W osiemdziesiątej czwartej odsłonie "Życia  w ukryciu" Galeria Autorska proponuje poezję Macieja Bieszczada oraz obrazy i grafiki Andrzeja Budziaka.

Maciej Bieszczad – poezja

Maciej Bieszczad, ur. 12.06.1978 w Wieluniu. Poeta i prozaik. Wiersze publikował w "Pograniczach", "Nowej Okolicy Poetów", "Kresach", "Akcencie", "Frazie", "Arteriach", "Migotaniach", "Nowym Napisie", "Toposie", "Czasie Literatury", „Śląsku” i "Twórczości". Wydał zbiory poezji: Elipsa (2010), Okolice Gerazy (2012), Arnion (2014), Pogrzeby wróbli (2017), Kołatanie (2019), Niteczka (2020), tom opowiadań Ulewa (2020) i wybór wierszy Kroki (2021). Jest stypendystą Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego w dziedzinie literatury (2017), laureatem konkursów: VII Ogólnopolskiego Konkursu Literackiego Złoty Środek Poezji na najlepszy poetycki debiut książkowy roku 2010 za tom Elipsa (2011), XI Ogólnopolskiego Konkursu Poetyckiego im. Rainera Marii Rilkego (2017). Niteczka, wydana w serii poetyckiej „Biblioteka Toposu”, została nominowana do Nagrody Poetyckiej KOS im. Kazimierza Hoffmana za najlepszy tom wierszy 2020 roku oraz wyróżniona Nagrodą Literacką im. ks. Jana Twardowskiego. Należy do Stowarzyszenia Pisarzy Polskich Oddział Kraków.

 

Zapomnianym poetom

Stale ich przybywa, od stuleci,
deklamujących w ziemskich
i cherubinowych językach.
Zostawiają po sobie nieodkryty
kwiatostan: echo zapachu, szept czaru,
 
ślad aury. Być gotowym stawiać  z wami
beztroskie kroki, podskakiwać
na weselu początku i końca.
Trzymać was za ręce: uwolnionych
z rezerwatu maestrii, wysłowionych
 
na wskroś.
 
 

Znalezisko

 

Tkanina liścia buka w dotyku przypomina atłas.
Rozkładam ją na środku dłoni. Palcem muskam
 
Unerwienie, porównuje odstępy. Kreski są identyczne,
Odmierzone precyzyjnie. Dlaczego akurat teraz,
 
Gdy zaczyna padać, stoję na końcu polnej ścieżki?
Jak to dlaczego? Adoruję swoje odkrycie. Staram się
 
Osłonić je pochylonym ciałem, w ręku bowiem
Trzymam dowód, potwierdzenie rozedrganej nadziei.
 
 

O doświadczaniu siebie

 

Bardzo często wiersz
staje się słyszalny dopiero
w samotności
 
Wyruszamy zatem
podnosząc się
z łóżka przecierając oczy
 
Nieświadomie
dopuszczamy go
do głosu
 
Wiersz pomaga nam się
wspiąć z parkingu
na polanę
Zupełnie nie cichnie
pod presją klaksonów
smogu legionów depresji
wyznających
wiarę w chimerycznego
molocha
 
Poezja nie ulepsza
ale czyni coś o wiele
ważniejszego
mianowicie
dokonuje zmiany
 
napisał odchodząc
poeta Gottfried Benn
 
 
 

Westchnienia

 

Dziadek nabierał
więcej powietrza w płuca
na myśl o swoich
przodkach.
Wypuszczał je
wzdychając.
Posyłał im w kapsułach
tlenu najświeższe
wiadomości ze świata,
którego świadkami
byli przed stu,
dwustu laty.
Powtarzał to
mój ojciec: ciekawe,
co by powiedzieli
najmądrzejsi,
najlepiej oczytani,
nietuzinkowi,
i wymieniał po kolei
stryjów, kuzynów,
ciotki, własnych
rodziców.
Ponieważ wiem,
że mogę nie wrócić,
ponieważ nie wolno mi
nic z sobą zabrać,
robię to samo
pisząc, jakbym się
ciągle pakował
i miał wyjechać daleko.
 
 

Pojednanie

Wody rzeki stroiły zmysł słuchu.
Z pogwizdywania zarośli, z ptasiego
Przyzywania się powstawała dyskusja
 
Przeciwieństw: świata jako zaniku i jako cudu.
Kukułka w lesie, wzlatująca pod słońce,
Jednoczyła się z zamkniętymi ustami.
 
Prosiłem o wzrok mistyczny, odwrócony,
Otrzymałem proste widzenie ptaka
Przeskakującego z jednego drzewa na drugie.
 

 

Wieniec laurowy

 

Własnym głosem wyśpiewać radość
na widok niezniszczalnego. Znaleźć się
 
w otoczeniu przyprowadzonych na
niekończącą się próbę bezkresnego chóru. 
 
Móc powiedzieć: życzyliśmy sobie
uznania, myśleliśmy o roli i randze.
 
Ze wstydem przyznać: zabiegaliśmy
o posłuch, o garść drogocennych kamieni,
 
a największym zaszczytem okazało się
to jedno - stanąć w gronie uratowanych.
 

*    *     *

 

Nie wróciłeś, więc wybraliśmy literę,
strojne łamigłówki,
 
w akcie niewiary.
 
 
 

Twórczość Bieszczada najbardziej zasadnie daje się określić jako poezja doświadczenia wewnętrznego, co oznacza, iż to ono pozostaje jej zwornikiem, swoistym fundamentem na którym wznosi się cały świat jego wierszy. Rzeczywistość zewnętrzna, w której przebywa bohater wierszy, pozostaje  tu w nieustannym dialogu z rzeczywistością wewnętrzną. Z jednej strony jest ona traktowana jako sprawdzian religijnej, czy duchowej sankcji, której podlega “ja” mówiące tekstów, z drugiej zaś strony stanowi podstawową materię dla wewnętrznych zmagań. Mimo więc ukierunkowania ku rzeczywistości nadprzyrodzonej i niedostępnej dla zmysłów, wiersze Bieszczada operują konkretem i szczegółem znanym z ziemskiego życia, nie są zawieszone w anhelicznym uniwersum abstrakcyjnych pojęć.

 

                                                                                                                                      Prof. Zofia Zarębianka, „Topos”

 

Bieszczad jest autorem kilku tomików, jest poetą ciekawym, nagradzanym, wrażliwym na świat, dostrzegającym i respektującym jego metafizyczny horyzont, ale w "Niteczce" uchwycił coś, co wymaga zanurzenia się z jednej strony w bezgranicznej – po ludzku absurdalnej – pustce, a z drugiej pełnego – po ludzku znowu absurdalnego – trwania i akceptacji świata. "Niteczka" jest trenem i hymnem, żalem i zarazem radością z odzyskanej radości, jest książką wierszy o życiu i śmierci, o słabości i sile. Tak pisze się tylko wtedy, kiedy śmiało sonduje się własne przeżycia i kiedy ich ciężar osiągnie punkt krytyczny, przybierając wartość najwyższą, poza którą zaciera się granica między klęską a zwycięstwem człowieka...

 

                                                                                                                         Prof. Wojciech Kaliszewski, "Wyspa"

 

Liryka czysta i wzruszająca potrafi przekazać ból i zarazem niedowierzanie, wstrząs, jaki towarzyszy komuś, kto ma pożegnać najbliższą zmarłą osobę. Niedopowiedzenie, zawieszenie głosu sprawia, że w ciszy między słowami tym wyraźniej rysują się emocje.Dyskretne odwołania do zdań z Biblii, nawiązania do kilku słów z Ewangelii pozwalają autorowi pośrednio mówić o zwątpieniu, oczekiwaniu na cud, o nadziei.Jest to poezja bardzo dojrzała, świadoma swojego warsztatu artystycznego.

                                                                                                                              Iwona Smolka, fragment laudacji

---------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------

Andrzej Budziak – obrazy i grafiki

Andrzej Budziak ur. w 1953 r. w Bydgoszczy, zm. 10 VI 1981 w Gdańsku. Ukończył PLSP w Bydgoszczy. W latach 1975-1980 studiował w Państwowej Szkole Sztuk Plastycznych we Wrocławiu na Wydziale Malarstwa. Dyplom uzyskał w pracowni prof. Z. Karpińskiego. W roku akademickim 1980/81 pracował jako asystent w Zakładzie Malarstwa na Wydziale Sztuk Pięknych UMK w Toruniu. Uprawiał malarstwo, grafikę i rysunek. Uczestniczył w kilku wystawach zbiorowych. Pierwsza wystawa indywidualna odbyła się trzy miesiące po jego śmierci. W kolejnych latach przyjaciele artysty zorganizowali jeszcze kilka jego wystaw indywidualnych. Jego spuścizna artystyczna znajduje się w Muzeum Okręgowym w Bydgoszczy. [Fot. Tytus Żmijewski]

 

 

(...) Budziak nie tytułował swoich obrazów może i dlatego, że twórczość jego przechodziła burzliwy okres walki o niezależność tworzywa malarskiego, o autonomię (...) malował z pasją, ale nie bez napięcia, a nawet nie bez paniki. Pytał sam siebie i drugich o sens tego co robi, a żarliwość z jaką malował nie była namiętnym szamotaniem się z materią malarską, tylko czujnym poszukiwaniem sensu i powodu twórczości. (...)

                                                                                                       Stanisław Rodziński

 

   (...) Czystość kreacji osiąga Andrzej Budziak w jeszcze większym stopniu w grafice, gdzie sama specyfika tworzywa skłania do wyrażania bardziej analitycznego w stosunku do świata. Wydobywając kształty z materiału drogą jego eliminacji artysta rezygnuje z wielości na rzecz ograniczonego wyboru. Metoda zdaje się potwierdzać myśl A. de Saint-Exupérego: „Doskonałość osiąga się nie wtedy, kiedy nie można już nic dodać, ale kiedy nie można już nic ująć” 

                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                           Piotr  Michałowski