaleźć swoją prawdę, która jak wszystko, co cenne w życiu – wie o tym – będzie ją wiele kosztować. Znaczące w opisie Kropki jest starożytne, biblijne pojęcie serca. Zgodnie z tradycją, to w nim właśnie mieści się źródło duchowości, sumienia, emocji, twórczej inwencji i działań. Serce bohaterki jest tak skomplikowane, jak jej osobowość i poczynania. Z jednej więc strony, ona sama: utrwala / kamień w sercu / by nigdy nie skruszało („kropka znad i”), z drugiej –  jej nadwrażliwe serce drży w lęku („jej zajęcze serce”). Narratorka obserwuje Kropkę z bliska, patrzy w jej twarz, czyta myśli, „opisuje” klaustrofobiczność i pustkę przestrzeni, w której żyje. Z drugiej strony, widzi ją, jakby z odległości innej planety. Ożywiony punkt w ciemnej nieskończoności Kosmosu, który kręci się wokół własnej osi / po orbicie przetrwania („kręcę się”). I tylko tyle, bo: czy może zaistnieć / niepodległy byt / na okrągło uwięziony („jestem”). Okrągłość i zamknięcie oznacza w tym wypadku skończoność i przemijalność, a co najważniejsze – podrzędność człowieka wobec jego Stwórcy.

 

*     *     *

            Na szczególną uwagę, ze względu na treść i wymowę, zasługuje „Epilog”, składający się z trzech wierszy. Znajdujemy w nim ciekawe przedstawienie: w rajskim ogrodzie / rośnie potężne drzewo / majestatem wyznacza axis mundi / wspiera nieboskłon / przechowuje odwieczną prawdę. Zamiast Adama i Ewy, widzimy pod nim dzieci, które niebezpiecznie igrając z ogniem, doprowadzają do zniszczenia raju. I choć same – jak zapewnia narratorka – są ogniotrwałe, i może właśnie dlatego pozbawione instynktu samozachowawczego, to jednak giną: ulatują popiołem / bez stresu / jak latawce / donikąd („w rajskim ogrodzie”). Można powiedzieć, że jaka rzeczywistość ziemska, taki i raj. Ten pozbawiony jest obecności Boga, a nawet Jego pragnienia. Świadomości jaka jest wartość życia i czym jest śmierć, także cierpienie. Nie ma tu podstawowego rozpoznania dobra i zła. Jaką więc rolę spełnia to wspaniałe drzewo? Podtrzymuje nieboskłon i przechowuje odwieczne prawdy, w oczekiwaniu na lepszy czas? Raj, choć inny od swojego biblijnego wzorca, kryje w sobie cząstkę metafizyki, ale i ona zostaje zniszczona przez, ograniczonych intelektualnie i moralnie, nastoletnich profanów. Czy właśnie tacy ludzie przyjdą po nas? A ich nieuświadomioną tragedią będzie ulecenie jako popiół, a nie nieśmiertelna dusza?

[O mirażach wolności i nadwrażliwości serca, tekst w tomie poezji Marii Borcz, Kropka znad i, 2020, fragmenty]

 

*     *     *

Prace Kreutz Majewskiego odnoszą się do dwóch, bardzo ważnych pod względem artystycznym i historycznym, przedstawień: Wyzwolenia, zrealizowanego w 1982 roku przez Kazimierza Dejmka, w Teatrze Polskim, oraz Nocy Listopadowej, w reżyserii Jerzego Grzegorzewskiego, wystawionej w roku 1997, czyli na otwarcie, odbudowanego po pożarze, Teatru Narodowego. Były to, jak wiadomo, twórcze adaptacje dzieł Stanisława Wyspiańskiego. Dejmek jak i Grzegorzewski – wielkie indywidualności sceny dramatycznej – wyeksponowali czy wręcz rozbudowali w swoich realizacjach niektóre wątki obu sztuk, prowadząc – na podobieństwo Wyspiańskiego – osobisty dialog z tradycją romantyczną, ale z właściwej im perspektywy czasowej.

Interpretacja reżyserska Wyzwolenia i Nocy Listopadowej znalazła odzwierciedlenie w przekazie plastycznym, gdzie widoczny jest silny wpływ dojrzałej osobowości scenografa. Przyglądając się zgromadzonym na wystawie pracom Kreutz Majewskiego, odniosłam wrażenie, że z młodopolskiej rzeczywistości idei wolnościowych, społecznych i artystycznych, wyłaniają się bohaterowie dramatu, w których charakterystyce zewnętrznej znajdujemy echa malarskiej działalności Wyspiańskiego. Dotyczy to szczególnie, pełnych ekspresji, postaci znanych z witraży i ich projektów. Są też inne, natchnione – jak mi się zdaje – przez Mickiewiczowskie Ballady i romanse, a także dramaty Słowackiego.

(…) W projektach Katarzyny Śląskiej (Noc listopadowa) natomiast, dostrzegamy malarskie kontrasty koloru, światła i faktury, które budują syntetyczne wnętrza i pejzaże. Dopełnienie stanowi postać Nike, tej samej autorki, nazwanej przeze mnie „zwielokrotnioną”, bo poddaną, jakby futurystycznej analizie, wewnętrznego raczej niż fizycznego, ruchu. Półnaga, kształtna i dostojna, zdaje się wykuta, dawno, w srebrzystoszarym meteorycie. Musi więc poprzedzać białe i gładkie posągi Praksytelesa. Przeniesiona tu z zamierzchłej przeszłości, w swoich bezpiórych skrzydłach zamyka jeszcze fragmenty ocalałej, kosmicznej pustki.

 

*     *     *

            Zupełnie odrębną kwestią, istniejącą obok artyzmu adaptacji i scenografii, a rozpatrywaną również w kategoriach sztuki, jest aranżacja tej ekspozycji, autorstwa Przemysława Klonowskiego. Fakt, że podkreśla ona, poprzez zamysł wystawienniczy, wartości intelektualne i wizualne, zawarte w przypomnianych inscenizacjach.

            W niedużej, z zamierzenia nieforemnej i „osobnej” przestrzeni, ważny jest każdy element. Nic nie stanowi tu jedynie dekoracji czy stelaża. Wszystko ma sens, będąc źródłem wiedzy, a także refleksji.

            I tak stajemy przed efektownymi, wyrazistymi i symbolicznymi kostiumami Kreutz Majewskiego, w których jawiły się na teatralnych deskach, między innymi, Pallas, Nike i Kore. Szaty, swobodnie inspirowane antykiem, przywołują i ożywiają kulturę, która jest dalekim tłem głównych zdarzeń w dramatach Wyspiańskiego. W tych kostiumach, ich formie i barwach, zawarte są też ślady historii samych bogiń. Widząc więc czarną suknię Kore, wspominam mit o żonie i królowej Hadesu, przez pół roku zamieszkującej podziemia. Doczekawszy się przebudzenia natury, za przyczyną swojej matki – Demeter, powracała ona do świata żywych, co symbolizuje barwna suknia, mieniąca się złotem i uzupełniona diademem z kwiatów, owoców i zbóż.

            Przechodząc pomiędzy obiektami scenograficznymi, od czasu do czasu, dość niespodziewanie, znajdujemy się w pobliżu sceny. Zmuszeni jesteśmy do zachowania ciszy (napis: Cisza. Próba). Kiedy indziej, dzięki plastycznej sugestii, wspartej na manierystycznym koncepcie, spostrzegamy park z pomnikiem króla Jana Sobieskiego, a tuż obok niego trzy, urocze, kobiece postacie, jak z klasycystycznych obrazów Antoniego Brodowskiego. A może to tylko kostiumy na manekinach? Z tą wątpliwością tu pozostajemy.

            Wchodząc do drugiej, również niewielkiej, ale jasnej i sklepionej kopułą sali, zostajemy poprowadzeni przez rząd czarno-białych zdjęć i plakatów, które dzięki ornamentalnemu i rytmicznemu rozmieszczeniu podkreślają jeszcze doskonałą formę tej przestrzeni. Dopiero po chwili okazuję się, że sala umiejscowiona jest nad klatką schodową, w głąb której – będąc pod wrażeniem poprzednich efektów iluzyjnych – zaglądamy. Na wprost wejścia, w oddali, ponownie dostrzegamy park z postaciami. Ale i tym razem nie możemy przyjrzeć się im z bliska. I dobrze. W teatrze, jak wiadomo, nie należy przekraczać pewnych granic.

 

[Kilka słów o sztuce... w czasie i przestrzeni, 2007, fragmenty; tekst inspirowany wystawą Według Wyspiańskiego, która odbyła się w Małych Salach Muzeum Teatralnego w Teatrze Wielkim Operze Narodowej w Warszawie, w 2007 roku; ekspozycja prac jednego z najwybitniejszych polskich scenografów, profesora Andrzeja Kreutz Majewskiego, oraz jego studentów z Katedry Scenografii Akademii Sztuk Pięknych w Krakowie, odnosząca się do trzech dramatów Stanisława Wyspiańskiego: Wyzwolenia, Nocy Listopadowej i Wesela.]

---------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------

Kazimierz Drejas – obrazy

Kazimierz Drejas, ur. w 1937 w Bydgoszczy. Studiował w latach 1957–1961 na Wydziale Sztuk Pięknych UMK w Toruniu i ASP w Krakowie, w pracowniach prof. Jerzego Fedkowicza, prof. Emila Krchy i prof. Wacława Taranczewskiego. Członek ZPAP od 1965. Miał 35 wystaw indywidualnych. Brał udział w 91 wystawach plastyki bydgoskiej i w 84 wystawach  ogólnopolskich i międzynarodowych, w tym w 14 Festiwalach Polskiego Malarstwa Współczesnego w Szczecinie. Uczestniczył w 24 wystawach zagranicznych m.in. w wystawie 50 współczesnych malarzy polskich w Paryżu w 1975, w wystawie Polnische Kunstler Heute w Landau w 1983, w wystawie Realizm-Metafora-Geometria w Wiedniu w 1987. W 2005 roku nakładem Galerii Autorskiej J.Kaji i J.Solińskiego został wydany jego album monograficzny pt. „Dwoistość i jedność”. W grudniu 2018 roku zdobył II nagrodę na V Międzynarodowym Biennale Obrazu „Quadro-Art” Łódź 2018. [Fot. Jan Kaja]

 

Wybrane fragmenty

*    *    *

Kazimierz Drejas pokazuje nam świat, który go fascynuje. Nawet, jeśli wiele o nim wie – a chyba tak jest – nie zachowuje się tak, jakby odkrył jego tajemnicę. Ciekawa rzecz, że inscenizując sytuacje, przyjmuje postawę obserwatora, a nie ich stwórcy. Mamy nawet wrażenie, że artysta  jest lekko onieśmielony. Jakby nie do końca przewidział skutki witalności, która wypełnia po brzegi jego płótna z nieskromnymi kobietami. A ponieważ widz i tym razem ulega atmosferze, jaką emanują obrazy malarza – wyrażonej bezpośrednio i zmysłowo sile i radości życia – stoi przed nimi również nieco zawstydzony. I nie może oderwać oczu od płótna. Od kobiet, których kształty oddaje cienka, precyzyjna i nieomylna linia. Malowanych w tonacji zaróżowionych beżów. Zupełnie jakby oddychały jedynie ciepłem i beztroską. Od tych smukłych, umięśnionych sylwetek, przypominających gimnastyczki, oraz kobiet o pełniejszych kształtach, kojarzonych z Ingresem.

 

*    *    *

Twórczość Kazimierza Drejasa łączy tradycję dawnego malarstwa z dokonaniami modernizmu. Artysta spełnia się, malując człowieka, który począwszy od antyku jest podstawowym tematem w sztuce. Świat kobiet – przyciągający uwagę widza, pobudzający jego wyobraźnię i wrażliwość, owiany aurą tajemnicy – stanowi wyrazisty przejaw tych zainteresowań. Rzeczywistość kobiet zamkniętych w swoich pokojach i niedostępnych dla osób z zewnątrz –  zupełnie jak w okresie klasycznej Grecji – może tu  być metaforą  odosobnienia i wyciszenia, które są niezbędne artyście dla  namysłu nad życiem i własną sztuką.

 

*    *    *

Malarz zarówno sobie jak i odbiorcy stawia wysokie wymagania. Jest wyrafinowanym intelektualistą, pisząc malarsko – psychologiczny traktat, dotyczący zawiłości ludzkich uczuć oraz tak wiele mówiący o nim samym. Zamkniętym w swojej pracowni. Spokojnym, zdystansowanym i łagodnie uśmiechniętym. To wszystko? Oczywiście, że nie! Ten sam traktat jest równocześnie barwną, pełną ulotnych chwil księgą, sławiącą niepodważalną wartość i urodę życia. Bezgranicznie.

 

*    *    *

Patrzymy na czyste kompozycyjnie kadry. Towarzyszy nam wrażenie odmierzania proporcji, wręcz matematycznej precyzji. Oto człowiek idealnie wkomponowany w płaszczyzny. Czy nie znaczy to tyle, co uwięziony w kręgu własnych ograniczeń? A może właśnie odnajdujący swoje miejsce? To kolejna, frapująca nas niejednoznaczność. Postać wydaje się zatrzymana w czasie i ciszy. Jej poza i wyrazisty, emocjonalny gest – trwają. Jasne, niebanalne i odważne w sposobie kadrowania kompozycje w połączeniu z ich kameralnością oraz symboliką trwania – wbrew logice  wartkiego strumienia czasu – przywodzą na myśl japońską grafikę.

 

*    *    *

Kazimierz Drejas jest konsekwentny w budowaniu intelektualnej konstrukcji oraz napiętej psychologicznie atmosfery w obrazach. Towarzyszy temu uzasadniona i rzadko spotykana  konsekwencja formalna. Forma wydaje się być tak sprzężona z treścią i nastrojem, że widz nie wyobraża sobie innego ukształtowania przestrzeni i wizerunku postaci dla wyrażenia takich właśnie komplikacji ludzkiej natury. Ludzkiej, a nie tylko kobiecej.

 

*    *    *

Barwy w malarstwie Kazimierza Drejasa mają wyjątkową wartość emocjonalną. Zupełnie tak, jakby określały stan napięcia, czy wysokość dźwięku. Ta interdyscyplinarność przypomina dokonania szlachetnej awangardy, która tworzyła nowe oblicze sztuki na przełomie XIX i XX wieku.

Hanna Strychalska