W osiemdziesiątej ósmej odsłonie "Życia w ukryciu" Galeria Autorska proponuje poezję Grzegorza J. Grzmot-Bilskiego i fotografie Jerzego Riegla.
Grzegorz J. Grzmot-Bilski – poezja
Grzegorz J. Grzmot-Bilski, ur. 1964 r. w Bydgoszczy, poeta i filozof. Doktorat z filozofii obronił w Instytucie Filozofii i Socjologii Polskiej Akademii Nauk w Warszawie (1994). Przez wiele lat pracował jako adiunkt w Instytucie Filozofii Uniwersytetu Kazimierza Wielkiego w Bydgoszczy. Autor książek poświęconych filozofii: Idea racjonalności w filozofii A. N. Whiteheada (1996), W poszukiwaniu syntezy. Między wiarą a rozumem (2004), Bierdiajew i problem wolności (2010). Opublikował także książki poetyckie: Z powrotem do życia (2003), Nim spłonę w świetle (2011), Przebóstwienie (2015), Sprzedawca Kawy (2019) i Niebieski argonauta (2021). Jego wiersze były publikowane m. in. w Akancie, Okolicy poetów i BIK-u. Współtwórca Czasopisma Filozoficznego Filo-Sofija, członek Polskiego Towarzystwa Filozoficznego oraz przewodniczący Komisji Filozofii Bydgoskiego Towarzystwa Naukowego.
Pan filozof
Rozmowa filozofa i poety
8.XI.A.D.1997.
Kuszenie Fryderyka Nietzschego
27. 01. 2020
Ważnym wymiarem mojej poezji jest metafora drogi, podróży w dół i górę, katabasis i anabasis. Można zatem powiedzieć, że w swoich tekstach poetyckich nawiązuję do starych archetypów opisywanych już przez takich twórców jak Orfeusz, Heraklit z Efezu lub Dante Alighieri. Stąd też, często w moich wierszach pojawia się motyw upadku (…).
Czym jest poezja? Co jest dla mnie szczególnie znaczące w poezji? Czym dla mnie jest poezja? Aby podjąć refleksję nad tymi pytaniami, należy, jak sądzę, odwołać się do kwestii antropologicznej, wyrażającej się w pytaniu: Kim jest człowiek? Czy jestem duszkiem dźwigającym ciało?
W myśli filozoficznej spotykamy wiele rozmaitych koncepcji, ujęć, wglądów, które odnoszą się do kondycji ludzkiej czy istoty człowieka. Bliska jest mi koncepcja Carla Gustava Junga oraz myśl filozofów egzystencji, takich jak Søren Kierkegaard, Martin Heidegger, Karl Jaspers oraz Mikołaj Bierdiajew.
Carl Gustav Jung nawiązuje w swojej myśli do gnostyckiej wizji świata oraz triadycznego rozumienia człowieka i ludzkości. W tej koncepcji ludzie rozumiani są jako: hylicy, tzn. materialiści, którzy koncentrują się przede wszystkim na sprawach doczesnych i hedonistycznych. Psychicy, indywidua ludzkie redukują człowieka głównie do myślenia racjonalnego. Poza rozumem nie ma dla nich wyższej instancji. Wreszcie pneumatycy to ludzie duchowi, którzy mają świadomość zjednoczenia własnej Jaźni (Selbst) z Bogiem. Człowiek duchowy to ktoś, kto szczęśliwie przeszedł cały i bolesny proces wtajemniczenia.
Do gnostyckiej wizji świata nawiązuje też Mikołaj
Bierdiajewa, filozof egzystencji i wolności, dla którego człowiek jest duchem uwięzionym w materii.
W myśli filozofów egzystencji, których znakomitym poprzednikiem był Błażej Pascal, istotną rolę odgrywa rozumienie człowieka jako indywiduum, jednostki, egzystencji, co oznacza, iż swoistość ludzkiego bycia jest czymś wyjątkowym, otwartym na sprzeczności i paradoksy – nie podlega żadnym uogólnieniom, nie daje się umieścić w żadnej „szufladce”. Natomiast w ontologii fundamentalnej Heideggera odnajdujemy inny motyw gnostycki, którym jest Dasein „rzucone-w-świat”.
Tak jak nie ma jednej odpowiedzi dotyczącej natury człowieka, tak samo nie ma jednego stanowiska wyjaśniającego istotę poezji. Dlatego też swój namysł nad doświadczeniem poetyckim nazwałbym pluralistyczną koncepcją poezji. Wedle tej hipotezy da się wyróżnić wiele modeli poezji. W tym rozróżnieniu możemy odwoływać się do kategorii z różnych dziedzin, filozofii, teologii, życia społecznego, ideologii, polityki, teorii i historii literatury czy kultury w szerokim znaczeniu. Oczywiście tego typu meta-teoretyczne rozważania są pewnym uproszczeniem, czy wręcz roszczeniem do pojęciowego uchwycenia skomplikowanej rzeczywistości poetyckiej.
Każdy poeta musi sam podjąć decyzję do jakiego rodzaju poezji mu jest najbliżej. Stwierdzenie to dotyczy także piszącego te słowa. Czym jest dla mnie poezja?
Moja twórczość poetycka podlegała ewolucji. Jako nastolatek rozpocząłem pisanie wierszy od doświadczenia samotności, „rzucenia-w-świat”, alienacji i poczucia niezrozumienia przez otaczających mnie ludzi. W istocie szukałem odpowiedzi na pytania: Kim jestem? Jaki jest sens mojego istnienia? Jako młody człowiek byłem zainteresowany wieloma rzeczami, np. trenowałem karate-do, czytałem opracowania na temat Huny, interesowałem się też religiami Dalekiego Wschodu, głównie buddyzmem zen i hinduizmem. Rozmyślałem: Kim jest wczesnochrześcijański anachoreta lub islamski sufi? W wyniku moich lektur i przemyśleń pojawiła się dla mnie kolejna ważna kwestia: Czym jest oświecenie? Kim jest człowiek oświecony?
Z biegiem lat moje studia nad filozofią Wschodu i Zachodu, w tym mistyki chasydzkiej, spowodowały, że coraz bardziej rozważałem problem mojej duchowej tożsamości. Powróciło pytanie: Kim jestem? Buddystą? Hinduistą? A może radosnym cadykiem? Zrozumiałem, że nie można iść wszystkimi drogami duchowego rozwoju człowieka jednocześnie. Mniej więcej w tym czasie zacząłem interesować się kwestią człowieka wewnętrznego i jego ciała duchowego (soma pneumatikon). Uświadomiłem sobie, że kontakt z Bogiem zmienia ludzką osobowość.
W mojej duchowej i twórczej podróży ku Bogu ważną rolę odgrywają również przeżycia z dzieciństwa. Pamiętam jak chłopcy z okolicy budowali na moim podwórku swoistą wieżę Babel. Z pozbieranych w okolicy desek wznieśli osobliwą budowlę tzn. wieżę, która zaczęła sięgać trzeciego pietra mojej kamienicy. Wieża runęła. A ja zrozumiałem, że pycha rozumu nie może doświadczyć nieba.
Przypomina mi się też, jak pewnej mroźnej zimy, ja i moi koledzy postanowiliśmy zrobić lodowisko. Z ziemi i śniegu zostały uformowane małe nasypy. Z pralni za pomocą węża, zwanego szlauchem, poprowadziliśmy wodę do przyszłego boiska hokejowego. Ale my młodzi ludzie nie mogliśmy się doczekać końca krzepnięcia wody i chodziliśmy po kruchym lodzie życia.
Na koniec tych wspomnień z lat dziecięcych chciałbym przywołać postać pewnej pięknej młodej dziewczyny. W lecie na moim podwórku graliśmy w „Dwa ognie” z dziewczętami. Postacią wyróżniającą się była piękna Małgorzata. Wyróżniała się ona nie tylko urodą ale także i intelektem. Mimo, że była ode mnie starsza o kilka lat, często ze mną rozmawiała. W jakimś stopniu stała się ona dla mnie archetypem kobiecości (anima). Niestety Małgosia po kilku latach mieszkania w starej secesyjnej kamienicy wyprowadziła się do nowego budownictwa. Po jakimś czasie dowiedziałem się, że umarła młodo.
Dzięki wnikliwej lekturze Kazań i Traktatów Mistrza Eckharta świadomie wybrałem Jezusa Chrystusa jako swojego Mistrza, zaś chrześcijaństwo jako ścieżkę mojego duchowego rozwoju. W tym czasie pytałem: Czym jest zbawienie? W wierszu Krzysztof Kolumb po buncie marynarzy daję wyraz temu, , że nie ma powrotu na stare niechrześcijańskie szlaki:
Jednocześnie w moim życiu osobistym zabrakło, mówiąc oględnie, pomyślności.
Jako zawodowy filozof spędziłem ponad 20 lat na Uniwersytecie Kazimierza Wielkiego w Bydgoszczy. W tym 5 lat na Studiach Doktoranckich w Instytucie Filozofii i Socjologii Polskiej Akademii Nauk w Warszawie.
Wówczas interesowałem się głównie mistyką św. Teresy z Avili, św. Jana od Krzyża i „proroctwem” Fryderyka Nietzschego „Bóg umarł” („Bóg jest martwy”). Prowadziłem też studia nad filozofią Plotyna, Alfreda North Whiteheada i Mikołaja Bierdiajewa. W tym czasie dojrzewałem również jako poeta. Odkryłem, że „Bóg żyje” („Bóg jest żywy”). Odtąd w centrum mojej poezji, a także filozofii, znajduje się Bóg i człowiek.
Poezja to także dramatyczne zmaganie się ze złem. Unde malum? Czym jest grzech pierworodny? Na czym polega upadek człowieka? Poeta w swojej twórczości świadomie lub nie zmaga się z furią demonów. W swoim życiu i twórczości zawieszony między lamentem a potępieniem doświadczyłem niemało zła. Za Ewagriuszem z Pontu mogę powiedzieć, że walczyłem z licznymi demonami, takimi jak: smutek, acedia, gniew i pycha niepotrzebna. Znaczące stało się dla mnie doświadczenie wolności-z-otchłani opisywane w literaturze współczesnej przede wszystkim przez Fiodora Dostojewskiego i Mikołaja Bierdiajewa: „Dla Bierdiajewa i Dostojewskiego punktem wyjścia do uprawiania filozofii nie jest greckie zdziwienie, thaumadzein, lecz biblijne doświadczenie rozpaczy: De profundis ad te, Domine, clamavi! (z głębokości wołam do ciebie, Panie!). I właśnie to „zstąpienie do otchłani”, descensus ad inferos, tzn. przejście przez nicość i rozpacz (szaleństwo) jest tym fundamentalnym doświadczeniem egzystencjalnym, które łączy twórczość Bierdiajewa i Dostojewskiego a przeze mnie nazywane jest wolnością-z-otchłani”. I właśnie to doświadczenie powinno być szczególnie ważne dla poety i filozofa współczesnego.
Dla równowagi dodam, że mój opiekuńczy dobry duch wielokrotnie ratował mnie przed poważnymi kłopotami i dzięki mu za to.
W niektórych moich wierszach pisanych w wieku dojrzałym można także odnaleźć odwołania do ważnej dla mnie gnozy chrześcijańskiej (gnosis pneumatike) zwłaszcza Klemensa Aleksandryjskiego, Orygenesa i św. Ireneusza z Lionu. Szczególne znaczenie ma dla mnie neognoza, wspomnianego już Carla Gustava Junga, a przede wszystkim problem inicjacji rozumianej jako indywiduacja. Celem procesu indywiduacji są drugie narodziny. Ponowne narodziny człowieka przekraczają wymiar biologiczny i prowadzą do odkrycia kamienia filozoficznego (lapis philosophorum). Doszedłem także do wniosku, że głęboka poezja jest rodzajem misterium, tzn. udziałem w cierpieniu, śmierci i zmartwychwstaniu Chrystusa. Tak rozumiana poezja ma wymiar eschatologiczny i zadaje pytanie: Co następuje po śmierci?
Sensem tak pojmowanej twórczości jest przemiana człowieka z istoty śmiertelnej i czasowej w istotę wieczną i nieśmiertelną. Oznacza to, że życie człowieka przekracza wymiar biologiczny i wraz ze śmiercią nie kończy się ale zmienia.
Gdybym dziś, jako człowiek po różnych traumatycznych doświadczeniach, miał zmierzyć się z pytaniem: Czym jest poezja?; to odpowiedziałbym, iż jest ona duchową podróżą ku Bogu. Celem tak rozumianej poezji jest osiągnięcie przebóstwienia nazywanego także prze mnie wyzwoleniem:
Grzegorz J. Grzmot-Bilski
Jerzy Riegel – fotografia
Jerzy Riegel ur. w 1931 r. w Bydgoszczy, zm. 25 X 2019 w Bydgoszczy. Z zawodu poligraf. Od 1967 r. członek Związku Polskich Artystów Fotografików. Zajmował się fotografią czarno-białą, a najbardziej zafascynowany był techniką fotograficzną – izohelią. W 1980 r. otrzymał złotą odznakę Zawodowego Pracownika Poligrafii, a w 1985 roku został uhonorowanym medalem W służbie oświaty. W 1987 r. uzyskał uprawnienia MKiS rzeczoznawcy dzieł sztuki współczesnej w zakresie fotografii. W 2017 r. otrzymał Srebrny medal „Zasłużony Kulturze Gloria Artis”. Całe życie związał z Bydgoszczą, którą fotografował prze sześć dekad. Przygotował szereg wystaw indywidualnych i uczestniczył w licznych wystawach zbiorowych w kraju i zagranicą. Swoje prace prezentował w wielu publikacjach i albumach mi. w wydanych przez Galerię Autorską J. Kaji i J. Solińskiego: Bydgoszcz minionego wieku, Bydgoszcz Jerzego Riegla i poetów oraz Bydgoszcz zapomniana.
Relikwie mojego dzieciństwa
Do fotografii Jerzego Riegla mam, jak to się mówi, stosunek osobisty. Lubię przede wszystkim zdjęcia wczesne, z lat 60., przedstawiające starą część miasta: okolice Wyspy Młyńskiej, Wenecję Bydgoską, Starówkę, promenadę nad kanałem z barkami i holownikami przy brzegu, fragmenty Gdańskiej (wówczas 1 Maja), Długiej, Pomorskiej, Dworcowej, kamienice o zniszczonych fasadach, ulice z szynami wtopionymi w bruk błyszczący od słońca lub deszczu. Lubię te, na których widać stare samochody, czerwone tramwaje, witryny nieistniejących już sklepów i ludzi: anonimowych przechodniów, mieszkańców biednych podwórek, mężczyzn i kobiety o zmęczonych twarzach, wykonawców zbędnych już dziś profesji.
Lubię zwłaszcza ujęcia w zbliżeniach, te, które pozwalają oku zatrzymać się na pojedynczym przedmiocie, bo wtedy jego surowe piękno jest niemal w zasięgu ręki. Oto metalowa poręcz przy schodach nad kanałem, oto podwórkowa pompa z ciężkim uchwytem, słup gazowej latarni z kloszem dostojnym jak puchar, łańcuchy spinające krzesła karuzeli, klamka przy bramie jakiejś kamienicy i „kocie łby” Dworcowej, gdzie wówczas mieszkałem. Patrząc na te fotografie czuję kształt, chłód, fakturę tych prostych rzeczy, które były częścią mojego dzieciństwa, a które dziś byłyby jego relikwią, bo dzieciństwo zostaje we wspomnieniach jako święty czas życia, raz przeżyty z całą cudowną nieświadomością, a później na zawsze utracony.
We wczesnych latach 60. Jerzy Riegel i ja chodziliśmy tymi samymi ulicami i, być może, pan Jerzy, młody fotograf poszukujący dobrego światła, widział kiedyś małego chłopca o płowych włosach spacerującego z dziadkiem bulwarem nad Brdą, albo Dworcową w kierunku 1 Maja, być może Pomorską, Długą czy Królowej Jadwigi, wędrującego z poczuciem bezpieczeństwa, śmiało i beztrosko aż po kres dzieciństwa.
Piotr Siemaszko