- Sam akt głosowania był demokratyczny. Byłem w ośmiu lokalach wyborczych, zanotowaliśmy tylko jedno naruszenie polegające na tym, że lokalni obserwatorzy i dziennikarze nie mogli swobodnie przemieszczać się w lokalu wyborczym i mieli zakaz fotografowania. Lokale nie były specjalnie przygotowane na naszą wizytę, pierwszy nam zaproponowano, ale kolejne wybieraliśmy losowo – relacjonuje poseł Bartosz Kownacki. – Sam akt głosowania jest w Rosji bardziej zabezpieczony niż w Polsce. Kosztem miliarda dolarów zainstalowano kamery internetowe rejestrujące urny i miejsce pobierania list do głosowania. Dodatkowo wprowadzono – kontrowersyjny według mnie – projekt przezroczystych urn. Moim zdaniem w Rosji nie było potrzeby fałszowania wyborów na masową skalę – ocenia Kownacki.

Choć sam akt głosowania nie budził kontrowersji, poseł Kownacki problem rosyjskich wyborów prezydenckich widzi w czym innym. – Problem był raczej w liście kandydatów, na której był Putin i dwóch koncesjonowanych od 20 lat opozycjonistów: skrajny nacjonalista i komunista. Pozostali kandydaci to zupełny folklor. Ja gdybym był Rosjaninem nie poszedłbym na te wybory. Wiele o nich mówi atmosfera w Moskwie na dwa dni przed głosowaniem. Nie zauważyłem żadnego napięcia, oczekiwania zmian – mówi.

Bartosz Kownacki krytycznie ocenia jakość polsko-rosyjskich relacji międzypaństwowych. – Relacje zwykłych Rosjan do Polaków są raczej pozytywne. Relacje międzypaństwowe są dużo bardziej skomplikowane i cieniem na nie rzuca się Smoleńsk. Władza rosyjska szanuje państwa, które są pewne siebie i nie boją się walczyć o swoje. Pod rządami Tuska Polska jest słabym państwem. Relacje polsko-rosyjskie są oparte na dużym strachu i bezsilności polskiej strony. Przez 6 lat prezydentury Putina nasze stosunki na pewno nie ulegną zmianie – analizuje poseł Kownacki.